Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Pan Kochasz znikł mi sprzed oczu i usłyszałam głos swojego Naczelnego.

– A to dureń. Ale to dobre! No cóż, czasem i mężczyźni są do niczego. Ale pani Judyto, cieszę się z naszego spotkania, bo i tak miałem do pani dzwonić… Robię taki nowy projekt „Rada w radę”… Zajmie się pani rubryką odpowiedzi na listy?

Myślałam, że go ucałuję.

Kiedy wstawaliśmy od stolika po dwu i półgodzinnej rozmowie, której tematem był ten dureń Kochasz (mężczyźni są lepsi w plotach niż kobiety, jaka szkoda, że tak rzadko się do tego przyznają), Naczelny spojrzał na mnie i uśmiechnął się:

– Średni stosunek w tym kraju trwa jednak dwie minuty. Ale wy, kobiety, nie macie prawa twierdzić, że jesteśmy kiepskimi kochankami po dwóch minutach, prawda?

Nigdy nie twierdziłam, że Naczelny jest kiepskim kochankiem. Ale jak napisze do mnie w tej sprawie, chętnie odpowiem. Szowinista jeden!

Zbrodnia w kolejce

Kolejka ruszą, zostawiam miasto za sobą, w mdłych światłach wagonu widzę w szybie swoje odbicie. Wyciągam książkę, ale jest za ciemno, żeby czytać, światełko w suficie mocno przerzedzone. W Regułach wsiada do mojego wagonu mężczyzna. Najpierw idzie na tył wagonu, a potem rozgląda się, szybko spuszczam głowę, ale kątem oka go obserwuję. Tym razem nie pomaga mi powtarzanie „świat jest miejscem przyjazny i dobrym, świat jest miejscem przyjaznym i dobrym” widzę, jak przechodzi na środek, zbliża się niebezpiecznie i siada pośrodku wagonu, ma brązowe sznurowane buty, i kiedy podnoszę wzrok, widzę, że gapi się na mnie. Wystrzegam się wprawdzie wiadomości, ale przypominają mi się wszystkie artykuły o morderstwach, napadach i rozbojach. Udaję, że czytam, ale dopada mnie drżączka. Prawda jest okropna – jestem sama w Wagonie, z facetem o nieczystych zamiarach. Świat być może jest miejscem przyjaznym i dobrym, ale ten wagon nie!

Kolejka zatrzymuje się na następnej stacji. Składam powoli książkę, jak gdyby nigdy nic pakuję do torby, i serce mi martwieje. Mężczyzna wstaje i przesiada się bliżej. Z zapamiętaniem patrzę w ciemne okno i widzę jego odbicie. Siada bliżej i patrzy. Podnoszę się i jak gdyby nigdy nic przechodzę do następnego wagonu. Nie jest to mądre, ale do mojej stacji jeszcze tylko dwadzieścia minut. W środkowym wagonie jest starsza pani i jakiś śpiący mężczyzna. Starsza pani podnosi na mnie wzrok, siadam niedaleko, oddycham z ulgą, że nie jestem sama. Powinnam wsiadać do pierwszego wagonu, w razie czego można zapukać do motorniczego, ale do pierwszego wagonu nie ma już przejścia. Serce mi wali jak głupie. Kolejka zatrzymuje się, starsza pani trąca w ramię śpiącego mężczyznę, wysiadają. Kolejka rusza, a ja z przerażeniem widzę, jak drzwi rozsuwają się i wchodzi mój prześladowca. Rozgląda się po pustym wagonie i idzie w moją stronę.

Przed oczami widzę duże nekrologi:

Żegnamy Cię, Judyto, nieodżałowana i niezastąpiona nasza przyjaciółko – zespół gazety

Wyjątkowy redaktor, wyjątkowa kobieta, której nie doceniłem – redaktor naczelny Artur Kochasz

Jedyna miłość mojego życia… – bez podpisu

Moja ukochana była żono, przepraszam… – Eksio…

Mężczyzna siada naprzeciwko mnie. Sięgam ręką do plecaczka. Nie oddam swojego życia tak łatwo, o nie! Palcami wymacuję klucze i ściskam je mocno w garści. W chwili zagrożenia podobno całe życie staje przed oczami. Mnie nie staje życie, tylko mój młodszy brat. W łazience, jakieś trzydzieści lat temu. Pod nie obecność rodziców pokłóciliśmy się o coś ważnego – na przykład, kto ma wyjść z psem albo wynieść śmieci, albo o jakiś ołówek, i parę chwil praliśmy się dzielnie – ja go szarpałam za włosy i podrapałam, a on mi spuścił prawdziwe manto. Kiedy usłyszeliśmy zgrzyt klucza w zamku, rzuciliśmy się w zgodzie do łazienki, obmywając zadane sobie rany – ja krew z nosa, on ślady po moich pazurach. Mój kochany braciszek w tej łazience udzielił mi łaskawie paru rad. Powiedział mianowicie: trzymaj cokolwiek w ręce, wtedy uderzenie jest silniejsze. I nie drap, bo to nic nie daje, wal prosto w jaja.

Jestem czujna jak tygrys przed atakiem. Czuję klucze w dłoni, ściskam je tak mocno, że mam wrażenie, że dochodzą mi do kości. Niech się tylko ruszy! Jeden ruch i zobaczy, co to znaczy atakować kobietę, matkę dzieciom!

W głowie mi dudni: Nie bądź ofiarą! Krzycz! Broń się!

Nie będę krzyczeć, bo i tak nikogo oprócz nas nie ma. Skup się i nie przeocz niczego! Podnoszę głowę i patrzę mu prosto w oczy, niech wie, że go widzę. Mężczyzna to nie taki znowu mężczyzna, chłopak prawie, ale chłopcy też potrafią być źli, nie zwiedzie mnie jego sarni wzrok, w Anglii dwunastolatek zamordował. Ze mną nie pójdzie łatwo, nieco trudniej mi będzie kopnąć go w jaja, bo siedzi, ale niech się tylko ruszy, będę szybsza, wiem to. Kolejka staje, drzwi się otwierają, zamykają, nikogo. Dwie stacje do domu. Jeszcze tylko dwie stacje. Świat jest miejscem przyjaznym i dobrym, rzucam okiem na podłogę, wiem, gdzie postawię nogi, może mnie chwycić, jak będę wstawała, ukradkiem wyciągam dłoń z kluczami, jeden jest większy, trochę wystaje. Chłopak zaczyna się wiercić, drętwieję.

– Przepraszam, że tak się przysiadłem – mówi. Głos ma miły i nie więcej niż szesnaście lat. Bandyta o uwodzicielskich oczach, zielonkawoszarych, nie zwiedzie mnie jego ton głosu ani uroda! – Ale tak nieprzyjemnie o tej porze, trochę się boję, a nikogo nie ma tutaj oprócz pani, zawsze raźniej z kimś starszym… – kończy mój prześladowca.

Wracam do domu przez lasek. Czy to możliwe, że parę miesięcy temu czekał na mnie Niebieski?

Nie dzwoń do szkoły, nie będziesz w ciąży

Forsycja obsypała się żółcią. Sikory dzwonią, aż koty się oblizują. Nie widać, a słychać, że mięsko latające tuż – tuż. Tylko patrzeć, jak będzie wiosna. Tosia chyba zrezygnowała z przygotowań do balu maturalnego, przyrządy do manicure nieruszane, uczy się.

Dzwonię do Szymona, czy coś wie o powrocie ojca. Głos Szymona jest suchy, obcy. Odpowiada sztywno, wszystko bez zmian. Mam nadzieję, że ojciec się do ciebie odezwie.

Mam nieodparte wrażenie, że chciał powiedzieć „pani”. Ojciec się do pani odezwie.

Ale jeszcze nie będę o tym myśleć, jeszcze nie teraz. Przede mną sporo roboty, dostałam z nowej redakcji listy. To jest w tej chwili najważniejsze.

Podać Tosi obiad i zmusić ją, żeby zjadła, mimo że ma ściśnięty żołądek, mamo, nie rozumiesz? Ugotować psu, wymyć miski kotom.

Zakwitła tarnina.

Kochana Judyto,

tylko dzisiejszy dzień się liczy, wczoraj minęło, jutro jeszcze nie nadeszło. Rozejrzyj się wokół siebie i znajdź choć parę rzeczy, które mogą cię ucieszyć. Najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Szklanka może być do połowy pusta lub do połowy pełna. Bądź cierpliwa, w czekaniu też można znaleźć przyjemność… pomiędzy przyjściem listu a zdjęciem pieczęci z pośpiechem śpi szczęście, co najwyższą rozkosz daje łonu…

Trzy tygodnie to nie wieczność, zajmij się czymś…

Jestem z Tobą, Judyta

Droga Redakcjo,

prosiłabym o radę, jak postąpić w mojej sytuacji. Ale zacznę od początku. Narzeczony pojechał do Chicago, bo tam mieszka znajomy jego kuzyna, który na rzeźni dużo zarabia, a on chce też zarobić na nasz ślub i remont sutereny u moich przyszłych teściów, gdzie chcemy zamieszkać po ślubie i gdzie będzie pomieszczenie na naszą przyszłą firmę. Ale tak się porobiło, że ja dostałam trochę pieniędzy od moich rodziców i zaczęłam robić ten remont, żeby mniej potem było do roboty, to znaczy jeden znajomy zaczął, co ma firmę malowanie remonty ekspres i mnie się spodobało, że już coś będzie zrobione.

Na moje nieszczęście się zakochałam w tym znajomym, a w dodatku zaszłam w ciążę. Teraz nie wiem, jak postąpić. Droga Redakcjo, doradź mi proszę, bo bez Ciebie moje życie będzie jedynie pasmem udręki. Narzeczony nic nie wie, ani jego rodzice, ale ja wiem i nie wiem, co zrobić.

48
{"b":"100580","o":1}