Stałem, nie odzywając się do nich. Sobel wyszła z pokoju, nie zwracając na mnie uwagi, a Lankford utkwił we mnie mordercze spojrzenie.
– Co jest, mecenasie? – spytał. – Na widok dowodu zapomniał pan języka w gębie?
Wreszcie odzyskałem mowę.
– Jak długo może potrwać badanie balistyczne? – wykrztusiłem.
– Jak dla pana postaramy się o ekspresową analizę. Niech się pan nacieszy wolnością, dopóki ma pan okazję, ale niech pan nie wyjeżdża z miasta.
Roześmiał się, niemal upajając się własnym sukcesem.
– Kurczę, myślałem, że tak mówią tylko w filmach. A ja proszę – właśnie to powiedziałem! Szkoda, że nie słyszała tego moja partnerka.
Wróciła Sobel z dużą brązową torbą i czerwoną taśmą do zabezpieczania dowodów. Patrzyłem, jak wkłada kasetkę do torby i zakleja taśmą. Zastanawiałem się, ile czasu mi zostało i czy wszystkie moje plany właśnie legły w gruzach. Poczułem się tak samo pusty jak kasetka, którą Sobel zapakowała do torby z brązowego papieru.
Rozdział 32
Fernando Valenzuela mieszkał w Valencii. O tej porze, w ostatnich godzinach szczytu, mogłem do niego dojechać w godzinę. Valenzuela kilka lat wcześniej wyprowadził się z Van Nuys, ponieważ jego trzy córki miały iść do szkoły średniej, obawiał się więc o ich bezpieczeństwo i poziom edukacji. Przeprowadził się do dzielnicy, gdzie mieszkali inni ludzie, którzy postanowili uciec z miasta, i droga do pracy zajmowała mu od pięciu do czterdziestu pięciu minut.
Ale był zadowolony. Miał ładniejszy dom, a dzieci były bezpieczniejsze. Mieszkał w domu w stylu hiszpańskim krytym czerwoną dachówką, na ładnie zaprojektowanym osiedlu domów w stylu hiszpańskim krytych czerwoną dachówką. Poręczyciel nie mógłby sobie wymarzyć niczego lepszego, choć ta radość kosztowała go co miesiąc grube pieniądze.
Kiedy tam dotarłem, dochodziła dziewiąta. Zaparkowałem przed garażem, którego brama była otwarta. W środku stały minivan i pikap. Na podłodze między pikapem a pełnym narzędzi stołem warsztatowym stał duży karton z napisem SONY. Długi i cienki. Gdy przyjrzałem się uważniej, zobaczyłem, że to telewizor plazmowy z pięćdziesięciocalowym ekranem. Podszedłem do frontowych drzwi i zapukałem. Po długiej chwili otworzył mi Valenzuela.
– Mick, co tu robisz?
– Wiesz, że masz otwarty garaż?
– Cholera jasna! Dopiero co przywieźli mi plazmę.
Potrącając mnie, pobiegł przez podwórko zajrzeć do garażu.
Zamknąłem drzwi i ruszyłem za nim. Kiedy wszedłem do garażu, Valenzuela stał z szerokim uśmiechem obok telewizora.
– Kurczę, w Van Nuys to by było nie do pomyślenia – powiedział.
– Już by go dawno podpieprzyli. Chodź, wejdziemy tędy.
Ruszył w stronę drzwi w głębi garażu, które prowadziły do domu.
Pstryknął włącznikiem i brama zaczęła się zamykać.
– Zaczekaj, Val – powiedziałem. – Pogadajmy tutaj. Przynajmniej nikt nie będzie nam przeszkadzał.
– Ale Maria pewnie chciałaby się przywitać.
– Może innym razem.
Podszedł do mnie z zaniepokojoną miną.
– Co jest, szefie?
– To, że spędziłem dzisiaj dużo czasu z glinami pracującymi nad morderstwem Raula. Powiedzieli mi, że Roulet jest czysty, bo tak pokazuje bransoletka.
Valenzuela z zapałem przytaknął.
– Zgadza się, przyszli do mnie parę dni po tym, kiedy to się stało. Pokazałem im system, wytłumaczyłem, jak działa, i wyciągnąłem rejestr z tamtego dnia. Zobaczyli, że był w pracy. Pokazałem im też inną bransoletkę, żeby się przekonali, że nie da rady nic z nią wykombinować. Ma czujnik masy. I nie można jej zdjąć. Kiedy bransoletka zobaczy, że nie jest na nodze, po chwili o tym wiem.
Oparłem się o pikapa i założyłem ręce.
– A czy ci gliniarze pytali, gdzie ty byłeś we wtorek?
Valenzuela wyglądał, jakby dostał w twarz.
– Coś ty powiedział, Mick?
Zerknąłem na karton z telewizorem, a potem spojrzałem mu w oczy.
– Jakimś cudem udało mu się zabić Raula, Val. Teraz dobrali mi się do tyłka i chcę wiedzieć, jak on to zrobił.
– Mick, mówię ci, że facet jest czysty. Nie ma siły, żeby zdjął bransoletkę. Maszyna nie kłamie.
– Tak, wiem, że maszyna nie kłamie…
Po chwili dotarło do niego.
– Co chcesz przez to powiedzieć, Mick?
Przysunął się do mnie, przyjmując wojowniczą pozę. Przestałem się opierać o bok samochodu i opuściłem ręce.
– Tylko pytam, Val. Gdzie byłeś we wtorek rano?
– Skurwysynu, jak śmiesz mnie o to pytać?
Sprężył się jak gotowy do skoku drapieżnik. Na moment straciłem czujność, zdając sobie sprawę, że nazwał mnie tak samo, jak ja dziś rano nazwałem Rouleta.
Valenzuela rzucił się naprzód i brutalnie pchnął mnie na pikapa.
Odepchnąłem go mocniej. Wpadł plecami na karton z telewizorem, który przechylił się i upadł na podłogę z głuchym hukiem. Valenzuela siłą bezwładu usiadł na pudle. Rozległ się suchy trzask.
– Kurwa! – krzyknął. – Kurwa! Rozwaliłeś ekran!
– Sam mnie popchnąłeś, Val. Tylko się broniłem.
– Kurwa!
Zerwał się z kartonu i usiłował postawić go z powrotem, ale pudło było ciężkie i nieporęczne. Podszedłem z drugiej strony i pomogłem mu. Stawiając karton pionowo, usłyszeliśmy, jak wewnątrz coś zagrzechotało. Jak kawałki szkła.
– Kurwa mać! – wrzasnął Valenzuela.
Otworzyły się drzwi w głębi garażu i wyjrzała zza nich jego żona, Maria.
– Cześć, Mickey. Val, co to za hałasy?
– Wracaj do domu – warknął w odpowiedzi jej mąż.
– Ale ci się…
– Zamknij się i wracaj do domu!
Patrzyła na nas przez chwilę, po czym zamknęła drzwi. Usłyszałem chrobot przekręcanego klucza. Wyglądało na to, że dziś Valenzuela będzie spać z rozbitym telewizorem. Zerknąłem na niego. Miał otwarte usta.
– Kosztował osiem tysięcy – wyszeptał wstrząśnięty.
– Robią telewizory za osiem tysięcy dolarów?
Byłem zdumiony. Dokąd zmierzał ten świat?
– Była promocja.
– Val, skąd wziąłeś pieniądze na telewizor za osiem tysięcy?
Spojrzał na mnie i w jego oczach znów zamigotała wściekłość.
– A jak, kurwa, myślisz? Z interesu. Dzięki Rouletowi mam fantastyczny rok. Ale cholera, Mick, nie zdjąłem mu smyczy, żeby po szedł zabić Raula. Znałem Raula tak samo długo jak ty. Nie zrobiłem tego. Nie założyłem sobie bransoletki, kiedy poszedł zabić Raula. Ani nie poszedłem sam zabić Raula, żeby kupić sobie telewizor. Jak nie wierzysz, to wypieprzaj stąd i wynoś się z mojego życia!
Wyrzucił to z siebie z rozpaczą rannego zwierzęcia. Przypomniałem sobie twarz Jesusa Menendeza. Nie potrafiłem uwierzyć w jego niewinność, kiedy mnie o niej zapewniał. Nie chciałem drugi raz popełnić tego błędu.
– W porządku, Val – powiedziałem.
Podszedłem do drzwi i wcisnąłem włącznik otwierający bramę garażu. Kiedy się odwróciłem, Valenzuela wziął ze stołu warsztatowego składany nóż i zaczął rozcinać taśmę u góry kartonu. Jak gdyby chciał się na własne oczy przekonać o tym, co już wiedzieliśmy.
Minąłem go i wyszedłem z garażu.
– Oddam ci połowę za ten telewizor – powiedziałem. – Jutro rano Lorna przyśle ci czek.
– Nie trzeba. Powiem im, że przywieźli go w takim stanie.
Stojąc już przy samochodzie, odwróciłem się do niego.
– To zadzwoń, gdy cię aresztują za oszustwo. Kiedy już wpłacisz za siebie kaucję.
Wsiadłem do lincolna i wycofałem go z podjazdu. Zerknąłem do garażu, Valenzuela przestał rozcinać karton i stał, odprowadzając mnie wzrokiem.
Ruch w stronę miasta był niewielki i wróciłem dość szybko. Kiedy wchodziłem do domu, zadzwonił telefon. Odebrałem go w kuchni, spodziewając się, że to Valenzuela, który chce mnie poinformować, że przenosi się z interesem do innego adwokata. Nie przejąłbym się taką decyzją.
Ale dzwoniła Maggie McPherson.
– Wszystko w porządku? – spytałem.
– Tak.
– Gdzie jest Hayley?
– Śpi. Czekałam z telefonem, aż zaśnie.
– Co się dzieje?
– Dzisiaj w biurze krążyły jakieś dziwne plotki o tobie.