Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Przecież jest napisane OTWARTE – odpowiedział mąż. – A poza tym, spójrz na drzwi do kasy. Tam też jest tabliczka OTWARTE.

– Może powinieneś zatrąbić, George – z tylnego siedzenia odezwał się teść kierowcy.

– Dam mu jeszcze chwilę. Może jest gdzieś z tyłu. – George nie należał do ludzi energicznych.

Jego żona, Olwen, podciągnęła brzeg falbaniastej sukni, obszytej cekinami, zbierając ją ciasno w fałdy nad kolanami, w obawie by szyfon i warstwy siatki nie pobrudziły się w samochodzie. Ogromna polietylenowa torba, zawieszona obok jej siedzenia, chroniła starannie uszytą balową suknię i futrzaną narzutkę przed niewidzialnym brudem. Jej wysoko ułożona fryzura musnęła dach samochodu, gdy przesuwała się, aby wyjrzeć przez okno, a usta zacisnęły się w cienką, prostą linię.

– Powinniśmy wygrać – oznajmiła srogo.

– Posłuchaj, Olwen – powiedział cierpliwie George. – Nigel i Barbara byli świetni.

– Oczywiście, broń ich. A to, że dwa razy wpadli na nas na parkiecie, to się nie liczy? Nawet nas potem nie przeprosili. Tak się miotali, jakby nikogo innego nie było na sali. Powinniśmy wnieść sprzeciw. Cholerni sędziowie nic nie zauważyli.

– Przecież zajęliśmy drugie miejsce, kochanie.

– Drugie miejsce! Jak to z tobą. Zawsze będziesz drugi.

– Nie ma powodu do takiej kłótni – upomniał ich ojciec Olwen.

– Zamknij się, Huw – oburzyła się ściśnięta obok męża na tylnym siedzeniu matka Olwen. – Olwen ma rację. Ta dziewczyna mogłaby już być mistrzynią tańca.

Nie dodała „z innym partnerem”. Nie było takiej potrzeby.

– Nie zwracaj na nie uwagi, George – wtrącił Huw. – One są zawsze niezadowolone.

– Niezadowolona? A z czego mam być zadowolona? Co ty mi dałeś w życiu?

– Jeszcze chwila i dam ci po buzi.

– Tato, nie odzywaj się tak do mamy.

– Będę się do niej odzywał, jak…

– Och, na pewno nie będziesz. Widzisz, Olwen, jaki on jest? Rozumiesz teraz, co ja musiałam znosić przez te wszystkie lata?

– Ty? To ja znosiłem twoje zrzędzenie.

– Zrzędzenie?

– Mama nie zrzędzi.

– Zrzędzi przez cały czas. Tak samo jak ty. Biedny George.

– Ja zrzędzę, George? Ja nigdy nie zrzędzę, George. Czy ja kiedykolwiek zrzędziłam, George?

– Długo nas nie obsługuje – skwitował George.

– Więc zatrąb na niego. – Olwen wyciągnęła rękę i nacisnęła klakson. – Leniwy facet, pewnie śpi pod kontuarem.

George przejechał serdecznym palcem i kciukiem po swoich cienkich jak ołówek, posmarowanych brylantyną wąsach i zastanawiał się przez chwilę, co by się stało, gdyby uderzył Olwen pięścią w nos. Oddałaby mu, ot, co by się stało. I uderzyłaby mocniej.

– O, idzie – zauważył, wskazując osobę, która wynurzyła się z panującej za stacją ciemności.

– Najwyższy czas, do cholery – warknęła Olwen.

– Nie przeklinaj, kochanie. To niezbyt ładnie.

– Będę przeklinała, jeśli będę miała na to ochotę.

– George ma rację, Olwen – powiedział jej ojciec. – To nie przystoi prawdziwej damie.

– Zostaw ją w spokoju, Huw – odezwała się jej matka. – Miała dzisiaj wystarczająco dużo stresów. George nie pomógł jej, pozwalając, żeby się przewróciła w pas redouble.

– Najlepsza część tego cholernego wieczoru – zauważył ojciec, uśmiechając się na samo wspomnienie.

– Tato!

– Nie zwracaj uwagi, Olwen. To właśnie cały on, cieszy się widząc, że jego córka robi z siebie idiotkę.

– Mamo!

– Och, nie miałam na myśli…

– Pięć „extra”, proszę – opuściwszy szybę, zawołał George do zbliżającej się postaci.

Mężczyzna zatrzymał się, uśmiechnął się do pasażerów w samochodzie i spojrzał na dystrybutory. Ruszył w ich kierunku.

– ” Ale się grzebie, prawda? – zauważyła matka Olwen. – I dlaczego ma taki głupi uśmiech na twarzy?

– Spójrz, jak on wygląda – dodała Olwen. – Można by pomyśleć, że przed chwilą wyszedł z kopalni. Ciekawa jestem, czy kierownik wie, w jakim stanie jego personel pokazuje się klientom.

– Może on jest szefem – powiedział ojciec, śmiejąc się na tylnym siedzeniu, nie wiedząc, że kierownik leży martwy na podłodze w toalecie, z mózgiem rozbitym jak jajko uderzeniami cegły.

Patrzyli, jak mężczyzna zdejmuje dozownik z dystrybutora. Podchodzi do samochodu, trzymając wąż wyciągnięty jak pistolet podczas pojedynku. Jego na wpół zamknięte oczy nie przystosowały się jeszcze do różnicy między ostrym oświetleniem stacji a ciemnością, z której przed chwilą się wynurzył. Uśmiechnął się do czterech osób patrzących na niego z samochodu.

– Głupi facet – zauważyła Olwen. George wychylił głowę przez okno.

– Nie, kolego, powiedziałem „extra” a wciąż leci „super”.

Cofnął się szybko, gdy zobaczył, że tamten wpatruje się w czarną dyszę dozownika.

Na tylnym siedzeniu escorta ojciec Olwen miał zdziwiona minę. Zobaczył jakiś ruch na skraju otaczających stację ciemności. Były tam postacie, które się zbliżały. Wchodziły w strefę światła, następnie się zatrzymywały. Czekały. Patrzyły. Za nimi, wciąż w cieniu, stały inne. Co się, do diabła, dzieje? Dlaczego wpatrują się w samochód? Odwrócił się, żeby coś powiedzieć, ale zrezygnował, gdy zobaczył wepchnięty przez okno samochodu metalowy wylot węża pompy benzynowej i przerażona twarz George’a, który musiał odsunąć od niego głowę. Oniemiały ze zdziwienia ojciec Olwen mógł tylko patrzeć, jak palec wskazujący zaciska się na dyszy.

Trysnęła benzyna, oblewając głowę i ramiona George’a przejrzystym płynem. Olwen zaczęła krzyczeć, kiedy wylot węża został skierowany na łono męża. Jej ojciec próbował przesunąć się do przodu i chwycić długą lufę węża, ale została zwrócona w jego stronę i upadł do tyłu, krztusząc się benzyną, która zalewała mu usta. Matka Olwen krzyczała teraz przeraźliwie, wiedząc, że ona i jej mąż znaleźli się w pułapce i są bezradni na tylnym siedzeniu dwudrzwiowego samochodu.

Krzyki Olwen stały się jeszcze głośniejsze, gdy jej suknia została nagle oblana śmierdzącym płynem. Próbowała złapać klamko u drzwi, ale palce ześlizgiwały się jej z oblanego benzyna metalu.

Jej ojciec, wciąż krztusząc się paliwem, które połknął, mógł tylko patrzeć przerażony, jak końcówka węża faluje, a lejąca się z niej obfitym strumieniem benzyna wypełnia samochód szkodliwymi oparami i śmiertelnym płynem. Walił na oślep, piekły go oczy i nic nie widział. Olwen, płacząc, przesłoniła twarz rękami i tupała nogami w podłogę samochodu. Jej matka próbowała się wcisnąć w przerwę miedzy fotelem kierowcy a tylnym siedzeniem. Nagle strumień benzyny przestał płynąć i dysza została wyciągnięta z samochodu.

Ojciec Olwen musiał dojrzeć przez okno tylko tułów mężczyzny, ale to wystarczyło, by zobaczyć, jak rzuca dysze do kieszeni. Zaczął jęczeć, kiedy ujrzał pudełko zapałek, nagły jasny płomyk, gdy jedna z nich została zapalona, i nikły dym pozostawiony przez rzuconą na samochód zapałkę.

Mężczyzna cofnął się, gdy wnętrze escorta wybuchło oślepiającym płomieniem, jego twarz, lizana płomieniami, natychmiast zaczęła się łuszczyć. Wydawało się, że nie czuje bólu, kiedy schylił się po wąż leżący u jego stóp i skierował na siebie końcówkę dozownika. Jego palce objęły spust i zacisnęły się.

Chodził dookoła stacji, tak daleko, jak mu na to pozwalał wąż, rozlewając wszędzie benzynę. Sam był nią nasycony, ale wydawało się, że nie zwraca na to uwagi. W końcu zawrócił w kierunku małego, żółtego samochodu, który zamienił się teraz w szalejące piekło. Z wewnątrz nie dochodziły już głosy pasażerów. Skierował na samochód strumień benzyny. Płomienie objęły także jego i stał tam krzycząc, dopóki nie zamienił się w czarną zwęgloną masę. Towarzyszące mu postacie odwróciły się od żaru i światła, znikając w ciemności, która musiała się cofnąć, gdy stacja benzynowa eksplodowała, zamieniając się w olbrzymią kulę ognia, która rosła setki stóp w powietrzu i rozświetlała nocne niebo.

Narastała Ciemność – złowrogi, skradający się mrok pozbawiony kształtu, ale pełen niewidzialnej energii, rozszerzający się duch, egzystujący tylko w innych duchach, coś niematerialnego, co wchłania ludzkie umysły wdzierając się do nich i poszukując ukrytych, stłumionych popędów, które się tam zrodziły. W jej obrębie istniały materialne, ciemne kształty, mające postać mężczyzn i kobiet, których wolą nie tylko rządziła, lecz którzy ucieleśniali materialną jej część, fizycznie odzwierciedlając zło, jakim była, jej ziemską siłę. Miała cierpkawy zapach plugawiący powietrze, gorzką woń, którą ludzie odczuwali, gdy błyskawica uderzyła w ziemię lub iskrzyły się w powietrzu przewody elektryczne. Była tajemniczą skazą na nocy.

51
{"b":"108253","o":1}