Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Ja wam pokażę!

Dzielę listy na kupki. Siedzę na podłodze w dużym pokoju, Borys leży na tapczanie, musiałam go tam wsadzić, nie ma siły się wgramolić. Napaliłam w kominku, jest ciepło, tylko serce mi nie chce odtajać. Muszę zająć się czymś, muszę nie myśleć; jak będę zajęta, będę miała mniej czasu na czucie.

Droga redakcjo,

sprawa o podział majątku ciągnie się już ponad trzy lata. – Prawnik na prawą kupkę, droga redakcjo, wypryski na całym ciele mają kolor czerwony, ale swędzą i pojawiła się temperatura, chociaż obkładałam się kwaśnym mlekiem – Lekarz, kupka na lewo, droga redakcjo, mąż bez powodu się wyprowadził – Ja, kupka na tapczanie, koło Borysa, droga redakcjo, chcę się rozwieść i nie wiem, jak mam napisać pozew i czy to drogo kosztuje – Prawnik, na prawo, droga redakcjo, moja córka wytatuowała sobie panterę na biodrze – Ja, Borys, droga redakcjo, chciałabym pracować z delfinami, gdzie mam się zgłosić – Ja, tapczan, droga redakcjo, chciałabym adoptować dziecko, tak jak to zrobił Jack Nicholson w filmie,,Szmidt”, podajcie mi adresy – Ja, droga redakcjo, zapłaciłam za amulet szczęścia czterdzieści dwa złote, bo reklamowaliście, a szczęścia jak nie ma, tak nie ma, proszę o zwrot pieniędzy – Ja, droga redakcjo, moja żona w czasie stosunku wkłada mi koraliki, ale wstydzę się napisać gdzie, czy to jest powód do rozwodu – Prawnik albo ja, albo proktolog, droga redakcjo, jesteście szmatławcem – Archiwum, bez odpowiedzi, pod stół, droga redakcjo, błagam o pomoc – Bez adresu zwrotnego – archiwum, droga redakcjo, niniejszym donoszę, że sąsiad mój Jarosław Kłyź ma firmę i ciągnie prąd od słupa i nie płaci, ani podatków ani nic – Bez podpisu, kosz, droga redakcjo, napisałem w klasówce że telimena w panu tadeuszu jest cool i dostałem dwóję, to jest cool czy nie? – Ja, Borys.

Dla mnie 65 listów, 72 z powrotem do redakcji, do specjalistów. Mam zajęcie na najbliższe dni.

Mamo, czemu tu taki bałagan?

Segreguję listy. Tosia, zdejmij buty, wnosisz błoto, a sprzątałam.

Przecież zdjęłam – mówi Tosia, a ja rzucam okiem na jej nogi. Ma kapcie. – Mamo, co się z tobą dzieje?

– Tosia, nie zajmuj się mną, poradzę sobie. Chciałabym tylko, żebyś zdała maturę, jeśli ci mogę pomóc, to powiedz, ale nie mam siły dzielić się chwilowo swoim stanem ducha.

Ale mamo! Przecież ja jestem twoją przyjaciółką! – mówi z pretensją Tosia.

Nie, kochanie – nareszcie rozumiem, o co chodzi – przede wszystkim jesteś moją córką, a ja twoją matką, potem się przyjaźnimy. A o niektórych sprawach nie chcę z tobą rozmawiać.

Ale mamo, musisz! Ja ci mówiłam, żebyś nie jechała do Adama, prawda? To musiałaś się narazić! Czy on… coś ci powiedział? O mnie? To znaczy coś wspominał?

Przekładam kupki na stół, spinam spinaczami.

– Tosia, wybacz, nie rozmawialiśmy o tobie, ale o mnie i o nim.

– 1 co? – pyta Tosia i siada obok Borysa na kupce listów, na które mam odpowiedzieć ja.

– Siadłaś na mojej pracy, pomniesz. – Tosia wyjmuje spod pupy listy.

– No i co, mamo?

– Nic. Nie będzie Adama.

Odwracam się tyłem do Tosi, bo nie chcę, żeby widziała, jak mi łzy napływają do oczu.

– Ojejku, mamusiu! – Tosia podbiega do mnie i obejmuje mnie w pasie. – I bardzo dobrze! Tata powiedział, że ty zawsze byłaś kobietą jego życia i że pomyłki trzeba wybaczać. Tata chciałby z nami zamieszkać. Sorki, lubię Adama, ale, mamo, znowu będziemy rodziną!

Staję jak wryta. Tosia odsuwa się ode mnie i mina j ej trochę rzednie.

Mamo, ja wiem, że nie od razu, musisz się oswoić z tą myślą, ale zobaczysz teraz się wszystko ułoży…

Tata chciałby z nami zamieszkać? Ułoży się? Tosia, co ty mówisz???

To kwestia czasu, tak powiedział tata, a ja pamiętam, że jak kiedyś pytałam ciebie, czy ludzie mogą do siebie wracać, to powiedziałaś, że oczywiście, że trzeba wybaczać. To wybaczysz tacie, bo ta jego Jola…

– Ja nie mam czego tacie wybaczać.

– To cudnie! Bo on się martwił, że jednak…

– Ja nie mam czego tacie wybaczać i on nigdy z nami nie zamieszka. Nigdy – mówię ostro i widzę, że Tosi, jak małemu dziecku, buzia zmienia się w podkówkę. – Tosiu, nie ma powrotu do przeszłości. Ja już taty nie kocham i ty dobrze wiesz dlaczego.

– Nie mów tak! – Tosia nieopanowanie podnosi głos. – Nie mów tak! Widziałam was, jak się przytulaliście na moich urodzinach, jak było fajnie! Tata cię pocałował! I jest dla mnie taki dobry, a ty mówisz, że go nie chcesz! Bo ten cholerny Adam wrócił. A ja nie chcę Adama, ja chcę mieszkać z wami, tak jak inne dzieci! Jestem dorosła, nie jestem dzieckiem! Babcia i ciocia Hanka, i Ula powiedziały, że nie wszystko stracone!

– Nie jesteś już dzieckiem, Tosia, niestety – dodaję, bo widzę, że moja osiemnastoletnia córka jest maleńkim nieszczęśliwym dzieckiem, które sobie coś wymyśliło. – Musisz zaakceptować fakt, że masz rozwiedzionych rodziców. Że twój ojciec ma nową rodzinę i że ja jestem sama. To trudne, ale po prostu musisz.

– A twoi rodzice wrócili do siebie! Dlaczego nie możesz z nich brać przykładu! Nienawidzę cię! Nienawidzę! – krzyczy Tosia, odwraca się, trzaska drzwiami i biegnie do siebie. – Jeszcze wam pokażę! Wszystkim! Zobaczycie, pożałujecie!

Nie biegnę za nią. Nic jej nie wytłumaczę. Poproszę może Mamę, a może Ojca, żeby z nią porozmawiali. Tosia ubzdurała coś sobie. Jak mam wytłumaczyć własnej córce, że miły wieczór urodzinowy nie wystarczy, żeby się na powrót zakochać w byłym mężu łajdaku? Że tylko dlatego jestem miła dla Eksia, żeby Tosi się lepiej żyło na świecie? Łudziłam się przez chwilę, że można pogodzić te wszystkie rzeczy – starą i nową rodzinę, żyć w przyjaźni jak na amerykańskich filmach, mieć świetny kontakt z córką. Ona też nie może mnie zrozumieć. Dopiero kiedy się ma własne dzieci, wiadomo, o co chodziło naszym rodzicom. Muszę być cierpliwa, jeszcze dziesięć, dwadzieścia lat i będziemy się rozumiały.

Zaraz, zaraz, babcia mówiła, że nie wszystko stracone? Moja Mama?

Biorę słuchawkę do ręki.

– Mamo?

Tak, kochanie?

Czy ty kiedyś rozmawiałaś z Tosia na temat mnie i twojego byłego zięcia?

Milczenie po drugiej stronie.

– Tak. – Moja Mama waha się. – Ale nieobowiązująco.

– I co jej powiedziałaś?

– Nic. To znaczy prawie nic. To znaczy… no wiesz, kiedy Adam wyjechał i pojawiła się taka możliwość, żeby jednak, biorąc pod uwagę to, że dziecko potrzebuje ojca i jednak…

– Co jej powiedziałaś? – przerywam ostro, choć wcale tego nie chcę.

– Nie mów do mnie takim tonem, dziecko. – Moja Mama jest poruszona. – Zawsze chcieliśmy dla ciebie dobrze!

– Ja nie! – słyszę w tle podniesiony głos Mojego Ojca. – Mnie w to nie mieszaj!

– Jak możesz! – Moja Mama prowadzi teraz nie tylko rozmowę ze mną, ale również z Moim Ojcem. – Sam mówiłeś, że byłoby dobrze, gdyby się zeszli!

Chcę wam oświadczyć, że rozwiodłam się…

My też kochanie, ale widzisz, że można się jakoś porozumieć…

– I nigdy nie wrócę do ojca Tosi. Nigdy. Przykro mi, że manipulowaliście Tosia i zamiast ją wspierać, łudziliście ją nadzieją.

Jak możesz tak o nas myśleć! – Moja Mama prawie płacze. – Że też doczekałam, że moja własna córka będzie do mnie…

Judyta? – Tata odebrał jej słuchawkę. – Nie przejmuj się, matce przejdzie. Żyj tak, żebyś była szczęśliwa, kochanie.

– Za późno – powiedziałam i odłożyłam słuchawkę.

Tosia się do mnie nie odzywa. Ale chyba się uczy. Byłam na ostatnim zebraniu szkolnym.

– Nie ma powodów do obaw, jeśli chodzi o maturę. Nie mamy zastrzeżeń – powiedziała jej wychowawczyni. – Bardzo wydoroślała w ostatnim czasie.

Jakub przemyka na górę, kłania mi się w drzwiach, Tosia, zdaje się, poinformowała go, jaką to ma niedobrą matkę. A ja żyję. Nie rozpadłam się, nie rozchorowałam, tylko mniej mnie bawią różne rzeczy. Wczoraj wieczorem zadzwoniła zrozpaczona Renka, że nie przyszła pielęgniarka do Karmelii i czy mogę jej pomóc w kąpaniu maleństwa.

54
{"b":"100580","o":1}