Литмир - Электронная Библиотека
A
A

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI

Bishop chwycił wysoką kobietę za nadgarstek, odepchnął pistolet, który trzymała przy jego twarzy, i jednocześnie zaciśniętą pięścią zadał jej silny cios w przeponę. Jej krzyk przeszedł w zdławione rzężenie, gdy zgięła się wpół. Bishop wyrwał kobiecie berettę z zaciśniętej dłoni. Odepchnąwszy ją, wyprostował się i odwrócił głowę ku niskiej kobiecie, która nadal wpatrywała się w stojącą w drzwiach postać. Zrozumiała zamiar Bishopa i zamachnęła się, by wbić nóż w serce niewidomego. Jednak Kulek był szybszy: gwałtownie przesunął się, tak że kobieta tracąc równowagę przechyliła się na poręczy fotela. Nie spadła wprawdzie na podłogę, lecz zachwiała się i gwałtownie wyciągnęła ręce, by uchronić się przed upadkiem. Chwyciła się oparcia fotela, a Bishop szybko podbiegł i uderzył ją w czoło kolbą pistoletu. Zawyła i podcięta przez Bishopa runęła na podłogę. Pochylił się i wyrwał jej nóż, waląc pięścią i pistoletem, gdy próbowała się opierać.

Jessica podbiegła do ojca i objęła go.

– Nic mi nie jest – zapewnił ją, następnie zwrócił twarz w kierunku drzwi, wiedząc, że ktoś tam jest, chociaż nie mógł go zobaczyć.

Edith Metlock była blada i przerażona. Jej oczy wędrowały od jednej postaci do drugiej; oszołomiona nie mogła zorientować się w sytuacji. Oparła się o drzwi, kręcąc niepewnie głową.

– Przyszłam, żeby was ostrzec – zdołała powiedzieć.

– Edith? – spytał Kulek.

– Tak, ojcze, to Edith – odparła Jessica. Bishop podszedł do medium.

– Nie mogłaś przyjechać w lepszym momencie. Wziął ją za rękę i wprowadził do pokoju.

– Przyszłam, żeby was ostrzec – powtórzyła. – Drzwi były otwarte.

– One spodziewały się jeszcze kogoś – lub czegoś.

Wysoka kobieta, rozpaczliwie wciągając powietrze szeroko otwartymi ustami, wpatrywała się w medium. Bishop nie spuszczał jej z oka, gotów użyć broni, gdyby okazało się to konieczne.

– Edith, co cię tu sprowadza? – spytał Kulek. – Skąd wiedziałaś, że te dwie kobiety nas przetrzymują?

– Nie wiedziałam. Chciałam cię ostrzec przed Ciemnością. Idzie po ciebie, Jacob.

Niewidomy mężczyzna wstał i Jessica podprowadziła go do medium i Bishopa. Kiedy się odezwał, w jego głosie wyczuwało się raczej zainteresowanie niż strach.

– Skąd wiesz, Edith?

Bishop podprowadził ją do kanapy, na którą opadła, jak gdyby była kompletnie wyczerpana.

– Głosy, Jacob. Setki głosów. Byłam w domu, spałam. Wtargnęły w mój sen.

– Mówiły coś do ciebie?

– Nie, nie. Po prostu tam są. Słyszę je teraz, Jacob. Stają się głośniejsze, coraz bardziej wyraźne. Musisz stąd uciekać, zanim będzie za późno.

– Co mówią, Edith? Proszę, spróbuj się opanować i powtórz mi dokładnie, co mówią. Pochyliła się i ścisnęła jego rękę.

– Nie mogę ci powiedzieć. Słyszę je, ale jest ich tak wiele. Mieszają się ze sobą. Ale wciąż powtarzają twoje imię. On chce zemsty, Jacob. Chce ci pokazać, co osiągnął. I myślę, że boi się ciebie.

– Nieprawda! – Wysoka kobieta podniosła się na kolana, wystrzegając się własnego pistoletu, który teraz w nią był wycelowany. – On się niczego nie boi. On nie ma się czego bać.

– Pryszlak? Masz na myśli Pryszlaka, Edith? – spytał nieco ostrzej niewidomy mężczyzna.

– Tak. Już prawie jest tutaj.

– Mam zamiar wezwać policję – powiedział Bishop.

– Nie mogą ci pomóc, głupcze! – Złośliwy uśmiech wykrzywił twarz wysokiej kobiety. – Nie są w stanie unieszkodliwić Pryszlaka.

– Ona ma rację – stwierdziło medium. – Twoja jedyną szansą jest ucieczka. To wszystko, co możesz zrobić.

– Tak czy inaczej, dzwonię po policję. Choćby po to, by zabrała te dwie.

– Już za późno, nie widzisz? – Wysoka kobieta wstała, jej oczy błyszczały. – Jest tutaj. Na zewnątrz.

Ramię, które od tyłu zacisnęło się na gardle Bishopa, było pulchne i silne. Wygiął się w łuk, kiedy niska kobieta wepchnęła mu kolano w krzyż. Wyciągnęła rękę, próbując wyrwać mu nóż.

Jessica usiłowała oderwać od niego kobietę, ciągnąc ją za włosy, lecz w rezultacie obie straciły równowagę i runęły na podłogę. Bishop próbował wywinąć się trzymającej go kobiecie, ale nie mógł oderwać zaciśniętego wokół gardła ramienia. Wziął zamach łokciem i uderzył do tyłu, czując, jak zagłębia się w jej miękkim, grubym ciele. Z całej siły zamierzył się jeszcze raz i poczuł pod sobą jej wierzgające nogi. Ucisk na gardle zaczął słabnąć, więc ponowił wysiłki. Udało mu się obrócić, a ponieważ nie chciała puścić ani jego szyi, ani ręki, nóż wbił się w jej obfite piersi, z których trysnęła krew. Wrzasnęła.

W końcu udało mu się wyzwolić z uścisku i odwrócił głowę, spodziewając się ataku wysokiej kobiety. Ale ta zniknęła.

Ktoś drapał go pazurami po twarzy i znów jego uwagę przyciągnęła wijąca się pod nim kobieta. Jej piersi zamieniły się teraz w czerwoną, lepką maź, ale walczyła nadal, otwarte usta odsłaniały żółte, zepsute zęby. Dźwięki, które wydawała, przypominały warczenie rozwścieczonego psa, a oczy jej zachodziły powoli mgłą. Zaczęła słabnąć, rana podkopywała jej siły i już tylko wysiłkiem woli broniła się przed ostateczną kapitulacją. Odepchnął jej ręce i niepewnie stanął na nogach, nie mogąc się zdobyć na współczucie wobec niemrawo poruszającej rękami Judith.

– Chris. – Jessica złapała go kurczowo za ramię. – Uciekajmy stąd. Skądinąd wezwiemy policję!

– Za późno.

Edith Metlock przez ramię patrzyła do tyłu na szklaną ścianę.

– Już tu jest – powiedziała bezbarwnym głosem. Bishop zobaczył ich własne odbicia na tle panującej na zewnątrz ciemności.

– O czym ty, do diabła, mówisz? – zorientował się, że krzyczy. – Tam nic nie ma!

– Chris – powiedział spokojnie Kulek – proszę cię, sprawdź, czy drzwi wejściowe są zamknięte, a ty, Jessico, zapal wszystkie światła w domu, a także na zewnątrz.

Ale Bishop patrzył tylko na niego w milczeniu.

– Zrób, co mówi, Chris – ponagliła go Jessica.

Wybiegła z pokoju i poszedł za nią. Drzwi frontowe były uchylone i zanim Bishop je zamknął, wyjrzał w noc. Z trudem mógł dojrzeć drzewa, którymi wysadzona była wąska, prowadząca do domu droga. Zatrzasnąwszy drzwi, zaryglował je. Odwrócił się i zobaczył, jak Jessica zapala wszystkie światła w holu. Minąwszy go, weszła na schody prowadzące do pokojów na wyższym piętrze; Bishop poszedł za nią.

– Tam, Chris!

Jessica wskazała drzwi, sama znikając w innych. Ciągle zdziwiony, Bishop posłusznie wykonał jej polecenie i znalazł się w dużej sypialni w kształcie litery L. Okna z tej strony domu wychodziły na miasto i uświadomił sobie, że zawsze w nocy można stąd było zobaczyć feerię świateł. Jednak tej nocy w migoczącej jasności było coś osobliwego. Wydawało mu się, że patrzy na miasto przez falującą koronkową zasłonę, za którą jarzące się światła przygasały, by po chwili znów jasno rozbłysnąć. Nie była to mgła, gdyż wówczas wszystko byłoby spowite szarym całunem. Była to ruchoma, czarna jak atrament ciemność, przez którą przebijały się tylko najjaśniejsze światła, inne były przytłumione, ledwo widoczne.

– Chris?

Jessica weszła do pokoju.

– Nie zapaliłeś świateł. Wskazał na szklaną ścianę.

– Co to jest, Jessico?

Zamiast odpowiedzieć, Jessica zapaliła górne światło, następnie podeszła szybko do nocnej lampki i także ją włączyła. Wyszła z pokoju i usłyszał, jak otwierają się kolejne drzwi. Bishop poszedł za nią i chwycił ją za rękę, gdy wynurzyła się z jednego z pokojów.

– Jessico, musisz mi powiedzieć, co się tu dzieje.

– Nie rozumiesz? To Ciemność. To żyjąca istota, Chris. Musimy ją powstrzymać.

– Zapalając światła?

– To wszystko, co możemy zrobić. Pamiętasz, jak Edith, kiedy ją znaleźliśmy tamtej nocy, powstrzymywała Ciemność? Wiedziała instynktownie, że tylko tak może się jej przeciwstawić.

– Ale w jaki sposób ciemność może nam wyrządzić krzywdę?

– W taki sam sposób jak innym. Wydaje się, że żeruje na słabych i niegodziwych umysłach, wydobywa z nich zło, czyniąc zeń dominującą siłę. Nie rozumiesz, co się dzieje? A tamta noc w zakładzie dla umysłowo chorych – nie widzisz, jak ona wykorzystała ich chore umysły?

55
{"b":"108253","o":1}