Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Borys pojawił się znikąd, zaczął wcinać aż miło mój pyszny serek. I mlaskać.

Oczywiście, mogłam się zdenerwować. Jestem specjalistką w denerwowaniu się byle czym, ale w obliczu matury Tosi – przecież zdaje za głupie dziewięć miesięcy – głupi cholesterol może mi tylko pomóc znieść ten ciężki stres.

Tosia, czemu krzyczysz?

– Dlaczego ty jesz takie świństwa? – Tosia po patrzyła na mnie z obrzydzeniem. – 1 dlaczego rzucasz talerzami?

Z nerwów – odpowiedziałam po chwili, ponieważ prawda wydała mi się najodpowiedniejsza.

Przecież wszystko jest w porządku – powiedziała niepewnie Tosia.

No właśnie – westchnęłam filozoficznie.

Tosia popatrzyła na mnie nie bez ubolewania, a potem podniosła pokrywkę.

– Przypalisz – powiedziała. – Nie przypalę.

Podniosłam się, talerz włożyłam do zlewu i podjęłam męską decyzję: porozmawiam teraz, natychmiast, z Adamem, bo zwariuję.

Adam siedział na fotelu z nogami na stoliku i czytał gazetę. Pomyślałam sobie, że dawniej przy mnie nie czytał, ale cóż. I właściwie najwyższy czas, żeby parę rzeczy ustalić – termin, czy co takiego, skoro mu tak bardzo zależy na ślubie. – Adam?

– Hm? – Nawet nie podniósł oczu. Odrzuciłam szybko poczucie, że jestem odrzucana i postanowiłam nawiązać rozmowę.

Musimy parę rzeczy ustalić przed twoim wyjazdem.

Taaa… – zza gazety.

– Może nie chcesz w tej chwili rozmawiać? – Nie… przecież rozmawiam.

– Chciałabym z tobą pogadać. – Wiem, że z mężczyzną należy komunikować się wprost, a nie byle jak. To nie kobieta, co chwyta w lot każdą dygresyjkę, każdą aluzyjkę i nie zgubi nici przewodniej, o nie.

– Taaa…

Słuchasz mnie? – upewniłam się.

Oczywiście, oczywiście – uchylił rąbek gazety, z którego donośny tytuł wołał dużymi literami „Z jakim rządem do Europy???” – Czytałaś to?

– Nie.

– Przeczytać ci?

Tylko mi tego brak, żeby mi w domu o rządzie czytano. Ja już swoją dawkę wiadomości zaliczyłam. Ale to miłe z jego strony.

Nie, chciałam tylko z tobą porozmawiać.

No przecież rozmawiamy.

Poczułam się tak, jakby świat trochę zwariował.

– Czy ja może mam paranoję? – spytałam podejrzliwie.

– Nie sądzę – odparł Adaśko i podniósł gazetę. Zdenerwowałam się nieco. Mężczyzna zawsze mówi, że nie sądzi, a potem okazuje się, że i owszem, sądzi, chociaż w zupełnie innej sprawie.

– Czy ty mnie w ogóle słuchasz?

– Oczywiście – powiedział Adaśko i z westchnieniem opuścił nasz rząd.

Nie, kurczę, tak nie może być. Porozumienie można osiągnąć tylko wtedy, kiedy obie strony tego chcą, słuchają się nawzajem i tak dalej.

To o czym mówiłam? – postanowiłam go sprawdzić.

Pytałaś, czy masz paranoję, kochanie. Ale moim zdaniem nie. Jesteś całkiem normalna, choć nie zawsze – zaśmiał się. – Mogę skończyć ten artykuł?

Nie wiem, dlaczego rozmowa z kobietą jest łatwiejsza i bardziej normalna. Nie potrafię tego zrozumieć. Nie rozumiem. Gdybym z jakąś kobietą chciała porozmawiać na temat tak ważnej rzeczy jak nasz ślub, to na pewno nie czytałaby gazety o jakimś rządzie i Europie, tylko z radością wymieniłybyśmy się pomysłami, jak to zrobić, kogo zaprosić, w co się ubrać itd.

Adam – jęknęłam. – Dlaczego nie chcesz ze mną porozmawiać?

Ależ chcę, tylko w tej chwili czytam! – powiedział i wsadził znowu nos w gazetę. – Nie możemy pogadać przy obiedzie?

Odwróciłam się na pięcie i poszłam do łazienki. Zebrało mi się na płacz. Agnieszka co prawda powiedziała, że ona by przedłużyła okres narzeczeński do maksimum, ale ja nic bym nigdy nie przedłużała do maksimum. A najbardziej niedorzeczne z tego wszystkiego, czego bym nie przedłużała, wydawało mi się dzisiaj właśnie narzeczeństwo.

Ale robi mi się przykro, bo nie dość, że w ogóle ze mną nie rozmawia, choć jestem, a w każdym razie byłam niedawno, kobietą po przejściach, to jeszcze, zdaje się, nie rozumie, o jaką rozmowę mi chodzi. Nie, oczywiście, że się nie obraża, bo po co. On się i tak denerwuje tylko wtedy, kiedy wynoszę pilota do łazienki, i to niechcący, oczywiście. Nie mogę tracić nerwów na denerwowanie się mężczyzną, którego nic nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi. Oprócz mnie, oczywiście.

Więc siedzę sobie w łazience i zastanawiam się, czy się nie rozpłakać. Ale znów płakać z powodu niedoszłego ślubu? Akurat, niedoczekanie.

I w ogóle nie będę już go o nic pytać, bardzo proszę. Możemy się zachowywać jak Eksio z Jolą. Czytać sobie wspólnie gazety albo zapisać się na kursy.

Wracam do pokoju i siadam koło niego na kanapie, uprzejmie się odsuwa, nawet nie wie, czy to ja, czy to Borys, tak jest pochłonięty problemami naszych elit politycznych, które i tak zmieniają się jak w kalejdoskopie. Po co dzisiaj czytać, z jakim rządem do Europy, skoro zanim wejdziemy do Europy, będziemy mieli pewnie inny rząd? Strata czasu. Biorę do ręki kawałek gazety z nekrologami. Przynajmniej jest pożytek z czytania tej części gazety. Taki mianowicie, że na ogół człowiek tam nie znajduje własnego nekrologu.

Jutek, co ci jest? – O, proszę, jak człowiek się zabiera do czytania, to mu się od razu przeszkadza.

Nic – mówię i czuję, jak staje mi gula w gardle. Co jest ze mną, u licha?

– Przecież widzę. Chciałaś pogadać.

Ale już mi się odechciało – mówię i czuję, że decyzja o nie płakaniu była podjęta ad hoc.

Czy ty może będziesz miała okres? – Adaś po patrzył na mnie z ukosa i z troską, i właściwą sobie przytomnością umysłu.

To już szczyt wszystkiego!

Wchodzę do kuchni i rzucam się do rondelka. Mięso niestety przywarło na dobre, zmieniło kolor i jakby spróchniało.

– Cholera! – wyrwało mi się.

Nie klnij – Tosia ostatnio zachowuje się jak Borys: nie widzisz, nie słyszysz, a jest.

Dawniej nigdy nie przypalałam potraw – powiedziałam, wyrzucając zwęglone resztki mięska do śmieci.

Dawniej jadłyśmy pizzę – powiedziała żmija, którą własnoręcznie urodziłam. – Zrób sadzone. – I podała mi z lodówki jajka.

Tosia rzadko jada jajka, na ogół jest jej niedobrze nawet na widok skorupki, ale tym razem jakoś nie wybrzydza. Wbiłam sześć jaj na patelnię i stałam przy nich nieruchomo. Patrzyłam, jak skwierczały, i myślałam o życiu i śmierci.

– Ty też zawsze się mnie czepiasz akurat przed okresem – powiedziała Tosia.

Zdjęłam patelnię z gazu i szarpnęłam pokrywką. Jajeczka były ślicznie usmażone, w sam raz, ścięte białko, żółtko miękkie. Odłożyłam patelnię i spojrzałam na swoją córkę. Patrzyła na mnie i w jej wzroku nie znalazłam, mimo szczerych chęci, oznak zaczepki.

Twoim czy moim? – zapytałam przytomnie.

No… – zawahała się Tosia. – Jednym i drugim chyba.

I nagle wszystko stało się dla mnie jasne. Adam po prostu dość trudno znosi zespół napięcia przedmiesiączkowego. Jest drażliwy i napięty, rozkojarzony i powinnam o tym wiedzieć, a nie w tym akurat trudnym momencie naciągać go na rozmowy. Nic dziwnego, że tak reaguje i ma humory. Dobre pary, nawet nie będące małżeństwami, upodabniają się do siebie po jakimś czasie.

Uśmiechnęłam się i kazałam Tosi nakryć do stołu. Pokornie i bez komentarza sięgnęła po talerze i kefir.

Świat jest taki prosty, jak się rozumie pewne mechanizmy.

A potem z przerażeniem spojrzałam na chleb, który zaczęłam kroić. Jeśli my się do siebie upodabniamy, to czy to znaczy, że ja będę miała polucje nocne?

Nikomu ani słowa.

Nie jestem żadną rozedrganą histeryczką, jakby to można było przypuszczać. Po prostu poprosiłam Niebieskiego, żeby na razie nikomu nie mówił o naszych dalszych planach na życie, dopóki nie ustalimy szczegółów. I Adaśko przysiągł, choć może przy tym przymrużył kpiarsko oko. Chodziło o drobne szczegóły, takie jak to, czy się spieszyć ze ślubem, czy poczekać, aż Adaśko wróci, i wtedy na spokojnie zrobić fajną uroczystość. Boże, jak ja uwielbiam wychodzić za mąż za Niebieskiego! A on przysiągł i dodał:

– Nie interesują mnie działania pozbawione ryzyka – powiedział – więc owszem, potwierdzam: chcę się z tobą ożenić.

2
{"b":"100580","o":1}