Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Co to jest? – zapytał.

– Kiedy się ocknęliśmy, zdezorientowani i obolali, przypłynął do nas jednym z tuneli, złożony na kształt łódki – odpowiedziała. – Płynął pod prąd. Wyłowiliśmy go i… jest.

Isaac spojrzał na wycinek – pochodził ze środkowej strony tygodnika „The Digest”, ukazującego się od dawna w Nowym Crobuzon. Data widoczna w rogu – 9 tatisa 1779 – wskazywała, iż był to fragment najnowszego wydania, które nie mogło trafić do sprzedaży wcześniej niż tego ranka.

Isaac przebiegł wzrokiem po kilku artykułach i pokręcił głową, nie rozumiejąc.

– Co przeoczyłem? – spytał po chwili.

– Spójrz na listy do wydawcy – odparła Derkhan.

Mężczyzna odwrócił wycinek i wreszcie znalazł: drugi list od dołu. Napisany był tym samym, sztywnym językiem co pozostałe, ale jego treść była zgoła odmienna.

Isaac wpatrywał się w list coraz szerzej otwartymi oczami.

Panowie i Panie,

Proszę przyjąć słowa najwyższego uznania za to, w jaki sposób przykładają się Państwo do tworzenia tkaniny. Mając na uwadze dalszy rozwój Państwa umiejętności, zdecydowałem się wydobyć ich z dość niefortunnej sytuacji. Niestety, nie mogę Państwu towarzyszyć, gdyż wzywają mnie pilne obowiązki. Jestem jednak pewien, że spotkamy się już niedługo. Tymczasem zaś proszę zachować ostrożność, ten z Państwa bowiem, kto za sprawą swego hodowlanego talentu przysporzył miastu problemów, może wkrótce stać się obiektem niepożądanego zainteresowania ze strony podopiecznego, który umknął niedawno spod jego opieki.

Zachęcam gorąco do kontynuowania pracy nad tkaniną, której ja sam oddaję się bez reszty.

Szczerze oddany T.

Isaac bardzo powoli uniósł głowę i spojrzał na Derkhan.

– Tylko bogowie wiedzą, co pomyślą o tym stali czytelnicy tego pisma… – mruknął cicho. – Na Ogon, ten cholerny pająk naprawdę jest potężny!

Derkhan przytaknęła ruchem głowy i westchnęła.

– Szkoda tylko, że nic nie rozumiem z tego, co robi.

– Nikt nigdy tego nie zrozumie, Dee. Po prostu się nie da.

– Jesteś naukowcem, Zaac – wybuchnęła nagle zdesperowana Derkhan.

– Musisz coś wiedzieć o tych przeklętych stworzeniach! Proszę cię, spróbuj chociaż powiedzieć nam, o co może mu chodzić…

Isaac nie zamierzał wdawać się w spory. Raz jeszcze przeczytał list od Tkacza i skoncentrował się, szukając w pamięci choćby strzępów informacji.

– Zrobi wszystko, co będzie konieczne, żeby upiększyć sieć – odezwał się w końcu bez entuzjazmu. – Nie można go zrozumieć, bo on po prostu nie myśli tak jak my… – Isaac urwał, gdy zaświtała mu w głowie pewna myśl. – I może… może właśnie dlatego Rudgutter próbuje ubić z nim interes. Skoro Tkacz nie myśli tak jak my, to być może ćmy nie są dla niego groźne… Może za namową burmistrza wystąpi w roli… psa myśliwskiego?

– „Tylko że Rudgutter stracił nad nim kontrolę” – pomyślał, wspominając nerwowe okrzyki z ulicy. „Tkacz nie robi tego, czego odeń oczekiwano”.

– Grimnebulin znowu spojrzał na wycinek z tygodnika. – Ten fragment o tkaninie… – mruknął, przygryzając wargę. – Chodzi mu o sieć świata, prawda? Chyba chce przez to powiedzieć, że podoba mu się to, co robiliśmy. Jest zadowolony z naszego „tkania” wydarzeń. Pewnie dlatego postanowił nas ewakuować. Jeśli chodzi o to, co napisał dalej… – Isaac przeczytał ostatni fragment tekstu, nie kryjąc narastającego lęku. – O bogowie – stęknął.

– Zdaje się, że chodzi o to samo, co spotkało Barbile… – Derkhan, która słuchała z zaciśniętymi ustami, kiwnęła głową. – Pamiętasz, co powiedziała? – ciągnął Isaac. – „Znalazła mnie, rozpoznała mój smak…” Larwa, którą miałem w laboratorium, przez długi czas chłonęła moje myśli… Uczyła się mojego smaku, a teraz… teraz na mnie poluje.

Derkhan zmierzyła go pustym wzrokiem.

– Nie da ci spokoju, Zaac – powiedziała cicho. – Musimy ją zabić.

– Użycie przez Derkhan liczby mnogiej sprawiło, że Isaac spojrzał na nią z wdzięcznością. – Zanim jednak zabierzemy się do planowania – dodała – musimy zająć się jeszcze jedną sprawą. Zagadką, która bardzo mnie intryguje. – Reporterka wskazała ręką na niszę w przeciwległej ścianie kolektora. Isaac wbił wzrok w ciemność i po dłuższej chwili wyłuskał z niej obły, nieruchomy kształt.

Natychmiast odgadł, co to było. Przypomniał sobie niezwykłe wydarzenia poprzedniego dnia i poczuł, że z wrażenia oddycha szybciej i płyciej.

– Nie chciał z nami rozmawiać, nie próbował pisać – wyjaśniła Derkhan. – Kiedy zauważyliśmy, że tam jest, usiłowaliśmy wypytać go o to, co zrobił, ale zignorował nas. Zdaje się, że czekał na ciebie. – Isaac opuścił nogi poza krawędź półki. – Jest płytko – uprzedziła go Derkhan. Ześliznął się ostrożnie w wodnistą breję ścieków, która sięgnęła mu do kolan. Zaczął brnąć ku ciemnej niszy, nie zwracając uwagi na potworny fetor, który przy każdym kroku wydobywał się spod powierzchni ohydnej mieszaniny ekskrementów.

Kiedy podszedł bliżej, niewyraźna postać poruszyła się nieco i dźwignęła swe poobijane ciało na tyle, na ile pozwalała ciasnota wnęki.

Isaac przysiadł na brzegu i otrzepał buty, po czym odwrócił się w stronę ciemnej sylwetki i spojrzał na nią w napięciu.

– No, mów – powiedział. – Mów wszystko, co wiesz. Powiedz, dlaczego mnie ostrzegłeś. Powiedz, o co w tym wszystkim chodzi.

Konstrukt sprzątający zasyczał z cicha.

101
{"b":"94924","o":1}