Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Ale skąd mój Nieletni Siostrzeniec miał wiedzieć, że nie leje się płynu do kąpieli, jeśli się włącza bąbelki?

Wycierałam mieszkanie do północy. Pech jakiś ciąży nad moją podłogą. To już trzecie gruntowne mycie na przestrzeni paru tygodni. Podłoga może tego nie wytrzymać. Piana dosięgła kuchni i pokoju, w którym Nieletni spał snem sprawiedliwego. Jedyny profit z tego zdarzenia to ubytek w butelce koniaku, bo na całkiem trzeźwo nie byłam w stanie sprzątać po nocy. A podłoga w końcu czysta i pachnąca świerkiem jak nigdy. Padłam do łóżka o pierwszej i natychmiast zasnęłam jak suseł. O trzeciej w nocy zbudził mnie telefon. Byłam nieprzytomna.

Jutka, co się z tobą dzieje? – usłyszałam w słuchawce głos mojego Niebieskiego.

Która godzina? – zapytałam bezsensownie, bo chyba jeszcze nie czas wstawać, na miłość boską!

– Jutka, to ja, Adam! – daleki pogłos niósł się po drutach, ale ja, choć w części byłam przytomna, to nie była to część na ogół używana do porozumiewania się. Większa część mnie spała. – Co się stało?

Nic… – mruczałam do słuchawki – wszystko w porządku. Co u ciebie?

Załatwiłaś wizę? Przyjeżdżacie? – Adam odpływał w siną dal. – Czemu nie piszesz?

Nie wiem… Nie mam pojęcia… – Czy ja gdzieś mam jechać? Dzisiaj? Po nocy?

– Masz taki dziwny głos… Na pewno wszystko w porządku?

Tak… tak – wyszeptałam resztką sił – skasowałam sobie pocztę, jutro wyślę emalkę z pracy…

Jak to, skasowałaś? – chciał wiedzieć Niebieski, ale oczy mi się zamykały ze zmęczenia i widocznie przesadziłam z ubytkiem w butelce… – Nie można skasować!

Można, niestety, jak się ma zdolnego siostrzeńca, to wszystko można.

– Napiszę jutro z redakcji – szepnęłam w słuchawkę.

– To całuję. – Kochany Niebieski całował mnie na dobranoc.

– Tęsknię za tobą – powiedziałam i odpadłam na łóżko, tuż obok Zaraza, który leżał przy mojej poduszce.

Dlaczego akurat w Ameryce jest inny czas niż w Polsce? Na dobrą sprawę nic nie usprawiedliwia takiej różnicy czasu. Czy nie byłoby lepiej, gdybyśmy zostali przy Ziemi jako płaskim talerzu przytrzymywanym przez słonie, które stoją na grzbietach żółwi? Byłoby. Ale nie, Kopernik musiał odkryć, że Ziemia jest kulista, i dlatego właśnie mam noc, kiedy jedyna miłość mojego życia ma dzień. Kiedy obudziłam się rano, nie mogłam sobie uświadomić, dlaczego słuchawka jest w łóżku, w kudłach Borysa, wydawało mi się, że Adaśko dzwonił i bardzo żałowałam, że nic z tego snu nie pamiętam.

Czułe kłamstwa

Nie mam czasu, nie mam czasu, nie mam czasu. Rano pobudka, wyprawiam Nieletniego, w pędzie zakupy, potem redakcja, teraz muszę być codziennie, Nieletni dzielnie wraca ze szkoły kolejką i kasuje bilety, Tosia przychodzi do domu wieczorem, uczy się albo jeździ z koleżankami wybierać sukienkę na studniówkę, średnio dwa razy w tygodniu, poza tym weekendy spędza u ojca i oświadczyła, że nie może sobie pozwolić na przerwę w nauce.

Z Ameryki więc nici, nie zostawię jej na święta.

Nie wiem, jak inne kobiety dają sobie radę, choćby takie, które mają dwójkę dzieci, albo trójkę dzieci, albo czwórkę dzieci. Nie wiem, jak ja sobie dawałam radę przy Nieletniej Tosi. Nie pamiętam. Może już jestem za stara na takie dzieci. Ale przecież Agnieszka jest starsza i sobie daje radę. A Grzesiek jest dużo starszy od Agnieszki. Ale oni się wyszaleli, zanim mieli dzieci. Bardzo mądrze.

Napisałam do Niebieskiego, że nie przyjeżdżamy, i nakłamałam, że jedziemy do mojego brata na Wigilię, bo złamał nogę i nie może przyjechać. Żeby Adaśkowi nie było przykro, że to z powodu Tosi. Już wolę żeby Adaś miał pretensję do losu, który mojemu bratu nadwerężył kości. Nie czuję się dobrze po takim kłamstewku, ale przecież nieczęsto to robię. A właściwie bardzo rzadko, prawie nigdy. I zawsze w dobrej wierze, to powinno mi być policzone.

Kiedy powiedziałam Mojej Mamie, że zostajemy, odetchnęła z ulgą, Mój Ojciec za to powiedział, że gdy by był na moim miejscu, toby pojechał, bo nigdy nie wiadomo, jak długo Ameryka będzie istnieć.

Tosia siedziała wczoraj ze mną do pierwszej w nocy. Zebrało jej się na rozmowy, a artykuł o sektach, który próbuję pisać, rozpaczliwie wył z tęsknoty. Tosi zbiera się na poważne rozmowy zawsze w okolicach północy. I gadałyśmy o życiu, wybaczaniu, rozstaniach, dojrzałości. Kiedy jej powiedziałam, że zdecydowałam również nie jechać do USA, uściskała mnie z radości.

– Wiesz co, mamuś? Od czasu, kiedy pojawił się Adam, zawsze byłam na drugim miejscu. A teraz wiem, że mnie kochasz.

Prawdę powiedziawszy, zrobiło mi się nieprzyjemnie. Gdzieś w zakamarkach mojej duszy tkwiła jednak tęsknota za dorosłą córką – taką, która nie stawia się w jednym rzędzie z mężczyzną. Tosię kocham najbardziej na świecie jako moją córkę, Adaśka – jako mężczyznę. Jak można porównywać te dwie miłości? Na co liczyłam? Że powie, kochana mamo, jedź, ja z przyjemnością zostanę?

Nie mam czasu na spotkania z Ula, w ciągu ostatnich paru dni trzy razy zajrzała, wiem, że chce o czymś pogadać, ale jakie tu warunki do rozmowy? Kiedy wracam z redakcji, jest ciemno, naprędce coś gotuję na następny dzień, Tosia tylko podgrzewa i podaje sobie i Nieletniemu. Po powrocie głaszczę koty i Borysa i wysłuchuję Nieletniego, który oberwał zupełnie niesłusznie jedynkę z biologii, bo zapomniał pracy domowej odrobić, minus z polskiego, bo nie pamiętał, że w środy ma polski, i nie rozumie w ogóle matematyki. Deja vu jakieś przeżywam. Ja też nic od razu nie rozumiem, więc najpierw się muszę nauczyć, żeby mu wytłumaczyć. A potem, wykończona, siadam do komputera. Powinnam się cieszyć, że mam taką świetną; i że nareszcie zarabiam, ale pal to licho.

Dopiero wczoraj naprawiono mój komputer. Ale poczta i tak wróciła. „Nieudane wysłanie wiadomości” – zawiadomił mnie komputer. To nie jest dobry wynalazek. Wczoraj w nocy dzwoniłam do Adasia, ale go nie było pod telefonem. Kolejna noc zarwana. Kiedyś, jak będę na emeryturze, pośpię sobie całą dobę.

Na szczęście z Nieletnim nie ma kłopotu, właściwie ten incydent z komputerem dobrze nam zrobił. Nieletni jest do rany przyłóż. Nawet nie prosi, żebym mu pozwoliła oglądać filmy. Już czwarty dzień jest cholernie grzeczny. Pomyślałam sobie nawet, że z chłopcem wcale nie ma więcej problemów niż z dziewczynką. Niestety, w złą godzinę to pomyślałam.

Dzisiaj, w samo południe, kiedy z Karną skracamy rubrykę „Listy”, bo trzeba zmieścić wywiad z nową gwiazdą, telefon. Dzwoni Tosia, że właśnie odebrała Nieletniego ze szkoły, jest z Jakubem, i za chwilę będą w domu, i wszystko w porządku, ale że mam się skontaktować z wychowawczynią. Słabnę.

Czy coś się stało Piotrusiowi?

Nie! – krzyczy Tosia, ale i tak źle słychać. – Ale masz przyjść do szkoły! To znaczy rodzice mają przyjść! Czyli ty w zastępstwie! Jego wychowawczyni ma dzisiaj kółko, jest w szkole do osiemnastej!

Ona ma kółko, a ja mam krzyżyk, a właściwie krzyż pański. Urywam się wcześniej i podjeżdżam pod szkołę. Szukam długo pani Welczes, która jest wychowawczynią Piotrusia od dwóch lat. Wreszcie j ą znajduję.

– Dzień dobry, ja w sprawie Piotrka.

– Kim pani jest i z czyjego upoważnienia? Czy pani jest rodzicem, czy opiekunem prawnym? – pyta pani Welczes.

Nie będę się dziwić, że nie pamięta, kto jest rodzicem. Chociaż słowo rodzic zakłada również, że mogłabym być ojcem, a na pewno nie jestem. Ale po co się mam denerwować.

– Jestem ciotką – mówię pokornie, bo wiadomo, że ze szkołą nie należy zadzierać, bo się to potem na dziecku odbija.

Aaaa, to nic dziwnego – pani Welczes patrzy na mnie ze zrozumieniem.

Nie widzę nic dziwnego w tym, że jestem ciotką, i tu bym się mogła zgodzić z wychowawczynią Piotrusia, ale jej ton mi się nie podoba.

A więc proszę pani – pani Welczes podnosi dłoń do oczu i trze czoło – szkoła nie wychowuje, szkoła po maga, szkoła szeroko pojmuje współpracę z rodzicami lub opiekunami prawnymi swoich uczniów.

28
{"b":"100580","o":1}