Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Rozdział 44

Wielka Cyndi została w budynku, żeby pokazać zdjęcie Aimee w innych lokalach, tak na wszelki wypadek. Ludzie prowadzący te nielegalne interesy nie chcieliby rozmawiać z policją ani Myronem, ale chętnie pogadają z Wielką Cyndi. Miała swoje sposoby.

Myron i Win poszli do swoich samochodów.

– Wracasz do apartamentu? – zapytał Win.

Myron przecząco pokręcił głową.

– Mam jeszcze robotę.

– Ja zluzuję Zorrę.

– Dzięki. – I spojrzawszy przez ramię na budynek, Myron dodał: – Nie podoba mi się to, że ją tam zostawiam.

– Katie Rochester jest dorosła.

– Ma osiemnaście lat.

– Właśnie.

– Co chcesz przez to powiedzieć? Kończysz osiemnaście lat i jesteś zdany na siebie? Ratujemy tylko nieletnich?

– Nie – odparł Win. – Ratujemy tych, których możemy uratować. Pomagamy tym, którzy mają kłopoty. Ratujemy tych, którzy proszą nas o pomoc i jej potrzebują. Nie pomagamy – powtarzam, nie pomagamy – tym, którzy dokonują naszym zdaniem niesłusznych wyborów. Złe wybory są częścią życia.

Szli dalej.

– Wiesz, że lubię siedzieć w Starbucksie i czytać gazetę, prawda? – spytał Myron.

Win skinął głową.

– Każdy przesiadujący tam nastolatek pali. Każdy. Siedzę tam, obserwuję ich i kiedy zapalają papierosy, robiąc to zupełnie machinalnie, myślę sobie: Myronie, powinieneś coś powiedzieć. Myślę, że powinienem podejść do nich, przeprosić, że przeszkadzam, i poradzić im, żeby rzucili palenie teraz, ponieważ później będzie to coraz trudniejsze. Mam ochotę potrząsnąć nimi, żeby zrozumieli, jak głupio postępują. Opowiedzieć im o wszystkich znanych mi ludziach, którzy wiedli cudowne i szczęśliwe życie, tak jak na przykład Peter Jennings, z tego, co słyszałem porządny facet, który miał wspaniałe życie, ale zakończył je, ponieważ za młodu zaczął palić. Mam ochotę wykrzyczeć im długą litanię schorzeń będących nieuchronnym następstwem tego, co teraz robią tak machinalnie.

Win się nie odzywał. Patrzył przed siebie i szedł miarowym krokiem.

– Potem jednak dochodzę do wniosku, że powinienem pilnować swoich spraw. Oni nie chcą tego słuchać. A poza tym kim ja właściwie jestem? Jakimś facetem. Nie dość dla nich ważnym, żeby skłonić ich do zerwania z nałogiem. Pewnie kazaliby mi spadać na drzewo. Dlatego siedzę cicho. Odwracam głowę, zajmuję się moją gazetą i kawą, a te dzieciaki siedzą niedaleko, zabijając się powolutku. A ja na to pozwalam.

– Sami wybieramy sobie bitwy – rzekł Win. – Ta byłaby z góry przegrana.

– Zdaję sobie sprawę, ale wiesz co? Gdybym mówił coś każdemu dzieciakowi, który pali, może dopracowałbym do perfekcji moją antynikotynową gadkę. I może trafiłbym do któregoś. Może choć jeden przestałby palić. Może moje wścibstwo uratowałoby choć jedno życie. I zaczynam się zastanawiać, czy milczenie jest właściwe, czy tylko łatwe.

– I co dalej? – zapytał Win.

– O co ci chodzi?

– Zamierzasz wystawać przed McDonaldem i karcić ludzi jedzących big maki? Na widok matki zachęcającej spasionego syna do spałaszowania drugiej podwójnej porcji frytek będziesz wygłaszał przestrogi o okropnej przyszłości, jaka go czeka?

– Nie.

Win wzruszył ramionami.

– W porządku, zapomnij o tym wszystkim – rzekł Myron. – W tym konkretnym wypadku, właśnie teraz, tuż obok nas, jest ciężarna dziewczyna siedząca w burdelu…

– Która jest dorosła i samodzielnie podjęła decyzję – dokończył za niego Win.

Szli dalej.

– To tak jak powiedziała doktor Skylar.

– Kto? – zapytał Win.

– Ta kobieta, która rozpoznała Katie przy stacji metra. Edna Skylar. Mówiła, że preferuje niewinnych pacjentów. Chcę powiedzieć, że złożyła przysięgę Hipokratesa i przestrzega wynikających z tego zobowiązań, ale kiedy przychodzi co do czego, woli pomagać komuś, kto na to zasługuje.

– To leży w ludzkiej naturze – zauważył Win. – Zakładam, że tobie się to nie podoba?

– Nie podoba mi się każda taka sytuacja.

– Tylko że tak postępuje nie tylko doktor Skylar. Ty również, Myronie. Na moment zapomnijmy o poczuciu winy, jakie wzbudziła w tobie Claire. Właśnie postanowiłeś pomóc Aimee, ponieważ uznałeś ją za niewinną. Gdyby była nastoletnim chłopcem notorycznie zażywającym narkotyki, czy byłbyś równie skory do poszukiwań? Oczywiście, że nie. Wszyscy dokonujemy takich wyborów, czy ci się to podoba, czy nie.

– Nie tylko o to chodzi.

– A o co?

– Jak ważne jest to, do jakiego pójdziesz college’u?

– A co to ma do rzeczy?

– My mieliśmy szczęście – powiedział Myron. – Poszliśmy do Duke.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Pomogłem Aimee się dostać. Napisałem list polecający, zadzwoniłem. Wątpię, czy zostałaby przyjęta, gdyby nie to.

– Co z tego?

– To, że może nie powinienem tego robić. Jak powiedziała mi Maxine Chang: kiedy przyjmują jednego dzieciaka, odrzucają innego.

Win skrzywił się.

– Taki już jest ten świat.

– To żadne usprawiedliwienie.

– Ktoś dokonuje wyboru na podstawie dość subiektywnych kryteriów. – Win wzruszył ramionami. – Dlaczego to nie miałbyś być ty?

Myron pokręcił głową.

– Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to ma jakiś związek ze zniknięciem Aimee.

– Jej przyjęcie do college’u?

Myron skinął głową.

– W jaki sposób?

– Tego jeszcze nie wiem.

Rozdzielili się. Myron wsiadł do samochodu i spojrzał na wyświetlacz swojego telefonu komórkowego. Jedna nowa wiadomość. Odsłuchał ją.

– Myron? Tu Gail Berruti. To połączenie, o które pytałeś, telefon do posiadłości Erika Biela. – W tle słychać było jakiś hałas. – Co? Niech to szlag, zaczekaj chwilę.

Myron zaczekał. Chodziło o odebraną przez Claire wiadomość, w której bezosobowy głos powiedział jej, że Aimee nic nie jest. Berruti odezwała się znowu po kilku sekundach.

– Przepraszam. Co mówiłam? Ach tak, o tym. Dzwoniono z budki telefonicznej w centrum Nowego Jorku. Ściśle mówiąc, z jednego z kilku aparatów znajdujących się na stacji metra przy Dwudziestej Trzeciej Ulicy. Mam nadzieję, że to ci pomoże.

Trzask.

Myron zamyślił się. Dokładnie tam, gdzie widziano Katie Rochester. Zapewne miało to jakiś sens. Albo, po tym wszystkim, czego właśnie się dowiedział, nie miało żadnego.

Jego telefon komórkowy znów zabrzęczał. Dzwonił Wheat Manson z Duke. Nie był uszczęśliwiony.

– Co się dzieje, do diabła? – zapytał.

– Z czym?

– Te dane, które podałeś mi o młodym Changu. Wszystko się zgadza.

– Czwarty w klasie i nie został przyjęty?

– Będziemy się w to wgłębiać, Myronie?

– Nie, Wheat. Nie będziemy. Co z wynikami Aimee?

– W tym problem.

Myron zadał kilka dodatkowych pytań, po czym się rozłączył.

Wszystko zaczynało się wyjaśniać.

Pół godziny później zajechał pod dom Ali Wilder, od siedmiu lat pierwszej kobiety, której powiedział, że ją kocha. Zaparkował i przez chwilę siedział w samochodzie. Spoglądał na dom. Zbyt wiele myśli przemykało mu przez głowę. Myślał o jej nieżyjącym mężu, Kevinie. Razem kupili ten dom. Myron wyobraził sobie ten dzień, Kevina i Ali przychodzących tu z pośrednikiem, młodych i wybierających ten dom, w którym będą żyć i wychowywać dzieci. Czy trzymali się za ręce, obchodząc swoją przyszłą siedzibę? Co tu urzekło Kevina, czy może przekonał go entuzjazm ukochanej? I dlaczego, do diabła, on, Myron, myśli o takich sprawach?

Powiedział Ali, że ją kocha.

Czy zrobiłby to – czy powiedziałby „kocham cię” – gdyby Jessica nie odwiedziła go zeszłej nocy?

Tak.

Jesteś tego pewien, Myronie?

Zadzwoniła jego komórka.

– Halo?

– Zamierzasz siedzieć w tym samochodzie całą noc? Na dźwięk głosu Ali od razu poczuł się lepiej.

– Przepraszam, rozmyślałem.

– O mnie?

– Tak.

– O tym, co chciałbyś ze mną robić?

– No, niezupełnie – powiedział. – Jednak zaraz mogę zacząć, jeśli chcesz.

– Nie trudź się. Wszystko już zaplanowałam. Przeszkodziłoby nam tylko w tym, co wymyśliłam.

– Powiedz.

– Wolę zademonstrować. Podejdź do drzwi. Nie dzwoń. Nic nie mów. Jack śpi, a Erin jest na górze przy komputerze.

Myron rozłączył się. W lusterku zauważył swoje odbicie – ten głupkowaty uśmiech. Powstrzymał się i nie pobiegł do drzwi, ale i tak pokonał tę odległość marszobiegiem. Otworzyły się, gdy do nich dochodził. Ali miała rozpuszczone włosy. Jej bluzka była obcisła, czerwona i błyszcząca. Mocno opięta, aż prosiła się, by ją rozpiąć. Ali przyłożyła palec do ust.

– Cii.

Ucałowała go. Pocałowała go mocno i namiętnie. Poczuł to czubkami palców. Śpiew jej ciała. Szepnęła mu do ucha:

– Dzieci są na górze.

– Mówiłaś.

– Zwykle nie jestem ryzykantką – powiedziała. A potem polizała go w ucho. Ciało Myrona zadrżało z rozkoszy. – Jednak naprawdę, naprawdę cię pragnę.

Myron powstrzymał żartobliwą uwagę. Znów się pocałowali. Wzięła go za rękę i szybko poprowadziła korytarzem. Zamknęła drzwi kuchni. Przeszli przez bawialnię. Zamknęła następne drzwi.

– Co sądzisz o sofie? – zapytała.

– Jak dla mnie możemy to zrobić na desce nabijanej gwoździami na środku Madison Square Garden.

Opadli na sofę.

– Pozamykałam drzwi – powiedziała Ali, ciężko oddychając. Znów się pocałowali. Ich dłonie zaczęły błądzić. – Nikt nas nie zaskoczy.

– No, no, wszystko zaplanowałaś – szepnął Myron.

– Myślałam o tym prawie cały dzień.

– Było warto – rzekł.

Zatrzepotała rzęsami.

– Poczekaj, to się przekonasz.

Nie rozebrali się. To było najdziwniejsze. Pewnie, porozpinali guziki i zamki błyskawiczne. Jednak nie zdjęli ubrań. A teraz, gdy dyszeli, trzymając się w ramionach, spełnieni, Myron powiedział to, co mówił za każdym razem.

– O rany.

– Masz naprawdę bogate słownictwo.

– Nigdy nie używaj wielkich słów, jeśli wystarczą małe.

– Mogłabym rzucić żart, ale się powstrzymam.

– Dziękuję – powiedział. I zaraz dodał: Mogę cię o coś zapytać?

71
{"b":"97734","o":1}