Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Odwróciła głowę i rozejrzała się szybko dookoła. Zobaczyła ojca i podbiegła do niego. Kulek miał otwarte oczy i w ciepłym płomieniu migającego ognia widać było malujące się na jego twarzy zaniepokojenie. Otwierał i zamykał usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wyrzekł ani słowa.

Bishop wstał i pchnął drzwi wyjściowe. Były zamknięte.

Policjant popatrzył na niego.

– Nie przejmuj się tym, będzie lepiej, jeżeli pozostaniemy w budynku.

– A pożar?

– Nie rozprzestrzeni się. Takie bloki są z materiałów niepalnych. Chodźmy na górę, musimy znaleźć telefon, powinien działać normalnie mimo braku prądu. Poprosimy, żeby przysłali nam pomoc.

Wstał, trzymając mocno niewidomego.

– Dobra, podnieśmy go teraz. Udało im się postawić Kuleka na nogi.

– Jacob, słyszysz mnie? – spytał Bishop.

Kulek wolno przytaknął i spróbował dotknąć tyłu głowy.

– Już w porządku. Nieźle się uderzyłeś. Musimy dostać się na górę i wezwać pomoc.

Starzec pokiwał głową, po chwili zdołał wymówić imię córki.

– Jestem tutaj, ojcze.

Znalazła jakąś chusteczkę czy kawałek materiału i przyłożyła do rany na głowie Kuleka. Na szczęście, krew nie płynęła już tak obficie.

Bishop wsunął rękę pod ramię Kuleka, opierając przegub dłoni na jego szyi, drugą ręką objął go w pasie.

– Możesz iść?

Kulek ostrożnie zrobił krok do przodu, Bishop trzymał go mocno. Policjant podtrzymywał go z drugiej strony i wspólnie zdołali go poprowadzić przez trzy pierwsze schodki. Edith wyszła z kąta, w którym siedziała skulona.

– Prowadź – polecił jej Bishop. – Na pierwsze piętro. Na wpół niosąc, na wpół ciągnąc po schodach osłabionego Kuleka, posuwali się szybko, wdzięczni, że ciężarówka częściowo zablokowała wejście do domu, a płomienie powstrzymają każdego, kto chciałby przecisnąć się do środka. Ani Bishop, ani policjant nie zapomnieli o zbliżających się postaciach.

Ogień z dołu dochodził do balkonu pierwszego piętra, musieli więc wejść jeszcze wyżej. Edith prowadziła ich krótkim korytarzem do wysokiej na cztery stopy galeryjki, biegnącej wzdłuż budynku. Ten blok był stosunkowo niewielki w porównaniu z typowym wieżowcem. Na każdym piętrze znajdowały się zaledwie trzy mieszkania, a choć nie wiedzieli jeszcze, ile jest tu pięter, Bishop obliczył, że musi ich być dziewięć albo dziesięć. Po lewej stronie krótkiego korytarza znajdowały się dwa mieszkania, po prawej – jedno. Policjant pomógł Bishopowi oprzeć Kuleka o galeryjkę i szybko podszedł do mieszkania po prawej stronie. Gdy walił w drzwi, Bishop wyjrzał na dół, na podwórko i ulicę.

Dym unoszący się z płonącego wraku szczypał go w oczy, toteż szybko się cofnął, lecz zdążył jeszcze zobaczyć ludzi, stojących tuż za kręgiem światła rzucanego przez płomienie. Twarze mieli zwrócone do góry, jakby go obserwowali.

– Policja. Proszę otworzyć – wołał kierowca przez skrzynkę na listy.

Bishop pozostawił Kuleka pod opieką Jessiki i Edith, sam zaś pospieszył do zirytowanego policjanta.

– Ktoś tam jest – powiedział Simpson, odwracając się do Bishopa – ale za bardzo się boją, żeby otworzyć drzwi.

– Powiedzieli coś?

– Nie, ale słyszę, jak się ruszają.

Znów przyłożył twarz do skrzynki na listy.

– Proszę zrozumieć, jesteśmy z policji. Nie chcemy zrobić wam krzywdy.

Puścił z trzaskiem klapkę, kiedy nie usłyszał żadnej odpowiedzi.

Bishop raz jeszcze wyjrzał przez balkon i nie spodobało mu się to, co zobaczył. Płomienie stopniowo słabły i wkrótce przygasną na tyle, że czekający na dole ludzie będą mogli się przedostać na schody. Mimo że tworzyli zamazaną plamę, było ich znacznie więcej, niż początkowo sądził.

– Spróbujmy w innym mieszkaniu – powiedział szybko do policjanta.

– Taak, chyba masz rację, tutaj, cholera, tracimy tylko czas.

Zatrzymał się, żeby jeszcze raz spróbować.

– Słuchajcie, jeśli nie chcecie nas wpuścić, wezwijcie przynajmniej policję i karetkę pogotowia; mamy tu rannego. Nazywam się Simpson, jestem kierowcą nadinspektora Pecka. Zrozumieliście? Nadinspektor Peck. Powiedzcie mu, że jest ze mną Jacob Kulek i żeby natychmiast przysłali pomoc. Proszę to zrobić!

Podniósł się i potrząsnął głową.

– Miejmy nadzieję, że usłyszeli.

– Miejmy nadzieję, że mają telefon – odpowiedział Bishop, zostawiając przyglądającego mu się bezmyślnie policjanta. Powrócił do dwóch kobiet i Kuleka.

Cholera, powiedział do siebie Simpson i poszedł za Bishopem.

– Chodźmy piętro wyżej – zaproponował – ci ludzie też nam nie otworzą, skoro nie zrobili tego ich sąsiedzi.

Tym razem Jessica pomagała Bishopowi prowadzić ojca, a policjant i Edith szli pierwsi, medium oświetlało latarką ciemną klatkę. Na następnym piętrze Simpson podszedł do pierwszych drzwi po lewej stronie i trzasnął klapką w skrzynce na listy.

– Halo! Jest tam ktoś? Tu policja. Proszę otworzyć! Oparli rannego mężczyznę o ścianę w korytarzu, gdyż Bishop nie chciał, by zobaczyli ich ludzie na dole.

– Edith, przynieś mi latarkę! – krzyknął cicho. Zostawiła policjanta i podeszła do niego.

– Poświeć na Jacoba, zobaczymy, co się z nim dzieje.

Wyglądał na sto lat, twarz miał bladą i ściągniętą, a zmarszczki na skórze rysowały się głębiej niż zwykle. Niewidomy zmrużył oczy przed blaskiem światła, lecz niewiele można było z nich wyczytać. Patrząc na wysokie, lecz wątłe ciało, Bishop wiedział, że bez ich pomocy Kulek nie utrzyma się na nogach. W dalszym ciągu nie wiedzieli, jakich doznał obrażeń; Bishop znał ludzi, u których pęknięcie czaszki nie powodowało utraty świadomości. Ale to wydawało się niemożliwe, by Kulek przez cały czas był przytomny, skoro z taką siłą wyrzuciło go przez przednią szybę.

– Ojcze, słyszysz mnie?

Nie otrzymawszy odpowiedzi, Jessica z niepokojem zagryzła wargę i błagalnie spojrzała na Bishopa.

– Jessico, jest silnym mężczyzną. Dojdzie do siebie, jak tylko znajdzie się w szpitalu. Potrzymaj go, Edith. Zobaczę, jak sobie radzi Simpson.

Właściwie Bishop chciał sprawdzić, co dzieje się na dole, nie denerwując obu kobiet. Medium delikatnie zajęło jego miejsce, Bishop skręcił i ostrożnie wyjrzał przez balkon. Krąg światła na dole stawał się coraz mniejszy, z jednego wielkiego piekła ogień obejmujący ciężarówkę i granadę rozpadł się na kilka mniejszych. Zacieśnił się krąg czekających ludzi. Bishop zadrżał na myśl, że oni wiedzą, kto był w granadzie, wiedzą, że Jacob Kulek jest w bloku. Czy to możliwe? Czy mieli telepatyczny kontakt z Ciemnością? Ta dziwna siła zawładnęła i kierowała nimi; czy naprawdę odznaczała się inteligencją?

Ktoś wszedł w krąg światła na dole i patrzył prosto na Bishopa; to była kobieta, którą skądś znał. Wyciągnął z kieszeni okulary, których używał do prowadzenia samochodu, i włożył je. Po raz pierwszy tego wieczoru gniew okazał się silniejszy niż strach. To była ona, wysoka kobieta, która przyczyniła się do śmierci jego żony. Zacisnął palce na balustradzie i przez jeden szaleńczy moment chciał zbiec ze schodów i wycisnąć z niej życie. Skąd wiedziała, gdzie ich szukać? Czy stało się to, do czego przez cały czas dążył Pryszlak – czy chciał uwięzić ich w otoczonym ciemnością miejscu, z którego już nie ma ucieczki? I dlaczego? Czy była to tylko zemsta na człowieku, który odmówił mu pomocy wiele lat temu? Czy Jacob Kulek stanowił dla nich zagrożenie? Pytania cisnęły mu się do głowy i pozostawały tylko pytaniami, na żadne bowiem nie znał odpowiedzi.

– Ktoś idzie!

Głos policjanta zwrócił uwagę Bishopa na to, co dzieje się wokół niego.

– Zechcą państwo otworzyć? – spytał Simpson, tym razem unikając urzędowego tonu. – Nie ma się czego bać. Chciałbym tylko skorzystać z telefonu. Jeśli oczywiście państwo go mają. Zróbmy tak, włożę moją legitymację do skrzynki na listy, aby państwo mogli obejrzeć ją dokładnie przy świetle.

Uniósł klapkę i wrzucił legitymację do skrzynki.

– W porządku. Proszę ją dokładnie obejrzeć, a później mnie wpuścić. Mamy ze sobą rannego i nie możemy tracić czasu.

74
{"b":"108253","o":1}