Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Zamknij oczy, Chris, zamknij oczy!

Poraził go jaskrawy blask zapalanego światła i przez chwilę pod zamkniętymi powiekami migały srebrne i czerwone koła. Poczuł, że jest wolny i usłyszał pełne udręki wycie.

– Pospiesz się, Chris – tym razem był to głos Kuleka. – Na górę! Na górę! Póki nic nie widzą!

Bishop, mimo oszołomienia, poruszał się szybko. Znał drogę na górę. Dotarł na podest i zatoczył się na ścianę, przed oczami wciąż wirowały mu świetliste kręgi. Chwyciły go czyjeś ręce, lecz wiedział, że tym razem są to ręce mu przyjazne.

– Tędy, do sypialni – usłyszał głos Kuleka.

Ze schodów dochodziły ciężkie kroki, gdy niewidomy prowadził go do najbliższego pokoju, a przerażony głos Jessiki wykrzyknął:

– Zamknij oczy!

Tuż za nim jasny błysk zamroził wszystko w biały, pełen grozy bezruch. Doszły ich krzyki i odgłosy padających ciał. Bishop czuł raczej, niż widział, jak Jessica wbiega do pokoju i pospiesznie zamyka drzwi; potarł oczy, by lepiej widzieć.

– Szybko, musimy zabarykadować drzwi!

Kulek potrząsnął ramieniem Bishopa.

Jessica zamknęła drzwi i podbiegła do masywnej toaletki.

– Chris, Edith, pomóżcie mi.

Zaczęła odsuwać ją od ściany.

Bishop parokrotnie zamrugał, stopniowo poczynając rozróżniać kształty. Przez długą szklaną szybę padało akurat tyle światła, by mógł zobaczyć dwie kobiety mocujące się z toaletką. Dołączył do nich i wkrótce mebel znalazł się przy drzwiach.

– Teraz łóżko! – krzyknął Bishop.

Podnieśli je, z ulgą stwierdził, że było bardzo ciężkie. Popchnęli je na toaletkę, wzmacniając barykadę. W korytarzu zadudniły kroki, usłyszeli ruch w pokoju obok. Coraz więcej biegnących nóg. Kroki zatrzymały się przed drzwiami. Poruszyła się gałka i Bishop oparł się mocno o prowizoryczną barykadę, szepcząc do innych, by zrobili to samo. Wzdrygnęli się, słysząc walenie, choć spodziewali się tego.

Drzwi zadrżały, ale szczęśliwie wytrzymały.

– Kim oni są? Skąd przyszli?

Jessica stała obok Bishopa, ale w mroku widział tylko biały zarys jej twarzy.

– Niektórzy z nich to więźniowie. Pewnie uciekli, gdy zaczął się bunt.

– Lecz znajdują się między nimi kobiety i inni mężczyźni. Wszyscy są straszliwie wyniszczeni.

– Ludzie, którzy zaginęli! To na pewno oni! Bóg jeden wie, co ich doprowadziło do takiego stanu.

– Jakiego stanu? – spytał Kulek, który także napierał na przewrócone łóżko.

– Są brudni, w łachmanach. Wyglądają na zagłodzonych. Pierwszy, którego wyrzuciłem, był słaby jak kociak.

Walenie w drzwi stawało się teraz coraz głośniejsze, jakby ci z zewnątrz uzbroili się w ciężkie przedmioty.

Głos Kuleka był ponury:

– To pierwsze ofiary. Cokolwiek ma władzę nad nimi, zupełnie nie dba o ich życie. Wykorzystuje ich i niszczy.

– Ci silniejsi to pewnie późniejsze ofiary? Jak więźniowie.

– Na to wygląda.

Barykada zadrżała i Bishop zorientował się, że wyłamali zamek. Zaparł się mocniej o okrytą dywanem podłogę, przyciskając łóżko silniej do drzwi, drugą ręką chwycił się toaletki, by utrzymać równowagę. Kątem oka zauważył, że Edith Metlock opadła na podłogę, objęła głowę rękami i kołysała się na kolanach.

Nagły huk spowodował, że gwałtownie odwrócili się od okien. Jessica zakryła twarz, spodziewając się, że szkło zacznie znowu sypać się do środka. Ale jedynie czarny przedmiot pojawił się w polu widzenia i uderzył w szybę.

– Rzucają czymś w okna – powiedział zasapany Bishop. Nagle uświadomił sobie, że ustało walenie do drzwi.

– Nie puszczajcie łóżka – powiedział do Jessiki i jej ojca.

Przechodząc przez pogrążony w mroku pokój, kopnął jakiś leżący na podłodze przedmiot. Niemal uśmiechnął się, gdy zobaczył, że był to aparat fotograficzny, do którego przymocowano prostokątny przedmiot. Jessica użyła flesza przeciwko tłumowi, krótkim mocnym błyskiem oślepiła i zatrzymała ścigającą go gromadę.

Zbliżył się do okna akurat wtedy, gdy następny przedmiot uderzył o szybę. Odruchowo odskoczył. Na szczęście szkło było wyjątkowo mocne i nie pękło, pojawiła się tylko biaława rysa. Bishop ostrożnie podszedł do okna i popatrzył w dół. Sypialnia wychodziła na ogród z tyłu domu, w cieniu drzew i krzewów zauważył sylwetki ludzi. Zobaczył, jak jakiś człowiek wyciąga cegłę z niskiego ogrodowego murku, potem przeskakuje na trawnik, podnosi ją do góry i wygina ciało, przygotowując się do rzutu. Ale cegła nie doleciała do okna, wysunęła się z rąk mężczyzny i z głuchym łoskotem upadła na trawę.

Cofnął się, ciągle patrząc w okno, z którego wyglądał Bishop; zniknął w krzakach i Bishop zauważył, że inni też odeszli. Mężczyzna stał się częścią cieni i odszedł wraz z pozostałymi.

Coś poruszyło się u jego boku i odwróciwszy głowę, Bishop zobaczył Edith Metlock wpatrującą się ponad wierzchołkami drzew w odległe miasto.

– Odchodzą – powiedziała po prostu. – Głosy już odeszły.

Jessica i Kulek podeszli do okna. Bishop pokręcił głową.

– Dlaczego nagle poszli? Przecież nie mieliśmy żadnej szansy?

Gdy Jacob Kulek odezwał się, słychać było w jego głosie zmęczenie. A kiedy Bishop odwrócił się do niego, dostrzegł zmęczenie również w jego pooranej zmarszczkami twarzy. W chwili gdy niewidomy mówił, Bishop zorientował się, że jest na tyle jasno, iż może go widzieć.

– Świta – powiedział Kulek. – Teraz wszystko wydaje mi się szare, poprzednio było czarne. Uciekli przed światłem poranka.

– Dzięki Bogu – powiedziała cicho Jessica, pochylając się ku Bishopowi i przytulając do jego ramienia. – Dzięki Bogu, że to się skończyło.

Nie widzące oczy Kuleka skierowane były ku nadchodzącemu światłu. Świat był szary, niemal bezbarwny, ale już nie czarny.

– Nie, nie skończyło się. Boję się, że to dopiero początek – powiedział.

Część trzecia

I zaszumi nad nimi dnia onego jako szum morski. Tedy spojrzymy na ziemi a oto ciemność i ucisk; bo i światło zaćmi się przy wytraceniu jego.

Izajasz 5;30

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY

Wielu błądziło bez celu po ulicach miasta: oszołomieni, z na wpół zamkniętymi oczami, z rękami podniesionymi jak tarcze, by osłonić się przed blaskiem słońca. Inni ukrywali się w zaciemnionych pokojach lub chowali w piwnicach różnych budynków, do których mogli znaleźć dostęp. Ruch londyńskich kolei podziemnych został zatrzymany, gdy wstrząśnięci motorniczowie opuścili swoje pociągi; widok niezliczonych, przejechanych przez nich w ciemnych tunelach ciał stanowił koszmar, którego nigdy nie zapomną. Zarządzono przeszukanie miejskich kanałów – poprzedniego dnia zgłoszono zaginięcie trzech mężczyzn przeprowadzających inspekcję – poszukujący ich też nie wrócili. Na ulicach znajdowano trupy, ciała zmarłych były w większości wynędzniałe, odziane w łachmany. Niektórzy odebrali sobie życie, inni zmarli wskutek zaniedbania. Nie wszyscy znajdowali się w beznadziejnym stanie, ale będąc w szoku, nie potrafili wyjaśnić gwałtów, których dopuścili się nocą. Tych, którym udało się dotrzeć do domu, ukrywały rodziny. Gdy tylko znaleźli się bezpiecznie w środku, nalegali, by okna były stale zasłonięte przed światłem; z lękiem słuchali relacji z masowych aktów przemocy, jakich dopuszczono się ostatniej nocy, mając świadomość, że brali w nich udział, ale bojąc się zgłosić na policję. Ich najbliżsi, przerażeni tym, co się stało, mogli tylko nad nimi czuwać, nie chcieli szukać pomocy z zewnątrz, wiedząc, że na każdego, kto brał udział w rozruchach, robiono obławę i aresztowano. Dopiero w południe umilkły zawodzące syreny straży pożarnej, ale sygnały mknących ulicami karetek pogotowia słychać było aż do wieczora. Nigdy dokładnie nie obliczono, ile osób straciło życie ani ile postradało zmysły tej pierwszej nocy grozy, gdyż późniejsze wydarzenia pochłonęły tak wiele ofiar w tak szybkim tempie, że niemożliwe było zgromadzenie szczegółowych danych, dotyczących strat materialnych i strat w ludziach. Podstawową sprawą było przetrwać, a nie rejestrować szczegóły.

58
{"b":"108253","o":1}