Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Chce pani powiedzieć, że nie ma czegoś takiego jak te… duchy?

Roper powrócił do pokoju i ogłupiały spojrzał na Pecka. Kiwnął głową przełożonemu, by pokazać, że jego polecenie zostało wykonane, następnie usiadł na swoim miejscu i sięgnął po szklankę, stojącą u jego stóp.

– Prawdopodobnie nie, przynajmniej w takich kategoriach, w jakich je zawsze rozpatrywaliśmy – odpowiedziało medium – zawsze myśleliśmy o nich jak o odosobnionych zjawiskach, istniejących w innym, niepodobnym do naszego, ale lepszym świecie. Bliżej Boga, jeśli pan woli.

– I to wszystko jest nieprawdą?

– Tego nie powiedziałam. – W jej głosie zabrzmiała nuta irytacji. – My po prostu nie wiemy. Mamy wątpliwości. Może ten świat ducha nie jest oddalony od naszego aż tak bardzo, jak nam się wydawało. I może nie ma w nim poszczególnych zjaw, ale istnieje jako całość. Jako siła.

Peck zmarszczył brwi, Roper łyknął głośno drinka.

– Inspektorze, spróbuję to panu później wyjaśnić – przerwał Kulek. – Myślę, że Edith powinna po prostu opowiedzieć, co jej się przydarzyło dwie noce temu.

Peck przytaknął kiwnięciem głowy.

– Mieszkam sama w małym domku w Woodford – zaczęła Edith. – We wtorek wieczorem, było już późno, gdzieś między dziesiątą a jedenastą, słuchałam radia. Wie pan, lubię te programy „Zadzwoń do nas”. Czasami dobrze jest posłuchać, co zwykli ludzie myślą o kondycji tego świata. Ale odbiornik ogromnie trzeszczał, jakby ktoś w pobliżu obsługiwał maszynę bez tłumika. Próbowałam manipulować gałkami, lecz zakłócenia stale powracały. Najpierw na krótko, później trwały coraz dłużej. W końcu słychać było tylko przeciągłe buczenie, więc wyłączyłam radio. I właśnie wtedy, siedząc tam w ciszy, zauważyłam zmianę w otoczeniu. Przypuszczam, że moją uwagę zbytnio absorbowały zakłócenia w tym diabelnym radiu, bym mogła zauważyć to wcześniej. Nie było w tym nic niepokojącego – często w przeszłości przybywali do mnie bez zapowiedzi. Usiadłam więc w fotelu, by mnie przeniknęli. Wystarczyło mi parę sekund, aby uświadomić sobie, że to było coś przykrego.

– Chwileczkę – przerwał jej Peck. – Przed chwilą mówiła pani, że nie ma pewności, czy istnieje coś takiego jak duchy.

– W stereotypowym podejściu do nich, inspektorze. To nie oznacza, że coś odmiennego od tego co widzimy i czujemy, nie istnieje. Nie można zignorować niewiarygodnej liczby przeżyć psychicznych, które zostały odnotowane. Muszę podkreślić, że w tej chwili nie jestem pewna, co przemawiało przez moją osobę.

– Proszę mówić dalej.

– Czułam, że mój dom jest otoczony hmm…hmm… – szukała właściwego słowa – czarnym całunem. Tak jakby ciemności wokół domu zakrywała okna. Część jej jest już w moim umyśle, czekając, aby mnie pochłonąć. Lecz musiałaby zdusić mnie i nie wiem co ją powstrzymało.

Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, pomyślał Peck. Osobiście nie znał żadnej samotnie mieszkającej kobiety, która nie bałaby się ciemności. Mnóstwo mężczyzn też się jej boi, chociaż nie przyznają się do tego.

– Poczułam się tak, jakby napięcie opuściło mnie – powiedziała Edith i z wyrazu jej twarzy Peck odgadł, że przeżywa to wszystko na nowo. – Ale to wciąż było na zewnątrz… czekało. Musiałam przeciwstawić się temu siłą mojego umysłu, oprzeć się pragnieniu, by przepłynęło przeze mnie. To było tak, jakby coś chciało mnie wchłonąć.

Zadrżała i Peck poczuł, jak dreszcz przebiega mu po plecach.

– Musiałam wpaść w trans, nic więcej nie pamiętam. Z wyjątkiem głosów. Wołały mnie. Wyśmiewały się ze mnie. Ale także kusiły mnie.

– Co mówiły te głosy? Pamięta pani?

– Nie. Nie pamiętam słów. Ale czułam, że chciały, abym zgasiła światła. W jakiś sposób, jakaś cząstka we mnie wiedziała, że jeśli to zrobię, to przegram z nimi. Myślę, że w końcu uciekłam w siebie, zamknęłam się w jakimś niedostępnym dla nich zakamarku umysłu.

Muszę spróbować tej sztuczki, gdy komisarz spyta, co udało mi się do tej pory ustalić, pomyślał Peck, powstrzymując znużony uśmiech.

Wyczuli jego cynizm, ale przyjęli go ze zrozumieniem.

– Edith była w tym stanie, gdy ją z Chrisem znaleźliśmy – powiedziała Jessica. – Kiedy tamtego wieczoru wyszliśmy od pana, inspektorze, nagle przestraszyliśmy się, że coś może się jej przydarzyć. Napadnięto na Chrisa, mojego ojca i pannę Kirkhope; zapomnieliśmy o Edith.

– I co państwo znaleźli w domu pani Metlock? Z wyjątkiem szanownej gospodyni.

– Nic nie znaleźliśmy. Wyczuliśmy jakiś dziwny nastrój. Ciężką, przygnębiającą atmosferę. Bałam się. Peck westchnął ciężko.

– Czy to naprawdę dokądś nas zaprowadzi, panie Kulek?

– To może panu pomóc zrozumieć moją… teorię.

– Może do niej przejdziemy.

Niewidomy mężczyzna uśmiechał się cierpliwie.

– Proszę mi uwierzyć, rozumiemy, jak trudne jest to dla pana. Nie możemy przedstawić niezbitych dowodów ani podać jednoznacznych faktów. Jednak nie wolno panu traktować nas jak obłąkanych. Uważam za konieczne, by pan rozważył wszystko, co panu powiemy.

– Próbuję, panie Kulek. Na razie niewiele mi powiedzieliście.

Kulek przytaknął skinieniem głowy.

– Moja córka i Chris Bishop przywieźli tutaj Edith; sądzili, że tak będzie dla niej bezpieczniej. Jak pan wie, byłem w szpitalu, ale wróciłem do domu tego samego dnia, tylko trochę później. A Edith dopiero wczoraj wieczorem zaczęła mówić o tym, co się wydarzyło. Wie pan, gdy ją znaleźli, była w stanie potężnego szoku i potrzebowała trochę czasu, aby z niego wyjść. Jedyne słowa, jakie wtedy wypowiadała, brzmiały: „Trzymajcie się z dala od ciemności”. Wydaje się, że ciemność w jakiś sposób symbolizowała wszystko to, czego się bała. Jestem pewien, iż nie umknął pana uwadze fakt, że wszystko, co się ostatnio wydarzyło przy Willow Road, miało miejsce nocą.

– A kobieta, która zaatakowała pana w Beechwood? Wtedy był dzień.

– Zabiła swego pracodawcę poprzedniej nocy. Myślę, że wtedy dotknął ją obłęd. Proszę pamiętać, że ukrywała się w piwnicy w Beechwood; w ciemności.

– A morderstwo Agnes Kirkhope i jej gospodyni? A kolejna próba zamachu na pana życie? A rzekomy atak na Bishopa? To wszystko wydarzyło się w ciągu dnia.

– Moim zdaniem sprawcami tego byli zwolennicy Borisa Pryszlaka. Cierpią na inny rodzaj obłędu. Myślę, że oni są strażą, pozostawioną przez niego, przeznaczoną do wykonania pewnych zadań. Ochroną, jeśli pan woli.

– Dlaczego potrzebowałby ochrony, jeśli nie żyje?

– To nie jego mają osłaniać. Pozostawiono ich, aby strzegli planu Pryszlaka. Coś w rodzaju realnej siły dla ochrony jego pozaziemskiej siły.

Peck i Roper wymienili zaniepokojone spojrzenia.

– Czy mógłby pan wyjaśnić, co pan rozumie przez „pozaziemską siłę”?

– Siłę nie mającą nic wspólnego z tym światem, inspektorze.

– Rozumiem. Kulek uśmiechnął się.

– Proszę o cierpliwość, może gdy dojdziemy do końca, odnajdzie pan w tym jakiś sens.

Peck też miał taką nadzieję, ale nie postawiłby na to nawet funta.

– Kiedy parę lat temu Boris Pryszlak przyszedł, aby namówić mnie na współpracę, powiedział mi, że nie wierzy w istnienie Boga. Dla niego nauka, a nie religia, była kluczem do zbawienia ludzkości. Choroby i nędzę pokonano techniką, nie modlitwą. Postęp ekonomiczny i społeczny dokonał się dzięki nauce. Decyzja o stworzeniu nowego życia należy teraz do nas; pewnego dnia będziemy nawet decydowali, jaka ma być pleć noworodka. A sama śmierć, jeśli me uda się jej wyeliminować, to przynajmniej można będzie opóźnić jej nadejście. Nasze przesądy, nasze uprzedzenia i nasze obawy będą stale się zmniejszały w obliczu nowych odkryć nauki. Wojny światowe zostaną faktycznie wykorzenione, nie za sprawą Interwencji Boskiej, ale dlatego, że sami stworzymy broń zbyt przerażającą, aby jej użyć. Stare granice zostaną zniszczone, nowe – starte na proch dzięki pono stów soi ludzi, a nie jakiejś wyższej istoty, będącej w niebie.

Pryszlak uważał, że pewnego dnia nauka odkryje w jaki sposób powstaje myśl ludzka, a co za tym idzie również to, że człowiek nie został stworzony, przez coś mistycznego, lecz przez samego siebie, i dzięki temu udowodnimy, że nie ma Boga.

41
{"b":"108253","o":1}