– Nie bardzo – odrzekł Corliss. – Od tego czasu dużo brałem.
– Podczas procesu zeznał pan, że Bentley przyznał się do popełnienia zbrodni, kiedy siedzieliście razem w celi na posterunku policji. Czy to się zgadza?
– Mówiłem, że trudno mi sobie przypomnieć.
– Policja umieściła pana w jego celi, bo wiedziała, że chętnie pan donosi, nawet jeśli musi pan zmyślać, prawda?
Podnosiłem głos z każdym kolejnym pytaniem.
– Nie pamiętam – powiedział Corliss. – Ale nigdy niczego nie zmyślam.
– Osiem lat później mężczyzna, który według pańskiego zeznania przyznał się do popełnienia przestępstwa, został oczyszczony z zarzutów, gdy badanie DNA wykazało, że sperma sprawcy, który zgwałcił dziewczynę, pochodziła od innego mężczyzny. Zgadza się, panie Corliss?
– Nie pamię… znaczy… to było tak dawno…
– Pamięta pan, jak po zwolnieniu Frederica Bentleya rozmawiał z panem dziennikarz z „Arizona Star”?
– Mniej więcej. Pamiętam, że ktoś dzwonił, ale nic mu nie powiedziałem.
– Poinformował pana, że na podstawie badania DNA oczyszczono z zarzutów Bentleya, i zapytał, czy sfabrykował pan jego przyznanie się do winy, prawda?
– Nie wiem.
Pokazałem sędzi kartkę.
– Wysoki sądzie, mam archiwalny artykuł z „Arizona Star”. Pochodzi z dziewiątego lutego tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego siódmego roku. Znalazła go moja współpracowniczka, gdy szukała w sieci nazwiska D.J. Corliss. Proszę o włączenie go do dowodów rzeczowych obrony i oznaczenie jako dokument historyczny potwierdzający milczące przyznanie się do winy.
Moja prośba wywołała zażarty spór z Min tonem na temat autentyczności tekstu i podstaw włączenia go do materiału dowodowego.
W końcu sędzia wydała decyzję na moją korzyść. Wyglądała na podobnie wzburzoną jak ja, tyle że w przeciwieństwie do mnie niczego nie udawała, Minton nie miał więc większych szans.
Woźny Meehan podał Corlissowi wydruk, a sędzia poleciła mu odczytać tekst.
– Nie za dobrze idzie mi czytanie, wysoki sądzie – powiedział Corliss.
– Proszę spróbować.
Corliss wziął kartkę i pochylił się nad nią.
– Proszę na głos – warknęła sędzia.
Corliss odchrząknął i zacinając się, zaczął czytać.
– „W sobotę ze stanowego zakładu karnego w Arizonie zwolniono mężczyznę bezpodstawnie skazanego za gwałt, który oświadczył, że zamierza domagać się sprawiedliwości dla innych fałszywie oskarżonych więźniów. Trzydziestoczteroletni Frederic Bentley spędził za kratami osiem lat za gwałt popełniony na szesnastoletniej mieszkance Tempe. Ofiara zidentyfikowała jako sprawcę Bentleya, swojego sąsiada, a badanie nasienia pobranego z ciała ofiary potwierdziło, że miał tę samą grupę krwi co sprawca. Podczas procesu zarzuty wsparło zeznanie informatora, który powiedział, że Bentley przyznał się przed nim do winy, gdy umieszczono ich w jednej celi.
Bentley przez cały proces, a nawet po wydaniu wyroku skazującego, utrzymywał, że jest niewinny. Kiedy sądy w stanie zaakceptowały testy DNA jako wiarygodne dowody procesowe, Bentley wynajął adwokatów i zaczął walczyć o prawo przeprowadzenia badań DNA nasienia pobranego z ciała ofiary gwałtu. Sędzia polecił przeprowadzić analizę, która niezbicie wykazała, że Bentley nie był sprawcą przestępstwa.
Na wczorajszej konferencji prasowej w hotelu Arizona Biltmore Bentley wystąpił z ostrą krytyką więziennych informatorów, domagając się wprowadzenia prawa stanowego, które ustalałoby precyzyjne przepisy regulujące możliwość korzystania z ich usług przez policję i prokuraturę.
Informatorem, który pod przysięgą zeznał, że Bentley przyznał się do gwałtu, był D. J. Corliss z Mesa, aresztowany pod zarzutem posiadania narkotyków. Gdy został poinformowany o oczyszczeniu Bentleya z zarzutów i zapytany, czy złożył przeciw niemu fałszywe zeznanie, odmówił komentarza. Na konferencji prasowej Bentley twierdził z przekonaniem, że Corliss jest donosicielem dobrze znanym policji, która kilkakrotnie wykorzystała go, by zbliżył się do podejrzanych. Bentley oświadczył, że jeśli Corlissowi nie udaje się wydobyć z podejrzanego przyznania się do winy, zazwyczaj zmyśla zeznanie. Sprawa przeciwko Bentleyowi…”.
– Chyba wystarczy, panie Corliss – powiedziałem.
Corliss odłożył wydruk i spojrzał na mnie z miną dziecka, które otworzyło szafę i zobaczyło, że za chwilę cała jej zawartość spadnie mu na głowę.
– Czy kiedykolwiek oskarżono pana o krzywoprzysięstwo w związku ze sprawą Bentleya? – zapytałem.
– Nie – odparł stanowczo, jak gdyby ten fakt miał usprawiedliwiać jego uczynek.
– Czy dlatego, że policja była współwinna zorganizowania podstępu przeciw panu Bentleyowi?
Minton zgłosił sprzeciw.
– Jestem pewien, że pan Corliss nie ma pojęcia, co zdecydowało o braku zarzutów o krzywoprzysięstwo.
Fullbright podtrzymała sprzeciw, ale nic mnie to już nie obchodziło. Przesłuchanie doszło do takiego miejsca, że nic nie mogło mi przeszkodzić. Przeszedłem do kolejnego pytania.
– Czy jakiś prokurator lub funkcjonariusz policji prosił pana, żeby zbliżył się pan do pana Rouleta i nakłonił go do zwierzeń?
– Nie, chyba po prostu tak się szczęśliwie złożyło.
– Nie kazano panu nakłonić pana Rouleta do przyznania się do winy?
– Nie.
Przez dłuższą chwilę patrzyłem na niego z obrzydzeniem.
– Nie mam więcej pytań.
Pełnym godności krokiem wróciłem na miejsce i ze złością cisnąłem kasetę na stół.
– Panie Minton? – zwróciła się do prokuratora sędzia.
– Nie mam więcej pytań – odrzekł słabym głosem.
– Dobrze – powiedziała Fullbright. – Przysięgli udadzą się na wcześniejszy lunch. Chciałabym, aby wszyscy wrócili na salę punktualnie o trzynastej.
Uśmiechnęła się sztucznie do przysięgłych, czekając, aż opuszczą salę. Kiedy jednak zamknęły się za nimi drzwi, uśmiech zniknął.
– Chcę widzieć strony w moim gabinecie – oznajmiła. – Natychmiast.
Nie czekała na odpowiedź. Wstała z fotela tak raptownie, że jej czarna toga załopotała jak peleryna samej śmierci.
Rozdział 41
Zanim weszliśmy z Mintonem do jej gabinetu, sędzia Fullbright zdążyła już zapalić papierosa. Zaciągnęła się nim głęboko i od razu zgasiła papierosa o szklany przycisk do papieru, a niedopałek włożyła do zamykanej plastikowej torebki. Zamknęła ją, zwinęła i włożyła do torby. Nie zamierzała pozostawiać dowodów swojej niesubordynacji nikomu, nawet sprzątaczkom. Wydmuchała dym w stronę umieszczonego w suficie wywietrznika, po czym utkwiła wzrok w Mintonie. Widząc wyraz jej oczu, cieszyłem się, że nie jestem na jego miejscu.
– Do cholery, panie Minton, co pan zrobił z moim procesem?
– Wysoki…
– Zamknąć się i siadać. Obaj.
Spełniliśmy rozkaz. Sędzia opanowała się i pochyliła nad biurkiem. Wciąż patrzyła tylko na Mintona.
– Kto dołożył należytej staranności, żeby sprawdzić pańskiego świadka? – spytała spokojnie. – Kto go prześwietlił?
– Hm, to znaczy… przejrzeliśmy tylko jego sprawy z okręgu. Nie było żadnych sygnałów ostrzegawczych. Sprawdziłem nazwisko w komputerze, ale nie używałem jego inicjałów.
– Ile razy dotychczas w okręgu wykorzystano jego zeznania?
– W sądzie tylko raz. Ale udzielał informacji jeszcze w trzech sprawach, jakie udało mi się znaleźć. Nie było nic o Arizonie.
– Nikomu nie przyszło do głowy sprawdzić, czy nie występował gdzie indziej, ani użyć inicjałów?
– Chyba nie. Przekazał mi go pierwszy prowadzący sprawę prokurator. Pomyślałem po prostu, że wszystko zostało sprawdzone.
– Bzdura – odezwałem się.
Sędzia spojrzała na mnie. Mogłem siedzieć i spokojnie przyglądać się upadkowi Mintona, ale nie zamierzałem pozwolić, żeby pociągnął ze sobą w przepaść Maggie McPherson.
– Pierwszym prokuratorem była Maggie McPherson – powiedziałem. – Prowadziła sprawę raptem trzy godziny. Jest moją byłą żoną i kiedy tylko zobaczyła mnie na rozprawie wstępnej, wiedziała, że musi się wycofać. A ty dostałeś sprawę jeszcze tego samego dnia, Minton. Kiedy twoim zdaniem miała prześwietlić świadka, zwłaszcza że pojawił się dopiero po posiedzeniu wstępnym? Przekazała go dalej i tyle.