– Jak to „czekasz”? Na co czekasz?
– Czekam, tak jak inni.
– Inni?
Polityk rozejrzał się dookoła i nagle zdał sobie sprawę, że ciemne cienie zarośli były w rzeczywistości sylwetkami ludzi, z których jedni siedzieli na ziemi, inni stali. Wszyscy milczeli. Chwycił mężczyznę za ramię.
– Czy oni, czy ty, wiecie o Ciemności? Mężczyzna strząsnął jego rękę.
– Odczep się – powiedział cicho. – Daj mi spokój!
Polityk przyglądał się przez chwilę ciemnej sylwetce, w dalszym ciągu nie mogąc rozróżnić jej rysów. W końcu poczołgał się dalej i znalazł dla siebie kawałek ziemi. Siedział tam długo, najpierw zmieszany, w końcu zrezygnowany.
Zrozumiał, że nie jest jedyny; inni też zostali wybrani. W chwili kiedy fragment księżyca uwolnił się na parę sekund od otaczających go czarnych chmur, rozejrzał się dookoła i zobaczył, jak wiele osób czeka wraz z nim. Przynajmniej z setka, pomyślał. A może i sto pięćdziesiąt. Dlaczego się nie porozumiewają? Dlaczego nic nie mówią? Zrozumiał, że umysły ich, podobnie jak jego, są zbyt zaabsorbowane tym, co ma nastąpić, otwierają się dla badającej je Ciemności. Pragną i domagają się jej. Księżyc schował się za chmurami i znowu został sam, czekając na przyjście Ciemności.
Kiedy nad wysokimi budynkami szarzał na horyzoncie świt, znużony i skostniały podniósł się z ziemi. Jego płaszcz pokryty był warstwą porannej rosy, bolało go całe ciało. Zobaczył, że inni też wstają, poruszając się wolno i niezgrabnie, jakby zardzewiały im stawy podczas długiego nocnego czekania. W porannym świetle ich twarze były blade i pozbawione wyrazu, ale wiedział, że tak samo jak on, byli gorzko rozczarowani. Oddalali się, jeden po drugim znikali, opadająca poranna mgła kłębiła się wokół ich stóp.
Miał ochotę płakać z zawodu i grozić pięścią znikającym cieniom. Poszedł jednak do domu.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY
Bishop pociągnął łyk szkockiej i zapalił papierosa, trzeciego, odkąd usiadł w hotelowym barze. Zerknął na zegarek. Konferencja trwała już ponad trzy godziny i, kiedy przed półgodziną opuszczał salę, daleko było jeszcze do konkretnych wniosków. Zastanawiał się, czy tak liczne grono osób zajmujące się tą sprawą w ogóle może dojść do porozumienia. Jednoczesne zaproszenie naukowców i parapsychologów oraz ministrów, starających się znaleźć wspólną płaszczyznę dla obu frakcji, nie stwarzało sprzyjającej atmosfery. Amerykańskie Towarzystwo Naukowe wyjaśniło teorię zbiorowej podświadomości Junga – „Tak jak ludzkie ciało wykazuje wspólne cechy anatomiczne niezależnie od różnic rasowych, tak i psychika posiada wspólne podłoże wznoszące się ponad wszelkie różnice w kulturze i świadomości” – i broniło tezy, że ta zbiorowa podświadomość składa się z ukrytych skłonności do identycznych reakcji, wzorców myślenia i zachowania, które są wspólnym dziedzictwem rozwoju psychologicznego. Różne rasy i odległe sobie pokolenia kierowały się takimi samymi instynktami – stąd zapewne podobieństwo rozmaitych mitów i symboli. I prawdopodobnie jednym z instynktów wspólnych wszystkim ludziom jest skłonność do popełniania zła. Podniosły się głosy, że od zarania dziejów z pewnością dobro było instynktem dominującym, mimo potwornych okrucieństw, jakich się dopuszczano. Mówca zgodził się z tym, dodając jednak, że tłumiony przez wieki instynkt zła wyzwolił się w końcu z uwięzi ludzkiego umysłu i przybrał materialną postać.
Bishop, siedzący z tyłu nowoczesnej sali, niemal się zaśmiał, gdy zobaczył, jak komisarz policji i szef sztabu armii wymieniają zdziwione spojrzenia. Gdyby nie mieli oficjalnych raportów i gdyby na własne oczy nie widzieli masowych, niewyjaśnionych zniszczeń, do których co noc dochodziło w stolicy, natychmiast odrzuciliby te niezrozumiałe teorie. Jednak gdy członek delegacji Instytutu Badania Ludzkich Możliwości upierał się, że to nowe szaleństwo jest ostatnim krokiem do osiągnięcia normalnego stanu psychicznego, ich spojrzenia wyrażały gniew. Sam minister spraw wewnętrznych surowo upomniał mówcę, który starał się przekonać zebranych, że to, co społeczeństwo uważa za normę, wcale nie musi nią być, i że stany alienacji, snu, utraty świadomości lub utraty zmysłów są naturalnymi stanami człowieka. Mężczyźni i kobiety, których dotknęła ta przypadłość, znajdują się w stanie przypominającym trans, w stanie zmienionej świadomości – zostali oświeceni. Mają do spełnienia misję, której tak zwani normalni ludzie – włącznie z zebranymi na tej konferencji – nie rozumieją jeszcze ani nie doceniają. Minister spraw wewnętrznych ostrzegł zarówno mówcę, jak i cały jego zespół, że zostaną usunięci z sali, jeśli nie powstrzymają się od przedstawiania bezproduktywnych i dość absurdalnych argumentów. Kraj znajdował się w niebezpieczeństwie, i choć w tym krytycznym momencie należy wziąć pod uwagę każdy pogląd, to jednak powierzchowne spekulacje nie będą tolerowane.
Na twarzach ministra spraw wewnętrznych i kilku wyższych funkcjonariuszy policji widać było wyraźną ulgę, gdy dyskusja nabrała bardziej naukowego charakteru, skupiając się wokół zagadnień czysto medycznych. Doznali jednak rozczarowania, gdy usłyszeli opinię, którą wygłosił siedzący w pierwszym rzędzie audytorium znany neurochirurg. Wytłumaczył on, w jaki sposób wraz ze specjalnie utworzonym zespołem chirurgów przeprowadził kraniotomię u kilku londyńskich ofiar – zarówno u tych, które przeżyły, jak i u osób zmarłych – próbując dowiedzieć się, czy w mózgach tych ludzi nie zaszły zmiany. Wyniki były negatywne: nie wystąpiło zapalenie membran ani nerwów, nie zostały zniszczone tkanki, nie nastąpiła blokada płynu mózgowo-rdzeniowego, nie stwierdzono zakażenia bakteryjnego, nie wykryto skrzepów krwi czy ograniczenia przepływu krwi do mózgu. Później chirurg omówił kolejno inne defekty – na przykład niedobór pierwiastków chemicznych w organizmie – które mogą zakłócić normalne funkcjonowanie mózgu i zapewnił zebranych, że nie wykryto żadnego z nich. Kierując się raczej rozpaczą niż nadzieją, przeprowadzono inne testy, które także niczego nie wykazały. W organizmach ofiar nie stwierdzono braku enzymów, bez których mogłoby dojść do gromadzenia się we krwi aminokwasów – jak w przypadku fenyloketonurii. Nie doszło także do gwałtownego zakłócenia równowagi chromosomów w komórkach ciała. Przeprowadzono gruntowne badanie centralnego obszaru mózgu, a zwłaszcza rejonów wokół wypełnionych płynem jam, zwanych komorami mózgowymi. Szczegółowa obserwacja jednego z tych rejonów – podwzgórza – w którym znajdują się ośrodki głodu, pragnienia, termoregulacji, popędu seksualnego i agresji, oraz badanie otaczającego go zespołu struktur, który tworzy układ limbiczny: przegrody, ciała migdałkowatego, hipokampu, zakrętu obręczy, który to układ – jak się uważa – jest szczególnie odpowiedzialny za reakcje emocjonalne, takie jak strach i agresja, nie wykazały niczego niezwykłego. To znaczy niczego, zgodnie z posiadaną przez nich wiedzą; mimo ogromnych postępów nauki, ludzki mózg wciąż pozostaje tajemnicą.
Zgromadzeni – z których wielu zagubiło się w medycznej terminologii używanej przez wybitnego lekarza – poruszyli się niespokojnie. Minister spraw wewnętrznych, pragnąc, by w czasie konferencji przedstawiano możliwie jak najwięcej opinii, poprosił o wypowiedź siedzącego obok neurochirurga – psychiatrę, który szybko i jasno wytłumaczył donośnym, choć uspokajającym głosem, na czym polegają dwie główne psychozy ludzi z zaburzeniami emocjonalnymi. W psychozie maniakalno-depresyjnej nastrój pacjenta przechodzi z głębokiej depresji w obłęd, co mogłoby tłumaczyć podobną do transu łagodność ofiar w ciągu dnia i nieposkromioną potrzebę zabijania nocą. Jednak leczenie tych ludzi poprzez podawanie leków, takich jak lit, nie przynosi żadnych rezultatów. Drugą psychozą jest schizofrenia, atakująca przede wszystkim osoby z dziedzicznym zaburzeniem metabolizmu. Główne jej symptomy to irracjonalny sposób myślenia, zaburzenia emocjonalne i niepowodzenia w kontaktach z innymi ludźmi – wszystkie te objawy występują u ofiar ostatnich wydarzeń. Fenotiazyny, stosowane także jako środki uspokajające, i inne leki podawane ofiarom nie odniosły żadnego skutku. Jak dotąd nie zastosowano terapii wstrząsowej, lecz psychiatra wyraził swoje wątpliwości co do skuteczności tej metody. Alternatywą, gwarantującą sukces, byłoby przeprowadzenie leukotomii w każdym przypadku, co naturalnie nie jest możliwe przy takiej liczbie ofiar. Z powagą spojrzał na ministra spraw wewnętrznych i członków jego pospiesznie utworzonego „komitetu kryzysowego”, którzy siedzieli za długim stołem na małej estradzie, i milczał, aż minister uświadomił sobie, że psychiatra nie ma już nic więcej do powiedzenia. Wtedy właśnie członek organizacji pod nazwą Grupa Ratująca Duchowe Granice Wspólnoty powstał i poinformował obecnych, że zjawisko obserwowane w Londynie jest tylko dużym zgromadzeniem bezcielesnych istnień, które nie wiedzą, że są martwe i wciągają w ten chaos innych. Niszczycielskie akty przemocy, które popełniali opętani, spowodowane były strachem odczuwanym przez zagubione dusze. Poprosił, aby pozwolono mediom poprowadzić dalej udręczone dusze i pomóc im porzucić ich ziemskie więzy. W tym momencie Bishop uznał, że musi się czegoś napić.