Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Odwracam się do okna. Kolejka ma swoje dobre strony, na przykład rzadziej jej kradną koła. Ma również swoje złe strony – takie, że jeździ nią jeszcze ktoś oprócz mnie.

W mieście długo szukam ulicy, na której jest ubezpieczyciel. W końcu trafiam. Odczekuję swoje w kolejce. Wszystkim dzisiaj coś ukradli, mimo że jest pogodny mroźny ranek. Jak pech, to pech.

Chciałam zgłosić kradzież czterech kół w samochodzie.

Jak to się stało?

Wstałam rano i zobaczyłam, że samochód stoi na cegłach.

Czy pani przyjechała poszkodowanym samochodem?

Życie nie jest proste.

Ukradli mi koła! – mówię z pretensją.

A ja pytam, czy pani jest tu tym samochodem? – pani w okienku jest zasadnicza.

Nie, ponieważ ukradli mi koła.

– Przecież słyszę! – mówi pani.

Cały dzień spędzam na załatwianiu najpierw holowania, potem zdjęcia samochodu, potem zapłaty za koła, żeby było szybciej, i już. Co za szczęście, że mam tysiąc dolarów, za które miałam jechać do Niebieskiego. Wypraszam w serwisie, który zwymyślałam za brak świateł, szybką obsługę. Samochód będzie na czwartek. W środę mam jechać po rodzinę Nieletniego na lotnisko. Wracam do domu nieludzko zmęczona. Tosia patrzy na mnie i mówi:

– Nie martw się, powiedziałam tacie, że ukradli koła, a tata powiedział, że może po nich jechać albo że da ci samochód…

Wcale mnie to nie cieszy. Nie lubię być wdzięczna obcym ludziom. Tosia patrzy na mnie z radością.

Czy tata nie jest kochany?

Jest, oczywiście – mówię łagodnie, bo co biedne dziecko temu winne, że ukradli mi koła, i idę prosto do wanny.

Jeszcze tylko proszę Tosię, żeby dopilnowała Piotrka i weszła mi do outlooka sprawdzić, czy jest poczta.

Ale nie ma.

Wszystko jak zawsze sprzysięgło się przeciwko mnie.

Nie potrafisz nawet zabić karpia

Jednak Grzesiek i Agnieszka mimo wad rozlicznych mają dobry charakter. Grzesiek od razu zapytał, czy nie naprawić bramy, na koła machnął ręką – ubezpieczony był, zwrócą mi pieniądze, jak tylko im zwrócą pieniądze. Nieletni dostał od rodziców grę komputerową, ja dobre perfumy, obeszło się bez szczegółowego sprawozdania z tych dwóch tygodni u mnie.

– Mamy dla ciebie niespodziankę! – ogłosiła Honorata tuż po wyjeździe z lotniska.

Skóra mi cierpnie na samo słowo „niespodzianka”. Chciałabym, żeby moje życie upływało spokojnie i miło, bez żadnych niespodzianek.

– Ciocia Hania przyjeżdża na święta, więc robisz wigilię! Zatrzyma się u ciebie, bo my nie będziemy mieć miejsca! U nas przez święta będzie babcia i prababcia i rodzina taty z Olsztyna!

Mój charakter pozostawia wiele do życzenia. Zamiast podskoczyć do góry z radości, ścierpłam na dobre od stóp do głów. Nie przeniosę się do swojego pokoju. Będę już zawsze skazana na współżycie z telewizorem. Będę już zawsze niewyspana, a mój kręgosłup będzie wył po nocach z tęsknoty za własnym łóżkiem. Moje pisanie, mimo że pisarzem nie jestem, wymaga jednak skupienia, a ja mam ciągle nowe atrakcje.

Nie, nie zgadzam się! Nie zaprasza się nikogo do cudzego domu! Jak mogliście mi to zrobić? Jak mogliście nie porozumieć się ze mną, nie zapytać nawet? To jest absolutne naruszenie moich dóbr osobistych!

Otworzyłam oczy.

– To cudownie, będą wesołe święta – powiedziałam, starając się, żeby nie zabrzmiało to rozpaczliwie.

Agnieszka jednak dobrze mnie zna, bo pochyliła się ku mnie i szepnęła:

– Nie mieliśmy wyjścia, ciocia chce przed śmiercią jeszcze raz zobaczyć ojczyznę.

Jaką śmiercią? Przecież właśnie zamieniła mieszkanie na domek, żeby tam szczęśliwie żyć! Co ty mówisz moje dziecko! – Moja Mama wyraziła najpierw zdziwienie, a potem radość. – To cudownie, dawno się nie widziałyśmy.

Ona nas jeszcze wszystkich przeżyje – powiedział filozoficznie Mój Ojciec, który właśnie nastrajał u mojej Mamy telewizor. – Zapamiętajcie moje słowa.

– Może mieszkać u mnie, jeśli ty chcesz odpocząć. – Moja Mama spojrzała na mnie z troską. Obawiam się, że tylko ona rozumiała, co przeżywam przez dwa ostatnie tygodnie.

– Albo u mnie – mruknął Mój Ojciec – jeśli Judyta uważa, że dla starej ciotki w jej domu nie ma miejsca. A ona ci przywiozła trzydzieści lat temu taką ładną lalkę…

Na niedzielnym obiedzie u Mojej Mamy byłyśmy razem z Tosią. Moja Mama zaprosiła również Mojego Ojca, bo skoro już jesteśmy, to nie będziemy się tułać po całym mieście w tę i we w tę, bo przecież na pewno, skoro jesteśmy u niej, wpadłybyśmy do ojca, prawda? Samochód Adasia jeszcze niegotowy. Nie dość, że skrzynia biegów do wymiany, to jeszcze coś nawaliło, klocki albo co. Ma być na pewno w przyszły poniedziałek – Szymon powiedział, że przywiezie. Na razie wędrujemy kolejką.

Dom się zrobił pusty bez Piotrka, ze zdziwieniem znajduję własny ręcznik po wyjściu z wanny, mydło leży na umywalce, a nie za muszlą klozetową, resztka mojego fosforyzującego pudru nie zniknęła w tajemniczy sposób. A poza tym jest pusto. Tosia nie potrafi jednak zapewnić mi tylu atrakcji. Dzięki Bogu.

– Na pewno ciocia chce zobaczyć, jak sobie radzisz jako samotna kobieta. Zawsze była ci życzliwa. – Moja Mama beztrosko stawia na stół cykorię w sosie koperkowym.

Ale mamusiu, ja nie jestem samotna.

No wiesz, o co chodzi matce – wtrąca Mój Ojciec. – Że jesteś po rozwodzie.

– Ale przed ślubem – dodaję nieśmiało.

Status kobiety samotnej w mojej rodzinie i w moim kraju wymaga specjalnego nakładu sił i środków, żeby nie poderżnąć sobie żył od razu. Ciekawe, dlaczego Moja Matka po rozwodzie nie jest kobietą samotną i nie budzi, jako taka, ciekawości cioci Hani?

A widzieliście okładkę mamy gazety? – wtrąca Tosia, chcąc rozładować sytuację. – Nagą dziewczynę z nagim facetem?

Mój Boże, do czego to doszło – wzdycha Moja Matka.

– Macie przy sobie? – Mój Ojciec jest wyraźnie zaciekawiony.

– Takie rzeczy! Jaka jest przyszłość tego świata? – pyta Moja Matka.

– Nie martwcie się, może świat przestanie już jutro istnieć – mówię pogodnie, bo przy stosunku moich rodziców do rzeczywistości, fakt, że świat przestanie istnieć, wydaje się wesołą no winą.

– Świat i tak wkrótce przestanie istnieć – Mój Ojciec ożywia się. – I bez gołych bab na okładkach.

Nie mów tak! – Moja Mama jest wstrząśnięta. – Jak można pozwalać, żeby takie rzeczy były na okładce!

– Przecież ja nie jestem właścicielem pisma – mówię. – Jestem prostym redaktorem.

– Ale tam pracujesz! – mówi z wyraźną pretensją Mój a Mama.

– Dlaczego wy zawsze macie do mamy pretensję? – pyta Tosia, ale szczęśliwie nikt nie zauważa tego pytania, które, jak wynika z moich dotychczasowych doświadczeń, wywołałoby niejaką awanturę.

– Ale przecież takie zdjęcie może być zupełnie ładne – wtrąca Mój Ojciec. – Ja na przykład…

– Ty nie potrafiłeś nawet zabić karpia na wigilię! – Moja Mama sięga po argumenty ostateczne.

W tej miłej i przyjaznej atmosferze jednak udaje nam się ustalić, co następuje:

Ciocia Hanka zatrzyma się u mnie, wigilię u mnie przygotuje Moja Mama razem z Tosią. Mój Ojciec zajmie się kupnem karpi, ale nie będzie ich zabijał, mogą być nawet mrożone, oraz kupnem białego wina. Drugi dzień świąt przygotuje Mama i zaprosi nas wszystkich na obiad, żeby mnie odciążyć. Możemy przyjechać z Borysem, żeby nie siedział cały czas w domu, biedak.

31
{"b":"100580","o":1}