Литмир - Электронная Библиотека
A
A

W pracy nie najlepiej, ale nie będę ci tym zawracać głowy. Obawiam się, że najbliższe dwa tygodnie będą mnie sporo zdrowia kosztować. Mam nadzieję, że zamykasz oczy, jak widzisz jakąś piękną kobietę, która jest młoda i mądra. Całuję Cię mocno, tęsknię. Judyta.

Lepiej. Dużo lepiej. Nie należy za bardzo okazywać mężczyźnie, że nie można bez niego żyć. To najgłupsze, co może zrobić kobieta. Ten list jest dobry, wyważony, dostatecznie długi, ale nie za długi, opowiadam, co się dzieje, ale nie zarzucam go zbędnymi szczegółami, tak. Może iść.

Oczywiście nie może, bo przecież niemożliwe jest połączenie się internetowe. Wiem, że podobno na świecie trwa to parę sekund. Ale świat jest zbyt daleko od mojej wsi i mojej niezmiennie niezainteresowanej w połączeniach Telekomunikacji Polskiej SA. Spróbuję wieczorem.

Nieletni odpoczynek

Tu zapalasz światła, tu otwierasz maskę, ale wlałem płyn zimowy, powinno ci starczyć na dwa tygodnie, tu masz przeciwmgielne. Tu masz numer serwisu, jakby coś się działo, tu jest ubezpieczenie, tu karta wozu. Wszystko trzymaj razem. Tu masz telefon do dentysty, gdyby Piotrka bolały zęby, tu telefon do szkoły, tu domowy do jego wychowawczyni, tu do rodziców Arka, bo oni się przyjaźnią z Arkiem. Tu do klubu, wtorki i piątki trening, ale wcześniej musisz zadzwonić, bo czasem odwołują. Piotruś nie je orzeszków ziemnych, bo jest uczulony, musisz uważać. Nie je szczypiorku ani koperku, bo się brzydzi, więc go nie zmuszaj. Nienawidzi szpinaku, to go nie namawiaj. W razie czego zamów pizzę, przez dwa tygodnie nie umrze z głodu. – Grzesiek stoi nad bagażnikiem swojego ślicznego nowego samochodu i wyjmuje torby Piotrka. – Zadzwonimy natychmiast po przylocie. Nie pozwól mu siedzieć za długo przed komputerem. Niech nie ogląda telewizji po dwudziestej, chyba że w piątek. Ma przeczytać W pustyni i w puszczy, masz? Bo chyba nie wziął ze sobą. Lepiej, żebyś prowadziła na lotnisko, siądę z przodu, to ci wszystko wytłumaczę, ale przecież masz prawo jazdy, prawda? Samochód jak samochód, wszystkie są takie same.

Chowam dokumenty i kartki z telefonami, Piotruś zarzuca sobie torbę na ramię i idzie w kierunku domu. Podążam za nim.

– Cześć Grzesiu! – krzyczy zza płotu Krzyś. – Cześć – odkrzykuje Grzesiek i podchodzi do płotu, bo przecież nigdy za dużo czasu na rozmowy z kumplem.

Wbiegam do domu, koty pryskają spod nóg, otwieram drzwi do sypialni.

– Piotruś, tu będzie twój pokój, twoje biurko, opróżniłam ci trzy półki w szafie na ubrania. Ręczniki duże czerwone są twoje. W łazience ta półeczka z prawej strony będzie twoja, OK?

– Spoko ciociu – mówi Nieletni i odwraca się do mnie tyłem. – Mogę sobie trochę pograć na komputerze?

Komputer. No cóż. Może.

– Kochanie, pocałuj mamę! – krzyczy Agnieszka. – Bujaj się – mówi Nieletni, zupełnie jak jego ojciec nieodrodny, i podchodzi do matki bez kurtki. Agnieszka całuję Nieletniego, a Nieletni ociera twarz rękawem, ale w dłoni już ściska jakieś dyskietki.

– To mogę ciociu?

– Możesz kochanie. Nikomu nie otwieraj, wracam za godzinę.

– Spoko ciociu – mówi Piotruś i wchodzi do domu, a ja z drżeniem serca wsiadam za kierownicę pięknego nowego samochodu.

I tak zaczyna się zupełnie nowy etap w moim życiu.

We wtorek zwlokłam się z łóżka o wpół do siódmej i próbowałam obudzić Piotrusia. Nie lubię spać na kanapie w salonie, bo jest niewygodna.

Wstawaj, już wpół do siódmej – powiedziałam najłagodniej, jak umiałam.

Już wstaję – odpowiedział Piotruś, a ja pomyślałam sobie, że nie będzie tak źle. Tosia w ogóle nie wstawała, posuwałam się do tego, że oblewałam ją wodą.

Wróciłam do kuchni i nastawiłam wodę na herbatę, wyjęłam masło z lodówki. Nasłuchiwałam, czy coś się rusza, nie mogę przecież wchodzić do pokoju jakiegoś mężczyzny, choćby miał dwanaście lat! Pokroiłam chleb, zrobiłam dwie porządne kanapki, zapakowałam w folię. Za drzwiami cisza. Zapukałam delikatnie, nic. Weszłam. Piotruś spał jak zabity. Potrząsnęłam go za ramię.

Wstawaj kochanie, jest za piętnaście siódma!

Już wstaję – powiedział Piotruś i spojrzał na mnie nieprzytomnie.

Spuść nogi z łóżka – powiedziałam jako wytrawny znawca dziatek wysyłanych do szkoły. Nie letni posłusznie wysunął nogi.

Już jestem obudzony.

Czekam ze śniadaniem. Idziesz do łazienki?

Idę – powiedział Piotruś.

Wypuściłam Borysa, który ze zdziwieniem przyglądał się otwartym drzwiom na ogród. Nigdy w nocy go nie wypuszczałam. Na wschodzie jaśniało. Koty nawet nie podniosły głów. Zrobiłam sobie i Nieletniemu herbatę i poszłam do łazienki. Tosi nie można wyrzucić rano z łazienki, ale chłopiec to chłopiec. Pewno szybko umył twarz, i to wszystko. Weszłam pod prysznic, wysuszyłam głowę, ubrałam się, było piętnaście po siódmej.

W kuchni nieruszone śniadanie i cisza w domu. Wpadłam, nie pukając, do pokoju Nieletniego. Spał jak zabity ze spuszczonymi na podłogę nogami.

– Piotrek! Jest wpół do ósmej – krzyknęłam rozpaczliwie.

Poderwał się i spojrzał na mnie z wyrzutem.

– Dlaczego mnie tak późno budzisz?

Naprędce zapakowałam mu do torby śniadanie i wyprowadziłam samochód za bramę. Była za dziesięć ósma. Kiedy się wycofywałam, zamachała na mnie Ula, która biegła do kolejki:

– Tylko jedno światło ci się świeci z tyłu!

Psiakrew, nienawidzę nowych samochodów, w których natychmiast coś wysiada, jak człowiek się cofa. Bez świateł stopu jestem jak kaleka, już nie wspomnę o mandacie, odpukać, ale o tych cholernych idiotach, których pełne są drogi, o facetach, którzy polują na bezbronną kobietę, zwłaszcza na kobietę w nie swoim aucie! Którzy nie zauważą, że będę hamować i wjadą mi w kuper! Bo są zagapieni i senni! I mogą nie zauważyć jednego światła!

Wysadziłam Nieletniego przed szkołą, powiedziałam, że będę punktualnie o trzeciej, żeby na mnie i czekał, i ruszyłam prosto do warsztatu, którego adres zostawił mi Grzesiek. Nie muszę dodawać, że ten warsztat był na dalekich przedmieściach, żeby mi nie było zbyt łatwo. Wpadłam do salonu i krzyknęłam, że samochód na gwarancji, a już się zepsuło światło i proszę, żeby natychmiast coś zrobili.

Zza biurka wyszedł przystojny młody człowiek i zapytał, czy jestem właścicielem. Nie, właścicielem nie, ale użytkownikiem samochodu swojej własnej kuzynki, która razem z samochodem zostawiła mi dziecko i nie ma mowy, żebym ten samochód im zostawiła na cały dzień, mieszkam na wsi, pracuję w mieście, mam dosyć zepsutych samochodów i na pewno nie kupię sobie tej marki, choć przyjemnie się jeździ, i dziwię się mojej kuzynce, która namawiała męża, żeby ten samochód kupić…

Powiedziałam to wszystko jednym tchem, żeby przypadkiem mi nie przerywał, i potraktował mnie poważnie. Przystojny mężczyzna wziął ode mnie kluczyki i udał się do samochodu. Dochodziła dziesiąta. Właśnie za chwilę zaczynało się kolegium, na którym miałam być.

Które światło nie działa? – zapytał spokojnie.

Z tyłu – powiedziałam mniej spokojnie.

Ale które? Cofania, stopu?

I tu właśnie zawsze, ale to zawsze ogarnia mnie wściekłość. Gdybym jednocześnie mogła być z tyłu samochodu i za kierownicą, to bym wiedziała! Ale nie mogę! Więc skąd mam wiedzieć, które?

– Jedno z tylnych – powiedziałam uprzejmie. – Mogę wsiąść i pojechać, a pan niech spojrzy, bo mnie będzie jednak trudno.

To skąd pani wie, że nie działa?

Sąsiadka mi powiedziała! – jęknęłam. – Przyjaciółka! Zatroskana! Która nie chce mojej śmierci, mi powiedziała! Może pan to naprawić?

Przystojny pan wszedł do samochodu, podjechał pod błyszczącą bramę i powoli cofał. Paliły się dwa czerwone i jedno białe. Ula miała rację.

Po czym podjechał do mnie i oddał mi kluczyki.

– Wszystko w porządku – powiedział – pani przyjaciółka się pomyliła.

Nie pomyliła się, ty durniu! To ty jesteś ślepy! Wy wszyscy niedbale pracujecie i narażacie cudze życie! W tej chwili oddawaj pieniądze za samochód! Jesteście fatalną marką i dosyć tego robienia konsumentów w konia!

25
{"b":"100580","o":1}