Ula nie wychodzi, wprost przeciwnie, mija mnie, idzie do kuchni, nastawia wodę.
Zrobię ci herbatę – mówi – nie martw się, teraz się wszystko ułoży…
Ułoży? – Smutek tak nagle zamienił mi się w zdziwienie, że mnie samą to zaskoczyło. – Co ma się ułożyć? Ja już jestem na innym etapie, niż byłam… a teraz… teraz muszę się nauczyć bez niego żyć i… – I nie mogę nic więcej powiedzieć, bo nie można wytłumaczyć Uli, co to znaczy stracić kogoś, kogo się kochało całym sercem, kogoś, do kogo się miało zaufanie. Nie można wymagać od Uli, żeby poczuła to, co ja czuję. Ula tego nie zrozumie nigdy. I dlatego muszę zostać sama. – Ula, proszę cię.
A Ula odwraca się i zupełnie niepotrzebnie powtarza:
– Jutka, wszystko się ułoży, zobaczysz, Tosia już jest szczęśliwa, to i ty będziesz, pojmiesz, co jest dla ciebie najważniejsze…
Ula wychodzi, wpuszczam koty i z kredensu biorę pół tabletki ciocinego środka na sen. Kładę się do łóżka i zasypiam. Nie wiem nawet, kiedy wraca Tosia.
Gdybym był na twoim miejscu
Budzę się wcześnie i nie mogę zasnąć. Słońce wzeszło, poranek jest chłodny, rosa drży w promieniach słońca. Otwieram szeroko drzwi, koty ruszaj ą niechętnie w ogród, Borys patrzy na mnie i nie wstaje. Idę do kuchni i nastawiam wodę. Sięgam po chleb i robi mi się niedobrze na myśl o jedzeniu. Nie chce mi się ani płakać, ani śmiać. Mam wrażenie, że oglądam jakiś kiepski film z własnym udziałem. Czyja to ja, czy ktoś inny? Czy ta kobieta w zielonym szlafroku frotte z ciemnymi włosami ma na imię Judyta? Co ona będzie robić w życiu? Jak będzie wstawać codziennie i po co? Co się z nią stało?
Wchodzę pod prysznic i zlewam się zimną wodą, jakbym się chciała ukarać. Za swoje życie. Czy jakieś przekleństwo ciąży nade mną? Mam trzydzieści dziewięć lat. Czyli, nie oszukujmy się, czterdzieści. Mogę żyć bez niego. Nie umarłam z miłości, nie poderżnę sobie żył ani nie zażyję niczego, co mi może zaszkodzić.
Mam dom, córkę, koty i psa, który dogorywa. Nic się nie zmieniło. Przygotuję Tosi śniadanie, włożę pranie do pralki i siądę do komputera. W środę odwiozę listy do redakcji. Od czasu do czasu uruchomię sobie ten cholerny aparat do masażu i mój kręgosłup będzie zadowolony. Wkrótce przestanie boleć serce albo się przyzwyczaję, że boli. Ponieważ takie jest życie.
Więc dlaczego mi się wy daje, że jestem jak w szklanym kloszu? Ubieram się i jakbym ubierała jakąś inną kobietę. To nie ja. To sen. Obudzę się i znowu będę mogła czekać z nadzieją na przyjazd Niebieskiego.
Wyłączyłam ogrzewanie, w domu się natychmiast oziębiło. Jeszcze do lata daleko, zamykam drzwi do ogrodu i włączam radio.
I nagle w moim domu pojawia się Adam. Ma zmęczony głos, ale jest tuż obok, za srebrnym głośnikiem.
– Bywa że ludzie zamiast wyjaśniać ze sobą pewne rzeczy, wolą się rozstać. Mówią, dziękuję za współpracę, następny czy następna, proszę. Nie zdajemy sobie wszyscy sprawy z tego, że nierozwiązane w jednym związku problemy wcześniej czy później pojawią się w nowym związku. Tak jest ze strachem, niemożnością wyartykułowania uczuć, z zazdrością, z milionem innych rzeczy. One nie należą do naszego partnera, tylko do nas. Są naszą własnością i dopóki nie zrozumiemy, że gdziekolwiek uciekniemy, przeprowadzimy się, przeniesiemy ten bagaż ze sobą. Nawet dobrze ukryty, kiedyś przypomni o sobie, najczęściej w najmniej oczekiwanym momencie. Wszyscy oni są tacy sami – będą powtarzać kobiety, każda kobieta to dziwka – będą mówić mężczyźni. Dzisiaj o rozstaniach niekoniecznych rozmawiać ze mną i z państwem będzie psycholog Andrzej Walczeński i Wojciech Żyto. Czekamy na telefony, po wiadomościach wracamy na antenę.
Czy to nie znak, że włączyłam radio tak rano, chociaż nigdy tego nie robię? Nie będę dzwonić, pojadę. Muszę porozmawiać z Adamem. Muszę wiedzieć – muszę przeżyć to rozstanie do końca. Musi mi powiedzieć – DLACZEGO. I ja mu chcę powiedzieć, że go kocham. Tym razem nie zachowam się jak niedojrzała idiotka – to nie duma ma mną rządzić, nie ma w tym nic kompromitującego, że czuję to, co czuję, nawet jeśli dla niego jestem tylko wspomnieniem.
Jest po siódmej, ale biorę telefon i wykręcam numer rodziców. Odbiera Mój Ojciec.
Judyta? Co się stało?
Tato – szepczę – nie wiem, co mam zrobić… Wrócił Adam, nie wiem, co się dzieje, przyjechał tylko po komputer i nawet nie chciał rozmawiać…
– No ale przecież ojciec Tosi chce do ciebie wrócić! Rozmawiał z nami, gdybym był na twoim miejscu…
Tatusiu – mówię cicho i bardzo zdecydowanie – nie jesteś na moim miejscu. Kocham Adama! Nic mnie nie obchodzi ojciec Tosi!
A on o tym wie?
Mój Ojciec zadaje dziwne pytania. Jak może nie wiedzieć? – Kto?
– No, Adam.
Śmieszny ten Mój Ojciec… Jakby się wczoraj urodził.
– Tato!
– Gdybym był na twoim miejscu…
Nie chcę tego słuchać. Myślałam, że mi jakoś pomogą, choć na ogół się od ich rad odżegnuję. Ale to jest zły adres, moi rodzice zawsze chcieli, żebym miała porządny dom, porządek w szafie, jednego męża i żyła szczęśliwie z Tym od Joli.
– … gdybym był na twoim miejscu, to bym porozmawiał z Adamem – powtarza Mój Ojciec uparcie, a do mnie dochodzą j ego słowa jak zza gęstej mgły.
On nie chce ze mną nawet rozmawiać.
To może ty zechciej – mówi Mój Ojciec – kończę, bo jak matka wstanie, to będzie chciała z tobą rozmawiać. I tak zrobisz, jak zechcesz. Pa, córeczko.
Jestem tak zaskoczona, że o mały włos, a zaniemówiłabym na zawsze.
Wypijani herbatę i idę na górę do Tosi. Śpi jak zabita. Delikatnie ją budzę.
Tosia, jadę do Warszawy.
A która godzina? – mruczy Tosia. – Po siódmej.
– Ja idę na dziesiątą. Po co mnie budzisz? – Tosia przytula się do poduszki, a potem nagle podnosi głowę. – Po co jedziesz? Coś się stało z babcią?
Jadę spotkać się z Adamem – mówię, a moja córka podrywa się jak nigdy dotąd o tej porze.
Po co mamo? Ty nie czujesz, że nie powinnaś? Kobieta nie powinna ganiać za facetem! Nie kompromituj się!
Nie czuję się na siłach, żeby wyjaśniać mojej dorosłej córce zawiłości losu dojrzałej kobiety. Zostawiam Tosię w łóżku i z prawdziwym męstwem podejmuję damską decyzję. Jak długo można uciekać od rzeczywistości?
Dawno nie jechałam kolejką o tej porze. Siedzę przy oknie i patrzę na świat, który budzi się do życia. Ozimina jest zielona, brzozy wypuszczają zieloną mgiełkę, tu i ówdzie z ziemi wystają tulipany, las pełen zawilców i pierwiosnków. Mijam sraczkowatą budowlę, tyle lat, a ja się nie mogę nadziwić kolorowi elewacji. Adam jest w radiu do dziesiątej, poczekam na niego. Jeśli rozmawia z obcymi ludźmi, mnie nie odmówi rozmowy, na pewno. To nie Eksio.
Przesiadam się do autobusu. Cała Warszawa jedzie do pracy, w autobusie tłok, z trudem kasuję bilet. Zapowiada się piękny dzień. W radiu strażnik nie chce mnie wpuścić.
Pani do kogo? – zatrzymuje mnie.
Do programu „Następny proszę”.
Nie mam dla pani przepustki – mówi i przygląda mi się ciekawie. – To się kończy za parę minut. Spóźniła się pani.
Wiem. Poczekam.
Siadam w pustym holu i patrzę na zegar umieszczony nad zamkniętym sklepikiem. Jeszcze dziesięć minut, jeszcze pięć. Może zostanie dłużej, chociaż zwykle po audycji był zmęczony i wychodził od razu. Strażnik siada za swoim pulpitem i bierze do ręki gazetę. Patrzę na sekundnik, który sztywnymi drobnymi kroczkami przemierza tarczę. Piętnaście, szesnaście, trzydzieści, sześćdziesiąt, wskazówka minut drga i przeskakuje o jedną kreseczkę. I znowu dziesięć, jedenaście…
Widzę go, schodzi po schodach, w swojej brązowej kurtce, z wypchaną torbą, jak zwykle przewieszoną przez ramię. Nie widzi mnie, jeszcze mnie nie widzi, ale zaraz zobaczy. Podnoszę się i idę ku niemu. Adam przystaje na schodach, jest zaskoczony, twarz mu tężeje. Przyspiesza kroku, idzie mi naprzeciw.
Co ty tutaj robisz? – Jak mogłam choćby przez moment myśleć, że się ucieszy?