Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Przecież zapaliłam – odrzekła żona, spoglądając przez ramię w ciemny prostokąt.

– A to się, cholera, nie pali, prawda?

Sheila podeszła do tablicy rozdzielczej, umieszczonej blisko drzwi do małego pokoju na zapleczu, który służył im za biuro. Ich mieszkanie znajdowało się na piętrze.

– Wszystkie wyłączniki są przekręcone – krzyknęła do męża. – Pewnie żarówka się przepaliła.

– Szlag by to trafił – jęknął mąż.

– Wymień ją, Alex. Zaraz ci przyniosę nową.

– Wspaniale – odpowiedział ze znużeniem Alex.

Chciał wrócić na zebranie; lubił słuchać tych chłopaków, a ponieważ dzisiaj nie było innych klientów, miał niepowtarzalną okazję wzięcia udziału w ich dyskusji. Na szczęście jego pub nie był uzależniony od żadnego browaru i nie musiał się obawiać, że jakiś wścibski facet poinformuje browar, jakie organizacje spotykają się u niego. Jeden z jego kolegów, karczmarz z Shoreditch, musiał zrezygnować z posady, gdy browar, do którego należał pub, odkrył, że oddaje sale na zebrania Frontu Narodowego. Taka była niedogodność dzierżawienia lokalu – musiałeś tańczyć, jak ci zagrają.

– No, Sheila – zawołał – daj mi ją wreszcie. Wróciła z lodowatym wyrazem twarzy i podała mu latarkę i nową żarówkę.

– Czterdzieści watów – powiedział z niesmakiem. – Przecież to nic nie da.

– Tylko taka nam została – odpowiedziała cierpliwie. – I przynieś to lekkie piwo, skoro i tak tam idziesz.

– Kto, do diabła, będzie to pił dziś wieczorem?

– To na jutro. Wiesz, że teraz mamy potworny tłok w ciągu dnia, szczególnie podczas lunchu.

– No tak, odrabiają wieczorne spotkania.

– I dzięki Bogu! W przeciwnym razie wkrótce poszlibyśmy z torbami. Pospiesz się, bo twoi kumple zaczną szumieć.

– Nie są moimi kumplami.

– Masz mnie za idiotkę? Przecież spędzasz z nimi tyle czasu.

– Po prostu w większości zgadzam się z tym, co mówią. Sama widzisz, ilu już jest w okolicy czarnuchów. Więcej niż nas.

– Dobrze, dobrze, zejdź już lepiej na dół. Czasami mówisz jak duży dzieciak.

Alex ciężko postawił nogę na drabinie.

– Wspomnisz moje słowa, niedługo zaczną wpadać tu na drinka.

Jego wielka głowa zniknęła w otworze.

– Heil Hitler! – skomentowała oschle Sheila i zaciągnęła się dymem z papierosa. Z pełnym rezygnacji westchnieniem wróciła do polerowania kufli.

Na dole Alex poświecił latarką po brudnej, cuchnącej piwem piwnicy. Snop światła szybko odnalazł nagą żarówkę zwisającą z niskiego sufitu. Chyba zrobię jutro remanent, powiedział do siebie, krocząc po zakurzonej kamiennej podłodze. Żeby brakowało… o cholera! Wyszedł z kałuży i strząsnął z buta kropelki zwietrzałego piwa. Skierował snop światła na ziemię i zdziwił się, widząc jego odbicie w cienkiej warstwie płynu. Podłoga piwnicy opadała ku środkowi, tak aby zbierające się resztki piwa mogły spływać do głównego kanału, a następnie do ścieku. Oświetlił latarką kanał i zobaczył, że szmaty czy też kawałki worka zatykają odpływ.

To ten głupi sukinsyn Paddy, powiedział pod nosem, mając na myśli dziennego barmana. Do obowiązków tego małego Irlandczyka należało uzupełnianie zapasów w barze, trunki woził windą na górę. Musiał upuścić te szmaty, czy co to było. Cholerny irlandzki idiota, mruknął, kopiąc na bok wilgotne zawiniątko. A do tego podkradał jeszcze z kasy. Chryste, jak trudno o uczciwy personel. Alex patrzył, jak mocno pachnąca mieszanina różnych gatunków piwa wpada z bulgotem do kwadratowego, zakrytego kratą ścieku. Przynajmniej ten nie był zatkany. Jeśli było jakieś zajęcie, którego Alex nie znosił, to właśnie odtykanie ścieków. Całe to gówno i szlam. Ścieki musiały być drożne, w przeciwnym razie w ciągu tygodnia piwnica zostałaby zalana po kostki, a śmierdziałoby w niej jak w browarze od tych wszystkich tłukących się tu butelek. Dostawcy niczym się nie przejmują. Rzucają kontenery gdzie popadnie. Wydawało mu się, że zobaczył, jak coś uciekło z kręgu światła latarki. – Niemożliwe, żeby tu były szczury – jęknął głośno.

Poświecił dookoła latarką, ale nie zauważył nic, oprócz cofającej się ciemności.

Stąpając ciężko, Alex zbliżał się do dyndającej żarówki, niepewny, czy czarny, zmykający kształt był jedynie wytworem jego wyobraźni. Nie słyszał, żeby coś się poruszyło. Sama lampa wisiała nad otworem ściekowym i barman sięgnął do góry, trzymając ostrożnie latarkę jedną dłonią i kierując snop światła na sufit. Stał w rozkroku, nad kanałem.

– Au! – krzyknął Alex, gdy dotknął palcami gorącego szkła, żarówka musiała się przepalić na chwilę przed otwarciem piwnicy. Gwałtownie odsunął ręce i upuścił latarkę. – Szlag by to trafił! – wrzasnął, gdy trzasnęła o podłogę i zgasła. Przez podniesioną klapę, z drugiego końca piwnicy przedostawało się na dół trochę światła, lecz nie dochodziło do miejsca, w którym stał. Alex sięgnął do kieszeni i wyciągnął chusteczkę, drugą kieszeń wypychała mu nowa żarówka. Wykręcił starą, tym razem używając chusteczki dla ochrony przed rozżarzonym szkłem.

Mrok nie przeszkadzał mu, nigdy bowiem, nawet jako dziecko, nie bał się ciemności. Ale mrowienie na karku ostrzegło go, że w piwnicy coś jest nie w porządku.

Sheila oparła łokcie na blacie baru i zamyślona wpatrywała się w zamknięte drzwi. W ustach trzymała zapalonego przed chwilą papierosa, obfite piersi, jak wypełnione mąką woreczki, spoczywały wygodnie na drewnianym blacie. Nie wiedziała, ile jeszcze takich nocy zdoła wytrzymać. Robiła się na bóstwo, wprawiała w nastrój, który pozwalał jej udawać wieczorną wesołość lub współczucie, w zależności od nastroju poszczególnych klientów, była miła dla wszystkich i stanowcza wobec pozwalających sobie na zbyt wiele. Przypominało to trochę show biznes, tylko w ciągu ostatnich nocy to nie był żaden biznes. Na pewno szybko pozbędą się tego gazu, czy cokolwiek to jest. W przeciwnym razie całe miasto zejdzie na psy. Ale i tak powinna chyba być wdzięczna, że udało im się trochę zarobić na tym spotkaniu na zapleczu pubu, mimo że tak bardzo nie podobało jej się to towarzystwo. Alex tylko dlatego zdołał ją przekonać, by wyraziła zgodę na to spotkanie, że wynajęli salę miesiąc wcześniej. Był jednym z nich, chociaż nie chciał się do tego przyznać. Oczywiście będą musieli zapłacić za wynajęcie sali na całą noc; żaden z nich nie mógł wyjść przed świtem. Zgarnęliby ich, gdyby złapali ich nocą na ulicy. Gdzie jest Alex? Nie spieszy się. Któż to występował w telewizji którejś nocy? Kardynał czy biskup? Powiedział im, żeby się modlili. Cha, cha! Można się uśmiać! Już widzi, jak stary Alex pada na kolana, by się pomodlić. Może by to zrobił, gdyby ktoś mu przystawił pistolet do głowy. O co mają się modlić? Czyż modlitwy powstrzymają gaz paraliżujący system nerwowy, jeżeli oczywiście jest prawdą to, co mówił Alex. To naukowcy powinni się modlić. To oni spowodowali cały ten bałagan. Niech teraz oni coś z tym zrobią. A nie ci, którzy się modlą.

– Sheila.

Rozejrzała się dookoła. Co to było?

– Sheila.

Westchnęła i ociężale podeszła do otwartego wejścia do piwnicy.

– Co tam kombinujesz, Alex? Tyle czasu potrzebujesz, by przynieść na górę skrzynkę piwa?

Wpatrywała się w panującą na dole ciemność.

– Nie zmieniłeś jeszcze żarówki? – spytała zirytowana.

– Sheila, zejdź na dół.

– Gdzie jesteś, Alex? Nie widzę cię.

– Zejdź na dół.

– Co takiego? Ja mam zejść na dół? Daj mi spokój, Alex.

– Sheila, proszę cię.

– Żarty sobie stroisz? Nie jestem w nastroju.

– No chodź, Sheila, zejdź na dół. Chcę ci coś pokazać. Żona barmana zarechotała.

– Później mi pokażesz, w łóżku.

– Nie, Sheila, teraz. Zejdź na dół. Głos Alexa brzmiał dziwnie natarczywie.

– To niebezpieczne, Alex. Mogę spaść.

– Nie spadniesz, Sheila. Pomogę ci. Zejdź.

– O mój Boże – powiedziała do siebie Sheila. Czego się nie robi z miłości.

– Dobrze, Alex – zawołała w głąb piwnicy chichocząc. – Mam nadzieję, że nie będę tego żałowała.

62
{"b":"108253","o":1}