Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Wobec tego zostawiamy cię – rzekł Dobbs zwrócony plecami do nadchodzących detektywów. – Mamy rezerwację w „Orso” i obawiam się, że jeśli mamy zdążyć wrócić na drugą stronę wzgórza, to już jesteśmy spóźnieni.

– W porządku – odparłem, wciąż patrząc w głąb korytarza.

Dobbs, Windsor i Roulet odwrócili się, stając twarzą w twarz z detektywami.

– Louisie Roulecie – zaczął Kurlen. – Jesteś aresztowany. Proszę się odwrócić i złożyć ręce za plecami.

– Nie! – wrzasnęła Mary Windsor. – Nie możecie…

– Co to ma znaczyć?! – krzyknął Dobbs.

Kurlen nie odpowiedział ani nie czekał, aż Roulet spełni jego polecenie. Wystąpił naprzód i brutalnie odwrócił Rouleta. Wykonując przymusowy obrót, Roulet utkwił we mnie wzrok.

– Co się dzieje, Mick? – zapytał spokojnie. – To się nie powinno zdarzyć.

Mary Windsor ruszyła synowi na ratunek.

– Zabierzcie ręce od mojego syna!

Chwyciła Kurlena, ale Booker i Lankford szybko wkroczyli do akcji i łagodnie, lecz stanowczo oddzielili ją od Rouleta.

– Droga pani, proszę się odsunąć – polecił Booker. – Bo każę panią aresztować.

Kurlen zaczął odczytywać Rouletowi jego prawa. Windsor stała obok, ale nie zamierzała milczeć.

– Jak śmiecie? Nie wolno wam tego robić!

Wiła się w miejscu, wyglądając, jak gdyby jakieś niewidzialne ręce powstrzymywały ją od kolejnego ataku na Kurlena.

– Mamo – rzekł Roulet i jego głos poskutkował lepiej niż rozkazy detektywów.

Windsor ustąpiła. Poddała się, ale Dobbs nie zamierzał kapitulować.

– Za co go aresztujecie? – spytał.

– Jest podejrzany o morderstwo – wyjaśnił Kurlen. – Morderstwo Marthy Renterii.

– To niemożliwe! – krzyknął Dobbs. – Wszystko, co wygadywał ten Corliss, to kłamstwa. Oszaleliście? Przez jego kłamstwa sędzia oddaliła zarzuty.

Kurlen przerwał odczytywanie praw Rouletowi i spojrzał na Dobbsa.

– Jeśli to kłamstwo, to skąd pan wie, że mówił o Marcie Renterii?

Dobbs zdał sobie sprawę z własnego błędu i cofnął się o krok.

Kurlen uśmiechnął się.

– Tak właśnie myślałem – rzekł.

Chwycił Rouleta za łokieć i znów go odwrócił.

– Idziemy – rozkazał.

– Mick? – powiedział Roulet. (

– Detektywie Kurlen – poprosiłem. – Czy mogę chwilę porozmawiać z klientem?

Kurlen popatrzył na mnie, jakby chciał mnie ocenić, po czym skinął głową.

– Minutę. Proszę mu powiedzieć, żeby się grzecznie zachowywał, bo to znacznie mu ułatwi życie.

Pchnął go w moją stronę. Ująłem Rouleta za ramię i odprowadziłem kilka kroków od pozostałych, żeby nikt nie mógł nas słyszeć.

Przysunąłem się bliżej i zacząłem szeptem:

– To koniec, Louis. To nasze pożegnanie. Zostałeś sam. Poszukaj sobie innego adwokata.

Utkwił we mnie zaskoczony wzrok. A potem jego twarz pociemniała od gniewu. To była czysta wściekłość i uświadomiłem sobie, że taką samą wściekłość musiały widzieć Regina Campo i Martha Renteria.

– Nie potrzebuję adwokata – odparł. – Myślisz, że sklecą jakieś zarzuty z tego, co podsunąłeś temu kapusiowi? Lepiej się zastanów.

– Nie będą potrzebowali kapusia, Louis. Uwierz mi, znajdą o wiele więcej dowodów. Może nawet już je mają.

– A ty, Mick? Nie zapomniałeś o czymś? Mam twój…

– Wiem. Ale to już nie ma znaczenia. Nie potrzebują mojego pistoletu. Cokolwiek się ze mną stanie, będę wiedział, że wsadziłem cię do pudła. A na koniec, po procesie i wszystkich apelacjach, kiedy wreszcie wbiją ci w rękę igłę, to będę ja, Louis. Pamiętaj.

Uśmiechnąłem się ze smutkiem i przysunąłem się jeszcze bliżej.

– To za Raula Levina. Wcześniej ci się upiekło, ale możesz być pewien, że nie tym razem.

Przez chwilę czekałem, aż to do niego dotrze, po czym dałem znak Kurlenowi. Razem z Bookerem wzięli Rouleta między siebie i złapali go za ramiona.

– Wrobiłeś mnie – powiedział Roulet z tym samym spokojem.

– Nie jesteś adwokatem. Pracujesz dla nich.

– Idziemy – rozkazał Kurlen.

Ruszyli, ale Roulet strząsnął z siebie ich ręce i znów wpił we mnie wściekłe spojrzenie.

– To nie koniec, Mick – rzekł. – Jutro rano wyjdę. Co zrobisz? Pomyśl o tym. Co wtedy zrobisz? Nie możesz chronić wszystkich.

Chwycili go mocniej i brutalnie popchnęli w stronę wind. Tym razem Roulet już się nie opierał, a jego matka i Dobbs pospieszyli za detektywami. W połowie korytarza Roulet odwrócił się i spojrzał na mnie przez ramię. Kiedy się uśmiechnął, zrozumiałem.

Nie możesz chronić wszystkich.

Przeszył mnie lodowaty dreszcz strachu.

Ktoś czekał już na windę, gdy dotarła tam eskorta Rouleta wraz z jego świtą.

Lankford dał znak czekającej osobie, żeby zrobiła przejście, po czym wsiadł do windy. Następnie wepchnięto do niej Rouleta.

Dobbs i Windsor także chcieli wejść, gdy zatrzymała ich ręka Lankforda. Winda ruszyła w dół, a Dobbs z bezsilną złością wdusił przycisk przy drzwiach w korytarzu.

Miałem nadzieję, że nigdy więcej nie zobaczę Louisa Rouleta, ale wciąż czułem strach, który tłukł się w mojej piersi jak uwięziona w lampie ćma. Odwróciłem się, niemal zderzając się z Sobel. Nie zauważyłem, że została.

– Macie coś na niego, prawda? – zapytałem. – Przecież nie zgarnęlibyście go tak szybko, gdybyście nic na niego nie mieli.

Odpowiedziała po długiej chwili.

– O tym postanowi prokurator, nie my. Zależy, co wyciągną z niego podczas przesłuchania. Ale do tej chwili miał niezłego adwokata.

Pewnie wie, że nie musi mówić ani słowa.

– To dlaczego nie zaczekaliście?

– Nie ja o tym decydowałam.

Pokręciłem głową. Chciałem jej powiedzieć, że wykonali za szybko ruch. Plan był inny. Chciałem zasiać ziarno, nic więcej. Chciałem, by działali powoli i skutecznie.

Ćma wciąż tłukła się w środku. Wbiłem wzrok w podłogę. Nie mogłem odpędzić myśli, że wszystkie moje zabiegi spełzły na niczym, pozostawiając mnie i moją rodzinę na pastwę bezwzględnego mordercy. Nie możesz chronić wszystkich.

Sobel odgadła, czego się boję.

– Spróbujemy go zatrzymać – zapewniła mnie. – Mamy to, co powiedział w sądzie kapuś, no i mandat. Pracujemy nad świadkami i analizami kryminalistycznymi.

Spojrzałem jej w oczy.

– Jaki mandat?

Zrobiła podejrzliwą minę.

– Sądziłam, że się pan domyślił. Skojarzyliśmy jedno z drugim, kiedy tylko kapuś wspomniał o tancerce z wężem.

– Tak, o Marcie Renterii. Rozumiem. Ale co to za mandat?

O czym pani mówi?

Podszedłem za blisko i Sobel cofnęła się o krok. Nie chodziło o mój oddech, tylko o mój desperacki wyraz twarzy.

– Nie wiem, czy powinnam panu mówić. Jest pan adwokatem.

Jego adwokatem.

– Już nie. Właśnie złożyłem wymówienie.

– Nieważne. Mógłby…

– Przecież dzięki mnie go zgarnęliście. Z powodu tej sprawy mogą mnie wykluczyć z korporacji. Może nawet trafię za kratki za morderstwo, którego nie popełniłem. O jakim mandacie pani mówi?

Wahała się jeszcze przez chwilę, ale wreszcie powiedziała:

– Mówię o ostatnich słowach Raula Levina. Mówił, że znalazł Jesusowi mandat wolnego człowieka.

– I co to znaczy?

– Naprawdę pan nie wie?

– Proszę mi powiedzieć. Błagam.

Dała za wygraną.

– Prześledziliśmy ostatnie ruchy Levina. Zanim został zamordowany, sprawdzał mandaty Rouleta za złe parkowanie. Zrobił nawet wydruki. Spisaliśmy wszystko, co było w gabinecie, i porównaliśmy z tym, co jest w komputerze. Brakowało jednego mandatu. Jednego wydruku. Nie wiedzieliśmy, czy zabrał go morderca, czy po prostu Levin nie zrobił jednego wydruku. No więc sami zrobiliśmy wydruk. Mandat był sprzed dwóch lat, z ósmego kwietnia. Za parkowanie przed hydrantem na Blythe Street w Panorama City.

Wszystko złożyło się w całość, jak gdyby ostatnie ziarenko piasku przesypało się przez środek klepsydry. Raul Levin rzeczywiście znalazł wybawienie dla Jesusa Menendeza.

– Martha Renteria została zamordowana ósmego kwietnia dwa lata temu – powiedziałem. – Mieszkała na Blythe w Panorama City.

83
{"b":"115317","o":1}