Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Kulek mówił cicho i spokojnie, ale kryło się w jego słowach szaleństwo.

Niewidomy mówił dalej.

– Jeżeli zatem nie ma Boga, nie może być Diabła. Ale jako pragmatyk, Pryszlak nie mógł zaprzeczyć istnieniu zła.

– Przez wieki religijni przywódcy wykorzystywali zabobony i ciemnotę swych wiernych. Kościół zawsze domagał się uznania Szatana: to pomagało udowodnić istnienie Boga. Freud połączył poglądy Kościoła i demonologów, twierdząc, że każdy z nas przeszedł fazę rozwoju indywidualnego, odpowiadającą animistycznej fazie rozwoju człowieka prymitywnego, i że każdy z nas zachował jakieś szczególne ślady, które mogą być reaktywowane. Wszystko, co teraz nas uderza jako „tajemnicze”, jest pozostałością tkwiącej w nas animistycznej aktywności umysłowej.

– Mówi pan, że gdzieś tutaj – Peck popukał się w czoło – żyje cząstka nas samych, która w dalszym ciągu chce wierzyć w cały ten nonsens istnienia „złych duchów”.

– To mówił Freud i uważam, że pod wieloma względami miał rację. W tysiącach przypadków, w których kościelni egzorcyści próbowali wypędzić diabła z nawiedzonych ciał mężczyzn i kobiet, badania przeprowadzone w sposób naukowy wykazały u tych samych ludzi rozmaite psychozy. Tacy filozofowie jak Schopenhauer byli zwolennikami teorii, że zło bierze się z lęku człowieka przed śmiercią, z obawy przed nieznanym. To ludzka chęć przetrwania przyniosła konflikt światu i samemu człowiekowi. Ale jego własna nikczemność jeszcze obwinia za to coś – kogoś; Szatan stał się idealnym psychologicznym kozłem ofiarnym. Z tej samej przyczyny – z powodu nieszczęść, które spotykają człowieka w ciągu całego życia, z powodu swoich ułomności potrzebował on boga, zwierzchnika, kogoś, kto będzie się nim opiekował, kogoś, kto w końcu da mu odpowiedź. Kogoś, kto pomoże przejść przez życie.

Na nieszczęście dla Kościoła nastał wiek racjonalizmu. Można powiedzieć, że nauka stała się największym wrogiem religii. Ostrza stępiły się, pojawiły się pytania. Jak w imię prawa można popełniać okrucieństwa? Wojny, masowe zbrodnie, egzekucje – jak złem można czynić „dobro”?

Jak ludzie, o których cały świat wiedział, że byli źli, mogli twierdzić, że Bóg jest po ich stronie? Czy cywilizowany naród rozpętałby jeszcze raz wojnę religijną? Pod koniec lat siedemdziesiątych kto przysporzył więcej zła, dyktator, szach Iranu czy religijny fanatyk ajatollah Chomeini, który go obalił? Idi Amin głosił, że wiele razy rozmawiał z Bogiem. Hitler twierdził, że Bóg jest po jego stronie. Kościół przez stulecia prześladował tak zwanych heretyków i do dziś nie poniósł za to odpowiedzialności. Tej dychotomii rzucono wyzwanie, które Pryszlak zrozumiał jako poznanie przez człowieka własnych zdolności, stanowienie o swoim losie. Wynalazł własny Grzech Pierworodny i postanowił, że nie będzie to zło, tak jak zawsze uczył Kościół. Szatan stał się źródłem kpin, szyderstwa, a nawet rozrywki. Komicznym mitem. Straszydłem. A zło pochodziło wyłącznie od człowieka.

Pryszlak wierzył, że w naszym mózgu istnieje pole energii i kiedy nauczymy się wykorzystywać nasze możliwości – energie takie jak telekinetyczna, postrzeganie pozazmysłowe, telepatia, automatyzm – będziemy umieli spożytkować fizycznie tę inną siłę.

Kulek przerwał, jakby chciał, żeby policjanci mogli nadążyć za jego tokiem rozumowania.

– Myślę, że Pryszlak rozwinął swoją koncepcję i udowodnił ją: umiejscowił to źródło energii i wykorzystał je. Przypuszczam, że teraz je wykorzystuje.

– To niemożliwe – powiedział Peck.

– Wiele rzeczy z pańskiego życia, które kiedyś wydawały się niemożliwe, można wytłumaczyć naukowo. W zawrotnym tempie rozwija się wiedza w każdej dziedzinie nauki. W ciągu ostatnich stu lat człowiek dokonał więcej niż w przeciągu poprzedniego tysiąclecia.

– Ale, na litość boską, Pryszlak nie żyje.

– Myślę, że musiał umrzeć, inspektorze. Według mnie Pryszlak i jego zwolennicy stali się tą energią. Peck pokręcił głową.

– Przykro mi, ale wie pan, że nie mogę tego zaakceptować.

Kulek przytaknął.

– Spodziewałem się tego. Chciałem, aby usłyszał pan teorię, która w moim przekonaniu jest prawdziwa. W ciągu najbliższych tygodni może mieć pan powód do zastanowienia się nad nią.

– Co pan ma na myśli?

– Szaleństwo będzie się nasilało, inspektorze. Rozszerzy się jak epidemia. Każdej nocy będzie przybywało tych, którzy ulegną jego wpływowi, a im więcej ludzi dotknie, tym większa będzie jego siła. To będzie tak jak z kroplą deszczu na szybie: jedna mała kropelka spływa do drugiej małej kropli, później obie spływają do następnej, są coraz większe, potężniejsze, aż w końcu tworzą rwący strumień.

– Dlaczego nocą? Dlaczego twierdzi pan, że to wszystko zdarza się tylko wtedy, gdy jest ciemno?

– Nie jestem pewien, dlaczego tak się dzieje. Ale jeśli przeczyta pan Biblię, zrozumie pan, że zło zawsze wiąże się z ciemnością. Prawdopodobnie ta terminologia ma większe znaczenie, niż nam się wydaje. Śmierć jest ciemnością. Piekło jest w czarnych, przerażających zaświatach. Diabeł zawsze był znany jako książę Ciemności. A czy zła nie określa się jako ciemności duszy?

Może być tak, że ciemność jest fizycznym sprzymierzeńcem przejawów tej energii. Pewnie biblijna koncepcja ciągłej walki Światłości i Ciemności jest prawdziwą koncepcją naukową. Prawdopodobnie energia promieni świetlnych, pochodzących zarówno ze źródła naturalnego jak i sztucznego, neutralizuje lub niszczy katalityczne cechy ciemności.

Pryszlak wyciągnął podobne wnioski podczas naszego ostatniego spotkania i muszę przyznać, że choć często fascynowały mnie jego pomysły, wtedy doszedłem do wniosku, że jest pewne szaleństwo w sposobie jego rozumowania. Teraz nie jestem już tego pewien.

Kulek niedostrzegalnie rozprężył się w fotelu i Peck zrozumiał, iż niepokojąca wypowiedź niewidomego człowieka dobiegła końca. Przyjrzał się każdej z osób siedzących w pokoju i zauważył, że zniknął nawet drwiący uśmieszek z twarzy Ropera.

– Zdaje pan sobie sprawę, że wszystko, co właśnie pan mi powiedział, jest absolutnie nieprzydatne w śledztwie, które prowadzę – oznajmił bez ogródek Kulekowi.

– Tak, w tym momencie. Sądzę, że wkrótce zmieni pan zdanie.

– Ponieważ coś jeszcze się wydarzy?

– Tak.

– Ale nawet jeżeli to, co pan powiedział jest prawdą, o co chodziłoby Pryszlakowi?

Kulek wzruszył ramionami, potem powiedział:

– O władzę, większą niż wtedy, kiedy żył. O liczniejsze grono wyznawców, których będzie stale przybywać.

– Chce pan powiedzieć, że on ciągle werbuje nowych?

Kulek zdziwił się, że pytanie Pecka pozbawione było sarkazmu. W ogóle był zaskoczony, że policjant tak cierpliwie go słuchał.

– Tak, inni dołączą do niego. Wielu innych. Peck i Roper wymienili ostre spojrzenia, co nie uszło uwagi Jessiki.

– Czy jest coś, o czym pan nam nie powiedział, inspektorze? – spytała.

Peck rozejrzał się z zakłopotaniem.

– Tłum, który wpadł w szał ostatniej nocy – to znacz) ci, którzy się wydostali – rozproszył się po okolicy. Szukaliśmy ich przez cały dzień. Wielu już nie żyło, kiedy ich znaleźliśmy, w większości zabili się własnymi rękami. Innych znaleźliśmy… obojętnych na wszystko, błądzących bez celu.

Zasępił się, jakby nic podobało mu się to, co miał za chwilę powiedzieć.

– Wielu z nich od razu poszło na Willow Road Rozwalili barierki otaczające posiadłość Beechwood. Znaleźliśmy ich, stojących na rumowisku, czekających jak cholerne szakale.

42
{"b":"108253","o":1}