Steve nie ruszał się z miejsca, siedząc na podłodze i wpatrując się pozornie pustym wzrokiem w ścianę, w istocie zaś obserwując Prosiaka kątem oka. Przyjazne nastawienie mogło być wzięte za oznakę słabości. Najlepszą postawą była wroga bierność.
Prosiak siadł na pryczy, złapał się za głowę i wlepił oczy w Steve'a, na razie jednak milczał. Steve domyślał się, że facet usiłuje go rozgryźć.
– Co tutaj, kurwa, robisz? – zapytał po kilku minutach Prosiak.
Steve wykrzywił twarz w wyrazie niemego oburzenia, a potem przesunął oczyma po celi i zatrzymał je na Prosiaku. Przez kilka chwil wytrzymywał jego spojrzenie. Prosiak był przystojnym mężczyzną z mięsistą twarzą, na której malowała się agresja. Wpatrywał się przekrwionymi oczyma w swojego współlokatora. Sprawiał wrażenie zmarnowanego i przegranego, lecz mimo to niebezpiecznego. Steve odwrócił wzrok, udając znudzenie. Nie odpowiedział na pytanie. Im więcej czasu zajmie Prosiakowi rozszyfrowanie go, tym będzie bezpieczniejszy.
Kiedy strażnik wsunął śniadanie między prętami, Steve zignorował je. Prosiak podniósł tackę. Wtrąbił cały bekon, jajka i grzankę, po czym bez żenady skorzystał głośno z toalety.
Załatwiwszy się, podciągnął spodnie, usiadł na pryczy i spojrzał na Steve'a.
– Za co tutaj trafiłeś, biały chłopcze? – zapytał.
To był moment największego zagrożenia. Prosiak starał się go wyczuć. Steve nie mógł teraz pozwolić, żeby domyślił się, kim naprawdę jest: porządnym studentem, który od wielu lat nie brał udziału w żadnej bójce.
Obrócił głowę i spojrzał na Prosiaka tak, jakby dopiero teraz go zauważył. Patrzył mu w oczy bardzo długo, zanim się odezwał.
– Zasraniec zaczął się do mnie dopierdalać, więc przypierdoliłem mu raz a dobrze – odparł, lekko się zacinając.
Prosiak nie spuszczał z niego oczu. Steve nie potrafił powiedzieć, czy facet dał się nabrać.
– Morderstwo? – zapytał po dłuższej chwili.
– Zgadza się, kurwa.
– Ja też.
Wyglądało na to, że Prosiak uwierzył mu.
– Zasraniec nie będzie się do mnie, kurwa, więcej dopierdalać – dodał po chwili buńczucznym tonem Steve.
– Jasne – zgodził się Prosiak.
Zapadło długie milczenie. Prosiak chyba się nad czymś zastanawiał.
– Dlaczego nas razem wsadzili? – zapytał w końcu.
– Nic na mnie, kurwa, nie mają – odparł Steve. – Kombinują, że jeśli cię skasuję, będą mogli mnie skazać.
Prosiak poczuł się dotknięty na honorze.
– A co, jeżeli to ja cię skasuję? – zapytał.
Steve wzruszył ramionami.
– Wtedy będą mieli coś na ciebie.
Prosiak pokiwał powoli głową.
– Cwaniaki – mruknął.
Wyglądało na to, że nie ma nic więcej do powiedzenia. Po chwili z powrotem się położył.
Steve czekał. Czy niebezpieczeństwo minęło?
Po kilku minutach Prosiak zapadł chyba w sen.
Kiedy zaczął chrapać, Steve oparł się z ulgą o ścianę.
Przez kilka następnych godzin nic się nie zdarzyło.
Nikt nie przyszedł, żeby z nim porozmawiać, nikt nie powiedział mu, co się dzieje. Nie było okienka z informacją, do którego mógłby podejść. Chciał wiedzieć, kiedy będzie mógł poprosić o zwolnienie za kaucją, ale nikt go o tym nie poinformował. Próbował zagadnąć nowego strażnika, lecz facet po prostu go zignorował.
Prosiak wciąż spał, kiedy strażnik przyszedł i otworzył drzwi celi. Założył Steve'owi kajdanki i łańcuchy na nogi, a potem obudził Prosiaka i zrobił z nim to samo. Przykuto ich do innych mężczyzn i zaprowadzono do małej sali na tym samym piętrze.
Wewnątrz były dwa biurka, każde z komputerem i laserową drukarką, przed nimi rząd szarych plastikowych krzeseł. Przy pierwszym biurku siedziała elegancko ubrana czarna kobieta koło trzydziestki. Zerknęła na więźniów, mruknęła: „proszę usiąść” i zaczęła z powrotem stukać wypielęgnowanymi palcami w klawiaturę.
Szurając nogami, przedefilowali przed biurkiem i usiedli. Steve rozejrzał się dookoła. Ze swoimi stalowymi szafkami, tablicami ogłoszeń, przeciwpożarową gaśnicą i staroświeckim sejfem sala przypominała zwykły sekretariat. Po kilkunastu godzinach spędzonych w celi wydawała mu się piękna.
Prosiak zamknął oczy i chyba ponownie zasnął. Z dwu pozostałych mężczyzn, jeden wpatrywał się z niedowierzaniem w gips, w którym tkwiła jego prawa noga, drugi uśmiechał się błogo, wyraźnie nie mając pojęcia, gdzie jest, naćpany jak świnia, opóźniony w rozwoju albo jedno i drugie.
Kobieta odwróciła w końcu wzrok od ekranu.
– Proszę podać nazwisko.
– Steve Logan – odparł Steve, który siedział pierwszy w szeregu.
– Nazywam się Williams i jestem komisarzem sądowym, panie Logan.
Przypomniał sobie zajęcia na temat procedury sądowej. Komisarz był funkcjonariuszem sądowym, stojącym o wiele niżej od sędziego. Zajmował się nakazami aresztowania i innymi pomniejszymi formalnościami. Miał również prawo zwolnić za kaucją i Steve'a podniosło to na duchu. Może jednak uda mu się stąd wydostać.
– Do moich obowiązków – oznajmiła Williams – należy poinformowanie pana, o co jest pan oskarżony, kiedy i gdzie odbędzie się proces, czy zostanie pan zwolniony za kaucją lub za poręczeniem, a jeśli tak, to pod jakimi warunkami.
Mówiła bardzo szybko, ale Steve usłyszał wzmiankę o kaucji, która potwierdziła to, co zapamiętał z zajęć. Znajdowała się przed nim osoba, którą musiał przekonać, że można mu wierzyć i że pojawi się na rozprawie.
– Zarzuca się panu gwałt pierwszego stopnia, napaść z zamiarem gwałtu, pobicie oraz sodomię. – Na jej okrągłej twarzy nie odbiły się żadne emocje, gdy wyliczała potworne zbrodnie, o które został oskarżony. Podała mu datę procesu, który miał się odbyć za trzy tygodnie, i Steve przypomniał sobie, że każdemu podejrzanemu przysługuje prawo do rozprawy w ciągu trzydziestu dni od zatrzymania.
– Za gwałt grozi panu dożywocie. Za napaść z zamiarem gwałtu od dwu do piętnastu lat. Oba czyny stanowią przestępstwa kwalifikowane.
Steve wiedział, czym jest przestępstwo kwalifikowane, wątpił jednak, czy zdawał sobie z tego sprawę Prosiak Butcher. Przypomniało mu się, że gwałciciel podpalił również budynek sali gimnastycznej. Dlaczego nie postawiono mu tego zarzutu? Być może policja nie miała żadnego dowodu łączącego go z pożarem.
Williams zadała mu serię szybkich pytań i wpisała odpowiedzi do komputera.
– Proszę podać pełne nazwisko. Adres? Numer telefonu? Jak długo mieszka pan w tym samym miejscu? Gdzie mieszkał pan przedtem?
Informując ją, że mieszka z rodzicami, że studiuje na drugim roku prawa i nie ma kryminalnej przeszłości, czuł, jak budzi się w nim nadzieja. Zapytała, czy jest uzależniony od narkotyków lub alkoholu, a on mógł udzielić jej odpowiedzi przeczącej. Zastanawiał się, kiedy będzie miał okazję zwrócić się z prośbą o zwolnienie, ale ona trajkotała jak nakręcona, stosując się najwyraźniej do z góry ustalonej procedury.
– Co się tyczy sodomii, nie znajduję wystarczających dowodów – stwierdziła. Oderwała wzrok od ekranu i spojrzała mu prosto w oczy. – Nie oznacza to, że nie mógł pan popełnić tego wykroczenia, lecz tylko to, że w policyjnym raporcie nie znajduję dosyć informacji, by taki zarzut potwierdzić.
Steve zastanawiał się, dlaczego policja oskarżyła go o sodomię. Może mieli nadzieję, że zaprzeczy z oburzeniem i zdradzi się mówiąc: To obrzydliwe, przeleciałem ją, ale nie waliłem od tyłu, za kogo mnie macie?
– Zarzut zostanie jednak postawiony podczas rozprawy – dodała Williams.
Steve zupełnie się pogubił. Jaki był sens jej poprzedniego stwierdzenia, skoro i tak postawią mu ten zarzut podczas rozprawy? I jeśli on, student drugiego roku prawa, miał trudności z nadążaniem za tym, co mówiła, co można było powiedzieć o zwyczajnym śmiertelniku?
– Ma pan jakieś pytania? – zapytała komisarz.
Steve wziął głęboki oddech.
– Chcę prosić o zwolnienie za kaucją – zaczął. – Jestem niewinny…
– Jest pan oskarżony o przestępstwa kwalifikowane, panie Logan – przerwała mu – które podpadają pod paragraf sześćset trzydzieści osiem B postępowania sądowego. A to oznacza, że jako komisarz sądowy nie mogę udzielić panu zwolnienia za kaucją. Ta decyzja należy wyłącznie do sędziego.