Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Bishop przedarł się przez tłum techników, policjantów i personelu wojskowego, z których wszyscy mieli do wykonania określone zadanie, i wśród tego całego zamieszania ujrzał Edith Metlock, siedzącą samotnie na płóciennym krześle. Podszedł do niej i usiadł obok.

– Jak się czujesz? – spytał. Uśmiechnęła się słabo.

– Trochę się denerwuję – odpowiedziała. – Nie jestem pewna, czy to właściwy sposób.

– Jacob sądzi, że jedyny.

– Pewnie ma rację – powiedziała zrezygnowana.

– Wojsko nas ochroni – zapewnił ją.

– Nie rozumiesz, Chris. Muszę pozwolić, by ta… ta ciemność przeniknęła do mojego umysłu. To tak, jak bym pozwoliła, by zły duch nawiedził moje ciało, tylko że, w tym przypadku będzie to paręset demonów.

Wskazał stojących w pobliżu dwóch mężczyzn, którzy cicho rozmawiali.

– Oni będą z tobą.

– Obaj cieszą się ogromną sławą jako media, to zaszczyt dla mnie, że będę z nimi pracowała. Ale nasza połączona siła jest niczym w porównaniu ze skumulowanym oddziaływaniem zła. Już czuję jego obecność i to mnie przeraża.

– Może nic się nie stanie.

– Z jednej strony chciałabym, żebyś miał rację, z drugiej – wiem, że to wszystko trzeba powstrzymać, zanim będzie za późno.

Bishop milczał przez chwilę ze schyloną głową, jakby przyglądał się ziemi wokół swych stóp.

– Edith – powiedział w końcu – pamiętasz, jak te dwie wariatki przetrzymywały nas w domu Kuleka. Zanim przyszłaś, jedna z nich powiedziała, że Lynn, moja żona, w dalszym ciągu jest „aktywna”. Możesz mi wyjaśnić, co miała na myśli?

Medium ze współczuciem poklepało go po ręce.

– Prawdopodobnie chciała powiedzieć, że duch twojej żony jest związany z innymi, opanowanymi przez Ciemność.

– Nadal jest jej częścią?

– Nie wiem. Możliwe. Dlatego jesteś tu dzisiaj? Bishop wyprostował się.

– Z mnóstwem rzeczy musiałem się ostatnio pogodzić. Przyznaję, że wielu nie rozumiem, ale gdy pomyślę, w jaki sposób zamordowali Lynn… – z trudem powstrzymał gniew – zrobię wszystko, by zniszczyć tę siłę… Jacob nie jest pewny, kto wywołał wizje, gdy byliśmy poprzednio w Beechwood, ty czy ja sam, czy połączenie nas obojga. Przypuszczam, że jestem tylko składnikiem, który chce wrzucić do wspólnego kotła.

Padł na nich cień i gdy unieśli głowy, zobaczyli Jessikę.

– Wszystko jest już prawie gotowe, Edith. Jacob chciałby, żebyś razem z innymi zajęła swoje miejsce.

Bishop pomógł medium wstać, zauważając przy tym, jak bardzo jest wyczerpane. Podeszli do Jacoba Kuleka rozmawiającego z grupą ludzi, w której znajdowali się komisarz policji, młodo wyglądający major i kilkoro mężczyzn i kobiet – znanych naukowców i metafizyków. Przypomina to jakiś cholerny cyrk, pomyślał ponuro Bishop.

Kulek przerwał rozmowę, gdy Jessica pociągnęła go za rękaw i coś mu powiedziała. Kiwnął głową, po czym zwrócił się do otaczających go osób.

– Proszę wszystkich, którzy nie biorą bezpośrednio udziału w operacji, o opuszczenie terenu. Czy mógłby pan dopilnować tego, panie komisarzu? Jak najmniej straży, jak najmniej techników. Warunki do tego, co zamierzamy zrobić, są wystarczająco złe, nie musimy ich pogarszać. Panie majorze, trzeba wyłączyć reflektory.

– Dobry Boże, nie mówi pan poważnie – usłyszał natychmiastową odpowiedź.

– Jak najpoważniej. Także lampy muszą być znacznie przyciemnione. Edith?

– Jestem tutaj, Jacob.

– Przykro mi z powodu tych warunków, moja droga, mam nadzieję, że nie rozproszą twojej uwagi. Enwright i Schenkel, czy są panowie gotowi?

Obaj mężczyźni, których Jessica sprowadziła tu w charakterze mediów, odpowiedzieli twierdząco.

– Czy jest tu Chris? Chris, chcę, abyś usiadł obok Edith. Proszę, niech wszyscy zajmą wyznaczone miejsca.

Bishop był zdziwiony, myślał, że to wszystko odbędzie się gdzieś z boku. Nagle przestraszył się jeszcze bardziej.

Na wyrównanej części placu ustawiono w półkole sześć krzeseł. Bishop poczuł się jeszcze gorzej, gdy uświadomił sobie, że stoją blisko miejsca, w którym kiedyś znajdował się salon. Pod nogami wyczuł surowe deski, które zakrywały wszelkie otwory prowadzące do piwnicy. Zerknął na zegarek, było dopiero po dziesiątej. Medium poprosiło, aby Schenkel usiadł na końcu, a Enwright obok niego. Następnie zajęli miejsca: Edith Metlock, Bishop i Jacob Kulek z Jessiką, która usiadła tuż za plecami ojca.

– Prosimy o zachowanie absolutnej ciszy. – Kulek tylko nieznacznie podniósł głos, ale usłyszeli go wszyscy zgromadzeni. – Światła, majorze. Proszę je wyłączyć.

Zgasły reflektory, przekręcono specjalne przełączniki przyciemniające łukowe lampy. Jasno oświetlony teren stał się nagle mroczny i złowieszczy.

Kulek odezwał się do Bishopa:

– Wróć myślami do tamtego pierwszego dnia, Chris.

Do dnia, w którym po raz pierwszy przybyłeś do Beechwood. Przypomnij sobie, co wtedy widziałeś. Ale Bishop już sobie przypomniał.

Wiedział, co ma robić. Powiedzieli mu.

Wnętrze elektrowni przypominało olbrzymią jaskinię, norę giganta, która rozbrzmiewała rykiem i pulsowaniem potężnych pieców i turbin. Przeszedł między nimi, po jednej stronie monstrualne, pancerne turbiny, po drugiej – piece i kotły, które wznosiły się z umieszczonej trzydzieści stóp niżej piwnicy aż do sięgającego niemal stu stóp sufitu. Turbiny, pomalowane na jasnożółty kolor, wyposażone były w pulpity sterownicze, kontrolujące ich działanie. Piece i kotły miały zwodniczą zimnoszarą barwę, jednak spalając tonę oleju na minutę, stawały się niebezpiecznie gorące. Z pieców wychodziły grubo izolowane rury; łącząc się w piwnicy z rurami z kotłów, doprowadzały parę, która pod ciśnieniem tysiąca pięciuset funtów na cal kwadratowy poruszała łopatki turbiny.

Minął technika sprawdzającego rzędy przyrządów pomiarowych kontrolujących pracę jednego z pieców i zignorował machającą do niego rękę. Technik zmarszczył brwi, zdziwiony niechlujnym wyglądem kolegi, ale szybko powrócił do monitorów; w ciągu ostatnich nocy elektrownia była przeciążona, wydane bowiem przez władze zarządzenie nakazywało mieszkańcom Londynu palenie wszystkich możliwych świateł.

Mężczyzna skierował się na schody prowadzące do części administracyjnej, do pomieszczenia, w którym znajdowała się dyspozytornia.

Przez dwa dni i dwie noce ukrywał się w swoim mieszkaniu w suterenie, zasunięte kotary utrzymywały w jego dwóch pokojach ponury mrok w ciągu dnia i kompletną ciemność w nocy.

Był krępym, dwudziestoośmioletnim mężczyzną, o twarzy pokrytej trądzikiem, który już dawno powinien był zniknąć, a jego czaszkę zaczęły już opuszczać nielojalne pasma włosów. Żył samotnie, nie z wyboru, ale dlatego, że nikt inny – ani kobieta, ani mężczyzna – nie zdradzał skłonności, by z nim zamieszkać. Ledwo skrywał swą pogardę dla całego rodu ludzkiego, a uczucie owo żywił od chwili, gdy zorientował się, że to świat nim pogardza. Myślał, że opuszczenie szkoły będzie oznaczało koniec traktowania go przez niedojrzałe umysły jak odrażającego przedmiotu, lecz przekonał się, że umysły w college’u, w którym kontynuował naukę, choć starsze, były równie niedojrzałe. Gdy został inżynierem chemikiem, szkody stały się już nieodwracalne. Jego rodzice żyli jeszcze, ale rzadko ich odwiedzał. Nigdy nie starali się go podnieść na duchu. Gdy parę razy przyłapali go na podglądaniu szybko dojrzewającej siostry, poczuli się nim rozczarowani. Wmówili mu, że szkła kontaktowe, które musiał nosić, nadające jego oczom wygląd czarnych guziczków pływających w srebrnych sadzawkach, były karą od Boga. Czy zatem zesłał na niego pryszcze, ponieważ nie mógł przestać się onanizować? I czy On sprawił, że jego ciało cuchnęło bardziej niż inne, tylko dlatego, że nienawidził swojej siostry, choć ją podglądał? I czy On również sprawia, że wypadają mu włosy, gdyż nie pozbył się sprośnych myśli? Czy to wszystko Jego dzieło? Do diabła z Nim, są jeszcze inni bogowie.

Wszedł po schodach do pomieszczeń administracyjnych, nie spotkawszy nikogo po drodze; do utrzymania elektrowni w ruchu wystarczał zaledwie trzydziestoparoosobowy zespół administracyjno-techniczny, tak mała grupka ludzi czuwała nad siłą wykorzystywaną przez miliony. To właśnie odpowiedzialność najbardziej pociągała go w tej pracy. Mieszkańców okręgu obsługiwanego przez jego stację można było pozbawić światła i energii na trzy sposoby: po pierwsze – wysadzić całą elektrownię, po drugie – systematycznie wyłączać generatory i turbiny oraz odciąć dopływ paliwa, po trzecie – wyłączyć wszystko, z wyjątkiem pieców, za pomocą zdalnego sterowania w dyspozytorni. Wysadzenie elektrowni nie wchodziło w grę, gdyż nie miał dostępu do materiałów wybuchowych. Ręczne wyłączenie wszystkich urządzeń i odcięcie dopływu paliwa zabrałoby tyle czasu, że technicy powstrzymaliby go, zanim zdążyłby unieruchomić pierwszą turbinę. Pozostawała tylko stacja rozdzielcza. Wystarczy przekręcić przełączniki i wszystko stanie się czarne. Czarne jak noc. W jego oczach pojawił się wyraz zadowolenia.

67
{"b":"108253","o":1}