Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Albowiem Wigilia to dzień pojednania.

Ten od Joli przyjechał spóźniony piętnaście minut. Wsadził pod choinkę małe paczuszki, pocałował mnie w policzek, miałam ochotę zrobić to, co robi Nieletni, czyli szybko się obetrzeć, ale pamiętałam, że to przecież dzień pokoju i pojednania. Kursowałam między kuchnią a pokojem i to byłby cudowny wieczór, gdyby tylko Adam był ze mną, tak jak rok temu. Ale go nie było. Podzieliłam się z nim opłatkiem, zanim podszedł do mnie ojciec mojej córki.

– Szczęścia, Judyto!

Objął mnie w pasie i doprawdy, nie mogłam sobie przypomnieć, żeby kiedykolwiek sprawiało mi to przyjemność, ale kiedy spojrzałam na rozjaśnioną Tosię, która uśmiechała się do mnie za jego ramieniem, pomyślałam, że to właściwie najlepsze stosunki, jakie mogą być pomiędzy byłymi małżonkami. I właściwie aż mi się zrobiło żal, że Joli nie ma i że on jest sam.

– Tobie również – i pocałowałam go w policzek, a niech tam. Skoro nawet zwierzęta dzisiaj mówią!

A potem w naszym małym domku zapanował rozgardiasz. Wszyscy są bardzo spokojni, dopóki siedzimy przy stole i jest naprawdę świątecznie. Ale jak tylko wjeżdżają na stół ciasta i odśpiewamy przynajmniej dwie kolędy, dzieci mają prawo rzucić się pod choinkę. I bardzo łatwo policzyć, ile jest prezentów, skoro każdy każdemu daje chociaż małą paczuszkę…

Trochę mi się chciało zrobić przykro, że Ten od Joli nic nie dostanie, ale i Moja Mama i Tosia i Ciocia Kombatantka coś dla niego miały. Czyli nie w ostatniej chwili został zaproszony. Obawiam się, że muszę zupełnie serio porozmawiać ze swoją rodziną.

O dziewiątej Grzesiek z dziećmi i moimi rodzicami oraz ciocią, w której ręce skrzyła się szklaneczka ze złocistym płynem, poszli do ogrodu zapalić długaśne zimne ognie. Agnieszka została ze mną w kuchni, żeby szybciutko pomóc mi zmywać przed podaniem kawy i herbaty. Ten od Joli donosił naczynia, i też by chętnie pomógł, ale go wyrzuciłam do pokoju. Ostatecznie nie ma tutaj żadnych obowiązków. Ani praw, do licha!

Paczuszka od Adasia leżała nierozpakowana. Jak już zostanę sama, to się będę cieszyć. Dźwigałam w obu rękach ciężką tacę, na której stało dwanaście szklanek, dwa dzbanuszki, z mlekiem i ze śmietaną, wielka srebrna cukiernica, a Agnieszka stawiała właśnie na niej ostrożnie gorący czajnik, kiedy z pokoju doszedł mnie dźwięk telefonu. Nie mogłam podbiec, po dwóch sygnałach telefon umilkł. Agnieszka dołożyła na tacę okrągły talerz z sernikiem i kiedy weszłam z tym ciężarem do pokoju, zobaczyłam, jak Ten od Joli odkłada słuchawkę.

Trzewia się we mnie wywróciły na lewą stronę, musiałam mieć mord w oczach, bo Ten od Joli spojrzał na mnie i pokornie wyszeptał:

– Przepraszani… odebrałem odruchowo, ale to pomyłka.

Miał szczęście, że Wigilia to dzień, w którym nie robię awantur. Wielkie szczęście.

Święta minęły bardzo przyjemnie. Niepotrzebnie martwiłam się o ciasteczka do herbaty dla Cioci Kombatantki, ciocia z rzadka pija herbatę, głównie pociąga whisky i mówi, że to jej dobrze robi na sen. Wieczory spędzałyśmy u niej przed telewizorem, bo ciocia okazała się miłośniczką filmów grozy i zapraszała Tosię do łóżka, bo się bała sama oglądać. Wobec tego przychodziłam i ja. W ten sposób obejrzałam cały zestaw filmów kryminalnych, dwa thrillery i trzy filmy o miłości, których bym na pewno nie obejrzała. W przerwach wysłuchiwałam mądrości o małżeństwie, świętych więzach, powinnościach dobrej żony itd.

– Dżudi, darling – mówiła ciocia – pamiętaj, że małżeństwo to bycie z żoną w tych kłopotach, których by się nie miało, gdyby się człowiek nie ożenił. Ojciec Tosi na przykład…

Ukrócałam jak mogłam rozmowy o ojcu Tosi, ale nie bardzo się dało. Wydaje mi się, że ciocia przybyła z innego kraju z misją, żeby mnie koniecznie połączyć z byłym, kompletnie nie znając realiów. Z Tosią ma fantastyczny kontakt, aż szkoda, że nasza ciocia nie jest angielskojęzyczna, wtedy w ogóle nie martwiłabym się o maturę z angielskiego. Tosia znowu myśli o zmianie przedmiotu.

Odetchnę z ulgą, kiedy wreszcie wyjedzie – teraz mi wstyd, że tak myślałam. Odwożę ciocię na lotnisko i jest mi smutno. Dlaczego całe moje życie składa się z pożegnań na lotnisku Okęcie? Wcale nie oddycham z ulgą, tylko płaczę, kiedy Ciocia Kombatantka całuje mnie po raz ostatni.

Mogłam wyjść za Jędrusia

Nowy rok trzeba zacząć od uporządkowania wszystkiego. Nie wchodzić weń z bałaganem, z niezapłaconymi rachunkami, z niewyjaśnionymi sprawami itd. Podjęłam taką decyzję i bardzo jestem zadowolona. Siedzę właśnie pośrodku odzyskanego po cioci pokoju i z przerażeniem patrzę na to wszystko, co rozłożyłam na podłodze. Wyjęłam z szafy kartonowe pudło, które chyba jeszcze nie było rozpakowane po przeprowadzce. Ciekawe, dlaczego ja to pudło tak dobrze schowałam i co tam jest? Dreszcz emocji bardzo dobrze robi sprzątającemu.

Po co mi rachunki sprzed lat? Po nic. Posegreguję to wszystko, niepotrzebne wyrzucę. Telefon do teczki z napisem – „rachunki za telefon”, gaz – do teczki z napisem „rachunki za gaz” itd. Stare listy od Tego od Joli. Wyrzucić? Czy schować na pamiątkę? Z listonoszem życie było dużo przyjemniejsze. Wiadomo było, że przychodzi przed pierwszą, człowiek siedział w oknie i myślał. Już? Jeszcze? W skrzynce bieliło się coś i na pewno nie była to Pizza Hut z dostawą do domu, nie oczekująca odpowiedzi, albo promocja kredytów w dowolnym banku, nie, to był zawsze list, ewentualnie rachunek. Niektóre listy są opieczętowane czerwoną albo niebieską pieczątką „OCENZUROWANO”. Nie mogę takich listów wyrzucić, w żadnym wypadku. Listy są pamiątką historyczną, a nie emocjonalną, a historii naszego kraju nie wyrzuca się do kosza, nawet jakby była skonstruowana łapkami niewiernego męża. Prawie nie pamiętałam, że Ten od Joli listy do mnie pisał, jakie miłe… Kochany Ciapeczku… O proszę, czulej niż Judyta Wczoraj się rozstaliśmy, a ja piszę do Ciebie, bo już tęsknię… Rzeczywiście, tak było… Całuję Cię w usta nieśmiało, na razie tylko listownie, może już wkrótce odważę się… Odważył się, odważył, niestety, a mnie, nieletnią dziewicę zwaliło z nóg… Nie ścieliłem łóżka przez cały dzień, żeby mi przypominało, że leżałaś w tej pościeli… Psiakrew, pamiętam, byłam przekonana, że na twarzy mam wypisaną stratę dziewictwa… Jedyna i najukochańsza moja żono…

A, do cholery z tym jedyna… Jakby był Arabem, toby mógł mieć dwie jednocześnie, a tak zawsze ma jedyną, taki los facetów w tym kraju, okrutny. Odkładam jego listy na kupkę, pod kaloryfer. Strasznie dużo się nazbierało tego badziewia. – Mamuś, co ty robisz?

A myślałam, że mam inteligentne dziecko, przecież weszło do pokoju i zobaczyło, co robię. Porządek robię, do jasnej cholery!

Robię porządek, kochanie.

Porządek? W tym bałaganie?

Żeby zrobić gruntowne porządki, czasem trzeba nabałaganić – mówię filozoficznie i zabieram się do szuflady w biblioteczce po babci.

Następna kupa listów. Po co ja zbieram listy? Od kogo ten? Ach, pamiętam, od pewnego sympatycznego mężczyzny, poznanego w Zakopanem. Pisaliśmy do siebie przed moją maturą. Jędruś był pedagogiem specjalnym, więc Moja Mama i Mój Ojciec wiązali pewne nadzieje z tym miłym człowiekiem. Nadzieje mianowicie takie, że pod jego wpływem nagle i niespodziewanie zacznę się uczyć do matury, zamiast zajmować się sprawami wyższego rzędu, takimi jak spotkania z Agnieszką i mnóstwem innych przyjaciół, których los mi szczęśliwie i w młodych latach nie szczędził. Otwieram poszarzałą ze starości kopertę:

W pierwszych słowach mojego listu pragnę Cię pozdrowić i namówić, żebyś się zapisała do klubu wysokogórskiego, bo mi kolega z liny odpadł i pustką świeci drugi koniec, na którym komponowałabyś się nieźle jako balast, przyjaciel oraz przyszła żona.

Mogłam wyjść za tego Jędrusia – rozmarzam się głośno.

Za jakiego Jędrusia? – Moja córka Tosia przekracza stertę papierów, kasety magnetofonowe, książki.

39
{"b":"100580","o":1}