Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Taki był pierwszy filar jego postawy.

Jednak był i inny, znacznie potężniejszy, mocniej zakorzeniony. Nienawiść. Isaac spojrzał na Derkhan i przypomniał sobie, dlaczego się z nią przyjaźni. Wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu.

„Nie zaufałbym Rudgutterowi” – pomyślał zimno – „nawet gdyby ten przeklęty morderca przysięgał na dusze swoich dzieci”.

Wiedział, że gdyby włodarze Nowego Crobuzon zlokalizowali gniazdo ciem, zrobiliby wszystko, żeby ponownie dostać je w swoje ręce, tylko dlatego, że były tak cholernie cenne. Niewykluczone, że znikłyby z przestworzy nad miastem, może i niebezpieczeństwo zostałoby zażegnane, ale bestie trafiłyby na powrót do laboratorium, a następnie na nielegalną aukcję i tak zaczęłaby się ich kolejna komercyjna epopeja.

Znowu ktoś by je doił. I karmił.

Bez względu na to, jak bardzo nie nadawał się do tropienia i mordowania ciem, Isaac wiedział, że musi spróbować.

Rozmawiali tak długo, aż wreszcie ciemność zaczęła rozpływać się na wschodnich krańcach nieba. Z wolna pojawiały się pierwsze sugestie, choć wszystkie miały charakter warunkowy. Mimo niezliczonych zastrzeżeń pomału tężały i nabierały kształtu. Z czasem stały się sugestiami konkretnych działań. I wreszcie Isaac i Derkhan z niemałym zdumieniem zdali sobie sprawę, że mają coś w rodzaju planu.

Nim skończyli rozmawiać, Rada wysłała swe mobilne jestestwa w głąb wysypiska. Na pewien czas zniknęły między górami śmieci, a kiedy pojawiły się ponownie, dźwigały kłęby pogiętego drutu, poobijane rondle, spore kawałki potłuczonych luster, a nawet dwa stare hełmy i mnóstwo innych rupieci.

– Możecie tu sprowadzić spawacza lub metalotaumaturga? – spytał awatar. – Musicie mieć hełmy. – Mężczyzna opisał lusterka, które należało wmontować w ochronne nakrycia głowy na wysokości oczu.

– Tak – odparł Isaac. – Wrócimy tu jutro wieczorem, żeby zbudować hełmy. A potem… potem poświęcimy jeszcze dzień na przygotowania, zanim wyruszymy.

Noc była jeszcze dość ciemna, gdy pierwsze konstrukty zaczęły się rozchodzić. Wracały do domów swych właścicieli, w nadziei, że ich eskapady na wysypisko nie zostaną zauważone.

Z nadejściem świtu coraz częściej zaczęły rozbrzmiewać basowe pomruki przejeżdżających opodal pociągów. Głośne i pełne przekleństw poranne rozmowy rodzin mieszkających na barkach rozlegały się tu i ówdzie, niesione rześkim, nadrzecznym powietrzem. Robotnicy rannej zmiany wchodzili do bluźnierczych katedr swych fabryk, by stanąć przy wielkich łańcuchach, maszynach parowych i młotach.

Wreszcie na placu pośrodku morza śmieci numer dwa pozostało tylko pięć postaci: Isaac i jego towarzysze, upiorny typ przemawiający w imieniu Rady Konstruktów oraz sama Rada – olbrzymi, myślący automat z rzadka tylko poruszający segmentowanymi kończynami.

Isaac, Derkhan i Yagharek wstali, gotowi do drogi. Byli wyczerpani i obolali – od kolan i dłoni pokaleczonych na twardym podłożu po wciąż pękającą z bólu głowę Grimnebulina. Byli spoceni i brudni, a obłok kurzu, który zostawiali za sobą przy każdym kroku, upodabniał ich do dymiących pochodni.

Lustra i resztę materiałów potrzebnych do budowy hełmów upchnęli w skrytce, w łatwym do zapamiętania miejscu. Isaac i Derkhan rozejrzeli się po okolicy po raz ostatni i z niemałym zaskoczeniem zauważyli, że cała groza tego ponurego miejsca zniknęła z nastaniem dnia. Pozostał jedynie żałosny krajobraz niewydarzonych maszyn, uszkodzonych wózków dziecięcych i rozprutych materacy. Yagharek pierwszy ruszył pewnie ścieżką, którą przyszli tu poprzedniego dnia.

Isaac i Derkhan dołączyli do niego po chwili. Byli zmęczeni i apatyczni. Derkhan była blada i nie potrafiła już myśleć o niczym innym niż ból jątrzącej się rany po uchu. Kiedy znikali za pierwszą ścianą sprasowanych własnym ciężarem śmieci, usłyszeli głos awatara.

Isaac zaczął zastanawiać się nad jego słowami, coraz bardziej marszcząc brwi. Nie zatrzymał się i nie odwrócił, opuszczając „salę tronową” Rady Konstruktów. Szedł w głębokiej zadumie aż do granic wysypiska i dalej, między skąpo oświetlonymi domostwami Griss Twist. Słowa awatara zapadły mu w pamięć i wiedział, że musi je dokładnie przemyśleć.

– Nie upilnujesz wszystkiego, co nosisz przy sobie, der Grimnebulin – zawołał awatar. – W przyszłości nie zostawiaj tego, co masz najcenniejsze, w kryjówce obok torów. Przynieś mi swoją maszynę kryzysową. Przechowam ją dla ciebie.

118
{"b":"94924","o":1}