Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Mostki między domami uginały się i kołysały pod ciężarem spacerujących po nich ludzi-kaktusów. W piaskowych ogródkach garuda spostrzegł postacie z wielkimi grabiami i drewnianymi szuflami, pracowicie kształtujące podłoże, tak by przypominało miniaturowe wydmy stworzone przez wiatr. W ciasnej, zamkniętej ze wszystkich stron przestrzeni, nie było miejsca na choćby najmniejszy ruch powietrza; zadania wichru musiały przejąć ręce mieszkańców Szklarni.

Na ulicach kłębił się tłum kaktusów – straganiarzy i kupujących – targujących się z zapałem, ale zbyt cicho, by Yagharek mógł posłyszeć ich głosy. Niektórzy ciągnęli za sobą wozy; robili to parami, gdy ładunek był szczególnie ciężki. Nigdzie nie było konstruktów, powozów ani zwierząt, jeśli nie liczyć kilku ptaków i paru królików skalnych, które garuda dostrzegł na gzymsach budynków.

Na zewnątrz, na ulicach Nowego Crobuzon, kobiety-kaktusy nosiły obszerne, bezkształtne suknie, podobne do luźno udrapowanych prześcieradeł. Tu, w Szklarni, wkładały jedynie białe, beżowe lub żółtawe przepaski biodrowe, niczym nie różniące się od męskich. Ciała kobiet wyróżniały się jedynie nieco większymi piersiami, których czubki znaczyły rozległe, ciemnozielone sutki. Tu i ówdzie Yagharek wypatrzył matki z dziećmi przytulonymi do piersi; malcom najwyraźniej nie przeszkadzały ukłucia matczynych igieł. Hałaśliwe grupki starszych dzieciaków bawiły się na rogach ulic, ignorowane lub strofowane bez przekonania przez mijających je dorosłych.

Na każdym z tarasów wielkiej świątyni-piramidy siedzieli starsi, czy-; tając, paląc i rozmawiając. Niektórzy zajmowali się ogródkami. Nieliczni nosili na ramionach czerwono-niebieskie szarfy, mocno kontrastujące z bladozieloną skórą.

Yagharek czuł, że z każdą chwilą jest coraz bardziej spocony. Raz po raz widok przesłaniały mu smugi dymu, bijące z setki kominów o różnej wysokości. Szare obłoki gromadziły się pod kopułą i wolno przesączały na zewnątrz, ale brak wiatru i gorąco panujące pod dobrze nasłonecznioną czaszą ze szkła sprawiały, że dym prawie się nie rozpraszał. Yagharek spojrzał na wewnętrzną stronę szklanych paneli i stwierdził, że pokrywa je warstwa tłustej sadzy.

Do zachodu słońca brakowało jeszcze godziny. Yagharek spojrzał w lewo i zauważył, że potężna soczewka zamykająca wierzchołek kopuły zdaje się eksplodować światłem. Chwytała każdy promień chylącej się ku horyzontowi gwiazdy i wiernie przekazywała go do wnętrza Szklarni, napełniając je blaskiem, ale i nieznośnym upałem. Garuda dostrzegł też kable, które opasywały żelazną ramę mocującą soczewkę i biegły dalej po szklanej ścianie, by zniknąć gdzieś we wnętrzu gmachu.

Płaski ogródek piaskowy na szczycie schodkowej piramidy stojącej pośrodku Szklarni zakryty był niemal całkowicie przez skomplikowaną maszynerię. Dokładnie pod szklaną opuchlizną soczewki zatykającej sklepienie kopuły stał potężny aparat, również wyposażony w elementy optyczne. Grube rury łączyły jego obudowę ze stojącymi dokoła kadziami. Kaktus w kolorowej szarfie z zapałem pucował miedziany mechanizm.

Yagharek przypomniał sobie plotki, które słyszał w Shankell, szeptem powtarzane relacje o maszynie heliochymicznej o niewyobrażalnej mocy taumaturgicznej. Przyjrzał się uważnie dziwnej aparaturze, ale nie zdołał odgadnąć jej przeznaczenia.

Przypatrując się życiu kolonii kaktusów, garuda nagle zdał sobie sprawę, że widzi zaskakująco dużą liczbę dobrze uzbrojonych oddziałów. Zmrużył oczy i spojrzał w dół niczym bóg, uważnie badając każdy skrawek zalanej ostrym światłem przestrzeni. Widział niemal wszystkie dachowe ogródki i miał wrażenie, że co najmniej połowa z nich była bazą uzbrojonych drużyn, liczących po trzech lub czterech ludzi-kaktusów. Siedzieli lub stali, a z tak dużej odległości nie sposób było odczytać emocji malujących się na ich twarzach. Doskonale widoczne były za to potężne kuszarpacze, które dzierżyli bez wysiłku. U pasów żołnierzy wisiały masywne topory, a groty halabard połyskiwały złowrogo czerwonawym blaskiem.

Na zatłoczonym targu, między straganami, garuda zobaczył liczne patrole. Zbrojni pilnowali także najniższego poziomu schodkowej świątyni i dostojnym krokiem przemierzali krótkie ulice, z kuszarpaczami gotowymi do strzału.

Uwadze Yagharka nie uszły też dziwne spojrzenia mieszkańców – te pełne nadziei, którymi mierzyli żołnierzy, oraz te niespokojne, które rzucali w kierunku sklepienia.

Miał wrażenie, że sytuacja w Szklarni nie jest normalna.

Coś niepokoiło mieszkańców kolonii. Z własnego doświadczenia wiedział, że ludzie-kaktusy bywają zadziorni i małomówni, ale atmosfera lęku i nerwowego oczekiwania była czymś, czego nigdy nie doświadczył wśród nich w Shankell. Pomyślał, że być może członkowie tutejszej grupy sapo prostu inni, z natury bardziej posępni niż ich kuzyni z południa. Mimo to czuł dziwne mrowienie na skórze i zapach strachu w powietrzu.

Skoncentrował się jeszcze mocniej i zaczął metodycznie badać każdy jard zamkniętego świata kaktusów. Skupienie, które osiągnął, było czymś w rodzaju łowieckiego transu.

Wbił wzrok w dalekie obrzeża kopuły i jednym, długim spojrzeniem omiótł całe peryferia kolonii. Obracając głowę, spiralnym kursem skanował całą powierzchnię ziemi i budynków.

Metodycznie zagłębiał wzrok w każdy zakątek Szklarni, zatrzymując oczy tylko na krótką chwilę, gdy dostrzegł niedoskonałość ceglanej powierzchni lub inny – przykuwający uwagę – szczegół. Zaraz potem kontynuował badanie.

Dzień miał się ku końcowi i widać było, że nerwowość kaktusów nasila się z każdą chwilą.

Yagharek zakończył fazę metodycznej obserwacji, nie dostrzegłszy niczego niezwykłego. Zainteresował się więc wewnętrzną stroną dachu, szukając możliwości dyskretnego zejścia na dół. Szybko przekonał się, że zadanie nie będzie łatwe. Żelazne kratownice konstrukcji były dość wypukłe wokół szklanej soczewki, ale już kilka jardów dalej, między panelami, nie odstawały tak mocno od powierzchni sklepienia. Garuda pomyślał, że z pewnym wysiłkiem byłby w stanie zejść po nich na dół. Wyobrażał sobie w tej pozycji także Lemuela czy Derkhan i być może któregoś z najemników, ale z całą pewnością nie Isaaca. Jego obfite cielsko nie utrzymałoby się długo na wygiętym dźwigarze, ciągnącym się ku ziemi przez dobrych kilkaset jardów.

Słońce dotykało już widnokręgu. Yagharek wynurzył się z odwróconej misy Szklarni i zadarłszy głowę, odetchnął nadspodziewanie chłodnym powietrzem Nowego Crobuzon.

Za jego plecami, na szklanej tafli, przykucnął Shadrach. Miał na głowie hełm z lusterkami. Drugie, podobne nakrycie głowy, trzymał w wyciągniętej ręce, podając je Yagharkowi.

Hełm mężczyzny był podobny, ale nie identyczny. Ten, który dostał garuda, był prymitywnym kawałem rdzewiejącego metalu. Hełm Shadracha był bogatszy o skomplikowaną, miedzianą armaturę i mosiężne zawory. Na jego czubku znajdowało się gniazdo z otworami, do którego można było przyśrubować dodatkowe wyposażenie. Tylko lusterka sprawiały wrażenie naprędce skleconego dodatku.

– Zapomniałeś o tym – powiedział cicho Shadrach, machając ciężkim hełmem. – Przez dwadzieścia minut nie dawałeś znaku życia, więc przyszedłem sprawdzić, czy nic ci się nie stało.

Yagharek pokazał mu żelazne belki pod sklepieniem Szklarni i przez chwilę szeptem dyskutowali o problemie Isaaca.

– Musicie zejść na dół – nalegał garuda. – Musicie pójść kanałami, Lemuel wskaże wam drogę. Postarajcie się jak najszybciej wejść pod kopułę. Przyślijcie do mnie kilka mechanicznych małp. Przydadzą się, jeśli zostanę zaatakowany. Zajrzyj do środka.

Shadrach pochylił się ostrożnie i wsunął głowę pod płyty ciemniejącego szkła. Yagharek wyciągnął rękę, wskazując na daleki kraniec tętniącej życiem kolonii, gdzie nad brzegiem martwego kanału stał budynek-widmo. Podłużna plama wody, fragment nabrzeża i skrawek ziemi, na którym ostał się zapomniany budynek, zostały odcięte od reszty osady przypadkowo wzniesioną barykadą gruzu, śmieci i zardzewiałego drutu kolczastego. Dom niemalże dotykał tylną ścianą powierzchni kopuły, piętrzącej się nad nim jak stroma, prawie pionowa, ciemna chmura.

– Musicie tam dotrzeć – szepnął garuda. Shadrach mruknął coś na kształt słowa „niemożliwe”, ale Yagharek nie zamierzał go słuchać. – Wiem, że to trudne, ale stąd na pewno nie zejdziecie na dół, a nawet jeśli ty byłbyś w stanie tego dokonać, to Isaac bez wątpienia nie. A przecież potrzebujemy go w środku. Musicie go tam wprowadzić, i to tak szybko, jak to możliwe. Zejdę do was. Odnajdę was, gdy tylko odszukam gniazdo ciem. Czekajcie na mnie. – Mówiąc te słowa, Yagharek zapinał pod brodą paski hełmu i uważnie sprawdzał pole widzenia za swymi plecami. W jednym z lusterek uchwycił spojrzenie Shadracha. – Idź już. Musicie się spieszyć. A potem… bądźcie cierpliwi. Przyjdę do was, zanim skończy się noc. Ćmy muszą wlatywać do środka przez tę wyrwę, więc wystarczy, że na nie zaczekam, obserwując ją.

Twarz Shadracha stężała. Yagharek miał rację. Awanturnik także nie wyobrażał sobie, by taki amator jak Isaac był w stanie przemykać po gęsto żebrowanej, stromej, żelaznej belce.

Skinął głową na pożegnanie i odprowadzany odbitym w lusterkach wzrokiem garudy ruszył w stronę drabinki, by z imponującą sprawnością zniknąć za krzywizną kopuły.

Yagharek odwrócił się i spojrzał na czerwonawe resztki słońca. Westchnął głęboko i popatrzył najpierw w lewe, a potem w prawe lusterko. Uspokoił się i odetchnął w wolnym rytmie yajhu-saak, myśliwskiej medytacji, bojowego transu garudów z Cymek.

Po kilku minutach rozległ się cichy klekot metalu o szkło i trzy konstrukty-małpy, jeden po drugim, pojawiły się na szczycie drabiny. Zebrały się wokół Yagharka i czekały, błyskając różowo soczewkami receptorów wzrokowych i posykując cienkimi tłokami przy każdym ruchu.

Garuda odwrócił się i spojrzał na ich odbicie w lusterkach. Po chwili, mocno ściskając w dłoniach linę, zaczął opuszczać się w otwór po wybitej szybie. Znikając w nim, gestem dał znać konstruktom, że mają iść za nim. Gorące powietrze ogarnęło go i zamknęło się nad jego głową, gdy znalazł się pod czaszą z żelaza i szkła. Skąpany w czerwonym świetle zmierzchu, wzmacnianym i przesyłanym do wnętrza przez wielką soczewkę, zawisł na moment w drodze do ukrytego gniazda bestii.

126
{"b":"94924","o":1}