– A inni – kontynuował Bishop. – Próba zamachu na życie Kuleka. Zabójstwo Agnes Kirkhope i jej służącej. Wszyscy byli powiązani ze sprawą Pryszlaka. Kulek, gdyż badał działalność Pryszlaka. Agnes Kirkhope, ponieważ odwiedziliśmy ją i powiedzieliśmy o naszych podejrzeniach. No, i oczywiście jej brat – Dominie, był członkiem sekty. To jest logiczne, inspektorze, że ja także powinienem paść ich ofiarą.
– W tej sprawie nic nie jest logiczne, panie Bishop.
– Zgadzam się. Jeszcze bardziej nielogiczne są wydarzenia przy Willo w Road. Jak może je pan wytłumaczyć?
– W tej chwili nie będę nawet próbował. Zamknęliśmy parę osób, ale wszyscy milczą jak zaklęci. Nawet ten, który jak się wydawało, nie był tak zły jak inni, też się zmienił i przyłączył do reszty. Mówię o mężczyźnie nazwiskiem Brewer – związał całą swoją rodzinę i zamknął wszystkich w szafie. Ale oddał się w nasze ręce, zanim zdążył im wyrządzić krzywdę.
Bishop zauważył zdziwienie na twarzy Jessiki. Bał się o nią: próba zabójstwa jej ojca wstrząsnęła nią do głębi. Zadzwonił do Instytutu z domu w Robertsbridge, powstrzymując gwałtowną chęć ucieczki od pokrwawionych ciał, leżących na podłodze w kuchni, bojąc się, że jeśli jego próbowano zabić, to i życiu Kuleka może grozić niebezpieczeństwo. Sam widział, jak oszalała kobieta próbowała zabić Kuleka w Beechwood. I wiedział, że to wszystko było ze sobą powiązane: portret, który zauważył w okrągłym pokoju w Robertsbridge, przedstawiał Dominica Kirkhope’a; pamiętał zdjęcie brata Agnes Kirkhope, chociaż fotografię i portret wykonano w innym czasie, podobieństwo było wyraźne. Zdziwił się, gdy zobaczył w Instytucie nadinspektora Pecka, człowieka, który oficjalnie nadzorował śledztwo w sprawie dziwnych zdarzeń przy Willow Road. Nie był zaskoczony faktem, iż próbowano już zabić Jacoba Kuleka.
– Wszystko, co mam – mówił Peck – to morderstwa, samobójstwa, próba homoseksualnego gwałtu, a poza tym okaleczenie, podpalenie i cele pełne ludzi, którzy nawet nie wiedzą, jaka jest pora dnia. Żeby pomóc mi sporządzić dla komisarza raport, który, jak wam się zdaje, wszystko wyjaśni, dorzucacie informacje o człowieku nazwiskiem Pryszlak i jego szalonej organizacji, której członkowie wierzą w zło jako potężną, fizyczną siłę. Jak pani sądzi, panno Kulek, w jaki sposób komisarz potraktuje mój raport? Każe mnie wsadzić do jednej celi z tymi szaleńcami.
– Ja nie podałam panu żadnego wyjaśnienia. Powiedziałam tylko to, co wiem na ten temat. To pana zadanie, żeby coś z tym zrobić.
– Czy pani ma jakiś pomysł?
– Na początku spróbowałabym ustalić nazwiska wszystkich osób związanych z Pryszlakiem.
– Ma pani na myśli członków sekty?
– Tak.
– A co potem?
Jessica wzruszyła ramionami.
– Nie wiem. Może trzeba ich śledzić? Peck prychnął gniewnie.
– Przynajmniej niech się pan dowie, czy Braverman i Ferrier byli członkami sekty – powiedział Bishop. – To mogłoby zaprowadzić pana do morderców panny Kirkhope i jej gospodyni.
Peck pragnął wyrobić sobie zdecydowaną opinię o Bishopie. Kazał mu zostać w domu w Robertsbridge do chwili przybycia lokalnej policji, a później postarał się, by przewieziono go pod eskortą do Londynu, do biura Pecka w New Scotland Yard. Przesłuchiwał poszukiwacza duchów – co to właściwie jest za zawód? – przez bitą godzinę, zanim, także pod eskortą, nie przyjechała ze szpitala córka Kuleka. Poświęcił już tej sprawie dziesięć godzin i ani o krok się nie posunął. Byłoby mu łatwiej, gdyby wiedział, że Bishop albo kłamie, albo jest całkowicie niewinny.
Peck pochylił się nad biurkiem.
– W porządku, nie dowiemy się niczego więcej dzisiejszej nocy. Zwalniam pana, Bishop. Nie jestem do końca przekonany, ale pańska opowieść brzmi całkiem prawdopodobnie. Ten Pryszlak mógł mieć przyjaciół, którym nie podobało się, że pan i Jacob Kulek mieszacie się w sprawy Beechwood. Może po tym zbiorowym samobójstwie traktują ten dom jak swoją świątynię. Fakt, że biedna, stara panna Kirkhope kazała go zburzyć, mógł być dla niej zgubny. Chwilowo uznajmy to za dzieło szaleńców. To oczywiście w dalszym ciągu nie wyjaśnia całej tej makabry na Willow Road, ale trudno mi pana za to winić. W każdym razie będziemy mieli pana na oku.
– Proszę się nie martwić – powiedział kwaśno Bishop. – Nie ucieknę. Peck postukał w blat biurka.
– Będziemy mieć pana na oku, nie tylko dlatego, że jestem podejrzliwy, a do cholery jestem, ale dla pana własnego bezpieczeństwa. To dotyczy także pani ojca, panno Kulek. Oczywiście chodzi o względy bezpieczeństwa. Jeśli jego niedoszły morderca należał do hałastry Pryszlaka, mogą podjąć jeszcze jedną próbę.
W oczach Jessiki ukazało się przerażenie.
– Przepraszam, nie chciałem pani przestraszyć – uspokoił ją Peck. – Lepiej być ostrożnym niż martwym, to wszystko.
Odwrócił się do oficera, który oszołomiony tą wymianą zdań stał z założonymi rękami pod ścianą.
– Frank, znajdź kogoś, żeby sprowadził państwa na dół, dobrze?
Gdy Bishop i Jessica wstali, Peck rzucił im groźne spojrzenie.
– Proszę nas informować o każdym wyjeździe, panie Bishop. Prawdopodobnie jutro będę chciał jeszcze raz porozmawiać z panem. Mam nadzieję, że pani ojciec szybko odzyska siły, panno Kulek.
Jessica podziękowała kiwnięciem głowy i w trójkę opuścili biuro Pecka.
Oficer wrócił po kilku sekundach, wyraźnie rozbawiony.
– Z czego, do cholery, tak się śmiejesz? – warknął Peck.
– Chyba pan nie wierzy w te nonsensy o sile zła, szefie?
– Nie o to chodzi, Frank. Oni w to wierzą i to się liczy. Przynajmniej ta dziewczyna wierzy. Myślę, że Bishop jeszcze się zastanawia. Prawdę mówiąc, ja także jeszcze się zastanawiam.
Odjechali spod wysokiego budynku, milcząc przez chwilę, jakby Peck mógł słyszeć ich rozmowę ze swojego gabinetu, znajdującego się wysoko ponad nimi. W końcu deszcz przestał padać, ale nocne powietrze było przesycone wilgocią. Jessica otuliła sobie szyję kołnierzem płaszcza.
– Odwieziesz mnie do szpitala?
– Już skręciłem w tym kierunku – powiedział. – Jak się czuł, kiedy wychodziłaś?
– Był zszokowany, słaby. Wciąż miał kłopoty z oddychaniem.
– Czy ma jakieś obrażenia?
– Na ciele niewielkie, tylko siniaki, tak jak poprzednio. Lekarz powiedział, że trudności w oddychaniu spowodowane są raczej szokiem niż uszkodzeniem tchawicy. O Boże, gdybym weszła do jego gabinetu parę minut później…
Nie skończyła zdania.
Chciał pogłaskać ją po ręce, dotknąć, ale czuł się niezręcznie, jak ktoś obcy.
– Wyjdzie z tego, Jessico. Ma silną osobowość.
Próbowała się do niego uśmiechnąć, ale nie mogła. I tak uwagę miał zaprzątniętą prowadzeniem samochodu. Obserwując jego profil, zauważyła wokół oczu zmarszczki wywołane ciągłym napięciem.
– Ty także wiele ostatnio przeszedłeś – powiedziała w końcu. – To musiał być koszmar.
– Dla Agnes Kirkhope i jej gospodyni to było coś więcej niż koszmar – nie przeżyły tego. Co za potwór mógł zrobić coś takiego?
Potrząsnął głową z żalu i obrzydzenia.
– Peck chyba ciągle myśli, że zamordowałem Bravermana i jego żonę.
– Nie może tak sądzić, Chris. To nie ma sensu.
– Ty i ja, w różny sposób, przez cały czas mamy do czynienia ze sprawami sprzecznymi z logiką. Peck jest policjantem; oni lubią mieć wszystkie sprawy uporządkowane. Nie możemy go winić za to, że mnie podejrzewa.
– Ani za to, że jest tak agresywny?
– Ani za to.
Zatrzymał się na światłach, reflektory samochodów, niczym dzienne światło, rozjaśniły znajdujący się przed nimi placyk. Turyści, wydawało się, że są ich tysiące, podziwiali srebrzyste fontanny i wyciągali szyje, żeby zobaczyć pomnik admirała, stojącego wysoko w górze, na potężnej kolumnie, niczym na bocianim gnieździe jednego ze swych statków. Nad tętniącym życiem placem górował, jak wspaniale oświetlona dekoracja, imponujący gmach National Gallery. Wokół płynął nie kończący się strumień samochodów.