Bestia zadrżała z bólu i strachu. Wprawdzie Tkacz został już odciągnięty od jej poszarpanego ciała, ale zostało w niej tylko tyle sił, że ociekając krwią i oszczędzając połamane stawy, mogła jedynie wlec się lotem ślizgowym w stronę gniazda, po raz pierwszy w swym życiu nie zainteresowana zdobywaniem pokarmu. Zderzenie z łapowżercą-Rescue i uwiązanym do niego lewym-psem zadało jej niewyobrażalne męki.
Jednoczesnym, bardziej spazmatycznym niż świadomym ruchem, dwie ostro zakończone kończyny ćmy wystrzeliły w stronę napastników i niczym sekator przecięły szyje człowieka i psa. Głowy runęły w ciemność.
Łapowżercy pozostali żywi i przytomni, ale ich żywiciele pozbawieni mózgów nie mogli wykonywać rozkazów; przestali kontrolować swoje ciała. Psie i ludzkie zwłoki zatańczyły niezgrabnie w powietrzu, bluzgając krwią na przerażone pasożyty, które nerwowo zaciskały i prostowały palce swych oślizgłych ciał.
Dwaj łapowżercy zachowali świadomość aż do końca, do chwili lądowania na betonowym podwórzu w Petty Coil, które zmieniło ich wraz z bezgłowymi ciałami gospodarzy w bezkształtną masę kości skruszonych na proch i zmiażdżonych mięśni.
Vodyanoi z przepaską na oczach prawie zdołał się uwolnić ze skórzanej uprzęży, która łączyła go z lewą-kobietą zahipnotyzowaną przez ćmę. Kiedy jednak miał rozpiąć ostatni pas i odlecieć w popłochu, bestia uznała, że nadszedł czas na posiłek.
Owinęła owadzie odnóża wokół swej zdobyczy i mocno zacisnęła. Przyciągnęła do siebie kobietę i wcisnęła potężny język w jej usta, by wypić sny łapowżercy. Ssała z zapałem.
Trafił jej się wartościowy pokarm, bowiem przez umysł pasożyta przesączały się także, jak przez sito, resztki myśli i marzeń żywiciela. Ćma ścisnęła mocniej swoją ofiarę, nieświadomie przebijając ostrymi kończynami wrażliwe ciało vodyanoiego. Prawy wrzasnął ze strachu i bólu. Bestia natychmiast wyczuła nowe źródło przerażenia i przez moment była zdezorientowana – nie wiedziała, skąd pochodzi tak bliski i mocny sygnał. Szybko jednak doszła do wniosku, że najlepiej będzie skończyć pierwszą ucztę, a potem zabrać się do następnej.
Ciało vodyanoiego pozostało więc w objęciach potwora, który z lubością osuszał umysł lewego-łapowżercy i jego żywiciela. Prawy i jego gospodarz próbowali walczyć i krzyczeć, ale nie mieli najmniejszych szans.
Nieopodal pożywiającej się ćmy jedna z jej sióstr toczyła pojedynek z Tkaczem, który daremnie próbował ucieczki w inny wymiar, szarpiąc za sobą długą i chwytną mackę oplatającą jego szyję. Wielki pająk pojawiał się i znikał z nocnego nieba z oszałamiającą prędkością. Gdziekolwiek jednak powracał do rzeczywistego świata, grawitacja bez litości ściągała go ku ziemi. Umykał wtedy za kolejną fałdę czasoprzestrzeni, próbując pozbyć się prześladowcy gwałtownymi ruchami ciała. Kiedy powracał do rzeczywistości, używał własnej masy jako dźwigni i zaraz ponawiał manewr.
Ćma była jednak wytrwała. Krążyła w bezpiecznej odległości od swej ofiary, nie pozwalając jej na ucieczkę.
Łapowżerca-urzędnik bez przerwy prowadził histeryczny monolog. Gorączkowo szukał też myślą towarzysza, lewego, który żerował na ciele muskularnego mężczyzny.
…martwi wszyscy martwi nasi towarzysze… zajęczał. Jakaś część tego, co widział i czuł, skromny fragment świeżych doznań przepłynął nieświadomie do umysłu prawego. Ciało starej kobiety poruszyło się niespokojnie.
Drugi lewy próbował zachować spokój. Kręcił głową na prawo i lewo, usiłując wyglądać możliwie władczo.
…przestań… zarządził. Spojrzał pod lusterkami na trzy ćmy widoczne w oddali: na ranną która z trudem szybowała w stronę ukrytego gniazda, na głodną, która pożywiała się umysłami schwytanych łapowżerców, i na walczącą, która z maniakalnym uporem starała się urwać głowę Tkaczowi.
Lewy polecił prawemu podlecieć nieco bliżej.
…uderzymy teraz… pomyślał i wysłał komunikat temu, który mieszkał w ciele urzędnika …strzelamy mocno do obu naraz potem bierzemy się za ranną… Nagle głowa mężczyzny poruszyła się niespokojnie, jakby powróciła do niej zgubiona myśl.
…gdzie jest czwarta?… zawołał łapowżerca.
Czwarta ćma, która uniknęła kuli ognia wystrzelonej z ust starej kobiety i zniknęła z pola widzenia eleganckim łukiem, zakreśliła obszerną pętlę nad dachami Nowego Crobuzon. Leciała cicho i wolno, ze skrzydłami zabarwionymi chwilowo kamuflującą, ciemną szarością, przemykając za chmurami, by znienacka wychynąć z ukrycia i eksplodować kaskadą barw, błyszczącym kalejdoskopem hipnotyzujących wzorów.
Pojawiła się tuż przed łapowżercami, na wysokości oczu ostatnich dwóch lewych. Ten, który rezydował w ciele mocarnego mężczyzny, w głębokim szoku wpatrywał się w naprężone skrzydła drapieżnej bestii. Poczuł, że jego umysł słabnie w obliczu niewiarygodnej karuzeli barw i kształtów. Przez moment czuł jeszcze strach, a potem zalała go powódź umykających snów…
…I znowu strach. Pasożyt drgnął mimowolnie, czując jednocześnie szaleńczą radość: bał się, a więc znowu mógł myśleć!
Wisząc w powietrzu przed dwiema parami wrogów, ćma zawahała się nieco i poruszyła niespokojnie. Zmieniła pozycję, tak by skrzydła zwróciły się wprost ku młodemu urzędnikowi uwiązanemu do starej kobiety. Uznała, że najpierw powinna poświęcić swą uwagę tym, którzy próbowali ją spalić.
Tymczasem łapowżerca uwolniony spod hipnotycznego wpływu odzyskał wzrok i ujrzał przed sobą cielsko bestii, której skrzydła zwrócone były teraz w inną stronę. Ostrożnie obrócił głowę mężczyzny i po lewej spostrzegł parę swych towarzyszy. Kobieta poruszała się niespokojnie, nie wiedząc, co się dzieje, urzędnik zaś wpatrywał się w ćmę niewidzącym wzrokiem.
…pal! teraz! pal! teraz!… zawołał w ich stronę. Prawy złożył usta kobiety do strzału, lecz w tym samym momencie wielka ćma zmniejszyła dystans do zera: zderzyła się ze swymi ofiarami i ścisnęła je w objęciach, śliniąc się jak wygłodniały pies na widok smakołyku.
Przerażony umysł wydał z siebie bezgłośny krzyk. Kobieta plunęła ogniem, ale zwrócona tyłem do bestii nie miała szans na skuteczny ostrzał. Obłoki płonącego gazu przecinały powietrze i gasły.
Zanim jeszcze przebrzmiało echo psychicznego wołania o pomoc, ostatni lewy – pasażer muskularnego mężczyzny, połączonego uprzężą z bezdomnym dzieckiem – ujrzał w lusterkach hełmu daleką, wstrząsającą scenę. Lancetowate odnóża Tkacza błysnęły nagle i długa, kolczasta macka ćmy cofnęła się gwałtownie, tryskając posoką, skrócona o tę część, która oplatała szyję pająka. Bestia zawyła bezgłośnie i straciwszy nagle zainteresowanie Tkaczem – który zniknął w innym wymiarze i nie pokazał się więcej – pospieszyła w stronę ostatniej pary łapowżerców.
Lewy oderwał wzrok od lusterek i spojrzał przed siebie. Ćma posilająca się zawartością umysłu urzędnika uniosła głowę w tym samym momencie i złowieszczo kiwnęła czułkami w jego stronę.
Ćmy znajdowały się za nim i przed nim. Jego prawy, kontrolujący drżące ciało małego ulicznika, czekał na rozkazy.
…nurkuj!… wrzasnął lewy w nagłym przypływie obłąkańczego strachu …nurkuj i skręcaj! misja przerwana! jesteśmy sami zgubieni! uciekaj! strzelaj i leć!…
Potężna fala paniki zalała umysł prawego. Twarz dziecka wykrzywiła się w grymasie przerażenia, a z ust bluznął ogień. Dwa sprzężone ciała runęły w dół, w stronę gęstego powietrza Nowego Crobuzon, cuchnącego zgniłym drewnem – jak dusze spadające do Piekła.
…nurkuj nurkuj nurkuj!… wrzeszczał lewy jak opętany, czując, że ćmy już wywieszają języki, by delektować się pozostawionym przez uciekinierów zapachem strachu.
Cienie śpiącego miasta wyciągnęły się ku górze jak palce, wychodząc na spotkanie łapowżercom powracającym do ponurej oazy zdrady i niebezpieczeństwa – byle dalej od obłędnego, nieprzeniknionego, niewypowiedzianego szaleństwa, które niepodzielnie zapanowało w chmurach.