Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Jak długo tam leżał? Kwieciński nie wiedział. Okazało się, że suszarnia nie jest otwierana codziennie. Nie ma takiej potrzeby. Raz na jakiś czas pracownik tartaku sprawdza wilgotność i temperaturę, porównując odczyty z dwóch termometrów widocznych przez szybkę. Pater dowiedział się, że termometry te działają na zasadzie podobnej do psychometru Assmanna. Raz na jakiś czas podkręca się grzejniki działające na parę nasyconą suchą. To także nie wymaga wchodzenia do komory suszarni. Niekiedy otwiera się drzwi, by wpuścić powietrze. Ale i wtedy nie ma powodu, by wchodzić do środka.

– Słowem, gdyby nie dzisiejszy pomiar – Koniarek pokazał wilgotnościomierz młotkowy – gość mógłby tam jeszcze poleżeć niezauważony. W ciszy, w ciepełku…

Gdy Pater odjeżdżał, zamienił kilka zdań z policjantem z Wejherowa. Zwłoki przeszukano. Nie znaleziono żadnych dokumentów. Żadnego śladu, który umożliwiłby identyfikację. Trzeba będzie szukać dalej i przejrzeć rejestry zaginionych. Ale tę robotę zostawi innym.

Prześwietlenie wykazało silne stłuczenie dwóch żeber. Pater popatrzył na zdjęcie. Przypomniał sobie wysuszoną dłoń mężczyzny. Jak długo tam leżał? „W ciszy, w ciepełku”.

Cisza i ciepło. Słońce. Nie myślał już o tartaku między Wejherowem a Krokową.

Myślał o Grecji.

3

Pater przyglądał się samochodom stojącym na parkingu naprzeciw Starego Ratusza w Gdańsku. Wypatrywał miejsca, w którym mógłby zaparkować swoją starą co-rollę. Jego wzrok padł na wystający tył potężnego land rovera. Nie był pewien, czy nikły odblask w światłach cofania to znak manewru, czy też skutek działania lipcowego słońca. Zaufał jednak swojemu instynktowi i zatrzymał się. Aby ośmielić kierowcę topornego auta, przypominającego mały autobus, mrugnął dwukrotnie światłami. Tamten gwałtownie wyjechał tyłem i zatrzymał się nie więcej niż dziesięć centymetrów od maski toyoty, omal jej nie taranując. Potem ruszył z piskiem opon, pokazując Paterowi ogolony na łyso tył swojej głowy, na której widniał jakiś tatuaż, chyba pająk na sieci. Butny impet, z jakim land rover wyjechał ze zwartego szeregu aut, świadczył o tym, że mruganie światłami było ze strony Patera zbyteczną i zupełnie niedocenioną uprzejmością. Może kiedy indziej nadkomisarz zapisałby numery land rovera i poprosił kolegów z drogówki, aby przetrzepali auto w poszukiwaniu przeterminowanej gaśnicy, za co wlepiliby łysemu bucowi najwyższy możliwy mandat, może pojechałby za nim i śledził go, szukając okazji do rewanżu. Ale nie dzisiaj, nie teraz. Jeśli dobrego humoru nie zepsuł mu zasuszony trup w tartaku, podobny do ufoludka, to tym bardziej nie mógł tego uczynić jakiś łysy ABS.

Pater, parkując, parsknął śmiechem, bo przypomniał sobie, jak jego siedemnastoletnia siostrzenica Agata wyjaśniła mu niedawno skrót ABS jako „absolutny brak szyi” i jako synonim rzeczownika „karkonosz”. Rozbawiła go wtedy dwuznaczność skrótowca i używał go ostatnio dość często. Wcześniej może by i zganił sam siebie za operowanie slangiem. Ale ostatnio był wyrozumiały dla siebie i świata.

Wysiadł z samochodu i poszedł Szeroką w stronę biura podróży pośredniczącego w sprzedaży biletów lotniczych. W połowie drogi uśmiechnął się i zawrócił. Zapomniał o bilecie parkingowym. Jeszcze kilka dni temu wściekłby się na swoje roztargnienie. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj idzie odebrać dwa bilety do Salonik i jest to wystarczający powód do radości, aby nie przejmować się łysym osiłkiem w land roverze, i upałem, który przykleił nadkomisarzowi koszulę do pleców, i roztargnieniem, a może i parkometrem, który – jak Pater założył – nie będzie działał.

Ale to przewidywanie nie sprawdziło się i Pater umieścił wydrukowany bilet za przednią szybą swojego auta. Po kilku minutach znalazł się w biurze podróży. W nie-klimatyzowanym wnętrzu, zalepionym ofertami last minute i zalanym przez południowe słońce, klientów obsługiwały dwie młode kobiety, z plakietkami „Aneta” i „Ania” przypiętymi do bluzek. „Powinno być «Anna», Anią to ona może być dla swojego kochanka”, pomyślał z lekką irytacją, która szybko przerodziła się w łagodną wyrozumiałość. „Może tej dziewczynie brakuje ciepła, może nikt nie zwraca się do niej pieszczotliwie, może w ten sposób chce zyskać przychylność ludzi? Moją życzliwość już zyskała. Powiem do niej «Pani Aniu»„.

Swojego pomysłu nie mógł na razie zrealizować. Pani Ania była zajęta. Siedziała przed nią chuda i wysoka kobieta, we fryzurze bardzo popularnej wśród serialowych aktorek i prezenterek, którą jego podwładny Kulesza nazywał „hełmofonem Magdy M.”. Przed Anetą natomiast rozpierał się wygodnie w fotelu starszy pan w krótkich spodenkach, z których wystawały dwie chude i blade łydki. Pater, przysłuchując się wściekłym posapywaniom kobiety w hełmofonie i rozwlekłym wyjaśnieniom mężczyzny w krótkich spodenkach, wiedział, że poczeka na swoją kolej. Nie sposób było wyobrazić sobie, że pretensje klientki, która domagała się odszkodowania od biura pośrednictwa za jakieś kłopoty z odzyskaniem bagażu na lotnisku w Dominikanie, będą krótsze albo że niezdecydowany klient w końcu wyłuszczy, czego oczekuje po pobycie w Egipcie. Kiedy indziej Pater – dla skrócenia sobie oczekiwania – zanurzyłby wzrok w dekolcie Ani lub Anety albo usiadłby i rozpoczął kontemplowanie ich szczupłych nóg, widocznych spod biurek. Dzisiaj jednak tego nie zrobił. Dziś wiedział, jak skrócić sobie czas, i miał przy sobie coś, co skutecznie odciągało go od obu, skądinąd atrakcyjnych, pracownic biura.

Tym czymś był jego nowy telefon komórkowy. W nowiutkiej nokii, którą przed tygodniem kupił za ćwierć ceny w ramach programu zatrzymania stałych abonentów, zachował kilka starych wiadomości, których, był tego pewien, nigdy nie usunie i które umożliwiały mu spokojne przeczekanie takich chwil jak ta, kiedy w dusznym biurze musi wysłuchiwać jazgotu i marudzenia,

Pater usiadł na jedynym wolnym foteliku i połączył się ze swoją skrzynką pocztową. Przeglądał listele. Przed oczami migały mu różne frazy autorstwa tej samej kobiety.

Skąd Pan ma mój mejl? Pytam dla porządku, bo wcale się nie gniewam. Nie wyjechałam do Anglii, nie mam odwagi zaczynać nowego życia. Jestem Panu bardzo wdzięczna za rozwiązanie sprawy tych pogróżek […]. Ależ oczywiście mogę Panu podać mój numer telefonu […].

Pater przypomniał sobie chwilę, kiedy wystukiwał po raz pierwszy jej numer. Nie mogła odebrać. Jej głos poprosił go o pozostawienie wiadomości w poczcie głosowej. Nie zostawił żadnej wiadomości, ale dzwonił kilkakrotnie. Słuchał jej głosu i wyobrażał sobie, jak składa usta, kiedy lekko sepleni przy spółgłoskach szumiących. Ta prawie niewyczuwalna wada wymowy wydała mu się ekscytująca, kiedy uświadomił sobie, że jej powodem może być zbyt długi język.

Wie pan, mieszkam w Darłowie… Jeśli chciałby się Pan ze mną spotkać, to zapraszam do mojego uroczego miasta. Jest tutaj kilka miejsc, w których można by spokojnie porozmawiać […]. Jest Pan bardzo staromodny w tej swojej niechęci do telefonowania, a przy tym bardzo miły, kiedy Pan pisze, że mejle (listele – osobliwa nazwa, czy to połączenie początku wyrazów list i elektroniczny?) zostawiają mój ślad, który jest Panu tak bliski. Ja sama bardzo lubię godzinami rozmawiać przez telefon.

Pater pamiętał wzburzone ciemne morze, które podziwiał, siedząc na oszklonym tarasie darłowskiego hotelu „Apollo”, i smak kawy, którą pił wraz z miłośniczką długich rozmów przez telefon. Po szybach płynęły krople deszczu. Najpierw spędzali czas rozdzieleni kwadratowym stolikiem. W pewnym momencie pod pretekstem uzyskania lepszego widoku na morze usiadł koło niej. Dotknęła go nieznacznie kolanem i poprosiła z uśmiechem, żeby nie udawał nieśmiałego nastolatka i nie szukał wymówek, by koło niej usiąść. Widok morza poprzez zalaną szybę i tak jest kiepski, niezależnie od tego, gdzie się siedzi.

Ja też przyjemnie wspominam nasze spotkanie w Darłowie. Jesteś miłym facetem, choć zanadto skrytym. To zresztą jest dość zabawne i trochę intrygujące. Wiesz, Twoja propozycja wspólnego wakacyjnego wyjazdu do Grecji nieco mnie zdumiała. Nie wiem, jak na nią zareagować. Muszę to przemyśleć. Nie jestem jeszcze gotowa na takie propozycje. Nie jestem pewna, co masz na myśli, pisząc „romantyczny wyjazd”. Ja zresztą jestem rozważna i nieromantyczna.

4
{"b":"269466","o":1}