Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Pater zapomniał o anegdocie Kamili i podjął decyzję. To się robi, a nie gada. Objął wpół Joannę. „Stary babiarz” właśnie skończył śpiewać utwór, który zdaniem Patera nie bardzo nadawał się do tańca, i z głośnika dobiegł głos młodego George'a Michaela.

– Muszę to z tobą zatańczyć! – wysapał jej do ucha, gdy popłynęło kilka taktów Careless Whisper.

– Tutaj, w barze? – Uśmiechnęła się z pewnym zakłopotaniem. – Przecież tutaj nikt…

Pod naporem jego ramienia zeszła ze stołka. Czuł, jak mu się poddaje. Jak jej ciało staje się w tańcu uległe. Przy stoliku, przy którym siedziało starsze towarzystwo, ktoś zaczął im bić brawo. Siwy drobny pan chwycił wpół swoją potężną partnerkę i dołączył do Patera i Joanny. Dwaj faceci nad „Finlandią” nie donieśli do ust swych kieliszków i patrzyli zdumieni na tańczące w barze pary.

Pater nie panował nad sobą. W pewnym momencie przycisnął do siebie Joannę. Między kolanami czuł jej udo. Jej dziwny grymas wskazywał wyraźnie, że wyczuła jego erekcję. Pater, cały czas tańcząc, poprowadził ją w stronę wyjścia. Kiedy byli już w drzwiach prowadzących z baru na korytarz, przycisnął swój policzek do jej płonącego ucha.

– Chcę się z tobą kochać!

Joanna wyzwoliła się z jego objęć i spojrzała na niego bez uśmiechu. Zabrała ze stołka torebkę i pobiegła po schodach na piętro, gdzie był jej pokój. Pater podszedł do baru, udając, że nie widzi zdziwionych spojrzeń. Zapłacił i ruszył na górę. Stanął pod pokojem 107 i cicho zapukał.

Nikt nie odpowiedział. Przekręcił gałkę i wszedł do pokoju. Joanna stała na środku i patrzyła na niego z tym samym wyrazem twarzy, z jakim pożegnała go na dole. Zamknął drzwi i podszedł do niej. Nie stawiała oporu. Poczuł jej śliski język w swoich ustach. Odepchnęła go lekko i zdjęła bluzkę.

– Naprawdę mnie pragniesz? – zapytała.

– Tak – zachrypiał i rzucił się na jej piersi.

– Nawet jeśli ci powiem, że widziałam go dzisiaj. – Jej głos dobiegł do Patera, kiedy mocował się z zapięciem biustonosza.

– Kogo? – Pater porzucił trudną czynność i odsunął się od Joanny.

– Krystiana Rosenkreutza.

– Gdzie go widziałaś?

– W tym barze w Chłapowie, gdzie byliśmy na początku. Grał na gitarze taki piękny utwór. Tańczyliśmy przy nim. Powiedziałeś, że to Scorpionsi, i nawet wyjaśniłeś mi, że to niemiecki zespół i że wyglądają, jakby grali w pornolach sado-maso. To co? – dodała po kilku sekundach milczenia. – Dalej mnie pragniesz czy pójdziesz aresztować tego grajka?

– Zdążę. Ta ballada Scorpionsów jest bardzo długa – powiedział Pater i rozpiął spodnie.

34

Pater od czterech lat nie miał kobiety, która by go naprawdę pragnęła. Po rozwodzie z Izą zdecydował się kiedyś w akcie abstynenckiej desperacji na odwiedzenie burdelu. Uczynił to później jeszcze trzykrotnie, za każdym razem zmieniając agencję. Wszędzie było tak samo – woń odświeżaczy powietrza, papierosowy dym, podrygiwanie jakiejś prostytutki przy rurze, a potem jej udawany orgazm w pokoju. Żadna z tych dziewczyn go nie pragnęła. Przeżył te cielesne akty z zaciśniętymi zębami, choć prostytutki jęczały. Joanna go pragnęła. Seks z Joanną był wspólnym długim jękiem.

Leżał teraz koło niej i owijał wokół palców jej gęste włosy. Pochrapywała cicho. Pozostawił w spokoju jej włosy i lekko się od niej odsunął. Potem wyśliznął się spod kołdry i cicho wstał z łóżka. Zaczął się ubierać.

„Przyjdę do ciebie rano”, mówił w myślach, patrząc na śpiącą kobietę. „Z kwiatami. A teraz dorwę tego skurwysyna”.

Kiedy naciskał na klamkę, usłyszał jej głos.

– Co miałeś myśli, mówiąc, że ta ballada rockowa jest długa? Chciałeś powiedzieć, że zdążysz wszystko zrobić, nie? Mnie dmuchnąć i jego zaaresztować? A może ja chcę, żebyś został? Może chcę, żebyś mnie pogłaskał po plecach?

– Będę u ciebie rano. – Uśmiechnął się sztucznie w ciemności. – I obudzę cię pocałunkiem. A potem będziemy się kochać. Tak jak dzisiaj. To było wspaniałe. A potem będę cię głaskać. Wszędzie. Teraz muszę iść po tego grajka.

– Jestem dla ciebie przerywnikiem, co? – Joanna podniosła glos. – Odpoczynkiem wojownika? Bawisz się w policjantów i złodziei, a w przerwie, tak dla rozrywki, bzykniesz sobie jakąś pigułę?

– Rano – powiedział Pater i wyszedł.

Kiedy szedł ulicą, usłyszał huk otwieranego okna. Ujrzał w nim Joannę.

– Nie obudzisz mnie pocałunkiem, gnoju! – krzyczała. – Klamkę pocałujesz, nie mnie! A kochać to się będziesz z własną ręką!

Zatrzasnęła okno. Jakiś podpity facet zatrzymał się obok Patera.

– Ta to ma temperamencik, co? – zagadał. – W łóżku to chyba wulkan, nie?

Pater nie słyszał tych słów. Zastanawiał się, ile promili może mieć w sobie. Po intensywnym namyśle doszedł do wniosku, że niewiele. Skierował się do swojego samochodu. Pojemnik ze sprayem na szerszenie wciąż stał na masce. Schował go do środka i zapalił silnik.

35

Bar „Amber” w Chłapowie był już nieczynny i obsługa go sprzątała. Nie chcąc się czuć jak w saunie, kelnerki pootwierały wszystkie okna i drzwi. W obawie przed spóźnionymi gośćmi i natrętnymi pijakami w drzwiach postawiono dwa drewniane barowe stołki.

To na nich opierał teraz ręce Pater i lustrował wnętrze lokalu. Zirytowało go, że żaden z telefonów jego ludzi nie odpowiada. Nie był też szczęśliwy, że komendant Banasiuk najwyraźniej nie ma policyjnego zwyczaju spania z włączoną komórką. Próbował zebrać myśli.

Oprócz sprzątających dwóch kelnerek dostrzegł dwóch młodych ludzi, którzy pakowali do pudeł instrumenty. Kolejny siedział na stołku perkusisty, śmiał się cienko i głośno. W mlodzieńcu chowającym gitarę do futerału Pater rozpoznał człowieka, który grał When The Smoke Is Going Down. Do tej ballady Pater tańczył z Joanną. Kelnerka ze ścierką patrzyła przez chwilę na Patera, a potem się do niego zbliżyła.

– Już zamknięte – warknęła. – Proszę pójść pić gdzie indziej!

Pater pokazał kelnerce policyjną blachę, po czym powiesił ją sobie na szyi. Kopnął w stołki i wszedł do lokalu. Zapadła cisza. Cienki śmiech perkusisty urwał się nagle.

– Policja – powiedział Pater i wymierzył palcem w gitarzystę. – Pańskie dokumenty.

Młody człowiek miał krótkie włosy, farbowane na czarno. Na jego piersiach wisiał srebrny pentagram. Nosił obcisły czarny T-shirt bez żadnych ozdób i napisów. Ręce miał umięśnione i wytatuowane. Jego paznokcie również były czarne. Pater zastanawiał się, czy czarny ma również język. Gitarzysta nie zareagował. Stał i wpatrywał się w Patera.

– Chcesz mnie zahipnotyzować? – zapytał Pater. – Wydaje ci się, że jesteś demoniczny?

– Won stąd! – powiedział wolno młodzieniec.

Jego koledzy z zespołu stanęli obok niego i również wpatrywali się w Patera. Kelnerki przestały sprzątać ze stołów.

– Mogę ci, cwelu, załatwić drugą taką blachę. – Ton głosu gitarzysty był lodowaty. – Na moim bazarze za trzy dychy! A teraz wypierdalaj stąd!

Wszyscy trzej ruszyli na Patera. Ten uświadomił sobie, że jego prawie nieużywany pistolet P-83 został w tymczasowej kwaterze. Poczuł wilgoć na czole i kamień w żołądku.

– Co, gościu? – Gitarzysta zaciskał pięści. – Już śmierdzisz ze strachu?

– Nie chcę tu żadnych kłopotów, Muflon – powiedziała kelnerka i wskazała głową na Patera. – Jeśli to jest naprawdę glina, to jeszcze tutaj przyjdzie z innymi. Ja tu mieszkam przez okrągły rok i nie chcę mieć problemów z psiarnią.

– Jaki glina, laska? – warknął domniemany Traszka. – Przecież widzisz, że to jakaś stara spocona ciota! Bluzgasz mu, a on stoi jak chuj!

Kamień w żołądku Patera stał się bryłą betonu, a pot nadal płynął mu po spieczonej słońcem twarzy. Najchętniej obmyłby teraz policzki wodą. Zimna woda była jego marzeniem. Powstrzymałaby nadchodzącą wściekłość. Ale w pobliżu nie było kranu z wodą.

Wyszedł powoli z knajpy i ruszył do swojego samochodu. Wsiadł, otworzył skrytkę i wyjął rozpylacz na szerszenie.

34
{"b":"269466","o":1}