– Niech Bóg ma cię w swojej opiece, Julie – powiedział, gdy szerokim zadkiem zamknęła za sobą drzwi. – Dobra z ciebie dziewczyna.
Podeszła z tacą do łóżka i przesunęła do ściany lampkę na stojącym obok małym stoliku, by zrobić na nim miejsce. Cienie w pokoju dostroiły się do tej zmiany.
– A teraz – powiedziała, siadając ciężko na brzegu łóżka – weźmiesz miksturę i tabletki. Możesz popić mlekiem.
– Pomóż mi usiąść, Julie – powiedział słabym głosem.
Julie jęknęła w duchu, wiedząc doskonale, że był w stanie sam się podnieść. Wstała, wzięła go pod pachy, podciągając jego lekkie ciało do pozycji siedzącej i poprawiając mu z tyłu poduszki.
Siedział, uśmiechając się do niej szeroko, żółty, pomarszczony i obrzydliwy. Odwróciła głowę.
– Lekarstwo – powiedział.
Wzięła butelkę i nalała trochę mikstury na łyżeczkę. Benjamin otworzył szeroko usta, przypominając jej pisklę, które czeka, aż wrzuci mu się do dzioba glistę. Julie włożyła mu do ust łyżkę, powstrzymując chęć wepchnięcia jej głęboko do chudego gardła, a on głośno wciągnął gęsty płyn.
– Jeszcze jedna. O, jaki dobry chłopiec – zmusiła się, aby to powiedzieć.
Wykrzywił się jak dziecko, następnie wysunął dolną szczękę.
Kiedy przełknął drugą porcję, pociągnęła łyżeczką po jego siwej brodzie, wpychając spływający płyn z powrotem do ust. Później przyszła kolej na tabletki, podane na błyszczący i drżący język niczym opłatek, i popite mlekiem. Wytarła mu usta papierową chusteczką; opadł na łóżko, głowę miał wciąż podpartą poduszkami, na twarzy malował się uśmiech zadowolenia.
– Obiecałaś, że posiedzisz przy mnie – powiedział chytrze.
Potaknęła, wiedząc, co to oznacza. To jest cena, niezbyt wysoka, jaką musi płacić za pieniądze tego starego sukinsyna, pomyślała znużona.
– Jesteś dla mnie dobra, Julie. Przez te wszystkie lata tylko ty jedna się mną opiekujesz. Jesteś wszystkim, co mi zostało na starość, kochanie. Ale nie pożałujesz, obiecuję ci to, nie pożałujesz. Będziesz miała zapewniony byt, kiedy odejdę.
Poklepała jego rękę.
– Nie wolno ci tak mówić. Masz przed sobą jeszcze wiele lat. Na pewno mnie przeżyjesz.
Miała zaledwie trzydzieści dziewięć lat, pomyślała więc, że, na szczęście, jest to niemożliwe.
– Będziesz miała zapewniony byt, Julie – powtórzył. – Rozpuść włosy, kochanie. Wiesz, jak uwielbiam na nie patrzeć.
Julie sięgnęła ręką w tył głowy i po kilku szybkich szarpnięciach na szerokie ramiona opadły bujne, ciemnobrązowe włosy. Były długie i gdy przechylała głowę, sięgały prawie do końca pleców.
Wyciągnął trzęsącą się dłoń.
– Pozwól mi ich dotknąć, kochanie, uwielbiam je dotykać.
Pochyliła się do przodu i jej lśniąca grzywa znalazła się w zasięgu jego ręki. Przebiegł starczą ręką po włosach, rozkoszując się ich gęstością.
– Piękne – zamruczał. – Takie grube i takie mocne. Ty naprawdę masz szczęście, Julie.
Uśmiechnęła się złośliwie do siebie. Tak, włosy były jej głównym atutem. Wiedziała, że jest niezgrabna, chociaż jej zaokrąglone, można by powiedzieć rubensowskie kształty mogły być pociągające; także jej twarz była nieco pulchna, ale podobnie jak figura, mogła uchodzić za atrakcyjną. Ale włosy – jak w Irlandii zwykł mawiać jej podpity ojciec – były darem niebios. Pokornie kontynuowała grę, którą tak lubił.
– Chodź, Julie, moja droga – powiedział z błagalnym uśmiechem. – Pozwól mi się obejrzeć.
– Wiesz, że nie powinnam, Benjamin.
– Nie ma w tym nic złego. Chodź – prosił przymilnie.
– Twoje serce może tego nie wytrzymać. Miała nadzieję, że pewnego dnia tak się stanie.
– Moje serce i tak bije już mocno. Czy nie należy mi się jakaś nagroda za to, co ci zostawiam?
– Mówiłam ci już, żebyś nie mówił takich rzeczy. Poza tym wystarcza mi to, że się tobą opiekuję.
– Zaopiekuj się więc mną teraz, najdroższa.
Stała, zdając sobie sprawę, iż przeciąganie tej gry zbytnio go irytuje. Odpięła haftkę, sięgając ręką do pleców i szarpiąc guziki, odpinała je coraz niżej, aż w końcu sztywna suknia luźno zwisła wokół jej ramion. Poruszyła nimi, suknia opadła obnażając plecy, i stanęła przed nim w zwodniczo skromnej pozie, tylko biustonosz zakrywał ciężko zwisające piersi.
Z otwartymi ustami patrzył na nią, z kącików warg spływała mu ślina. Gwałtownie pokiwał głową, zachęcając ją do dalszej zabawy. Julie odwiązała biały fartuch, którym przepasana była w talii, i pozwoliła, by zsunął się na podłogę. Nie bez trudności ściągnęła z bioder suknię, sztywny materiał szeleścił, opadając wokół jej nóg. Wciskając kciuki w ciało odnalazła gumkę czarnych trykotów, schowaną w głębokiej fałdzie brzucha. Benjamin jęknął, gdy odsłoniła jędrne nogi i stanęła przed nim – góra białego mięsa, okryta tylko figami i biustonoszem.
– Cudowne – powiedział – och, jakie cudowne. – Włożył ręce pod koce i, w poszukiwaniu skurczonego członka, przebiegł palcami po ciele. – Reszta, Julie, kochanie. Teraz reszta.
Odpięła biustonosz, ogromne piersi opadły swobodnie i oparły się na wystającym brzuchu. Rzuciła biustonosz na stertę ubrań u swych stóp i chwyciła wielkimi dłońmi piersi, ściskając je i drażniąc dwie różowe brodawki, aż urosły i wyglądały jak stępione rożki. Przebiegła palcami wzdłuż brzucha i zaczepiwszy kciukami o figi ściągała je powoli. Jęknął głośno i wyciągnął szyję, aby lepiej zobaczyć ciemny, owłosiony trójkąt.
Kompletnie naga oparła ręce na biodrach i stanęła przed nim.
– Tak, tak, Julie. Wiesz, co teraz robić.
Wiedziała. Zaczęła tańczyć.
Ogromny cień towarzyszył jej ruchom dookoła pokoju, czasami rozciągając się na suficie, gdy zbliżała się do światła, wirując nad nimi w ciemnościach. Wiła się i przechylała, podskakiwała i kucała, wyrzucała ręce do góry, tak aby mógł zobaczyć każdy cal jej nagiego ciała. Skończyła piruetem; było to amatorskie i groteskowe przedstawienie, ale on wołał: – Jeszcze! – z oczami rozjaśnionymi podnieceniem.
Julie bez tchu opadła na wyplatane krzesło w zacienionym rogu pokoju, drewniane oparcie wpijało się w gołe ciało. Ale on lubił, by właśnie tam siedziała w drugim akcie zabawy.
Przyglądał się jej z ciekawością, czekając, aż złapie oddech, sam dysząc ostro i szybko z podniecenia. Gdyby tylko wiedziała, że wydał już prawie wszystkie pieniądze. Płacąc jej przez tyle lat za opiekę, wyczerpał większość oszczędności; to co zostało, wystarczyłoby jeszcze na rok, najwyżej półtora, później nie miałby już ani grosza. Ale była tego warta! Na Boga, naprawdę była! Gdy Julie pierwszy raz weszła do pokoju, wiedział, że to jest właśnie ta jedyna. Wszystko w niej było zmysłowe: jej obfite kształty, sposób, w jaki się poruszała, wykrochmalona, wysoko zapięta suknia, którą nosiła jako pielęgniarka. Nawet jej głos z wyraźną nutką irlandzkiej śpiewności. I kiedy po raz pierwszy w pełnym blasku zobaczył jej wspaniałe włosy, opadające na ramiona jak miękki brązowy wodospad! Niebiańskie! Ona będzie tą wybraną! Inne wykonywały swoje obowiązki dość dobrze, ale nie zwracały uwagi ani na niego, ani na jego potrzeby. Upłynęło niewiele czasu i przekonał Julie, że swą przyszłość powinna związać z nim, a nie z agencją pielęgniarek. Oczywiście drobne oszustwo było konieczne. Ale w końcu zapewniał jej wszystko w ciągu tych lat. Wstyd mu było, że tak to się musi skończyć, ale pieniądze, które otrzyma za dom, powinny wystarczyć mu na pobyt do końca życia w jakiejś prywatnej klinice. Być może da jej ze dwieście funtów, które mu zostaną ze sprzedaży, a może nawet trzysta – na pewno będzie bardzo wdzięczna. To z pewnością ją uszczęśliwi!
– O tak, Julie, teraz, zrób to teraz!
Julie rozrzuciła szeroko nogi i zaczęła pieścić swe uda. Palce jak po ścieżce prześlizgnęły się przez owłosiony trójkąt i znalazły ukryte poniżej mięsiste wargi. Jęknęła, nie dla jego przyjemności, ale z budzącego się podniecenia. Masturbacja była teraz jej największą przyjemnością. Mężczyźni – czasami udawało się jej kogoś znaleźć i przemycić do domu – rzadko byli na tyle silni, by mogli sprostać jej wymaganiom. Przygryzła dolną wargę, twarz miała zlaną potem, gdy średni palec zagłębił się w środku. Ręka poruszała się powoli i niemrawo, stopniowo jednak coraz szybciej i bardziej stanowczo, gdy mocniej naprężały się mięśnie brzucha.