Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Co u Lorny? Stęskniłem się za nią.

Kiedy byliśmy małżeństwem, Lorna nieraz ze mną jeździła i towarzyszyła mi na salach sądowych, przyglądając się procesom. Kiedy nie miałem kierowcy, sama siadała za kółkiem. Levin widywał ją wtedy znacznie częściej.

– Wszystko w porządku. Ciągle jest tą samą Lorną.

Levin otworzył drzwi, ale nie wysiadał.

– Chcesz, żebym dalej pilnował Reggie?

Oto było pytanie. Gdybym się zgodził, nie mógłbym niczemu zaprzeczyć, gdyby coś poszło nie tak. Ponieważ już wiedziałem, co robi Levin. Po chwili wahania przytaknąłem.

– Bardzo dyskretnie. I nikomu tego nie zlecaj. Ufam tylko tobie.

– Nie musisz się martwić. Sam się tym zajmę. Coś jeszcze?

– Mańkut. Musimy się dowiedzieć, kim jest pan X, czy miał w tym jakiś udział, czy jest po prostu klientem.

Levin skinął głową i znów wymierzył w powietrzu cios.

– Zrobi się.

Nałożył ciemne okulary i wysiadł. Sięgnął po aktówkę i nieotwartą butelkę wody, po czym pożegnał się i zatrzasnął drzwi. Przyglądałem się, jak idzie przez parking, szukając swojego samochodu.

Powinienem być w siódmym niebie po tym, co od niego usłyszałem.

Wszystko sprzyjało mojemu klientowi. Wciąż jednak czułem dziwny niepokój, którego przyczyny nie potrafiłem zrozumieć.

Earl wyłączył muzykę i czekał na dyspozycje.

– Zabierz mnie do centrum, Earl.

– Nie ma sprawy – odparł. – Do karnych?

– Tak. Słuchaj, co to była za muzyka? Coś chyba słyszałem.

– Snoop. Trzeba go grać głośno.

Skinąłem głową. Rodowity mieszkaniec Los Angeles. I były oskarżony, który z zarzutem morderstwa stawił czoło machinie i wyszedł z tej próby zwycięsko. Ulica nie mogła mieć lepszego źródła inspiracji.

– Earl? Jedź siedemset dziesiątą. Mamy mało czasu.

Rozdział 12

Sam Scales był hollywoodzkim kanciarzem. Specjalizował się w oszustwach internetowych, wyłudzając numery kart kredytowych i innych danych uwierzytelniających, które następnie sprzedawał podziemnemu rynkowi finansowemu. Kiedy pierwszy raz razem pracowaliśmy, został aresztowany za sprzedaż sześciuset numerów kart kredytowych wraz z towarzyszącymi im poufnymi informacjami – datami ważności, adresami, numerami ubezpieczeń i hasłami prawowitych właścicieli kart – podstawionemu zastępcy szeryfa.

Scales zdobył numery kart, wysyłając e – maile do pięciu tysięcy osób, które były na liście klientów firmy z Delaware sprzedającej przez Internet preparat odchudzający o nazwie TrimSlim6. Listę wykradł z komputera firmy haker współpracujący ze Scalesem. Korzystając z komputera w kawiarence internetowej w „Kinko's” i tymczasowego adresu e – mailowego, Scales rozesłał wiadomości do wszystkich osób z listy. Przedstawił się jako radca FDA, Urzędu do spraw Żywności i Leków, i poinformował ich, że koszty zakupu TrimSlim6 zostaną im zrefundowane ze względu na decyzję FDA o wycofaniu produktu z rynku. Podstawą były przeprowadzone przez urząd badania, które wykazały, że preparat nie miał właściwości odchudzających. Zawiadomił klientów, że jego producenci zgodzili się zwrócić koszty zakupu w zamian za wycofanie zarzutu oszustwa. Zamieścił także w e – mailu instrukcję, jak otrzymać zwrot. Należało podać numer karty kredytowej, jej datę ważności i inne konieczne dane.

Spośród pięciu tysięcy odbiorców wiadomości sześciuset połknęło haczyk. Scales skontaktował się przez Internet z finansowym podziemiem i umówił się na transakcję z ręki do ręki – sześćset numerów kart i poufnych danych za dziesięć tysięcy dolarów w gotówce. Oznaczało to, że w ciągu kilku dni skradzione numery miały być wytłoczone na czystych kartach, które trafiłyby na rynek. Oszustwo mogło przynieść straty liczone w milionach dolarów.

Operacja została udaremniona w kawiarni w West Hollywood, gdzie Scales wręczył kupcowi wydruk i otrzymał grubą kopertę z gotówką. Kiedy wychodził z lokalu z kopertą i mrożoną bezkofeinową kawą z mlekiem, czekali na niego ludzie szeryfa. Okazało się, że sprzedał numery tajniakowi.

Scales zatrudnił mnie, abym wynegocjował ugodę. Miał wówczas trzydzieści trzy lata i czyste konto, mimo że wszystkie dowody wskazywały, iż nigdy nie splamił się legalną pracą. Skupiając uwagę prokuratora na kradzieży kart zamiast na potencjalnych stratach, jakie mogło spowodować oszustwo, zdołałem uzyskać wyrok odpowiadający oskarżonemu. Scales przyznał się do kradzieży danych osobowych i dostał rok w zawieszeniu, sześćdziesiąt dni pracy w stanowym wydziale transportu oraz cztery lata nadzoru sądowego.

To był pierwszy raz. Trzy lata temu. Sam Scales nie skorzystał z szansy, jaką dawał mu łagodny wyrok. Ponownie trafił do aresztu i broniłem go w sprawie o oszustwo – tak karygodne, że od początku było wiadomo, iż nie uda mi się go uchronić przed więzieniem.

Dwudziestego ósmego grudnia dwa tysiące czwartego roku Scales zarejestrował w Internecie domenę SunamiHelp.com na fikcyjną firmę. Na stronie głównej witryny zamieścił zdjęcia zniszczeń i ofiar tragedii, jaka rozegrała się dwa dni wcześniej, gdy tsunami na Oceanie Indyjskim spustoszyło wybrzeża Indonezji, Sri Lanki, Indii i Tajlandii. Fotografiom towarzyszył apel o wpłaty na konto SunamiHelp, które z kolei miało rozdysponować darowizny wśród licznych instytucji pomagających ofiarom katastrofy. Na stronie znalazło się również zdjęcie przystojnego białego mężczyzny przedstawionego jako wielebny Charles, który krzewił chrześcijaństwo w Indonezji. Wielebny Charles w osobistej notce apelował do internautów o dar serca.

Scales był cwany, ale nie aż tak. Nie chciał kraść darowizn przekazywanych na konto witryny. Chciał tylko skraść numery i informacje o kartach kredytowych. W śledztwie po jego aresztowaniu odkryto, że wszystkie wpłaty były kierowane do Amerykańskiego Czerwonego Krzyża i rzeczywiście przeznaczono je na rzecz pomocy dla ofiar tsunami.

Ale numery kart kredytowych, za pomocą których wpłacano pieniądze, trafiły do podziemnej finansjery. Scales został aresztowany, gdy witrynę znalazł detektyw z wydziału do spraw oszustw Departamentu Policji Los Angeles, Roy Wunderlich. Wiedząc, że katastrofy zawsze przyciągają tłumy hochsztaplerów, Wunderlich zaczął wpisywać różne adresy internetowe, w których w słowie „tsunami” był jakiś błąd ortograficzny. Znalazł kilka legalnych stron zbierających fundusze na pomoc, próbował więc wpisywać przeróżne warianty ich adresów, celowo robiąc błąd. Przypuszczał, że zakładając fałszywe strony, oszuści napiszą „tsunami” błędnie, aby znaleźć potencjalne ofiary wśród osób o niskim wykształceniu. SunamiHelp.com była jedną z kilku podejrzanych witryn znalezionych przez detektywa.

Większością z nich zajęła się specjalna grupa FBI powołana w celu kontroli tego procederu w skali kraju. Kiedy jednak Wunderlich sprawdził podmiot rejestrujący domenę SunamiHelp.com, odkrył numer skrytki pocztowej w Los Angeles. Podejrzany działał w jego rejonie. Detektyw postanowił zostawić SunamiHelp.com sobie.

Skrytka pocztowa okazała się martwym adresem, ale to nie zraziło Wunderlicha. Wypuścił sondę, czyli innymi słowami dokonał zakupu kontrolowanego, a w tym wypadku kontrolowanej darowizny.

Podany przez detektywa numer karty kredytowej miał być monitorowany dwadzieścia cztery godziny na dobę przez oddział Visy zajmujący się oszustwami, który miał natychmiast zawiadomić Wunderlicha, gdy tylko zostanie dokonana jakaś transakcja z obserwowanego konta. Po trzech dniach od wpłacenia darowizny ktoś zapłacił kartą o tym numerze jedenaście dolarów za lunch w restauracji Gumbo Pot w Farmers Market przy Fairfax i Trzeciej.

Wunderlich wiedział, że to tylko próbna transakcja. Coś taniego, co nabywca bez trudu mógł kupić za gotówkę, gdyby wynikły jakieś kłopoty z płatnością kartą.

Kiedy transakcja w restauracji została zaakceptowana, Wunderlich wraz z czterema detektywami z wydziału oszustw wyruszyli do Farmers Market, rozległego centrum handlowo – usługowego z mnóstwem starych i nowych sklepów i lokali, które zawsze było zatłoczone, dlatego świetnie nadawało się na teren działania kanciarzy z podrobioną kartą kredytową. Policjanci mieli zająć pozycję w całym kompleksie i czekać, podczas gdy Wunderlich słuchał przez telefon komunikatów o użyciu karty.

26
{"b":"115317","o":1}