Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Jaga drętwieje za swoim biurkiem, w oczach Naczelnego pojawia się wyraz zaciekawienia, a ja czuję, jak zapadam się na pewno już po łydki w podłogę pokrytą wykładziną.

– Po pierwsze – mówi Naczelny i jego wzrok jest wbity we mnie jak skalpel – po pierwsze nie wiedziałem, że pani tak bardzo zależy na tych odpowiedziach. Brałem pod uwagę zmianę w sposobie porozumiewania się z czytelnikami, ale chciałem, żeby pani skupiła się na nowym dziale. Po drugie, jeśli podoła pani obowiązkom, to bardzo proszę, tylko ani słowa skargi. Po trzecie, dyrektor wydawniczy nie jest idiotą, o czym wszyscy wiemy, po czwarte, jeśli pani chciała ze mną ustalać wynagrodzenie, to należało to powiedzieć, a nie skarżyć się pani Jadze, po piąte, owszem, zdarzyło mi się pomyśleć, że moje synapsy nie działają, na przykład w tej chwili, bo w ogóle nie wiem, dlaczego jeszcze z panią rozmawiam. Ale nie zapłacę pani jak za dwa etaty! Może dostać pani trochę więcej, ale na pewno nie za dwa!

Muszę wyglądać jak idiotka, bo w oczach Naczelnego pojawia się takie samo rozbawienie, jakie gości czasami w oczach mojego ukochanego socjologa. Stoję jak wryta i nic nie rozumiem, zupełnie nic nie rozumiem. Wyrzuca mnie, dając mi etat? Zwalnia mnie czy nie? Muszę to natychmiast wyjaśnić.

– To zwalnia mnie pan? – pytam i robi mi się gorąco.

– Pani Jago – Naczelny zwraca się do sekretarki – niech pani wytłumaczy pani Judycie resztę, bo ja nie mam siły. Ja jestem żonaty, j a to mam w domu, dlaczego ja pracuję w babskiej redakcji? Dlaczego ja nie jestem naczelnym „Playboya”? Dlaczego ja się na to zgodziłem? Dlaczego ja nie robię tego, co lubię? A najbardziej lubię łowić ryby… w samotności, na Śniardwach… – rozmarza się Naczelny. – Niech pani powie pani Judycie, że jutro o dziesiątej u mnie narada z dyrektorem wydawniczym, tym idiotą. Trzeba go będzie przekonać do stworzenia nowego działu. Żegnam panie.

Zostajemy same. Opadam na fotel pod drzwiami, Jaga zaczyna nerwowo chichotać.

O co chodzi? – pytam przyjaźnie i robi mi się ciepło i sennie.

O panią! Będzie nowy dział interwencji, jeszcze nie wiadomo, jak się będzie nazywał, a pani będzie jego podporą za dużo większe pieniądze! To po co pani listy?

Wracam na miękkich nogach do pokoju. Karna i Ewa podskakują do mnie.

– Niedobrze mi – mówię i czuję, że zaraz puszczę pawia. – Wody…

– Zwolnił cię…

Patrzę na nie nieprzytomnym wzrokiem, wypijam duszkiem wodę niegazowaną i zaczynam się histerycznie śmiać.

– To reakcja nerwicowa na zwolnienie, nie martw się, w „Pani i Panu” szukają redaktorów, polecę cię mówi Karna, a ja nie mogę się przestać śmiać.

– Judyta! – Ewa z troską pochyla się nade mną.

– Co on ci zrobił? Co ci zrobił ten sukinsyn?

– Awansował mnie! – wykrztuszam z siebie i wiem, że życie jest piękne.

W drodze powrotnej do domu kupiłam szampana, i to nie tego najtańszego za dziewięć złotych, tylko za dwadzieścia cztery. Tosi kupiłam rajstopy w siatkę, przez które na pewno będzie miała zapalenie jajników, ale za to są modne, albo mi się wydaje, że są modne, a ja bym w życiu czegoś takiego nie włożyła, więc powinna się cieszyć. Niebieskiemu kupię pióro prawdziwe wieczne, o którym marzy, i może będzie przesyłał mi własnoręcznie pisane listy. Którymi się będę mogła rozkoszować do końca życia. Albo w kryzysach małżeńskich. Tak postanowiłam. A sobie kupię aparat do masażu podwodnego, na który mnie Ula namawia od nowego roku. Dostała taki od męża. Nie wiem, dlaczego ja mam kupować, skoro ona dostała, ale trudno, żeby jej mąż mi kupował aparat do masażu.

Niebieski widział to domowe jacuzzi Uli, ale jakoś nie pobiegł do sklepu, żeby zainwestować w naszą wannę. I może słusznie, bo teraz ja, jako kobieta zamożna, bardzo dobrze zarabiająca, z perspektywami, mogę właśnie sobie zrobić luksusową przyjemność. Podpisałam nową umowę i w życiu nie śniłam nawet, żeby tyle zarabiać, razem z listami, które będę ciągnąć!

Kiedy przyjechałam do domu, Tosia z Adamem siedzieli przed telewizorem i oglądali mecz.

Stanęłam w drzwiach, ale nikt mnie nie zauważył, jedynie Borys, łaskawca, podniósł się i pomachał ogonem.

Dzień dobry – zawołam radośnie.

Będzie karny! – odpowiedział mi Adaśko.

Dwa zero prowadzimy! – krzyknęło moje maleństwo, nie odrywając wzroku od ekranu, na którym dwudziestu czterech facetów biega w tę i we w tę bez żadnego pomysłu i nawet czasu im nikt nie mierzy.

Mam dla was niespodziankę! – Nie dałam za wygraną, powiedziałam to zdanie równie radośnie, nie chcąc znowu pakować się we własne ograniczenia.

Wal, wal, wal!!! – krzyknął Adam do mężczyzny o krótkich nogach, który podbiegł do piłki.

Awansowałam!

– Cudownie! Jest!!! Psiakrew, jest! – krzyknęli oboje, wciąż przypięci do ekranu.

– 1 będę teraz bardzo dobrze zarabiać – dodałam.

Dwa dwa! Mamy szansę na wejście do finału! Rozumiesz to! – Adam zerwał się i wykręcił mną kółeczko. – Remis!!! Piękny strzał! Piękny!

Powtarzają! – krzyknęła Tosia, Adam mnie puścił i prawie wszedł w telewizor.

Tylko to wam chciałam powiedzieć… – powiedziałam.

Popatrz, tuż pod poprzeczką, nie do obrony – entuzjazmował się Adam. – Wiedziałem, że jeśli tylko on będzie strzelał, to wyrównamy… Jutka, siadaj!

Poszłam do kuchni, szampana wsadziłam do lodówki. Potem wyjęłam piwo, otworzyłam i poszłam oglądać, jak to dorośli mężczyźni uganiają się za kawałkiem skóry, dają się kopać po nogach, a czasami i gdzie indziej, tylko dlatego, żeby ich koledzy mogli w tym samym czasie wbić ten kawał skóry w brudną siatkę, do której dostępu broni umazany w błocie mężczyzna, który nie biega po boisku, tylko czeka, aż mu rozkwaszą twarz piłką.

Dlaczego mój facet nie może biegać po boisku, zamiast wyjeżdżać do Stanów?

Narządko szczęścia

Odebrałam dzisiaj aparat do masażu w wannie. Adam jest zaganiany przed wyjazdem, nie miał czasu ze mną pojechać, tachałyśmy to urządzonko razem z Tosią najpierw ze sklepu do kolejki, potem od kolejki do domu.

„To niewielkie urządzonko może całkowicie zmienić państwa życie, dając niezapomniane chwile relaksu” – głos sprzedawcy brzmiał tak, jakby ten przez ostatnie trzy tygodnie nic innego nie robił, tylko się niezapomnianie relaksował. „Niewielkie urządzonko” ważyło ze dwadzieścia kilogramów, nie byłyśmy zrelaksowane. Serce waliło mi jak młotem, ręce drętwiały, a kolana odmawiały posłuszeństwa.

– Nie wyobrażasz sobie, jakie to cudowne, lejesz wodę do wanny, wchodzisz, kładziesz się, a bicze cię delikatnie biczują i czujesz się jak nowo narodzona – brzmiały mi w uszach słowa Uli.

– Poradzisz sobie, prawda? – Tosia zostawiła mnie przed furtką i pobiegła do Isi, bo nie było jej tam od wczoraj.

Wielkie mi coś – złożyć prosty aparat do masażu w wannie. Pestka.

Szybko zdjęłam kurtkę i postanowiłam w te pędy się zrelaksować. Po moich ostatnich doświadczeniach z maszynką do mięsa, która, gdy ją złożyłam do kupy, pozbawiła na jakiś czas prądu cały dom, za radą Niebieściutkiego czytałam wszystkie instrukcje dołączone do sprzętów, z którymi miałam do czynienia.

Gdy jednak wygrzebałam spod stosu różnych przyrządów, mat i rurek, sporych rozmiarów książeczkę, po kilku stronach stwierdziłam, że Faust w przekładzie na język norweski byłby łatwiejszy do zrozumienia.

„Rurkę C – 12…” Rurka C – 12? O węglu C – 12 słyszałam, ale jak można nazywać w ten sposób Bogu ducha winną rurkę, na dodatek plastikową, „…wsunąć do otworu B – 6…” B – 6 to zupełnie tak jak witamina, ale nie wolno mi zapominać, że to wszystko dla ułatwienia. Przy złączce K – 2, zamiast myśleć o alpinistach, zaczęłam przypominać sobie mój pierwszy obóz harcerski. Pierwsze zadanie, jakie tuż po przyjeździe otrzymał nasz zastęp, polegało na rozbiciu namiotu typu Brda. Z worka wysypał się zgrabnie zestaw rurek różnej długości i grubości, na dodatek opatrzony łańcuszkami, bolcami, śledziami i wszystkim, co tylko złośliwym producentom namiotów zdołało jeszcze przyjść do głowy. Gdyby nie druh Jacek (jakież on miał piękne oczy), prawdopodobnie już pierwszej nocy poznalibyśmy dogłębnie sens stwierdzenia,,pod gołym niebem”. Brda, Brda, nie mogło to być nic dobrego. Za Brdę dostałam kiedyś dwóję z geografii, bo nie wiedziałam, czy jest dopływem Wisły, Warty czy innej rzeki na „W”. Jak to dobrze, że Tosia nie zdaje matury z geografii. Ale szkoda, że w ogóle jest przed maturą tuż – tuż. Takie było miłe i malutkie dziecko…

9
{"b":"100580","o":1}