Литмир - Электронная Библиотека

Jako pierwszego Czarownica w magiczny sposób przywołała Liska. Przedziwnym trafem, był to ten sam Lisek, wyczarowany z dużej, suchej szyszki, który ściągając na siebie uwagę psów, odciągnął je od wlotu pieczary.

– Wyczytaj w jego oczach, czy pragnie pozostać Liskiem, czy też woli wrócić do postaci szyszki. Zwyczaj nakazuje przywrócić mu postać pierwotną, ale ponieważ oddał nam wielkie usługi, niechże sam wybiera…

Dziewczynka patrzyła uważnie w oczy zwierzątka, które bynajmniej nie spłoszone przycupnęło koło jej stóp.

– Wyobraź sobie, że on tego jeszcze nie wie – powiedziała wreszcie, nie odrywając spojrzenia od zmrużonych, bursztynowych ślepi. – On myśli, że są chwile, w których cudownie jest być szyszką i odpoczywać do woli na miękkim mchu, lecz nie mniej cudownie jest biegać po Lesie. Wtedy gdy jest głodny, gdy musi umykać przed większymi od siebie drapieżnikami, lub goni go czereda psów albo wieśniacy zastawili na niego sidła – marzy o tym, żeby z powrotem być szyszką. Ale nie wie, czy gdyby znowu nią został, nie zatęskniłby do bezkresności Lasu i swych swobodnych gonitw po nim. Jest w wielkiej rozterce… – zwróciła się do Czarownicy. Czarownica zamyśliła się.

– On pomógł nam uratować życie – powiedziała wreszcie. – Jestem władna dać mu rzadki dar przemieniania się z powrotem w szyszkę, wtedy gdy tego zapragnie, a potem może znowu wrócić do postaci Liska. Powiedz mu jednak, że w całym swym życiu będzie miał prawo jedynie do trzech takich przemian. Gdy je przekroczy, pozostanie już na zawsze w tej postaci, w której akurat będzie…

Dziewczynka przekazała tę myśl Liskowi, który z wdzięcznością machnął puszystą kitą i jeszcze raz spojrzał jej w oczy.

– Lisek bardzo ci dziękuje, Czarownico, i twierdzi, że jeśli mu się uda, to w chwili niebezpieczeństwa dwukrotnie przemieni się w szyszkę, ale trzecią przemianę zachowa na późną starość, gdy już nie będzie mógł biegać szybko po Lesie. Wówczas wybierze postać szyszki, której żywot jest dłuższy, albowiem z jej ziarenek może wyrosnąć kiedyś piękne, młodziutkie drzewko. On, Lisek – szyszka będzie wówczas jakąś jego cząstką.

Po chwili ruda kita Liska zniknęła między drzewami. Nazajutrz Czarownica w magiczny sposób przywołała orła z Wysokich Gór. Potężny i dumny ptak przysiadł spokojnie na kamieniu i zakrzywionym dziobem jął stroszyć swe pióra. Na znak dany przez Czarownicę, Orzeł łaskawie, choć niechętnie pozwolił Dziewczynce spojrzeć w swoje wypukłe oczy.

– Nie lubię, gdy mi cokolwiek nakazują. Sam sobie jestem królem – odczytała Dziewczynka jego dumną myśl. – Żal mi ludzi, gdyż są na stałe przywiązani do ziemi, nie mogą wzbić się z niej w górę, na ziemi się rodzą i na niej umierają, na niej też spędzają całe swoje marne, na ogół niewolnicze życie. Nigdy nie są prawdziwie wolni. Choć co prawda słyszałem o takich dziwnych planetach w Kosmosie, których mieszkańcy już nauczyli się latać przy pomocy nie skrzydeł, ale maszyn…

– Powiedz mu, że żyjąc na ziemi też można być wolnym i być może nadejdą znów takie dni także dla mieszkańców dawnego Wielkiego Królestwa – rzekła Czarownica.

Dziewczynka przekazała tę myśl królewskiemu ptakowi, który w odpowiedzi znowu wpił w nią swoje wypukłe ślepia.

– On mówi, że życzy nam tego, ale wie, że czeka nas jeszcze wiele kłopotów, a nasza przyszłość jest niepewna. Mówi, że odczytuje to w chmurach, gdy się nad nimi wzbija. I te chmury, ciężkie i czarne, jeszcze długo będą wisieć nad Wielkim Królestwem.

Po odlocie dumnego Króla Ptaków Czarownica chwilę siedziała w ponurej zadumie, ale wnet ocknęła się z smętnego nastroju i przywołała jeszcze kolejno myszy, dzikie kozice, małe i barwne ptaszki, a nawet ogromnego Niedźwiedzia, króla wszelkiej leśnej zwierzyny. Niedźwiedź niechętnie przestępował z nogi na nogę i małymi, burymi oczkami patrzył w twarz Dziewczynki, która nagle się roześmiała:

– On mówi: “Dajcie mi spokój, niedobrzy mali ludkowie, mam dość własnych kłopotów i nie chcę zajmować się jeszcze waszymi. Zbliża się zima, a ja ciągle nie znalazłem nic stosownego i zapewniającego mi bezpieczeństwo na zimowy sen. A jestem już śpiący i zmęczony…”

– Powiedz mu, że może bezpiecznie przezimować w naszej Pieczarze. Nie zrobimy mu żadnej krzywdy, jeżeli i on nam jej nie uczyni. I nigdy nie śmiej się z niedźwiedzi, nawet gdyby rzeczywiście były śmieszne, gdyż jako królowie lasów, bardzo tego nie lubią – nakazała Czarownica, a Dziewczynka przesłała Niedźwiedziowi zaproszenie do jaskini. Niedźwiedź jął nerwowo przestępować z nogi na nogę i Dziewczynka ponownie odczytała jego myśli:

– … mówi, że nie chciałby obudzić się jako mała myszka i żąda zaręczenia słowem honoru Czarownic, że nie przemienimy go w nic w czasie jego snu. Już mu to zaręczyłam w naszym imieniu, choć wierz, Czarownico, że bardzo rozbawiła mnie myśl, iż mógłby nagle obudzić się małą myszką!

Czarownica spojrzała na nią surowo i bez uśmiechu, dała swoje słowo Niedźwiedziowi, który posapując z zadowoleniem udał się do pieczary. Gdy jej mieszkanki z powrotem tam weszły, Niedźwiedź już donośnie chrapał, śpiąc na łożu Dziewczynki. Ponieważ jednak było ono wystarczająco szerokie, Dziewczynka – czując coraz silniej chłód zimy – wtulała się od tej pory w jego grube, ciepłe futro i zasypiała w poczuciu bezpieczeństwa.

Miesiące zimowe – tak zazwyczaj wlokące się monotonnie, nieprzytulne i melancholijne – tym razem mijały szybko i gdy pewnego świtu Niedźwiedź ziewnął szeroko, a potem zaczął przeciągać się na całą długość swego cielska, postękując i sapiąc – Dziewczynce wydawało się, że dopiero co wczoraj zasnął. A jednak jego przebudzenie się zwiastowało nadejście kolejnej wiosny.

Niedźwiedź równie ochoczo rozstał się ze swymi przygodnymi współlokatorkami, jak przystał na przezimowanie w ich pieczarze. Odszedł prawie bez pożegnania, swobodny, dziki i niezależny król leśnych zwierząt.

Noce ponownie zaczęły być cieplejsze i Dziewczynka mogła znowu dłużej rozmawiać z gwiazdami. Gdy na drzewach ukazały się pierwsze młode pączki, a śnieg – lub raczej jego resztki – topniał niemal w oczach, Czarownica odezwała się:

– Skończyłaś dziewięć lat. Ten rok nauki poświęcimy ostatniemu rozdziałowi Księgi Mniejszej.

– A potem? – spytała Dziewczynka.

– Trochę odpoczniesz.

– A jeszcze później?

– Zobaczymy…

Ostatni, Trzeci Rozdział Księgi Mniejszej nie był wcale długi, Dziewczynka miała więc dużo czasu i spędzała go na swych ulubionych zajęciach. Rozmawiała z ptakami, drzewami i wszelką leśną zwierzyną, słuchała w nocy mowy Gwiazd i ich niezwykle ciekawych opowieści o losach planet – przeszłych, przyszłych, obecnych. Przemieniała dla zabawy małe polne myszki w wielkie lwy, które nim zdołały się na nią rzucić, były z powrotem małymi myszkami; z oczu ptaków przylatujących z pobliża ludzkich siedzib dowiadywała się, jak żyją ludzie ze Wsi i Miast. A żyli biednie. W dawnym, sytym Wielkim Królestwie panował głód przednowia. Jednak to nie Najeźdźcy głodowali, ale podbity przez nich naród. W wielu domach – co prawda chyłkiem i tylko półgłosem śpiewano Pieśń Jedyną, Pieśń o Wielkim Królestwie, dumnym i wolnym, jego upadku i ponownym odrodzeniu. Jednak żaden z ptaków nie umiał powtórzyć Dziewczynce słów Pieśni.

– Czy znasz Pieśń Jedyną? – spytała Dziewczynka Czarownicy.

– Wszyscy ją znają – odparła Opiekunka. – Choć nie sposób znać wszystkie jej odmiany i wersje. Jest ich bowiem bardzo dużo: dłuższe i krótsze, o pełnych rymach i rymach białych, rytmiczne lub nierytmiczne, zmieniające się niemal w każdej zwrotce, to przypominające epos rycerski, to znowu prostą ludową pieśń, a niekiedy pieśń religijną. Ale wszystkie odmiany zawierają tę samą treść, to samo przesłanie: głoszą, iż nadejdzie Dzień Wyzwolenia.

– Zaśpiewaj mi jedną z nich… może… może tę rycerską? zażądała wychowanka.

– Jeszcze nie czas – powiedziała Czarownica ze spokojnym uporem, a na upór Czarownic nie było sposobu. – W każdym razie pierwsze trzy, cztery zwrotki Pieśni są tożsame z krótką Historią Królestwa Wielkiego, którą już po części znasz. Następne opowiadają o jego upadku. Jeśli w Księdze Wielkiej poznałaś historię Królestwa, to w Księdze Mniejszej poznasz właśnie przyczyny jej zniewolenia przez Najeźdźców. A potem… no cóż… Pieśń Jedyną zaczęto śpiewać już w pierwszych stu latach panowania Najeźdźców, a z każdym kolejnym rokiem powstawały coraz to nowe zwrotki. Dziś Pieśń ta wydaje się nie mieć końca, coraz to zmienia się i rodzi…

– Kto ją ułożył i kto dalej układa?

– Takie pieśni, pieśni wieszcze nie mają nigdy jednego autora. Układają się same: z szumu drzew, śpiewu ptaków, zawodzenia wiatru, szmeru strumyków i namiętnego śpiewu rwących rzek lub górskich wodnych kaskad. Niektóre ich zwrotki śnią się ludziom, którzy potem, nagle przebudzeni, ze zdumieniem słyszą je powtarzane własnymi głosami. I w tęp właśnie sposób – zwrotka po zwrotce – Pieśń Jedyna rodziła się i docierała do zniewolonych przez Najeźdźców ludzi. Początkowo głosiła jedynie historię świetności Królestwa – po to, by jej nikt nigdy nie zapomniał. Gdy doszły nowe zwrotki, okazało się, że upamiętniają straszliwy Dzień Napaści i późniejszy, szybki upadek Królestwa Wielkiego; po to aby żadne z następnych pokoleń nie zatraciło w swych sercach nienawiści do Najeźdźców. Były to zwrotki bardzo potrzebne w owym czasie, bowiem wielu ludzi uznało, że podporządkowanie się i przejście na służbę do Najeźdźcy daje lepsze, mniej głodne życie, nawet jeśli bat uderza częściej. A potem, nie wiadomo skąd, zaczęły przybywać następne strofy, mówiące o szansie odzyskania po setkach lat niewoli tego, co Wielkie Królestwo zda się bezpowrotnie utraciło: wolności. I dopiero wtedy coraz więcej ludzi zaczęło ją śpiewać, nawet pod grozą kary śmierci. Niekiedy śpiewają tylko półgłosem, całkiem cicho, cichuteńko, ale bywa i tak, że od ich śpiewu aż trzęsą się mury więzień – mówiła Czarownica zadumanym głosem. Nagle urwała, zamilkła, by po chwili rzec swym normalnym chłodnym głosem:

– Tak czy owak, jeszcze nie pora, abyś uczyła się Pieśni Jedynej. Nie zdążyłaś nawet dokończyć nauk z Księgi Mniejszej, a nasz czas powoli się kończy…

14
{"b":"87872","o":1}