Dyspozytornia była dużym pomieszczeniem, oddzielonym od hali generatorów szklaną ścianą. Wypełniały ją pulpity sterownicze i ekrany telewizyjne kontrolujące całą bez wyjątku elektrownię. Już od kilku tygodni nadzorujący stację byli bardziej czujni niż zazwyczaj, wytłumaczono im bowiem dokładnie, jakim niebezpieczeństwem grozi wyłączenie prądu w jakimkolwiek rejonie. Nie przewidziano jednak niebezpieczeństwa ze strony własnych pracowników.
Dyżurny nadzorca spojrzał ze zdziwieniem na wchodzącego do pokoju mężczyznę i już miał go zapytać, gdzie się podziewał przez ostatnie dni, gdy kula z beretty przedziurawiła mu czoło. Inni nadzorcy byli zbyt oszołomieni, by natychmiast zareagować, powystrzelał ich więc po kolei, a każda kula trafiała w cel z precyzyjną nonszalancją. Był zdziwiony swoimi strzeleckimi umiejętnościami, gdyż nigdy przedtem nie miał w ręku pistoletu, nie dziwił go jednak własny spokój. Spokoju tego nie przyniosła mu ta obca wysoka kobieta, która przyszła dziś do jego mieszkania w suterenie i pokazała, jak ma się posługiwać bronią. Zrobiła to Ciemność.
Zachichotał na widok leżących na podłodze ciał kolegów i przez chwilę przyglądał się, jak umierają w konwulsjach. Oblizując co chwila wargi, przeszedł między ciałami do pulpitów kontrolnych. Trzęsącą się ręką sięgnął do pierwszego wyłącznika.
Bishop szybko zamrugał oczami. Czy to tylko jego wyobraź: a, czy zrobiło się jeszcze ciemniej? Usiłując przełknąć ślinę, poczuł, że ma ściśnięte gardło. Miał wrażenie, że otaczają go cztery ściany, przezroczyste ściany, przez które widzi niewyraźne postacie innych znajdujących się tam osób. Ściany stawały się coraz masywniejsze. Po lewej stronie pojawiło się zasłonięte okno. Następne okno po prawej, trochę niżej. Cienie poruszały się jak wstęgi dymu.
Nie poddawał się.
Edith miała zamknięte oczy, wydawała stłumione dźwięki. Opuszczała powoli głowę, aż brodą dotknęła piersi. Pozostałe dwa media miały oczy otwarte i Bishop dostrzegł ich przerażenie. Schenkel, siedzący na końcu, zaczął się trząść. Mrugał powiekami, coraz bardziej rozszerzały mu się źrenice, w końcu zamknął oczy. Enwright nie zauważył, co się dzieje z kolegą, gdyż nadal obserwował Edith Metlock. Silne palce zacisnęły się na ramieniu Bishopa i odwróciwszy szybko głowę, zobaczył wpatrujące się weń niewidzące oczy Kuleka.
– Chris, widzisz ich znowu? – wyszeptał Kulek. – Czuję, że jest tu coś złowrogiego. Czy to oni, czy widzisz te same twarze?
Bishop nie był w stanie odpowiedzieć. To stało się zbyt nagle, ledwie przyćmiono światła, a już odczuł tę obecność. Tak, jak gdyby tylko czekało.
Pokój nabrał stałych konturów, postacie unosiły się przed Bishopem, zarysowując się wyraźnie, a potem znów zmieniając się w mgliste zamazane obrazy. Pokój wydawał się mniejszy. Dźwięczało mu w uszach, głosy wybuchały głośnym krzykiem, po czym gwałtownie milkły zastępowane przez inne, jakby ktoś bez wyraźnego powodu zmieniał częstotliwość fal. Spojrzał znów na Edith i zobaczył spływającą z jej ust ciemną substancję, krople powoli ściekały po brodzie na piersi. Mogła to być krew, lecz wiedział, że to nie to. Wyciągnął rękę, aby tego dotknąć, ale nic tam nie było, ani na jego palcach, ani na jej brodzie nie pozostał ślad czarnej mazi. Cofnął rękę i substancja ponownie zaczęła kapać z jej warg. Bishop spojrzał w górę i pokój wydał mu się jeszcze mniejszy.
Schenkel spadł z krzesła i leżał nieruchomo na szorstkich deskach, zakrywających znajdującą się w dole piwnicę.
Nikt nie podszedł, aby mu pomóc, ostrzeżono ich bowiem, by interweniowali jedynie w drastycznych przypadkach. Enwright rzucił okiem na kolegę, ale zignorował go. Edith Metlock jęczała głośno, coś czarnego przypominającego kłąb dymu wydostało się z jej ust. Bishopowi rozsadzały głowę śmiejące się głosy, zobaczył, że pokój się kurczy, a ściany i sufit napierają na niego. Wiedział, że go zgniotą, i próbował wstać z krzesła. Jego ciało zmarzło na kość, czuł szron zlepiający mu powieki, kłuły go włosy zamieniające się w kruche sople lodu. Ściany oddalone były tylko o stopę.
Zimna dłoń lekko poruszyła jego ręką i nieco ją rozgrzała. To Edith Metlock dotknęła go. Ktoś inny trzymał go za drugą rękę, i choć głowę miał skutą lodem, rozpoznał uścisk Jacoba Kuleka. Zrobiło mu się cieplej i poczuł, że coś odlatuje od niego, coś, co groziło mu uduszeniem. Okna i sufit zniknęły, lecz przed oczami miał wirującą ciemność.
Z ust Enwrighta wydobył się dźwięk, ale głos nie należał ani do niego, ani do żadnej żywej istoty. Był to dźwięk cienki i wrzaskliwy, udręczone zawodzenie torturowanego. Wstał, dłońmi ścisnął skronie, kręcąc głową z boku na bok, jakby chciał coś z niej strząsnąć. Patrzył dziko po obecnych, aż jego wzrok spoczął na Bishopie.
Powidok tych wytrzeszczonych oczu miał Bishop pod powiekami, jeszcze gdy zgasły przyćmione światła i wszystko uległo miażdżącej ciemności.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY
Ręce zacisnęły się na gardle Bishopa i zaczęły go dusić. Widział przed sobą jedynie czarny kształt, lecz wiedział, że to Enwright próbuje wycisnąć zeń życie. Chwycił go za nadgarstki, usiłując odciągnąć jego ręce, odruchowo pochylił głowę i naprężył plecy, aby złagodzić narastający ucisk. Szamocząc się, Bishop zdawał sobie sprawę z panującego wokół zamieszania – krzyków, tupotu nóg, płomyków nagle zapalanych zapałek i zapalniczek, a potem snopów światła, którymi latarki wykrawały długie, jaśniejące pasma w mroku nocy.
Zawroty głowy potęgowały jeszcze wrażenie panującego chaosu i Bishop czuł, że wkrótce straci przytomność, jeśli nie wyrwie się z dławiącego uścisku, ale choć mocno szarpał nadgarstki mężczyzny, nacisk stale się wzmagał. Miał tylko jedno wyjście. Puszczając ręce napastnika, chwycił go za ubranie i przyciągnął do siebie, wbijając mocno obcasy w znajdujące się pod nim deski. Jego krzesło niebezpiecznie się przechyliło i obaj mężczyźni przewrócili się na ziemię, przy czym Bishop zwiększył jeszcze siłę upadku, odpychając się mocno obcasami. Runęli ciężko, głowa Enwrighta z głośnym trzaskiem uderzyła o deski, a jego ciało natychmiast stało się bezwładne. Bishop wygiął plecy i skulił ramiona, żeby zmniejszyć siłę uderzenia. Odsunąwszy leżące ciało, usiadł i rozejrzał się szybko dookoła, po czym zamknął na chwilę oczy, by łatwiej przywykły do ciemności.
– Zapalcie te cholerne reflektory! – usłyszał czyjś krzyk i natychmiast mocne światło rozjaśniło połowę placu.
– Następny reflektor – zawołał ten sam głos. Bishop zobaczył teraz, że to major wykrzykuje rozkazy. – Zapalcie go, do cholery!
Ale przy samochodzie, na którym zainstalowany był drugi reflektor, coś się działo. Bishop ledwo widział walczące postacie i uchylił się, gdy usłyszał strzał. Do samochodu podbiegli żołnierze z odbezpieczonymi karabinami maszynowymi kaliber 7.62.
W rosnącym zamęcie Bishop zobaczył Edith Metlock, która kręciła bezładnie głową i wymachiwała rękami, jakby odparowywała czyjeś ciosy. Schenkel klęczał pochylony, zakrywając twarz dłońmi.
– Chris, pomóż mi!
Jessica starała się odciągnąć od ojca mężczyznę w granatowym mundurze policjanta. Nagle Bishop uświadomił sobie ze zgrozą, że Ciemność ogarnęła umysły tych, którzy mieli ich chronić. Chwiejnie powstał na nogi i podbiegł ku Jessice, lecz inna postać zdążyła już do nich dotrzeć. Za Kulekiem stał policjant i ciągnął go do tyłu, zaciskając mu rękę na gardle, a stojąca przed nimi Jessica usiłowała odciągnąć jego ramię. Inny mężczyzna zaszedł policjanta od tyłu i wbił mu kciuki w miękkie ciało tuż u nasady szczęki, wwiercając się nimi coraz głębiej. Policjant krzyknął, zmuszony puścić Kuleka, i gdy się obrócił, drugi mężczyzna z całej siły walnął go pięścią tuż pod nosem, odrzucając mu głowę do tyłu. Następny silny cios w odsłoniętą krtań powalił policjanta na ziemię, gdzie leżał, wijąc się z bólu, z trudem łapiąc powietrze.
Bishop zdążył już do nich podbiec i w mężczyźnie, który uratował Kuleka, rozpoznał inspektora Ropera – podwładnego Pecka.