– Widzisz? To jest „długie przejście” – łatwiejsze w wykonaniu, ale trochę zbyt wolne.
– Wolne? Przecież zrobiłam to błyskawicznie.
– Tak ci się tylko wydaje. Teraz „krótkie przejście”. Ujmij rękojeść odwrotnie. Strasznie nienaturalna pozycja dla palców, więc uważaj. Kciuk i pierwsza para z góry, druga para z dołu, masz?
Znowu trzymała „miecz” „od dołu” skierowany ostrzem ku górze.
– Teraz lekkie podniesienie ręki przy jednoczesnym rozluźnieniu palców i miecz sam ląduje w pozycji „z góry na dół”, ty go tylko usztywniasz palcami. Szybkie, nie?
– No, ale co z tego? Przecież tak nie mogę walczyć.
– Dlaczego?
– Prawie nie trzymam miecza, trzy wykręcone palce nie wystarczą. Każdy dureń mi go wybije przy…
– Przed chwilą trzymałaś całą dłonią, tak jak cię nauczono, a mimo to wybiłem ci miecz bez problemu.
– Ach… ty… Ty jesteś dobry w tym jak zaraza.
– Ty też będziesz dobra. Przez najbliższy rok ćwicz chwyty i siłę palców.
– Rok??? No dobra, nawet po roku nie będę w stanie odbić cudzego ciosu, trzymając miecz trzema palcami.
– A kto ci każe odbijać? – Hekke uniósł brwi. – Po co?
– To jak? Mam się nie bronić?
– Nie masz się bronić – tłumaczył cierpliwie. – Masz atakować. Posłuchaj: w całej sztuce fechtunku nie ma nawet pojęcia obrony – dziewczyna chciała zaprotestować, ale Hekke uniósł rękę. – Słuchaj: broni się gorszy przed równie złym. Zapamiętasz wreszcie, że nie chcę, żebyś szła z kimkolwiek walczyć? Masz pójść i go zabić. Od razu. Bez wywijania mieczem, jak nie przymierzając cepem! Zabijaj od razu, rękami, zębami, nogami, napluj mu w oczy, zabijaj czymkolwiek. Jak już dotkniesz miecza, to nie po to, żeby machać na wiwat. Zabij! Zabij od razu, na przykład tym samym ruchem, którym wyciągasz miecz z pochwy. Sru – chwycił swój kij i uderzył dziewczynę w szyję tak silnie, że upadła na piasek, nie mogąc zaczerpnąć tchu. – I już po przeciwniku. Nie wywijaj mieczem i sztyletem, bo prędzej obetniesz sobie uszy niż cokolwiek osiągniesz! Jeśli wyjmujesz miecz, zabij kogoś i schowaj go z powrotem!
– No, ale… – dziewczyna ciągle na klęczkach masowała sobie szyję. Kręciło się jej w głowie. – No, ale czasem…
– Jeśli tylko dopuścisz możliwość, że jednak czasem, przypadkiem, kiedyś… ktoś cię zmusi do obrony, to już po tobie. Lepiej zajmij się szorowaniem garów.
– A… jeśli spotkam mistrza?
– Mistrza pokonuje się siłą woli. Żaden z tych, co ich widziałem, nie znał jakichś strasznie wyrafinowanych chwytów, przejść czy zwodów. Oni zabijali przeciwnika zanim tamten zrozumiał, o co tak naprawdę toczy się gra. Słuchaj, do walki ludzie stają z różnym nastawieniem. Jedni sądzą, „a może mi się uda przeżyć” – nie uda się, to już trupy jeśli trafią na zawodowca. Inni myślą „pofechtujemy się, zobaczymy kto lepszy, a potem się okaże, co i jak” – to też trupy, jeszcze przed walką. I są jeszcze inni, myślą: „zabić, zabić, zabić” albo w ogóle nie myślą o niczym szczególnym, po prostu zabijają. I chodzą sobie po świecie, nie mając często pojęcia, co to jest „przejście Brasa”, co to prawidłowy przydech, ani jak właściwie przenosić ciężar z jednej nogi na drugą. Wiem, czytałaś kroniki rycerskie, a tam się aż roi od opisów: „wykonał piruet i pół zwrotu, unosząc świetlistą klingę oszukał przeciwnika, który również podniósł rękę… Ostrze w dół, półobrót, przerzut miecza do drugiej ręki i… krew zdrajcy chlusnęła na podłogę!” Bzdety!!! Bzdety!!! Kompletna bzdura! Co on baletmistrz, żeby tańczyć? Jeśli tak wyrolował przeciwnika, to kim był? Czarownikiem? Co robił przeciwnik, podczas kiedy on wykonywał te wszystkie zwroty, przerzuty, taneczne kroki? Spał? Chlał wino? Czy z pannami się zadawał? Dlaczego w tym czasie nie zabił naszego bohaterskiego rycerza?
– Może nie mógł?
– No to, co ten rycerz? Dorwał trzyletnie dziecko z mieczem i usiekł, pierwej się popisując? Spróbował by taki bohater ze mną. Przy pierwszym piruecie i drugim pląsie nie mógłby się już doliczyć dziur we własnych płucach… Kurwa mać! To występy cesarskiego baletu czy zabijanie? Możesz biegać… Jak masz dziesięciu przeciwników przeciw sobie. Ale jednego? Zabij go i już.
Dziewczyna zdołała się nareszcie podnieść. Ciągle szumiało jej w głowie. Zwymiotowałaby, gdyby miała czym.
– Mistrza pokonasz, jeśli będziesz szybsza, silniejsza i, przede wszystkim, bardziej zdecydowana. Twoja obecna wiedza, w zupełności do tego wystarczy. Gdybyś jednak teraz stanęła przeciw mistrzowi, zabiłby cię w czasie krótszym niż mrugnięcie. Jesteś za mało zdecydowana, za mało chcesz… Na co tańce urządzać? Trzeba mieć pewność siebie.
– Tylko pewność?
– Tylko. Po pierwszym starciu będziesz wiedzieć, że była to słuszna pewność.
– A jakby nie była słuszna?
– To sobie już z tego nie zdasz sprawy… bo będziesz martwa.
Dziewczyna potrząsnęła głową. Usiłowała sobie rozmasować puchnącą szyję, potem dała za wygraną i podniosła swój kij.
– Nie będziesz mnie uczył, jak się bronić?
– Będę. Tylko po to, żebyśmy mogli ćwiczyć. Tylko po to… – znowu wzruszył ramionami. – Chciałaś wiedzieć, jak odbić cudzy miecz, kiedy swój własny trzyma się tylko trzema palcami. A po co odbijać?
Achaja wzniosła oczy ku niebu. Słowa Hekkego rozbijały jej wszelkie dotychczasowe pojęcia na temat szermierki.
– Po co odbijać, pytam? A jak trafisz na silniejszego? Co wtedy? Nie odbijesz i on cię ciachnie… Odpowiedź brzmi, uderz w bok jego miecza, zmienisz kierunek ciosu, używając bardzo mało swojej siły. Jego miecz opadnie, on sam się odsłoni i… koniec. Ty, po pierwsze, nie włożysz w swój ruch całej siły, on tak… więc będziesz mogła szybciej zmienić kierunek ruchu broni. Po drugie, nie odsłonisz się… Możesz wtedy wykonać gardę (to najgłupsze, bo dasz mu drugą szansę), możesz uciąć mu drugą rękę, jeśli ma w niej sztylet czy kord, możesz wreszcie nadziać go na swój miecz, bo i tak się nie cofnie.
– Bogowie! Uderzyć w bok spadającego miecza? A jak się spóźnię?
– Nikt ci nie każe stać w miejscu jak słup, możesz jednocześnie lekko uskoczyć. A poza tym… Od początku mówiłem, że musisz być szybka, musisz być zdecydowana. Musisz mieć zaufanie do siebie. O to zresztą najtrudniej… Mniejsza z tym.
– Co mi z zaufania? Wystarczy, że raz w życiu się pomylę albo nie zrobię tego dość szybko i…
– …i co? – Hekke mówił teraz powoli, denerwująco powoli, jakby chciał pokazać, że nigdy w życiu już tego nie powtórzy, że taką wiedzę każdy choć w miarę inteligentny człowiek powinien znać od urodzenia. – Wystarczy, że raz w życiu nastąpisz na jadowitego węża. Wystarczy, że raz w życiu wpadniesz pod ciężki furgon. I też będzie po tobie. Tyle tylko, że… ani wąż, ani ciężki furgon tym bardziej, nie chcą cię zabić same z siebie. W przeciwieństwie do szermierza naprzeciw… – Hekke rzucił jej swój kij. – Teraz spróbuj lewą ręką zrobić długie przejście, a prawą krótkie.
Dłuższą chwilę z politowaniem patrzył na nieudolne usiłowania dziewczyny.
– Nie chwytasz tego? – spytał. – Zaczynasz tak, że broń w prawej ręce skierowana jest od dołu ku górze, broń w lewej od góry do dołu, potem przerzut i jest dokładnie odwrotnie.
Achaja miała wrażenie, że kije zaraz połamią jej palce. Zdążyła już uderzyć się w nos, czoło i ucho.
– A teraz nieregularnie, rób lewą i prawą ręką co innego, bez żadnego zgrania.
Dziewczyna spróbowała. Lewy kij wypadł jej z dłoni, a prawy wyrżnął ją w kość policzkową.
– Początki zawsze są trudne. Ale talent masz – powiedział Hekke zupełnie niespodziewanie, Achai wydawało się, że robi wszystko jak ostatnia noga. – Ja sam opanowałem to po jakichś dwóch latach. Ty za rok będziesz już całkiem niezła.
– A… Jeśli za rok wyjdę stąd albo ktoś nas uwolni… – uśmiechnęła się nieśmiało. – Będę mogła zmierzyć się z mistrzem?
Hekke pokiwał głową.
– Nie wyjdziesz stąd ani za rok, ani nigdy – westchnął. – Do końca życia będziesz już tylko niewolnicą.