Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Ma pan szczęście, panie Scales – dodała. – Odnoszę wrażenie, że pan Bernasconi okazał panu wyjątkową wielkoduszność. Ja potraktowałabym pana inaczej.

– Nie nazwałbym tego szczęściem, wysoki sądzie – powiedział Scales.

Frey stuknął go lekko w plecy. Scales wstał i odwrócił się do mnie.

– Chyba koniec – powiedział.

– Powodzenia, Sam – odrzekłem.

Odprowadzałem go wzrokiem, gdy eskortowano go do stalowych drzwi. Na pożegnanie nie podałem mu ręki.

Rozdział 13

Givic Center w Van Nuys to długi betonowy plac otoczony rządowymi budynkami. Z jednego końca zamyka go komenda policji w Van Nuys. Wzdłuż placu wznoszą się dwa gmachy sądowe, a naprzeciwko biblioteka publiczna i budynek administracji miejskiej.

Po drugiej stronie betonowo – szklanego tunelu stoi budynek administracji federalnej i poczta. Siedziałem na betonowej ławce przed biblioteką, czekając na Louisa Rouleta. Dziedziniec był pustawy mimo wspaniałej pogody. Wyglądał zupełnie inaczej niż poprzedniego dnia, gdy kłębił się tu tłum dziennikarzy z kamerami i mikrofonami, którzy jak muchy otaczali Roberta Blake'a i jego prawników, usiłując wydobyć z niego wypowiedź potwierdzającą, że wyrok uniewinniający oznacza prawdziwą niewinność.

Było ładne, spokojne popołudnie. Zwykle lubiłem przebywać na powietrzu. Na ogół pracuję w pozbawionych okien salach sądowych lub na tylnym siedzeniu lincolna, kiedy więc tylko mogę, uciekam na dwór. Tym razem jednak nie zwracałem uwagi ani na ciepły wietrzyk, ani na świeże powietrze. Denerwowałem się, bo Louis Roulet się spóźniał i dlatego, że wciąż jak bolesny cierń tkwiły we mnie słowa Sama Scalesa, który nazwał mnie oszustem z papierami. Kiedy wreszcie ujrzałem Rouleta idącego przez plac, zerwałem się z ławki.

– Gdzie byłeś? – spytałem ostro.

– Mówiłem, że przyjadę jak najszybciej. Kiedy dzwoniłeś, właśnie pokazywałem klientowi dom.

– Przejdźmy się.

Ruszyłem w kierunku budynku federalnego, ponieważ była to najdłuższa trasa, jaką mogliśmy pokonać bez zawracania. Za dwadzieścia pięć minut w starszym z gmachów sądowych miałem umówione spotkanie z Mintonem, nowym prokuratorem, który przejął sprawę. Uświadomiłem sobie, że nie wyglądamy jak adwokat z klientem omawiający strategię obrony, a raczej jak prawnik i pośrednik handlu nieruchomościami dyskutujący o możliwości zajęcia ziemi. Miałem na sobie garnitur od Hugo Bossa, a Roulet zielony golf i jasnobrązową marynarkę oraz mokasyny ze srebrnymi sprzączkami.

– W Pelican Bay nie będzie żadnych pokazów domów – powiedziałem.

– Co to znaczy? Gdzie to jest?

– Tak się nazywa więzienie o najostrzejszym rygorze, w którym trzymają sprawców brutalnych przestępstw seksualnych. Bardzo ładnie będziesz się tam prezentował w tym golfie i mokasynach.

– Coś się stało? O co ci chodzi?

– O to, że żaden klient nie może kłamać adwokatowi. Za dwadzieścia minut mam spotkanie z człowiekiem, który chce cię wysłać do Pelican Bay. Żeby cię przed tym uchronić, muszę wiedzieć wszystko, co się da, a nie ułatwiasz mi pracy, kiedy mnie okłamujesz.

Roulet zatrzymał się i spojrzał na mnie. Uniósł ręce w geście, który mówił, że nie ma nic do ukrycia.

– Nie okłamałem cię! Naprawdę nie. Nie wiem, czego chce ta kobieta, ale…

– Odpowiedz mi na jedno pytanie, Louis. Ty i Dobbs powiedzieliście, że przez rok studiowałeś prawo na UCLA, prawda? Nie nauczyli cię niczego o zasadzie zaufania między adwokatem a klientem?

– Nie wiem. Nie pamiętam. Krótko byłem na prawie.

Zrobiłem krok w jego stronę, naruszając jego strefę prywatną.

– Widzisz? Właśnie to jest to cholerne kłamstwo. Nie byłeś na prawie. Nie studiowałeś w UCLA ani przez rok, ani przez jeden dzień.

Opuścił dłonie i klepnął się w uda.

– Tylko o to chodzi, Mickey?

– Tak, o to, poza tym nie nazywaj mnie więcej Mickey. Tak mówią do mnie tylko przyjaciele. Nie klienci łgarze.

– Co to ma wspólnego ze sprawą, czy dziesięć lat temu byłem, czy nie byłem na prawie? Nie rozu…

– Bo jeżeli skłamałeś o jednym, możliwe, że skłamiesz o czymkolwiek. Jeżeli mam cię bronić, nie mogę na to pozwolić.

Powiedziałem to zbyt głośno. Zobaczyłem siedzące na ławce dwie kobiety, które przyglądały się nam z uwagą. Do bluzek miały przypięte plakietki przysięgłych.

– Chodźmy tędy.

Zawróciłem, kierując się w stronę komendy policji.

– Posłuchaj – powiedział cicho Roulet. – Skłamałem ze względu na matkę, rozumiesz?

– Nie, nie rozumiem. Wyjaśnij.

– Moja matka i Cecil myślą, że przez rok studiowałem prawo, chcę, żeby dalej w to wierzyli. Cecil wspomniał o tym w rozmowie, a ja po prostu mu przytaknąłem. Ale to było dziesięć lat temu! Co w tym złego?

– To, że mnie okłamujesz – odrzekłem. – Kłamać możesz matce, Dobbsowi, księdzu i policji. Ale kiedy ja cię o coś pytam, nie kłam.

Muszę działać, opierając się na faktach. Niezaprzeczalnych faktach.

Dlatego kiedy zadaję ci pytanie, mów prawdę. W każdej innej sytuacji możesz mówić, co ci się żywnie podoba.

– Dobrze już, dobrze.

– No więc skoro nie poszedłeś na uniwersytet, gdzie byłeś?

Roulet pokręcił głową.

– Nigdzie. Po prostu nic przez rok nie robiłem. Przeważnie siedziałem w swoim mieszkaniu niedaleko kampusu, czytałem i zastanawiałem się, co właściwie chcę w życiu robić. Byłem tylko pewien, że nie chcę zostać prawnikiem. Bez obrazy.

– Nie czuję się obrażony. Czyli przez rok siedziałeś na tyłku, a potem zacząłeś sprzedawać bogaczom nieruchomości.

– Nie, to było później.

Zaśmiał się z zażenowaniem.

– Postanowiłem zostać pisarzem – na college'u studiowałem literaturę – i próbowałem napisać powieść. Zaraz się jednak zorientowałem, że nie dam rady. W końcu dałem spokój i zacząłem pracować u matki. Ona tak chciała.

Uspokoiłem się. Zresztą i tak złościłem się głównie na pokaz.

Starałem się go zmiękczyć przed ważniejszymi pytaniami. Uznałem, że już przyszedł na nie czas.

– Skoro już ruszyło cię sumienie i do wszystkiego się przyznajesz, opowiedz mi o Reggie Campo.

– Co mam ci o niej powiedzieć?

– Miałeś jej zapłacić za seks, zgadza się?

– Dlaczego twierdzisz, że…

Nie pozwoliłem mu dokończyć, łapiąc go za klapy drogiej marynarki. Był wyższy i lepiej ode mnie zbudowany, ale w tej rozmowie to ja byłem górą. Natarłem na niego.

– Kurwa, odpowiedz na pytanie.

– W porządku, tak. Miałem jej zapłacić. Ale skąd o tym wiesz?

– Bo jestem cholernie dobrym adwokatem. Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym pierwszego dnia? Nie rozumiesz, jak to zmienia sprawę?

– Przez matkę. Nie chciałem, żeby wiedziała, że… no wiesz.

– Louis, usiądźmy.

Zaprowadziłem go do jednej z długich ławek przed komendą policji. Było tu dużo miejsca i nikt nie mógł nas usłyszeć. Usiadłem na środku ławki, a Roulet po mojej prawej ręce.

– Matki nie było już w biurze, kiedy rozmawialiśmy o sprawie.

Wydaje mi się też, że nie było jej wcześniej, gdy wypłynął temat twoich studiów.

– Ale był Cecil, a on wszystko jej powtarza.

Skinąłem głową, odnotowując w pamięci, aby od tej chwili wyłączyć Cecila Dobbsa z kręgu osób wtajemniczonych w szczegóły sprawy.

– W porządku, chyba rozumiem. Ale kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć? Nie rozumiesz, że to wszystko zmienia?

– Nie jestem prawnikiem.

– Louis, opowiem ci, jak działa cały ten mechanizm. Wiesz, kim naprawdę jestem? Neutralizatorem. Moim zadaniem jest neutralizacja oskarżenia. Muszę wziąć każdy dowód i wykombinować, jak go wyeliminować ze sprawy. Podobnie jak magicy na promenadzie w Venice. Widziałeś tam kiedyś faceta, który kręci talerzami na patykach?

– Chyba tak. Dawno tam nie byłem.

– Nieważne. Magik ma takie cienkie długie patyki, na których ustawia talerze i zaczyna nimi kręcić, żeby utrzymywały równowagę. Wiele talerzy wiruje jednocześnie i magik co chwila sprawdza, czy wszystkie są na miejscu i utrzymują równowagę. Kumasz?

28
{"b":"115317","o":1}