Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Przecież to nie Wigilia – zauważył Pater. – Po co ta iluminacja na balkonie?

– Rafał tak lubi. Jest nawet zadowolony, kiedy jego dom nazywają „choinką”. – Banasiuk zaparkował auto prawie na rogu ulicy, w odległości dwudziestu metrów od domu parlamentarzysty.

Pater powoli i szczegółowo przedstawił Banasiukowi plan działania. Wyszli z auta i możliwie dyskretnie zbliżyli się do parkanu posesji. Gdzieś zza domu dochodziła dudniąca muzyka techno. Nagle Pater podskoczył.

Wystraszył go syczący dźwięk nad głową. Podniósł wzrok i zobaczył, że z lwich paszczy trysnęły słupy ognia.

– Rafał jeszcze bardziej lubi – komendant roześmiał się, widząc przestrach Patera – jak jego posiadłość nazywa się „Las Vegas”.

19

Wszystko poszło zgodnie z planem. Bez najmniejszego trudu weszli na teren posesji. Banasiuk był raz na męskiej imprezie u swojego towarzysza z czasów ministrantury. Wiedział zatem doskonale, którędy przychodziły zamówione przez Czosnyka dziewczyny z jednej z gdańskich agencji towarzyskich. Aby się nie narażać na plotki i obmowy, Czosnyk nakazał wówczas alfonsowi poprowadzić je przez małą furtkę obok altanki do grillowania. Tędy poszli Pater z Banasiukiem.

W altance nikt nie grillował, nie spożywał mięs ani kiełbas, choć na ruszcie żarzyły się węgle. Zaspokajano tam teraz potrzeby natury psychicznej. W czerwonawym świetle dogasających węgli widać było dziewczynę i chłopaka, którzy pochylali się nad stołem. W ich nozdrzach tkwiły plastikowe pomarańczowe rurki, takie, jakimi Góralczyk sączył drinka w „Velavesie”. Pater po raz drugi tego dnia zdziwił się, że człowiek o tuszy Banasiuka może być tak sprawny. W grillowej zagrodzie znalazł się szybciej niż on sam. Dziewczyna krzyknęła, a chłopak rozejrzał się nerwowo i uniósł ręce, jakby się zasłaniał. Nie zdążył jednak wykonać żadnego ruchu, bo jego rękę Banasiuk w ciągu ułamka sekundy przykuł do słupka podtrzymującego dach wiaty.

– No dobrze, Ślepy – powiedział komendant, kiedy już się wysapał. – Masz ksywę Ślepy, nie? Kamil jakiś tam, co? Z Jastrzębiej?

– Kamil Drągowski.

– Siedź tu grzecznie, Kamil, razem z tą lalą, a ja idę po gospodarza. Mój kumpel was popilnuje.

Powiedziawszy to, Banasiuk ruszył w stronę pergoli, nad którą wisiały lampiony. Oświetlały one basen i ciała podrygujące w takt jednostajnej muzyki. Pater przyglądał się Ślepemu i jego dziewczynie. Obydwoje mieli zaczerwienione nozdrza. Chłopak był ogolony na łyso. Nad mocnymi okularami, którym pewnie zawdzięczał swoje przezwisko, wysklepiało się wysokie czoło. Jego muskularny tułów opinał czarny T-shirt z jakimiś sanskryckimi – jak przypuszczał Pater – znakami. Dziewczyna oparła łokcie na wystających kolanach. Włosy zasłaniały jej twarz. Na stopach miała japonki ozdobione srebrnym wzorem, przypominającym skrzydła ćmy. Przechadzając się wśród żółto-niebieskich budek handlarzy we Władysławowie, Pater zdążył zauważyć, że klapki ćmy są prawie na każdym straganie. Błyszczały się również paznokcie dziewczyny, pokryte brokatowym lakierem. Na stole leżała plastikowa przezroczysta podkładka, a na niej kreski kokainy.

Muzyka umilkła, cienie tańczących zniknęły, plusnęła woda w basenie. Jedynie lwy na tarasie zionęły ogniem raz na jakiś czas. Do wnętrza altanki wszedł Banasiuk, a za nim gruby młodzieniec. Banasiuk wskazał mu miejsce obok Ślepego.

– Siadaj, Patryk, obok kumpla – wysapał i zapalił papierosa.

Pater przyglądał się przez chwilę Patrykowi. Miał on na sobie podobny T-shirt, ale znacznie większych rozmiarów. Widniał na nim napis: „Ojciec dyrektor”.

Patryk nie był łysy, lecz wręcz długowłosy. Na czubku jego głowy tkwił mały brązowy kapelusz z szerokim beżowym otokiem. Spod kapelusza wypływało pasmo gęstych włosów i całkiem zasłaniało jedno oko. Podobne pasma układały się na karku Patryka. Wyglądało na to, że dostał się on w ręce najlepszych trójmiejskich stylistów. Czerwona wysypka na twarzy mogła wskazywać na zażywanie sterydów.

– Pan komendant już mnie pytał. – Czosnyk junior spojrzał drwiąco na koszulę i sandały Patera. – 0 jakiegoś gościa, co niby był u mnie, i o jakąś laskę, co się niby z nią popstrykał inny gościu. Nic nie wiem, nic nie pamiętam, nikogo nie widziałem, najebany byłem.

Patryk spojrzał triumfalnie na Ślepego. Ten odwzajemnił się uśmiechem. Nawet dziewczyna uniosła głowę i rozejrzała się dokoła, jakby widziała to miejsce po raz pierwszy. Nikt by jej nie dał więcej niż osiemnaście lat.

Banasiuk ciężko westchnął. Chciał coś powiedzieć, gdy rozległ się śmiech. Pater odwrócił się i zobaczył chudego młodzieńca, który wskazywał palcem w stronę komendanta.

– Patryk, Ślepy! – powiedział chłopak nadspodziewanie wysokim głosem. – Ci dwaj to wasi kumple? Może byś nas sobie przedstawił. – Zaśmiał się ponownie.

Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie zdążył.

Banasiuk błyskawicznie schylił się, sięgnął po klapka kołyszącego się na stopie dziewczyny i wyrżnął ćmą w twarz chłopaka, który zachwiał się i upadł.

– No to już mnie poznałeś, szmaciarzu – wycedził Banasiuk i odwrócił się w stronę Czosnyka.

– Pogadamy spokojnie, okej, Patryk? – Pater uśmiechnął się do grubego młodzieńca. – Nie mam nic do tego, że tu wciągacie koks i amfę. Nie mam nic do tego, że ta laska – spojrzał na dziewczynę Ślepego – nie jest pełnoletnia i że pewnie uciekła z chaty…

– Tu się akurat pan myli. – Dziewczyna roześmiała się bardzo głośno i sięgnęła po mały czerwony plecak. – Mam dowód i nie uciekłam…

– Z tobą nie rozmawiam – przerwał jej Pater. – Pogadamy spokojnie, co, Patryk? Nic ci nie grozi, nic ci się nie stanie. Muszę tylko wiedzieć jedno. – Położył na stole powiększone zdjęcie Anny Seredy. – Z kim ta dziewczyna rozmawiała na imprezie u ciebie? To było w zeszły wtorek. Przyjechała tu czerwonym wypasionym porsche z niejakim Góralczykiem. Nie mów, że go nie znasz. To znajomy twojego ojca, gość z telewizji, wszyscy go znają, prowadził kiedyś teleturniej „Oko za oko”. Ta laska – puknął palcem w zdjęcie – rozmawiała z kimś na twojej imprezie, do kogoś się kleiła, aż gość z teleturnieju ostro się podkurwił. Wyzwał ją od szmat i poszedł. A ona tu została. Do kogo się kleiła? Kto ją bajerował? Jak się tego dowiemy, to opuszczamy z komendantem twój dom i możecie dalej wpychać sobie w nos to gówno, jasne?

– Nikogo nie widziałem, nic nie pamiętam, najebany byłem. – Patryk wyszczerzył zęby do Patera.

– Słuchaj, stary. – Pater podniósł się z ławki otaczającej stół w grillowej altance. – Pokażę ci teraz, że dla mnie jesteś w porządku. Że nie chcę ci zaszkodzić. Chcę tylko wiedzieć, kim był ten facet, który bajerował Anię. – Wszyscy troje drgnęli na dźwięk tego imienia.

Tak, ona miała na imię Ania. Ania Sereda. To pewnie wiecie z gazet. Dziewczyna z Elbląga, uciekła z domu, nie mogła wytrzymać ze starymi. Aż ktoś ją zamordował na plaży we Władku. Dzień po imprezie u ciebie. Muszę wiedzieć, kto ją tu bajerował. Z kim poszła do łóżka albo i nie poszła. O kogo zazdrosny był ten starszy facet? Zobacz, co teraz zrobię, żeby ci pokazać, że dla mnie jesteś gość w porządku.

Pater pochylił się nad plastikową podkładką, na której była resztka narkotyku. Mocno dmuchnął. Proszek opadł na żarzące się węgle rusztu i zasyczał.

– Widzisz, Patryk? Nie ma już koksu. Nie mam na ciebie haka. Zaufałem ci. Teraz ty mi zaufaj i powiedz, z kim była Ania. A potem pożegnamy się i wszystko będzie cacy.

– Teraz to możesz mi skoczyć. – Patryk wstał i roześmiał się głośno. – Gdyby nie pan komendant, tobym ci kazał wypierdalać. A tak to tylko poproszę grzecznie o opuszczenie mojego domu.

– Przemyśl to, Patryk. – Banasiuk wstał i zaczął odpinać kajdanki, którymi przykuł Ślepego do słupka. – Nie bądź głupi. Znam cię od dziecka. Zawsze byłeś kumaty. Co ci szkodzi powiedzieć, z kim gadała, czy też, z kim się całowała. Przesłuchamy go i tyle. Pewnie jest niewinny, bo twoje imprezy są ostre, ale tu przecież nie ma morderców. Przesłuchamy go, wypuścimy i po bólu. No, z kim rozmawiała?

22
{"b":"269466","o":1}