Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Wybrał numer dyżurnego.

– Znajdź mi telefon do profesor Artemidy Prociw-Bury. Tak, dobrze usłyszałeś imię i nazwisko. Z Uniwersytetu Gdańskiego. Albo znajdź mi jakiegoś innego językoznawcę. To pilne!

Czekał na połączenie, wpatrując się w ekran monitora, i pomyślał, że wymarzony przez Cichowskiego wunderteam, który miał schwytać Naśladowcę, nigdy nie powstał. Nie zaczął działać, bo on, Pater, opętany był swoją obsesją. Znów do niej powrócił. Traszka zabił w Jelitkowie. Mielnik się nie pomylił, odnalazł go i spotkanie przypłacił życiem. Następnie Traszka wysyła mejla, że zabije na Wybrzeżu. Morduje Seredę we Władysławowie. Naśladuje sam siebie. Naśladuje.

Pater sięgnął do szuflady i znalazł notatki ze spotkania w komendzie. Sięgnął po przysłaną rozpiskę koncertów Traszki. Interesowały go tylko trzy miejscowości. Bez trudu znalazł Katowice, Warszawę i Kraków. Porównał terminy występów z datami, gdy popełniono morderstwa á la Marchwicki, Staniak i Kot.

Wiedział niezbicie, kto jest Naśladowcą. Był przy drzwiach, gdy zadzwonił telefon na biurku. Cofnął się i podniósł słuchawkę.

– Mówi Sebastian Gralak, doktorant pani profesor Prociw-Bury. Proszono mnie…

– Proszę posłuchać uważnie – przerwał mu Pater. -Przeczytam jedno zdanie. „I kto to wie prócz mnie”. Dlaczego jest „prócz”, a nie „oprócz”.

Gralak milczał zaskoczony.

– Przecież to proste – powiedział w końcu. – „I kto to wie prócz mnie” ma rytm jambiczny. Mówiąc najprościej, to bardzo muzyczna fraza.

Muzyczna fraza. Pater przypomniał sobie zasłonięte twarze muzyków Henkermaske.

Ta jedna twarz, najważniejsza, wreszcie zostanie odsłonięta.

56

Dwie godziny później w gabinecie Cichowskiego zebrał się, jak to określił naczelnik, sztab kryzysowy. Pater uparł się, by w burzy mózgów uczestniczyli Wieloch i Kulesza.

– Bez nich – powiedział do Żarowy – nic byśmy nie osiągnęli.

Naczelnik uważnie popatrzył na podwładnego.

– Wiesz, jak to się nazywa, Jarek? Pijacki dowód wdzięczności. Za to, że doholowali cię całego i zdrowego po tej popijawie we Władku.

Siedzieli przy mocnej kawie, którą, na wyraźne polecenie szefa, pani Marzenka wyjęła z zamykanej na klucz szafki.

„Kawa dla specjalnych gości”, pomyślał Pater. „Albo na specjalne okazje. Takie jak ta”.

– Podsumujmy – zaczął Cichowski. – Godzinę temu rozmawiałem z zastępcą komendanta głównego. Od tej chwili Traszka jest poszukiwany w całej Polsce. Po południu będzie wiedział o nim każdy posterunek. Każdy policjant będzie miał zdjęcie, które zrobiliśmy mu w naszym areszcie. Sądzę, że nie ma go już na naszym terenie, a ten jego mejl to szczeniacki blef. Wasz szef – spojrzał na Wielocha i Kuleszę – uważa jednak inaczej.

– Trzeba było go zatrzymać – wycedził przez zęby Pater.

– Nie mieliśmy powodu, by go dłużej trzymać – odparł Cichowski. Brzmiało to, jakby chciał powiedzieć: „Mogłeś się lepiej starać”.

– Teraz Traszka jest wściekły. – Pater starał się, by każde jego słowo brzmiało przekonująco. – Ale zarazem to osobnik, który dotrzymuje słowa. Zapowiedział morderstwo i zabije kogoś. Zapowiedział, że zrobi to na naszym terenie. Teraz, po artykule, który odebrał mu należną sławę i uśmiercił Naśladowcę, ma dodatkowy powód, by nas upokorzyć.

– Ma kilka powodów – wtrącił się Wieloch.

Kulesza spojrzał z niepokojem na partnera, jakby bał się, że ten za chwilę uraczy wszystkich morskimi opowieściami o przesłuchaniu na kutrze. Wieloch jednak sięgnął po filiżankę i wypił łyk kawy.

– Musicie mi pomóc – kontynuował Pater. – Po to się tutaj spotkaliśmy. W tym mejlu – podniósł kartkę – jest podpowiedź. Jestem tego pewien. Traszka chce zabić, ale chce także spotkać się ze mną. Wyznaczył mi spotkanie.

Wieloch i Kulesza popatrzyli na siebie.

– Macie tu kopie tego mejla – wręczył aspirantom dwie kartki. – Ma to się zdarzyć jeszcze dziś. 0 której i gdzie? Tego nie wiem.

„Jeszcze dziś. Jeszcze dziś to muszę szykować się do wylotu. Jeszcze dziś będę daleko stąd”. Pater pomyślał o Joannie i poczuł nagły ból w mostku. Kłamie. Oszukuje sam siebie. Czuł, że samolot o dziewiętnastej wystartuje bez niego. Chyba że wcześniej złapią Traszkę.

– Jedna rzecz jest prosta – głos Wielocha wyrwał go z rozmyślań.

Spojrzenia wszystkich zwróciły się w kierunku rumianego aspiranta.

– Co powiedziałeś? – Pater zacisnął palce na blacie stołu.

– Za cholerę nie wiem, gdzie on chce się spotkać -Wieloch podrapał się w głowę – ale wiem kiedy. O dziewiątej wieczorem. O dwudziestej pierwszej.

– Skąd to wiesz? – zapytał Cichowski.

– Tu jest napisane o hazardzie. Że nadkomisarz lubi hazard. Gry hazardowe, oczko, dwadzieścia jeden. Rozumiecie?

– To jakieś naciągane. – Cichowski pokręcił głową.

– Mam takiego kumpla, z którym co jakiś czas umawiam się na wieczorny browar. Kilka razy umówiliśmy się o dziewiątej. Wiecie, co wtedy mówił? Spotkajmy się w godzinie Black Jacka.

– O kurde, niezły jesteś! – zaśmiał się Kulesza. – Zupełnie jak ten Mielnik.

– Jak kto? – zdziwił się Cichowski.

– No, ten trup z tartaku. Ten, co na własną rękę ścigał Traszkę.

Czterech mężczyzn ponownie pochyliło się nad wydrukiem. Jeden z nich wpatrywał się w drobniutkie litery, a w głowie huczało mu jedno zdanie. „Samolot jest o dziewiętnastej. O dziewiętnastej”.

W końcu Cichowski przerwał naradę. Przyjęli, że Naśladowca chce się spotkać o dziewiątej wieczorem. Wciąż nie wiedzieli jednak, gdzie wyznaczył spotkanie. Mieli rozejść się do swoich pokojów.

– Ty zostań. – Naczelnik wskazał na Patera. – Następnym razem – Żarówa trzymał w ręce podanie nadkomisarza – nie ciskaj we mnie takim gównem, okej?

Pater nie odpowiedział. Podszedł do okna i popatrzył na samochód na parkingu.

– Ja też chciałem coś powiedzieć – zaczął cicho. -Chodzi mi o ten artykuł w gazecie.

– Nie ma o czym mówić. Każdemu zdarza się zalać pałę…

– Nie o to chodzi. Zastanawiam się, skąd ten dziennikarz dowiedział się o sprawie Naśladowcy. Przecież to akcja objęta najwyższą dyskrecją…

Cichowski zacisnął usta.

– Powiem panu, szefie, jak było. – Pater popatrzył na lśniącą łysinę Żarowy. – Podsunęliście mu ten ochłap. Wiedzieliście, że go połknie…

– A jednocześnie zmusi prawdziwego Naśladowcę do jakiegoś ruchu.

– Tyle że teraz Traszka znów chce zabić. Udało się! Tylko co?

– Spokojnie, złapiemy go. Ale to już nie twoja sprawa. My się tym zajmiemy. Ty możesz jechać na swój zasłużony urlop.

Ostatnie zdanie Cichowski rzucił w pustą przestrzeń. Patera nie było już w gabinecie.

57

Wszedł do pokoju i zamknął drzwi na klucz. Nie chciał, by mu przeszkadzano. Musi się skupić, skoncentrować niczym sztangista przed dźwignięciem gigantycznego ciężaru. Jeśli Wieloch miał rację, Traszka wyznaczył spotkanie wieczorem. Skoro w mejlu znajduje się podpowiedz co do czasu, to należy szukać w nim także sugestii dotyczącej miejsca. Raz jeszcze, nie wiadomo już który tego dnia, przebiegł wzrokiem treść listu.

Miał wrażenie, że ktoś podczas narady u naczelnika powiedział coś ważnego. Co to mogło być? Może gdyby uważniej słuchał, zamiast myśleć o samolocie, odlatującym do Salonik, trafiłby na ślad.

Na biurku zajazgotał telefon. Cholera, zapomniał zdjąć słuchawkę z widełek. Wpatrywał się w czarny plastik aparatu i po szóstym sygnale odebrał. Ku swojemu zdumieniu usłyszał głos profesor Artemidy Prociw-Bury.

– Dzwonię do pana, bo nie wiem, czy mój doktorant już się kontaktował…

W tym momencie Pater zrozumiał.

– Słucham – wymamrotał nieprzytomnie do słuchawki.

– Artemida Prociw-Bury… – Językoznawczymi nie kryła irytacji.

– A tak… oddzwonię do pani.

Rozłączył się.

Przypomniał sobie, co na zebraniu powiedział Kulesza do Wielocha, „…niezły jesteś! Zupełnie jak ten Mielnik”.

46
{"b":"269466","o":1}