Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Dziękuję.

Pułkownik wezwał do siebie mniej więcej pięćdziesięcioletnią kobietę w mundurze porucznika i przedstawił ją jako Caroline Gambol. Tęga i ściśnięta gorsetem, wyglądała jak kierowniczka szkoły. Tato powtórzył jej to, co powiedział pułkownikowi.

– Czy wie pan, że te dane są strzeżone przez ustawę o ochronie dóbr osobistych? – zapytała.

– Tak. Mamy odpowiednie zezwolenie.

Porucznik Gambol siadła przy terminalu.

– Jakiego rodzaju przeszukanie chce pan przeprowadzić? – zapytała po chwili.

– Mamy nasz własny program.

– Z przyjemnością go panu załaduję.

Tato spojrzał na Steve'a, który wzruszył ramionami i wręczył kobiecie dyskietki. Ładując program, posłała mu zaciekawione spojrzenie.

– Kto to napisał? – zapytała.

– Profesor z Uniwersytetu Jonesa Fallsa.

– Bardzo sprytny program – stwierdziła. – Nigdy nie widziałam czegoś podobnego. – Spojrzała na pułkownika, który zaglądał jej przez ramię. – A pan?

Pułkownik potrząsnął głową.

– Program jest załadowany. Czy mam go uruchomić?

– Proszę bardzo.

Porucznik Gambol wcisnęła klawisz ENTER.

49

Jakiś impuls kazał Berringtonowi śledzić czarnego lincolna marka, kiedy ten ruszył spod domu w Georgetown. Nie miał pojęcia, czy Jeannie jest w samochodzie; widział tylko siedzących z przodu pułkownika i Steve'a, ale to był model coupe i mogła schować się z tyłu.

Cieszył się, że może się wreszcie czymś zająć. Połączenie bezruchu i rosnącej irytacji było zabójcze. Bolały go plecy i zesztywniały mu nogi. Miał ochotę dać sobie spokój i odjechać. Mógł siedzieć teraz w restauracji przy butelce dobrego wina bądź też odpoczywać w domu, słuchając dziewiątej symfonii Mahlera albo rozbierając Vivvie Harpenden. Ale potem pomyślał o korzyściach, które mogła przynieść transakcja. Po pierwsze pieniądze; jego udział wynosił sześćdziesiąt milionów dolarów. Po drugie władza polityczna, wynikająca z obecności Jima Prousta w Białym Domu i funkcji lekarza naczelnego kraju, którą wówczas on sam obejmie. Po trzecie, szansa stworzenia nowej innej Ameryki w dwudziestym pierwszym wieku, Ameryki takiej, jaką kiedyś była: silnej, odważnej i czystej. Dlatego zacisnął zęby i w dalszym ciągu udawał prywatnego detektywa.

Jazda za Loganem spokojnymi waszyngtońskimi ulicami nie sprawiała mu przez jakiś czas trudności. Trzymał się dwa samochody z tyłu, jak na policyjnym filmie. Samochód Lincoln Mark VIII prezentował się całkiem elegancko. Być może powinien zamienić na niego swego town cara. Sedan wyglądał nieźle, ale wydawał się trochę zbyt stateczny; coupe było bardziej ekstrawaganckie. Zastanawiał się, ile może dostać za town cara. A potem przypomniał sobie, że w poniedziałek będzie bogaty. Jeśli chce sprawić sobie ekstrawagancki wóz, może kupić ferrari.

Nagle lincoln skręcił za rogiem, światła zmieniły się na czerwone, toyota jadąca przed Berringtonem zatrzymała się i stracił z oczu samochód Logana. Zaklął pod nosem i potrząsnął głową. Zaczynał śnić na jawie. Monotonia tego, co robił, osłabiała jego koncentrację. Kiedy światła zmieniły się z powrotem na zielone, skręcił z piskiem opon i dodał gazu.

Chwilę później zobaczył stojące przed kolejnymi światłami czarne coupe i odetchnął z ulgą.

Okrążyli Lincoln Memoriał i przejechali na drugą stronę Potomacu mostem Arlington. Czy kierowali się na lotnisko National? Logan skręcił w Washington Boulevard i Berrington zorientował się, że ich celem musi być Pentagon.

Zjechał w ślad za nimi estakadą na olbrzymi parking, znalazł wolne miejsce w sąsiednim rzędzie, zgasił silnik i obserwował. Steve i jego ojciec wysiedli z samochodu i ruszyli w stronę budynku.

Berrington sprawdził lincolna. W środku nie było nikogo. Jeannie musiała zostać w ich domu w Georgetown. Co takiego knuli Steve i jego ojciec? I co robiła teraz Jeannie?

Ruszył za nimi, trzymając się dwadzieścia, trzydzieści jardów z tyłu. Był wściekły, że musi ich śledzić. Bał się, że go zauważą. Co wtedy powie? Nie wiedział, czy zdoła znieść takie upokorzenie.

Na szczęście żaden z nich się nie obejrzał. Wspięli się po schodach i weszli do budynku. Śledził ich aż do pierwszego punktu kontrolnego, gdzie musiał zawrócić.

Znalazł automat telefoniczny i zadzwonił do Jima Prousta.

– Jestem w Pentagonie. Śledziłem Jeannie do domu Loganów, a potem przyjechałem tutaj za Steve'em Loganem i jego ojcem. Martwię się, Jim.

– Pułkownik pracuje przecież w Pentagonie?

– Tak.

– To może być coś zupełnie niewinnego.

– Po co miałby jechać do biura w sobotę wieczór?

– Na partyjkę pokera w gabinecie generała, jeśli dobrze pamiętam swoją służbę w wojsku.

– Nie zabiera się syna na partyjkę pokera, bez względu na to, w jakim jest wieku.

– Czy w Pentagonie jest coś, co może nam zaszkodzić?

– Archiwa.

– Nie masz racji – odparł Jim. – W wojsku nie ma informacji o tym, co zrobiliśmy. Jestem tego pewien.

– Musimy wiedzieć, co tam robią. Czy nie możesz się tego jakoś dowiedzieć?

– Chyba mogę. Jeśli nie mam przyjaciół w Pentagonie, nie mam ich nigdzie. Przedzwonię tu i tam. Bądź w kontakcie.

Berrington odłożył słuchawkę i przez chwilę wpatrywał się w telefon. Frustracja doprowadzała go do szału. Zagrożone było wszystko, nad czym pracował przez całe życie, a czym on się zajmował? Śledzeniem ludzi niczym jakiś parszywy łaps. Nie mógł jednak zrobić nic więcej. Zgrzytając zębami z niecierpliwości, obrócił się na pięcie i wrócił do samochodu, żeby w nim czekać.

50

Steve wpatrywał się z napięciem w ekran komputera. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, za chwilę dowie się, kto zgwałcił Lisę Hoxton. Będzie miał szansę udowodnienia swojej niewinności. Ale co będzie, jeśli coś nawali? Mógł nie zadziałać program, mogło się też okazać, że informacje medyczne zostały usunięte z bazy danych. Komputery zawsze podają człowiekowi głupie komunikaty: Not found, Out of memory albo Error protection failure.

Terminal wydał z siebie podobny do dzwonka odgłos. Przeszukanie dobiegło końca. Na ekranie ukazała się lista zgrupowanych parami nazwisk i adresów. Program Jeannie zadziałał. Ale czy na liście znalazły się dzieci zrodzone w efekcie klonowania?

Starał się opanować niecierpliwość. Przede wszystkim musieli zrobić kopię listy.

Znalazł pudełko z nowymi dyskietkami w szufladzie, wsunął jedną z nich do stacji dysków, skopiował plik, schował dyskietkę do tylnej kieszeni dżinsów i dopiero wtedy zaczął studiować listę nazwisk.

Żadnego z nich nie rozpoznawał. Zjechał kursorem w dół; lista miała najwyraźniej kilka stron. Łatwiej będzie przejrzeć ją na papierze.

– Czy mogę zrobić wydruk? – zapytał, zwracając się do porucznik Gambol.

– Oczywiście. Może pan użyć tej laserowej drukarki – odparła i pokazała mu, jak ją uruchomić.

Steve stanął nad drukarką i wpatrywał się chciwie w wychodzące z niej kartki. Miał nadzieję, że zobaczy swoje nazwisko w towarzystwie Dennisa Pinkera, Wayne'a Stattnera oraz mężczyzny, który zgwałcił Lisę Hoxton. Ojciec zaglądał mu przez – Tamie.

Na pierwszej stronie były tylko pary, żadnych grup po trzy albo cztery nazwiska.

Nazwisko Steve Logan pojawiło się w połowie drugiej strony. Tato zobaczył je równocześnie z nim.

– Tu jesteś – powiedział, starając się opanować podniecenie.

Ale coś było nie w porządku. W grupie znajdowało się zbyt wiele nazwisk. Oprócz Stevena Logana, Dennisa Pinkera i Wayne'a Stattnera byli tam Henry King, Per Ericson, Murray Claud, Harvey Jones i George Dassault. Radość Steve'a zmieniła się w konsternację.

Tato zmarszczył czoło.

– Kim są ci wszyscy mężczyźni?

Steve policzył nazwiska.

– Jest ich ośmiu.

– Ośmiu? – powtórzył tato. – Ośmiu?

Steve nagle zrozumiał.

– Tyle właśnie wyprodukowało Genetico – powiedział. – Jest nas ośmiu.

– Osiem klonów – stwierdził ze zdumieniem tato. – Co oni sobie, u licha, wyobrażali?

84
{"b":"101270","o":1}