Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Fullbright coś zapisała, po czym znów spojrzała na Mintona.

– Uważam, że oskarżenie powinno przedstawić jakieś uzasadnienie wniosku. Wybraliśmy ławę przysięgłych i przez ponad dwa dni słuchaliśmy zeznań. Dlaczego oskarżenie podejmuje taką decyzję na tym etapie procesu?

Wstał Smithson. Był wysoki i szczupły i miał bladą cerę. Wyglądał jak typowy okaz prokuratora. Nikt nie chciał, by prokuratorem okręgowym został jakiś grubas, a Smithson miał nadzieję kiedyś objąć ten urząd. Miał na sobie grafitowy garnitur oraz swój znak rozpoznawczy: bordową muszkę wraz z chustką w identycznym kolorze wystającą z kieszonki. Wśród adwokatów krążyła plotka, że doradca polityczny polecił mu zbudować rozpoznawalny wizerunek medialny, aby podczas wyborów elektorat był przekonany, że już go zna. Dziś znalazł się w sytuacji, w której nie chciał pokazywać swojego wizerunku elektoratowi.

– Jeśli wolno, wysoki sądzie – powiedział.

– Proszę o zaprotokołowanie obecności na sali zastępcy prokuratora okręgowego Johna Smithsona z wydziału w Van Nuys. Witamy, Jack. I słuchamy.

– Wysoki sądzie, poinformowano mnie, że w interesie wymiaru sprawiedliwości należy wycofać zarzuty przeciwko panu Rouletowi.

Wymówił błędnie nazwisko Rouleta.

– Czy to jedyne uzasadnienie, jakie chcesz nam przedstawić, Jack? – spytała sędzia.

Smithson zwlekał z odpowiedzią. Ponieważ na sali nie było dziennikarzy, stenogram z rozprawy miał być jawny i jego słowa miały się przedostać do opinii publicznej.

– Wysoki sądzie, poinformowano mnie, że w śledztwie i późniejszym postępowaniu prokuratorskim doszło do pewnych nieprawidłowości. Prokuratura opiera się na wierze w nienaruszalność naszego wymiaru sprawiedliwości. Osobiście stoję na jej straży w wydziale Van Nuys i traktuję ją bardzo, bardzo poważnie. Lepiej więc wycofać zarzuty, niż w jakikolwiek sposób sprzeniewierzyć się zasadom sprawiedliwości.

– Dziękuję, panie Smithson. To krzepiące słowa.

Sędzia znów coś zapisała, po czym spojrzała na stół obrony.

– Wniosek oskarżenia został przyjęty – oświadczyła. – Wszystkie zarzuty przeciwko panu Rouletowi zostają oddalone bez możliwości wznowienia postępowania. Panie Roulet, został pan oczyszczony z zarzutów i jest pan wolny.

– Dziękuję, wysoki sądzie – powiedziałem.

– O trzynastej wrócą przysięgli – dodała Fullbright. – Wyjaśnię im, jaką podjęto decyzję. Jeśli przedstawiciele stron życzą sobie być przy tym obecni, z pewnością będą musieli odpowiedzieć na pytania przysięgłych. Obecność nie jest jednak konieczna.

Skinąłem głową, lecz nie powiedziałem, czy przyjdę. Wiedziałem, że nie przyjdę. Przestałem się interesować dwunastką ludzi, którzy byli dla mnie tak ważni przez ostatni tydzień. Znaczyli dla mnie tyle co kierowcy jadący autostradą w przeciwnym kierunku.

Minęli mnie i dłużej o nich nie myślałem.

Sędzia opuściła swoje miejsce, a Smithson był pierwszą osobą, która wyszła z sali. Nie miał nic do powiedzenia ani Mintonowi, ani mnie. Zależało mu przede wszystkim na tym, aby się zdystansować od tej prokuratorskiej katastrofy. Spojrzałem na Mintona, którego twarz przybrała kredowobiałą barwę. Przypuszczałem, że niedługo znajdę jego nazwisko w książce telefonicznej. Prokuratura nie będzie miała ochoty go zatrzymać, więc powiększy armię adwokatów, płacąc wysoką cenę za pierwszą lekcję prawa karnego.

Roulet stał przy barierce, ściskając matkę. Dobbs gratulacyjnym gestem poklepywał go po ramieniu. Ale adwokat rodziny chyba jeszcze nie doszedł do siebie po ostrej naganie w korytarzu.

Kiedy skończyły się uściski, Roulet odwrócił się do mnie i z wahaniem podał mi rękę.

– Nie myliłem się co do ciebie – rzekł. – Wiedziałem, że jesteś najlepszy.

– Chcę dostać pistolet – odparłem z kamienną twarzą, bez śladu radości z powodu zwycięstwa.

– Oczywiście.

Odwrócił się do matki. Po chwili wahania otworzyłem aktówkę i zacząłem układać w niej akta.

– Michael?

Zobaczyłem Dobbsa, który wyciągał do mnie rękę ponad barierką. Uścisnąłem ją.

– Dobra robota – rzekł Dobbs, jak gdybym musiał to usłyszeć właśnie od niego. – Jesteśmy ci bardzo wdzięczni.

– Dzięki za szansę. Wiem, że z początku miałeś wątpliwości.

Byłem na tyle uprzejmy, że nie wspomniałem o wybuchu Mary Windsor na korytarzu i o tym, co podobno mówiła.

– To dlatego, że cię nie znałem – odparł. – Teraz już cię znam.

I wiem, kogo polecać swoim klientom.

– Dziękuję. Ale mam nadzieję, że twoi klienci nigdy nie będą mnie potrzebować.

Zaśmiał się.

– Ja też!

Potem przyszła kolej na Mary Windsor. Wyciągnęła do mnie rękę.

– Panie Haller, dziękuję za syna.

– Proszę bardzo – odrzekłem bezbarwnym głosem. – Niech pani na niego uważa.

– Zawsze uważam.

Skinąłem głową.

– Może wyjdą państwo na korytarz, a ja dołączę za chwilę. Muszę jeszcze załatwić kilka spraw z asystentką i panem Mintonem.

Odwróciłem się z powrotem do stołu. Potem podszedłem do biurka asystentki.

– Kiedy będę mógł dostać podpisaną decyzję?

– Wydamy ją jeszcze dzisiaj po południu. Jeżeli pan nie przyjdzie, możemy panu przysłać.

– Świetnie. Można też prosić o faks?

Obiecała przesłać pismo faksem i dałem jej numer w mieszkaniu Lorny Taylor. Nie byłem pewien, jak wykorzystam ten dokument, ale przypuszczałem, że decyzja o oddaleniu zarzutów pomoże mi znaleźć jakiegoś klienta.

Gdy wróciłem po aktówkę, zauważyłem, że detektyw Sobel wyszła z sali. Został tylko Minton. Powoli zbierał swoje rzeczy.

– Szkoda, że nie miałem okazji zobaczyć tej komputerowej prezentacji – powiedziałem.

Pokiwał głową.

– Tak, była całkiem niezła. Mogła nawet przekonać przysięgłych.

– Co teraz zamierzasz robić?

– Nie wiem. Zobaczę, czy uda mi się to przeczekać i zostać w prokuraturze.

Wcisnął akta pod pachę. Nie miał teczki. Musiał tylko zejść na drugie piętro. Posłał mi surowe spojrzenie.

– Wiem tylko, że nie chcę usiąść przy drugim stole. Nie chcę zostać kimś takim jak ty, Haller. Wolę spać spokojnie.

Minął bramkę i zamaszystym krokiem wyszedł z sali. Spojrzałem na asystentkę, sprawdzając, jak zareagowała na jego słowa. Zachowywała się, jakby nic nie słyszała.

Nie spiesząc się, podążyłem za Mintonem. Wziąłem aktówkę i wychodząc za barierkę, odwróciłem się. Spojrzałem na pusty fotel sędziowski i umieszczone przed nim godło stanu. Skinąłem głową do nikogo konkretnego i wyszedłem.

Rozdział 44

Roulet i jego świta czekali na mnie w korytarzu. Rozejrzałem się i zobaczyłem Sobel stojącą przy windach. Rozmawiała przez komórkę, czekając chyba na windę, chociaż nie widziałem, żeby świecił się przycisk.

– Michael, pójdziesz z nami na lunch? – spytał na mój widok Dobbs. – Chcemy to uczcić!

Zauważyłem, że znów zwraca się do mnie po imieniu. Zwycięstwo u każdego wzbudza życzliwość.

– Hm… – odparłem, wciąż patrząc na Sobel. – Chyba nie mogę.

– Dlaczego? Na pewno dziś po południu nie masz żadnej rozprawy.

Wreszcie spojrzałem na Dobbsa. Miałem ochotę odpowiedzieć, że nie pójdę z nimi na lunch, bo już nigdy więcej nie chcę widzieć ani jego, ani Mary Windsor, ani Louisa Rouleta.

– Chyba zostanę i porozmawiam z przysięgłymi, kiedy wrócą o pierwszej.

– Po co? – zdziwił się Roulet.

– Chciałbym wiedzieć, co myśleli i jakie mieliśmy szanse.

Dobbs poklepał mnie w ramię.

– Trzeba się uczyć, żeby następnym razem być jeszcze lepszym.

Nie mam ci tego za złe.

Wyglądał na zachwyconego wiadomością, że nie będę im towarzyszył. Miał swoje powody. Prawdopodobnie chciał, żebym zszedł mu z drogi i umożliwił odbudowanie dobrych stosunków z Mary Windsor. Tę licencję chciał mieć znów tylko dla siebie.

Usłyszałem stłumiony dzwonek windy i spojrzałem w głąb korytarza. Sobel stała przed otwierającymi się drzwiami windy. Wychodziła z sądu.

Ale wtedy z windy wyszli Lankford, Kurlen i Booker. Razem z Sobel skręcili w naszą stronę.

82
{"b":"115317","o":1}