Bishop wyrwał medium latarkę i oświetlił wnętrze maszynowni w poszukiwaniu jakiejś broni, czegokolwiek, czym mógłby się posłużyć w walce z napastnikiem. W ścianach były małe okna i drzwi prowadzące na dach; koło napędowe i motor windy znajdowały się obok, otwór szybu był czarny i groźny. Nie leżały tu żadne narzędzia, absolutnie nic, co mogłoby posłużyć za broń. Klapa pod nimi uniosła się o parę milimetrów, podparła ją gruba metalowa sztaba. Bishop pociągnął sztabę, lecz zaklinowała się w otworze. Na jego krawędziach zacisnęły się palce, a nacisk stał się jeszcze intensywniejszy. Szpara poszerzyła się i usłyszeli, jak na dole ciągną jakiś następny przedmiot, by użyć go jako dźwigni. Próbowali odciągnąć palce od krawędzi, ale ręce powracały w innym układzie. Z całej siły pchali pokrywę, aż zesztywniały im mięśnie, czuli jednak, że z każdą sekundą klapa podnosi się coraz wyżej. Jakaś ręka wepchnęła się przez otwór, a Jessica krzyknęła, gdy dłoń zacisnęła się na jej nadgarstku.
W tym momencie włączono prąd.
Światło napłynęło przez otwór, oślepiając ich nagłym blaskiem. Szczęknęły mechanizmy windy i zaczęło się obracać koło napędowe, kabina zaś podjęła przerwaną podróż. Na dole rozległy się krzyki, i pokrywa opadła; dłonie już wcześniej zniknęły z krawędzi otworu. Z dołu dobiegało szuranie, tupot zbiegających po schodach nóg, krzyki ludzi przewracających się w panicznej ucieczce przed oślepiającym światłem.
Obie kobiety odsunęły się od klapy, płacząc z ulgi, dziękowały Bogu, że nareszcie mają to za sobą – przynajmniej na tę noc. Bishop ostrożnie uniósł pokrywę, wypadły metalowe pręty i, odbijając się od stojącego niżej stołu, zabrzęczały na betonowym podeście. Schody były puste, leżały tylko rozciągnięte ciała rannych. Bishop słyszał, jak prześladowcy pędzą w dół, wielu z nich poruszało się szybko, odpychając tych, którzy wcześniej padli ofiarą Ciemności i których światło zupełnie oślepiło.
– Odeszli – zwrócił się cicho do kobiet.
Nagle przeniknął go zimny powiew wiatru i odwróciwszy się, ze zdziwieniem zobaczył szeroko otwarte drzwi. Jacob Kulek nie siedział już pod ścianą.
Kobiety spojrzały w górę, gdy upuścił pokrywę i rzucił się do drzwi. One również zrozumiały, że niewidomy zniknął.
Gdy Bishop wybiegł na dach, wiatr smagnął go jak biczem, targając ubranie, chłoszcząc twarz, zmuszając do zmrużenia oczu.
Światła miasta rozciągały się przed nim jak ogromna, srebrno-pomarańczowa konstelacja i przez chwilę patrzył na piękno stworzone ręką człowieka, po raz pierwszy naprawdę rozumiejąc potęgę światła. Przeraził się, kiedy nigdzie nie dostrzegł Kuleka; dach był zupełnie płaski, z wyjątkiem maszynowni i bliźniaczej kabiny, w której zapewne znajdował się potężny zbiornik na wodę. Jessica i Edith dołączyły do niego i we trójkę z lękiem przeszukiwali dach.
– Jacob! – krzyknęła Edith.
Jessica i Bishop spojrzeli w tym kierunku co Edith i zobaczyli, że niewidomy mężczyzna stoi zaledwie dziesięć jardów od krawędzi dachu; w blasku świateł widzieli tylko jego sylwetkę. Odwrócił się, kiedy zaczęli się do niego zbliżać.
– Nie – ostrzegł ich – tu jest niebezpiecznie. Musicie zostać na miejscu.
– Ojcze, co robisz? – Jessica przekrzykiwała ryk wiatru, wyciągając błagalnie ręce.
Kulek złapał się za brzuch, ale zdołał opanować ból. Jego twarz była białawą, niewyraźną plamą na tle ciemnego nieba, ale zobaczyli, że z ust spływa mu na brodę jakaś czarna substancja. Ledwo mówił, zdawało się, że krew wypełnia mu gardło.
– Chcieli mojej śmierci! Chcieli mnie zabić, zanim znajdę odpowiedź… zanim dowiem się, jak mogę wykorzystać moją…
Zbliżył się do krawędzi dachu i słowa rozwiały się na wietrze.
– Nie! – krzyknęła Jessica i wyrywając się Bishopowi i Edith, pobiegła w stronę niewidomego. – Nie!
Kulek odwrócił się i spojrzał na Jessikę, ale jego słowa porwał szalejący wiatr. Potem skoczył w noc.
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIERWSZY
Jessica zatrzymała samochód, Bishop po raz kolejny wychylił się przez okno i pokazał żołnierzowi specjalną przepustkę. Sierżant przyjrzał się jej dokładnie, następnie schylił głowę i badawczo popatrzył na siedzącą z tyłu Edith Metlock. Dopełniwszy formalności, dał znak innemu żołnierzowi, który odsunął biało-czerwoną barierkę. Odkąd wjechali w okolice Willow Road, już po raz trzeci musieli się zatrzymać. Jechali dalej, bacznie obserwowani przez żołnierzy stojących bezczynnie wokół wojskowych ciężarówek; ich ciekawość była widoczna, a jeszcze bardziej widoczna była ich broń. Przy tej operacji wojsko nie chciało podejmować najmniejszego ryzyka, szczególnie po masakrze, która miała miejsce trzy tygodnie temu. Tamtej nocy zginęło wiele osób, zarówno cywilów, jak policjantów i żołnierzy, ich umysły zostały zarażone lub zaatakowane przez jakąś substancję chemiczną, którą, jak twierdzą naukowcy, zawiera Ciemność; sprawiła ona, że rzucili się na siebie, niszcząc światła, stanowiące ich jedyną ochronę. Odparcie napływających hord było utrudnione zamieszaniem, które powstało w ich własnych szeregach. Doszło do straszliwej bitwy i tylko szybkie przybycie posiłków zapobiegło całkowitej klęsce. Rozegrała się koszmarna tragedia, ale doprowadziło do niej zlekceważenie siły niewidzialnego wroga. Dzisiejszej nocy będą lepiej przygotowani.
Jessica wjechała na środek jezdni, wymijając zaparkowaną przy krawężniku ciężarówkę z olbrzymimi reflektorami. Minęli wiele takich wozów, niektóre stały tu już od dwóch tygodni, inne sprowadzono specjalnie na dzisiejszą operację. Większość z nich przerobiono tak, by dawały szeroki i silny snop światła. Mniejsze reflektory umieszczono na dachach domów lub zawieszono na ich okapach; najbardziej zagrożone części Londynu dosłownie zalano światłami. W dalszym ciągu w całym mieście obowiązywała godzina policyjna, a utrzymywanie zapalonych świateł nabrało teraz szczególnego znaczenia. Weterani wojenni, pamiętający naloty, jako ironię losu potraktowali prawny nakaz palenia w nocy świateł, gdy podczas wojny było to karalne wykroczenie.
Im bliżej byli Willow Road, tym większy niepokój ogarniał Bishopa. Patrząc na Jessikę, widział, że ma ściągniętą twarz i mocno ściska kierownicę. Po śmierci Kuleka stali się sobie bliżsi, ich wzajemna sympatia przerodziła się w przyjaźń – a nawet w coś więcej. Nie byli jeszcze kochankami, lecz oboje wiedzieli, że gdy zabliźnią się rany każdego z nich i opadnie napięcie, więź uczuciową pogłębi bliskość fizyczna. Oboje czuli pożądanie, ale nie mogło być ono – i nie będzie – pospiesznie spełnione.
Jessica zahamowała, gdy samochód wojskowy beztrosko wyjechał z Willow Road i skręcił na ich pas – kierowca najwyraźniej korzystał z pustki na ulicach. Uniósł tylko rękę w przepraszającym geście i pojechał dalej. Jessica zdjęła nogę z hamulca i wprowadziła samochód na Willow Road.
Bishop otworzył szeroko oczy ze zdumienia na widok ulicy, choć jako krótkowidz nie widział szczegółów. Willow Rpad zapełniały wszelkiego rodzaju pojazdy, w większości wojskowe, inne należały do stołecznej policji, wiele było też wozów cywilnych. Na odkrytych ciężarówkach zainstalowano reflektory, a uzbrojone wozy pancerne pilnowały wylotów ulicy. Wszędzie kręcili się ludzie w mundurach, niebieski mieszał się z khaki, żołnierze obstawili chodniki niczym gwardia honorowa. Przetrząśnięto wszystkie domy w poszukiwaniu ukrywających się tam ofiar, których być może wcześniej nie zauważono. Przy końcu ulicy Bishop dostrzegł jasną czerwień wozów strażackich i złowieszcze białe kształty ambulansów. Zrozumiał, że władze przygotowane są na najgorsze. I kiedy Jessica minęła zaparkowane pojazdy i pędzących ludzi, Bishop naprawdę się zdziwił, zobaczywszy wokół siebie zupełnie pusty teren. Domy z obu stron rumowiska, gdzie było kiedyś Beechwood, zostały całkowicie rozebrane. Nie widział dobrze całego placu – dookoła stały rozmaite maszyny i pojazdy – ale wiedział, co znajduje się w środku, gdyż dokładnie przedstawiono mu plan nocnej operacji. Władze musiały włączyć Bishopa i Edith do tej akcji, aczkolwiek niechętnie, gdyż eksperyment powtarzany przez trzy ostatnie noce zakończył się klęską – Ciemność już tu nie wróciła. Sicklemore, pierwszy osobisty sekretarz ministra spraw wewnętrznych, któremu trzy tygodnie temu udało się przeżyć tę piekielną noc, zasugerował, by jeszcze raz zwrócono się do Bishopa i Edith Metlock z prośbą o pomoc. Odezwały się głosy protestu. Naukowcy i inżynierowie zaangażowani w tę operację twierdzili bowiem, że Ciemność nie ma nic wspólnego ze zjawiskami paranormalnymi, a jest tylko nośnikiem jakiejś nieznanej i jeszcze niemożliwej do ustalenia substancji chemicznej, która w jakiś sposób wyzwala reakcję w układzie limbicznym mózgu, tworząc ładunki elektryczne, które wywołują ataki wzmożonej agresji. Ciemność jest fizyczną rzeczywistością, chemicznym katalizatorem, a nie mistyczną i bezcielesną pijawką, i dlatego może być pokonana metodami naukowymi, a nie spirytystycznymi praktykami. Uprzednio naukowcy i parapsycholodzy, nie tając wzajemnej niechęci, współpracowali ze sobą, lecz po śmierci Jacoba Kuleka obustronna pogarda tak się nasiliła, że porozumienie stało się niemożliwe. Ale Sicklemore nalegał. Trzy noce niepowodzeń i trzy dni złorzeczeń ministra, żołądkującego się z powodu braku jakichkolwiek rezultatów, doprowadziły go do ostateczności: Bishop i Metlock.dawali przynajmniej nikłą szansę wyjścia z kłopotów, przecież „coś” się wydarzyło, kiedy tu byli ostatnim razem.