Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Rozdział 24

Sprzątanie.

Myron domyślał się, co Win przez to rozumie, chociaż nie omawiali tego tematu. Win miał kilka posiadłości w różnych miejscach, w tym kawałek ziemi w odludnej części okręgu Sussex w New Jersey. Ta ośmioakrowa posiadłość była prawie całkowicie porośnięta niskim lasem. Gdyby ktoś kiedyś próbował ustalić, kto jest jej właścicielem, odkryłby, że jest nim jakaś firma z Kajmanów. Żadnych nazwisk.

Kiedyś Myron denerwowałby się tym, co zrobił Win. Kiedyś dałby wyraz swojemu głębokiemu oburzeniu. Wygłosiłby przyjacielowi długie i skomplikowane kazanie o świętości życia, zagrożeniach, jakie niesie samosąd, i tak dalej. Win spojrzałby na niego i powiedziałby tylko trzy słowa:

My albo oni.

Zapewne Win mógł przeciągnąć tę patową sytuację o minutę czy dwie. Spróbować dogadać się z Bliźniakami. Wy pójdziecie w swoją stronę, my w swoją, nikomu nic się nie stanie. Coś w tym rodzaju. Jednak to nie było w jego stylu.

Bliźniacy cuchnęli trupem już w chwili, gdy zjawił się w tym pokoju.

Najgorsze było, że Myron przestał się tym przejmować. Zbył to wzruszeniem ramion. A kiedy Win to zrobił i Myron pojął, że to było słuszne i ich oczy nie zakłócą mu spokojnego snu… wtedy zrozumiał, że czas przestać zabijać. Ratując ludzi, balansując na cienkiej granicy między dobrem a złem – tracisz odrobinę swojej duszy.

A może nie.

Może widząc drugą stronę medalu, uświadamiasz sobie ponurą rzeczywistość. Fakt, że milion Orville’ów Nauczycieli Rysunku czy Jebów Gryzoni nie jest wart życia nawet jednego niewinnego, jednej Brendy Slaughter, jednej Aimee Biel czy jednej Katie Rochester, czy życia jego syna żołnierza – Jeremy’ego Downinga, walczącego za oceanem.

Może takie przekonanie było amoralne. Trudno. W chwilach, gdy był ze sobą boleśnie szczery, chociaż nigdy nie odważyłby się powiedzieć tego głośno, Myron przyznawał, że nie obchodzi go los cywilów usiłujących przetrwać na jakiejś zapomnianej pustyni. Nie obchodziło go, czy będą mieli demokrację czy nie, czy zaznają wolności, czy ich życie stanie się lepsze. Obchodzili go tylko tacy chłopcy jak Jeremy. Jeśli trzeba, niech zginie stu, tysiąc, po drugiej stronie. Tylko niech nic się nie stanie jego chłopcu.

Myron usiadł naprzeciw Rochestera.

– Mówiłem prawdę. Próbuję znaleźć Aimee Biel. Rochester tylko na niego patrzył.

– Wiesz, że obie dziewczyny korzystały z tego samego bankomatu?

Rochester kiwnął głową.

– Musi być po temu jakiś powód. To nie przypadek. Rodzice Aimee nie znają twojej córki. Nie sądzą, żeby Aimee ją znała.

Rochester w końcu się odezwał.

– Pytałem moją żonę i dzieci – powiedział cicho. – Nie sądzą, żeby Katie znała Aimee.

– Jednak obie chodziły do tej samej szkoły – powiedział Myron.

– To duża szkoła.

– Jest jakieś powiązanie. Musi być. Tylko my go nie widzimy. Chcę, żebyście zaczęli szukać tego powiązania. Popytajcie koleżanki Katie. Przejrzyjcie jej rzeczy. Coś łączy twoją córkę i Aimee. Dowiemy się co, będziemy bliżsi rozwiązania.

– Nie zabijecie mnie? – spytał Rochester.

Spojrzał w górę.

– Twój człowiek dobrze zrobił, zabijając Bliźniaków. Gdybyście ich puścili, torturowaliby twoją matkę, aż przeklęłaby dzień, w którym cię urodziła.

Myron wolał tego nie komentować.

– Byłem głupcem, że ich wynająłem – rzekł Rochester. – Jednak wpadłem w rozpacz.

– Jeżeli szukasz wybaczenia, to idź do diabła.

– Ja tylko chcę, żebyś zrozumiał…

– Niczego nie chcę rozumieć – uciął Myron. – Chcę znaleźć Aimee Biel.

Myron musiał pojechać na pogotowie. Lekarz spojrzał na ranę w nodze i pokręcił głową.

– Jezu, zaatakował pana rekin?

– Pies – skłamał Myron.

– Należałoby go zastrzelić.

– To już zrobione – uspokoił go Win.

Lekarz założył szwy i zabandażował nogę. Rana bolała jak diabli. Dał Myronowi jakąś maść i tabletki przeciwbólowe. Kiedy wyszli, Win upewnił się, że Myron nadal ma pistolet. Miał.

– Chcesz, żebym został w pobliżu? – spytał Win.

– Nic mi nie będzie. – Samochód pomknął Livingston Avenue. – Zająłeś się tymi dwoma facetami?

– Zniknęli na zawsze.

Myron kiwnął głową. Win obserwował jego twarz.

– Nazywali ich Bliźniakami – powiedział. – Starszy z nich, ten z apaszką, najpierw odgryzłby ci sutki. Tak się rozgrzewali. Najpierw jeden sutek, potem drugi.

– Rozumiem.

– Żadnego wykładu na temat przesady?

Myron dotknął palcami piersi.

– Naprawdę lubię moje sutki.

Zanim Win dowiózł go do domu, zrobiło się bardzo późno. Niedaleko drzwi frontowych Myron znalazł swój telefon komórkowy, leżał tam, gdzie go upuścił. Sprawdził nieodebrane rozmowy. Było ich sporo, głównie służbowych. Teraz, kiedy Esperanza spędzała miesiąc miodowy na Antylach, powinien pilnować interesu. Za późno, by się tym martwić.

Ali też dzwoniła.

Całe życie temu powiedział jej, że przyjdzie wieczorem. Żartowali, że wpadnie na wieczorny „południowy numerek”. Człowieku, czy to naprawdę było dzisiaj?

Zastanawiał się, czy nie zaczekać do rana, ale Ali mogła się niepokoić. Ponadto byłoby miło, naprawdę miło, usłyszeć jej ciepły głos. Potrzebował tego po tym zwariowanym, wyczerpującym, ciężkim dniu. Był cały obolały. Dokuczała mu noga.

Ali odebrała po pierwszym dzwonku.

– Myron?

– Hej, mam nadzieję, że cię nie obudziłem.

. – Była tu policja.

W jej głosie nie było ciepła.

– Kiedy?

– Przed kilkoma godzinami. Chcieli porozmawiać z Erin. O tym, co dziewczynki obiecały w twojej suterenie.

Myron zamknął oczy.

– Do licha. Nie chciałem jej w to wplątywać.

– Nawiasem mówiąc, potwierdziła twoje zeznanie.

– Przepraszam.

– Zadzwoniłam do Claire. Powiedziała mi o Aimee. Jednak czegoś nie rozumiem. Dlaczego kazałeś dziewczynkom obiecać coś takiego?

– Że zadzwonią do mnie?

– Tak.

– Usłyszałem ich rozmowę o jeździe samochodem z pijanym kierowcą. Po prostu nie chciałem, żeby coś im się stało.

– Dlaczego miały dzwonić do ciebie? Otworzył usta, ale nie znalazł słów.

– Chcę powiedzieć, że przecież dopiero co poznałeś Erin. Rozmawiałeś z nią pierwszy raz w życiu.

– Nie planowałem tego, Ali.

Zamilkła. Ta cisza nie podobała się Myronowi.

– Między nami wszystko w porządku? – zapytał.

– Potrzebuję trochę czasu, żeby to przemyśleć.

Jakby ktoś rąbnął go w brzuch.

– Myronie?

– A zatem – powiedział, przeciągając słowa – pewnie nie będzie prolongaty tego południowego numerku?

– To nie jest odpowiedni moment na żarty.

– Wiem.

– Aimee zaginęła. Policja przyjechała i przesłuchiwała moją córkę. Może dla ciebie to normalne, ale nie dla mnie. Nie winię cię, ale…

– Ale?

– Po prostu… Po prostu muszę to przemyśleć.

– Musisz to przemyśleć – powtórzył Myron. – To brzmi bardzo podobnie do „muszę od ciebie odpocząć”.

– Znowu żartujesz.

– Nie, Ali, wcale nie.

43
{"b":"97734","o":1}