Przykląkł na siedzeniu i wyciągnął do niej rękę. Jessica podniosła głowę z oparcia jego fotela i powoli zaczęła otwierać oczy. Jęknęła znowu, lekko potrząsając głową, jakby chciała odzyskać trzeźwość myśli. Otworzyła szeroko oczy i wpatrywała się w niego niewidzącym wzrokiem.
Ruch po stronie kierowcy zwrócił uwagę Bishopa; policjant ostrożnie wsuwał się do środka przez wybitą przednią szybę. Jęknął głośno i opadł na siedzenie. Bishop zauważył drobne odpryski szkła wbite w jego zakrwawione czoło. Policjant szybkim ruchem rozmasował sobie pierś, odetchnął głęboko i zaczai badać żebra.
Jęknął.
– Jedno chyba złamane – powiedział do Bishopa – a może tylko stłuczone. A pan, jak? W porządku?
Zanim Bishop zdążył odpowiedzieć, nad siedzeniem pokazała się głowa i ramiona Edith Metlock.
– Gdzie jesteśmy? Co się stało? – spytała. Bishop i policjant szybko wymienili spojrzenia.
– Wszystko w porządku, Edith. Mieliśmy wypadek – powiedział łagodnie Bishop, zdając sobie sprawę z oczywistości swego stwierdzenia.
– Chodźmy stąd – powiedział nagle Simpson. – Tu jest niebezpiecznie. Wystrzelają nas jak kaczki. Czy zgubił pan pistolet?
Bishop macał po podłodze, aż dotknął zimnego metalu.
– Mam go.
– W skrytce jest latarka, niech pan ją też zabierze.
Otworzył drzwi, stękając z wysiłku.
Bishop wziął latarkę i wysiadł z samochodu wiedząc, iż mieli szczęście, że nikt nie został poważnie ranny: przód granady był zupełnie zniszczony.
– Ojcze! – krzyknęła Jessica, Bishop zaś rzucił się, aby otworzyć jej drzwi. Wyskoczyła, odepchnęła go i pobiegła do rozwalonej części samochodu. Bishop zerknął na tylne siedzenie, a zobaczywszy tam tylko Edith Metlock, zrozumiał od razu, co się stało: Jacob Kulek wyleciał przez przednią szybę.
Zobaczył Jessikę klęczącą nad nieruchomym ciałem ojca. Wsunąwszy pistolet do kieszeni marynarki, ukląkł i poświecił latarką w twarz Kuleka. Niewidomy mężczyzna sprawiał wrażenie martwego, spod przymkniętych powiek widać było tylko białka, rozchylone usta zastygły w bezwiednym uśmiechu. Bishop zmarszczył brwi, nie widział bowiem żadnych zewnętrznych śladów obrażeń. Dwoma palcami przycisnął tętnicę szyjną Kuleka i ze zdziwieniem wyczuł słabe tętno.
– Żyje – powiedział Jessice i jej łkanie ustało. Wsunęła rękę pod głowę ojca, unosząc go lekko z chodnika. Krew obficie popłynęła mu z czaszki.
Bishop zauważył, że Edith i kierowca podeszli do nich.
– Nie żyje? – spytał brutalnie policjant. Bishop pokręcił głową.
– Nieprzytomny. Może mieć pękniętą czaszkę.
Wyjął chusteczkę i pomógł Jessice opatrzyć ranę; materiał natychmiast zmienił się w mokrą, czerwoną szmatę. Ale Kulek poruszył się i coś wymamrotał.
Jessica wymawiała jego imię, głaskała go po policzku i na chwilę zadrgały mu powieki, jakby chciał otworzyć oczy.
Policjant przykucnął i powiedział nagląco:
– Musimy ruszać, tu jest zbyt niebezpiecznie.
Bishop wstał, oddając latarkę Edith, która zastąpiła go przy boku Kuleka. Choć w oszołomieniu wciąż rozglądała się dookoła, odzyskała przytomność umysłu na tyle, by rozluźnić krawat i kołnierzyk koszuli Jacoba.
– Nie powinniśmy go ruszać – powiedział Bishop do policjanta tak cicho, aby Jessica nie mogła go usłyszeć. – Nie wiemy, jakich doznał obrażeń. Na szczęście szyba wyleciała wcześniej, ale wyrzucony został z dużą siłą. Albo maska samochodu, albo betonowy chodnik musiał…
Policjant przerwał mu.
– Nie mamy wyboru, musimy go nieść. Koniecznie trzeba znaleźć jakiś samochód. Inaczej się stąd nie wydostaniemy.
– Mnóstwo ich tu stoi, ale jak uruchomić silnik?
– Z tym nie ma problemu, trzeba tylko wiedzieć, jak połączyć przewody. Mam zamiar…
Policjantowi przerwał warkot silnika samochodu. Odwrócili się w kierunku, z którego dobiegał hałas. Reflektory sondowały ciemność, wydłużając cienie licznych osób, zmierzających w stronę wraku.
– Idą po nas – powiedział Bishop spokojnie.
Szum silnika ciężarówki przechodził w ryk, w miarę jak nabierała prędkości. Kilka idących osób zniknęło pod jej kołami, jakby nie zdawały sobie sprawy z obecności pojazdu, nawet gdy ich miażdżył. Bishop i policjant odgadli zamiar kierowcy.
– Wejdźcie do budynku! – rozkazał policjant klęczącym kobietom.
Jessica chciała zaprotestować, ale szybko zobaczyła, co się dzieje. Bishop i Simpson chwycili rannego Kuleka, pchając obie kobiety w kierunku wahadłowych drzwi znajdujących się w holu tuż za windami. Pospiesznie ciągnęli Jacoba do wejścia, trzymając go pod ramiona, zaś reszta ciała wlokła się po ziemi.
Wejście rozjaśniły światła zbliżającej się ciężarówki, która skręciła w kierunku budynku i stojącego przed nim wraku. Jessica i Edith pchnęły żółte drzwi wahadłowe. Chodziły ciężko i uchyliły się bardzo nieznacznie. Kobiety napierając ciałem otworzyły je szerzej i przytrzymały, żeby dwaj mężczyźni mogli wciągnąć Kuleka.
– Strzelaj! – krzyknął policjant. – Załatw tego sukinsyna, zanim nas dopadnie!
Bishop puścił rannego i pobiegł do wejścia, wyciągając pistolet z kieszeni. Ponownie oślepiły go światła, aż musiał zmrużyć oczy, żeby lepiej widzieć. Zacisnął obie ręce na kolbie rewolweru i starannie wycelował, zdziwiony własnym spokojem. Wiedział, że w jakiś sposób musi zmienić kierunek jazdy ciężarówki – jeśli uderzy prosto w wejście, to impet uderzenia z pewnością spowoduje, że strzępy karoserii wylądują aż na klatce schodowej na tyłach domu. Mierzył tuż powyżej reflektora, nieco na prawo, tam gdzie, miał nadzieję, siedzi kierowca. Samochód był już oddalony od niego najwyżej o siedemdziesiąt jardów i wchodził w ostry zakręt, z którego wyjedzie prosto na podjazd przed budynkiem. Pięćdziesiąt jardów. Bishop nacisnął spust.
Nic się nie stało. Czterdzieści jardów.
Powstrzymał chęć ucieczki i pogmerał przy bezpieczniku. Trzydzieści jardów.
Nacisnął. Odrzut. Trzy razy.
Zgasł jeden reflektor. Posypało się szkło. Ciężarówka zbliżała się. Bishop uciekł.
Rzucił się do drzwi, które przytrzymywały Jessica i Edith.
Usłyszał za sobą huk metalu walącego w beton. Poślizgnął się na wyłożonej płytkami podłodze i wywrócił się na schodach prowadzących do tylnego wyjścia. Kobiety odrzuciło od drzwi, które się z wolna zamykały; zasłoniły twarze rękami, chroniąc się raczej przed piekielnym hałasem niż przed lecącymi szczątkami samochodu.’ Bishop obrócił się na plecy, mając wrażenie, że cały budynek się trzęsie, i ujrzał, jak ogromne cielsko wynurza się z kabiny ciężarówki i szurając nogami, przesuwa się wzdłuż ściany, zostawiając za sobą wielką smugę czerwieni. Mężczyzna zwalił się na wahadłowe drzwi, które zamykając się przytrzasnęły mu jedno ramię. Zanim zafalowały płomienie, wypełniając wejście olbrzymią, podskakującą kulą ognia, Bishop zdążył jeszcze zobaczyć odchyloną pod nieprawdopodobnym kątem głowę kierowcy i jego zakrwawioną twarz, gdy przyglądał się im przez zbrojoną szybę.
Podciągnął kolana i zakrył głowę, gdyż przez uchylone drzwi wpadał podmuch gorącego powietrza; przez chwilę myślał, że się pali, lecz uczucie gorąca szybko minęło, gdy rozgrzane powietrze uszło w górę przewodem wentylacyjnym. Bishop jeszcze raz ostrożnie uniósł głowę i spojrzał w kierunku trzech stopni, z których spadł. Zobaczył, że ogień się cofnął, ale płonąca kabina ciężarówki całkowicie zablokowała wejście. Hol wypełniały czarne i tlące się jeszcze kawałki wygiętego metalu, pojazd uderzył bowiem w wejście pod takim kątem, że kompletnie zniszczył rozbitą granadę. Edith Metlock leżała obok drzwi wahadłowych, osłaniała ją gruba ściana na wprost schodów prowadzących na górę. Policjant siedział przy drzwiach wyjściowych, a obok niego leżało rozciągnięte ciało Kuleka.
Bishop schował pistolet do kieszeni i kucnął obok Jessiki, której wyciągnięte nogi spoczywały na dwóch pierwszych stopniach schodów. Pomógł jej usiąść, a gdy w wejściu zobaczyła płonącą ciężarówkę, przywarła do niego. Zanurzył palce w miękkich włosach na jej karku i przytulił ją do siebie, drobne, drżące ciało poddało mu się.