– Uważajcie, zrobicie mu krzywdę! – zawołała pokojówka.
– Jeszcze raz, proszę pani – powiedział pan Oliver.
Dźwignęli go, zanieśli do pokoju i rzucili na stojące bliżej łóżko.
Pokojówka weszła za nimi do środka.
– Mam nadzieję, że nie będzie tu wymiotował.
Pan Oliver uśmiechnął się do niej.
– Jak to się stało, że cię nigdy przedtem nie spotkałem? – zapytał. – Mam oko na ładne dziewczyny, ale nie przypominam sobie, żebym cię tu kiedyś widział.
– Za dużo sobie nie pozwalaj – odparła, ale uśmiechnęła się. – Nie jestem dziewczyną.
– Mam siedemdziesiąt jeden lat, ale ty nie możesz mieć więcej niż czterdzieści pięć.
– Mam pięćdziesiąt dziewięć i jestem za stara, żeby słuchać takich głupot.
Pan Oliver wziął ją delikatnie pod ramię i wyprowadził z pokoju.
– Słuchaj, zaraz będę wolny. Chcesz się przejechać moją limuzyną? – zapytał.
– Z rzygami na masce? Nie ma mowy – odparła, rechocząc głośno.
– Mógłbym je zmyć.
– W domu czeka na mnie mąż. Gdyby usłyszał, co tutaj wygadujesz, miałby pan większe kłopoty niż paw na masce, panie szofer.
– Nie to nie. – Pan Oliver uniósł ręce w przepraszającym geście. – Nie miałem na myśli nic złego. – Udając strach, wycofał się do pokoju i zamknął drzwi.
Jeannie opadła na krzesło.
– Boże wszechmogący, udało nam się – szepnęła.
61
Zaraz po kolacji Steve wstał z fotela.
– Idę spać – oznajmił. Chciał jak najszybciej wycofać się do pokoju Harveya. Kiedy będzie sam, nikt go nie zdemaskuje.
Przyjęcie skończyło się. Proust wypił resztkę whisky i Berrington odprowadził obu gości do samochodu.
Steve zorientował się, że może zatelefonować do Jeannie i powiedzieć jej, co się dzieje. Zakradł się do telefonu i zadzwonił do informacji. Długo trwało, zanim podnieśli słuchawkę. Szybciej, szybciej! W końcu uzyskał połączenie i poprosił o numer hotelu. Za pierwszym razem pomylił się i połączył z jakąś restauracją. Drżącą ręką wystukał ponownie numer i tym razem dodzwonił się do hotelu.
– Chciałbym mówić z doktor Jean Ferrami – powiedział.
Berrington wszedł do gabinetu dokładnie w tej samej chwili, kiedy Steve usłyszał jej głos.
– Halo?
– Cześć, Linda, tu Harvey.
– To ty, Steve?
– Tak. Doszedłem do wniosku, że zostanę u taty. Za późno już, żeby wracać do domu.
– Na litość boską, Steve, wszystko u ciebie w porządku?
– Mam trochę kłopotów, ale to nic takiego, z czym nie mógłbym sobie poradzić. Jak minął ci dzień, kotku?
– Przemyciliśmy go do pokoju hotelowego. Nie było to łatwe, ale udało się. Lisa skontaktowała się z George'em Dassaultem. Obiecał, że przyjedzie, więc będziemy mieć co najmniej trzech.
– To dobrze. Teraz idę spać. Mam nadzieję, że się jutro zobaczymy.
– Życzę powodzenia.
– Ja tobie też. Dobranoc.
– Gorąca laska? – zapytał, mrugając okiem, Berrington.
– Ciepła.
Berrington wyjął jakieś tabletki i popił jedną z nich whisky.
– To dalmane – wyjaśnił widząc, że Steve przygląda się fiolce. – Po tym wszystkim potrzebuję po prostu czegoś, żeby zasnąć.
– Dobranoc, tato.
Berrington objął go ramieniem.
– Dobranoc, synu – powiedział. – I nie martw się, jakoś sobie poradzimy.
Naprawdę kocha tego degenerata, pomyślał Steve. Przez chwilę poczuł irracjonalne wyrzuty sumienia: oszukiwał kochającego ojca.
A potem zdał sobie sprawę, że nie wie, gdzie jest jego pokój.
Wyszedł z gabinetu i przeszedł kilka kroków korytarzem, który, jak się domyślał, prowadził do sypialni. Nie miał pojęcia, za którymi drzwiami może być pokój Harveya. Obejrzał się przez ramię i uspokoił widząc, że Berrington nie obserwuje go z gabinetu. Otworzył szybko pierwsze drzwi, starając się desperacko nie robić za wiele hałasu.
Zobaczył dużą łazienkę, z wanną i prysznicem.
Zamknął delikatnie drzwi.
Obok stała szafa z ręcznikami i pościelą.
Uchylił drzwi po drugiej stronie. Prowadziły do sypialni z dużym podwójnym łożem i kilkoma szafami. Na klamce wisiał opakowany w folię z pralni garnitur w prążki. Nie sądził, żeby Harvey nosił coś takiego. Miał zamiar je cicho zamknąć, kiedy usłyszał tuż za plecami głos Berringtona.
– Potrzebujesz czegoś z mojego pokoju?
Wzdrygnął się przerażony. Przez chwilę kompletnie stracił rezon. Co mam mu, do diabła, powiedzieć? A potem spłynęło na niego natchnienie.
– Nie mam w czym spać – oznajmił.
– Od kiedy to śpisz w piżamie?
Berrington mógł nabrać podejrzeń albo był po prostu zdumiony; Steve nie potrafił tego poznać po jego głosie.
– Myślałem, że masz może o kilka numerów za duży podkoszulek – odparł, brnąc dalej.
– Nic, co by pasowało na te bary – powiedział Berrington i ku jego uldze roześmiał się.
Steve wzruszył ramionami.
Trudno – stwierdził i ruszył dalej.
Na końcu korytarza drzwi były po lewej i prawej stronie: jedne prowadziły do pokoju Harveya, drugie pewnie do służbówki.
Ale które były które?
Ociągał się, mając nadzieję, że Berrington wejdzie do swojej sypialni, zanim będzie musiał dokonać wyboru.
Przy końca korytarza obejrzał się. Berrington obserwował go.
– Dobranoc, tato – powiedział.
– Dobranoc.
Na lewo, czy na prawo? Nie sposób zgadnąć. Wybierz na chybił trafił.
Otworzył drzwi po prawej stronie.
Koszulka rugby na oparciu krzesła, płyta Snoopa Doggy Doga na łóżku, „Playboy” na biurku.
Sypialnia młodego mężczyzny. Chwała Bogu.
Wszedł do środka, zatrzasnął za sobą drzwi piętą i oparł się o nie, czując jak nogi uginają się pod nim z przejęcia.
Po chwili rozebrał się i położył. Czuł się bardzo dziwnie w łóżku Harveya, w jego sypialni, w domu jego ojca. Zgasił światło i leżał jakiś czas z otwartymi oczyma, wsłuchując się w odgłosy obcego domu. Słyszał kroki, szum wody w łazience i zamykające się drzwi, a potem wszystko umilkło.
Zapadł w lekką drzemkę i nagle się obudził. Ktoś był w pokoju.
Poczuł wyraźny zapach kwiatowych perfum, zmieszanych z czosnkiem i przyprawami, a potem zobaczył wąski cień Mariannę, która mijała okno.
Zanim zdążył coś powiedzieć, wskoczyła do niego do łóżka.
– Hej – szepnął.
– Obciągnę ci dokładnie tak, jak lubisz – mówiła cicho, ale w jej głosie brzmiał strach.
– Nie – odparł, odsuwając ją, gdy przesunęła się pod kołdrą w stronę jego krocza. Była zupełnie naga.
– Proszę, nie rób mi dzisiaj nic złego, Arvey – szepnęła miękko. Miała francuski akcent.
Steve wszystkiego się domyślił. Mariannę była imigrantką i Harvey tak ją sterroryzował, że nie tylko robiła wszystko, co – chciał, ale starała się uprzedzać jego życzenia. Jak udawało mu się tuż pod bokiem ojca katować tę biedną dziewczynę? Czy Mariannę bała się odezwać? A potem przypomniał sobie tabletkę nasenną. Berrington spał tak twardo, że krzyki dziewczyny nie były w stanie go obudzić.
– Nie mam zamiaru cię skrzywdzić, Mariannę. Uspokój się.
Zaczęła całować go po twarzy.
– Bądź dobry, proszę, zrobię wszystko, co chcesz, ale nie rób mi nic złego.
– Nie ruszaj się, Mariannę – powiedział stanowczym tonem.
Zastygła w bezruchu.
Objął ręką jej chude ramiona. Miała miękką ciepłą skórę.
– Poleż tutaj przez chwilę i uspokój się – oznajmił. – Nikt nie będzie cię już krzywdził, obiecuję.
Była cała spięta. Spodziewała się, że ją uderzy, ale po jakimś czasie odprężyła się i przysunęła bliżej.
Miał erekcję, nie mógł na to nic poradzić. Wiedział, że może się z nią pokochać. Leżąc obok niej i obejmując jej drobne drżące ciało, miał wielką ochotę to zrobić. Nikt nigdy by się nie dowiedział. Jak cudownie byłoby ją pieścić i podniecić i jak bardzo czułaby się zaskoczona i zadowolona, mogąc się kochać łagodnie i czule. Mogliby się całować i dotykać przez całą noc.
Westchnął. To byłoby nie w porządku. Mariannę nie przyszła tutaj z własnej woli. Do jego łóżka nie przywiodło jej pożądanie, lecz przyczyną był strach i poczucie zagrożenia. Tak, Steve, możesz ją przelecieć – i wykorzystać w ten sposób zastraszoną imigrantkę, która sądzi, że nie ma innego wyboru. To byłaby podłość. Pogardzałbyś człowiekiem, który by to zrobił.