– Tak czy inaczej, będzie musiał być cicho przez dobre pięć, a może nawet dziesięć minut, które zajmie nam przejście z samochodu do pokoju – zauważył z powątpiewaniem pan Oliver. – A co będzie, jeśli któryś z gości zobaczy, że ma związane ręce i nogi? Mogą zacząć zadawać pytania albo wezwać ochronę.
Jeannie spojrzała na Harveya, który leżał skrępowany i zakneblowany na podłodze i przysłuchiwał się rozmowie.
– Myślałam nad tym i mam chyba pewien pomysł – stwierdziła. – Czy może pan go związać tak, żeby mógł chodzić, ale niezbyt szybko?
– Jasne – odparł pan Oliver.
Gdy to robił, Jeannie poszła do sypialni i wyjęła z szafy kolorowy sarong, który kupiła kiedyś na plażę, długi szeroki szal, chustę oraz maskę Nancy Reagan, którą dostała na jakimś przyjęciu i zapomniała wyrzucić.
Pan Oliver postawił Harveya na nogi. Ten natychmiast usiłował go uderzyć obiema rękami. Jeannie zdrętwiała ze strachu, a Lisa krzyknęła głośno, ale pan Oliver tego się chyba spodziewał. Uchylił się bez trudu i wyrżnął Harveya w brzuch kolbą pistoletu. Harvey jęknął i zgiął się wpół, a pan Oliver uderzył go ponownie, tym razem w głowę. Harvey osunął się na kolana i pan Oliver musiał go ponownie stawiać na nogi. Teraz sprawiał wrażenie uległego.
– Chcę go ubrać – oznajmiła Jeannie.
– Proszę bardzo – powiedział pan Oliver. – Ja będę stał z boku i co jakiś czas mu przywalę, żeby był grzeczny.
Jeannie owinęła nerwowo sarong wokół bioder Harveya i związała go niczym spódnicę. Trzęsły jej się ręce: jego bliskość wytrącała ją z równowagi. Sarong był długi i okrywał kostki Harveya, zasłaniając elektryczny kabel, który krępował jego nogi. Jeannie udrapowała szal na jego ramionach i przypięła go agrafkami do więzów na nadgarstkach, tak że wyglądał niczym starsza dama ściskająca w dłoniach rąbki szala. Potem zrolowała chustkę, owinęła nią jego zakneblowane kuchenną ściereczką usta i zawiązała węzeł na karku. Na koniec nałożyła mu na twarz maskę Nancy Reagan, żeby zasłonić knebel.
– Był na balu kostiumowym. Przebrał się za Nancy Reagan i za dużo wypił – wyjaśniła.
– Dobra robota – stwierdził pan Oliver.
Zadzwonił telefon i Jeannie podniosła słuchawkę.
– Halo? – zapytała.
– Mówi Mish Delaware.
Jeannie zupełnie o niej zapomniała. Od chwili kiedy desperacko usiłowała się z nią skontaktować, minęło czternaście albo piętnaście godzin.
– Cześć – powiedziała.
– Miałaś rację. Zrobił to Harvey Jones.
– Skąd wiesz?
– Filadelfijska policja spisała się wyjątkowo szybko. Pojechali do jego mieszkania. Nie było go, ale sąsiad wpuścił ich do środka. Znaleźli czapkę i zdali sobie sprawę, że pasuje do opisu poszkodowanej.
– To świetnie!
– Chcę go aresztować, ale nie wiem, gdzie go znaleźć. A ty?
Jeannie spojrzała na Harveya, wyglądającego jak mierząca sześć stóp i dwa cale Nancy Reagan.
– Nie mam pojęcia – odparła. – Ale mogę ci powiedzieć, gdzie będzie jutro w południe.
– Mów.
– W hotelu Stouffer, w Sali Regencyjnej, na konferencji prasowej.
– Dziękuję.
– Czy mogę cię o coś prosić?
– O co?
– Nie aresztuj go przed zakończeniem konferencji. To dla mnie naprawdę ważne, żeby się tam znalazł.
– Dobrze – odparła po krótkim wahaniu Mish.
– Dziękuję. Jestem ci bardzo zobowiązana. – Jeannie odłożyła słuchawkę. – W porządku, ładujemy go do samochodu.
– Niech pani pójdzie przodem i otworzy drzwi – powiedział pan Oliver. – Ja go sprowadzę.
– Złapała klucze i wybiegła na dwór. Zapadła już noc, ale ulica skąpana była w jasnym świetle gwiazd i ulicznych latarni. Rozejrzała się dookoła. Chodnikiem oddalała się młoda para w postrzępionych dżinsach, trzymając się za ręce. Po drugiej stronie ulicy mężczyzna w słomkowym kapeluszu prowadził na smyczy żółtego labradora. Wszyscy troje mogli bez trudu zobaczyć, co się dzieje. Czy zwrócą na nich uwagę? Czy będzie ich obchodzić to, co zobaczą?
Otworzyła tylne drzwiczki mercedesa.
Z domu wyszli, stąpając bardzo blisko siebie, pan Oliver i Harvey. Pan Oliver popychał przed sobą więźnia, Harvey posuwał się do przodu małymi kroczkami. Lisa wyszła zaraz po nich i zamknęła drzwi domu.
Jeannie uświadomiła sobie nagle cały absurd tej sceny. W gardle wezbrał jej histeryczny śmiech i przytknęła dłoń do ust, żeby go stłumić.
Harvey dotarł do samochodu i pan Oliver pchnął go po raz ostatni. Harvey zwalił się na tylne siedzenie. Pan Oliver zatrzasnął drzwiczki.
Jeannie przestało być wesoło. Spojrzała ponownie na ludzi na ulicy. Mężczyzna w słomkowym kapeluszu obserwował swego psa, który odlewał się na oponę subaru. Trzymający się za ręce młodzi nie obejrzeli się.
Jak na razie wszystko szło dobrze.
– Siądę razem z nim z tyłu – powiedział pan Oliver.
– Dobrze.
Jeannie zajęła miejsce za kierownicą, Lisa obok niej.
W niedzielną noc w śródmieściu panował niewielki ruch. Jeannie wjechała do garażu pod hotelem i zaparkowała jak najbliżej windy, żeby skrócić dystans, jaki mieli do pokonania z Harveyem. Garaż nie był zupełnie pusty. Musieli poczekać, aż ubrana elegancko para wysiądzie z lexusa i wjedzie windą na parter. Dopiero kiedy w pobliżu nie było nikogo, wyszli z samochodu.
Jeannie wyjęła francuski klucz z bagażnika, pokazała go Harveyowi i włożyła do kieszeni dżinsów. Pan Oliver miał przy pasie swój zakryty połą koszuli wojenny pistolet. Wyciągnęli Harveya z samochodu. Jeannie bała się, że w każdej chwili może zacząć się szarpać, ale on podreptał spokojnie do windy.
Czekali na nią bardzo długo.
Kiedy w końcu przyjechała, wpakowali go do środka i Jeannie nacisnęła guzik na parter.
W trakcie jazdy pan Oliver uderzył Harveya ponownie w brzuch.
Jeannie była wstrząśnięta; więzień nie dał im żadnego powodu.
Harvey jęknął i zgiął się wpół dokładnie w momencie, kiedy otworzyły się drzwi. Dwaj mężczyźni czekający na windę wlepili w niego wzrok.
– Przepraszam panów, ale ten młody dżentelmen wypił o jednego drinka za dużo – powiedział pan Oliver, wyprowadzając potykającego się Harveya z windy. Mężczyźni zeszli im szybko z drogi.
Kolejna winda już na nich czekała. Załadowali do niej Harveya i Jeannie wcisnęła przycisk ósmego piętra. Kiedy drzwi się zamknęły odetchnęła z ulgą.
Dotarli na górę bez żadnych przeszkód. Harvey dochodził do siebie po ciosie pana Olivera, ale byli już prawie u celu. Jeannie ruszyła przodem do pokoju, który wynajęła, gdy nagle ujrzała z przerażeniem, że drzwi są otwarte, a na klamce wisi kartka z napisem: SPRZĄTANIE POKOJU. Pokojówka musiała słać łóżka albo coś w tym rodzaju. Jeannie jęknęła ze zdenerwowania.
Harvey zaczął się szarpać. Wymachiwał wściekle związanymi rękoma i wydawał głośne gardłowe odgłosy. Pan Oliver próbował go uderzyć, ale on się uchylił i przebiegł kilka kroków korytarzem.
Jeannie pochyliła się i złapała za kabel, który krępował jego kostki. Harvey zachwiał się. Pociągnęła ponownie, lecz tym razem bez rezultatu. Jezu, ale on ciężki. Harvey podniósł ręce, żeby ją uderzyć. Zmobilizowała wszystkie siły i szarpnęła jeszcze raz. Harvey stracił równowagę i runął jak długi na podłogę.
– Wielkie nieba, co się tutaj, na miłość boską, dzieje? – rozległ się nagle afektowany głos za ich plecami. Pokojówka – ubrana w nieskazitelny uniform czarna kobieta koło sześćdziesiątki – wyszła z pokoju i stanęła na środku korytarza.
Pan Oliver ukląkł obok Harveya i wziął go pod ramiona.
– Ten młody człowiek za ostro balował – stwierdził. – Zarzygał całą maskę mojej limuzyny.
Rozumiem, pomyślała Jeannie, na użytek pokojówki pan Oliver jest naszym szoferem.
– Balował? – zdziwiła się pokojówka. – Bardziej wygląda mi to na bójkę.
– Czy może pani złapać go za nogi? – zapytał pan Oliver, zwracając się do Jeannie.
Jeannie zrobiła to i podnieśli wspólnie Harveya, który zaczął się znowu szarpać. Pan Oliver puścił go niby przypadkiem i podstawił kolano, tak że wpadając na nie, Harvey stracił oddech.