Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Rozdział 19

Ali Wilder w końcu zdołała na chwilę oderwać myśli od zbliżającego się spotkania z Myronem i zadzwonić do swojego redaktora, człowieka, którego wielkodusznie nazywała Kaligulą.

– Nie podoba mi się ten akapit, Ali.

Powstrzymała westchnienie.

– Co jest z nim nie tak, Craig?

Jej redaktor przedstawiał się jako Craig, ale Ali była pewna, że naprawdę nazywa się Kaligula.

Przed jedenastym września Ali miała stałą pracę w jednej z największych gazet w mieście. Po śmierci Kevina w żaden sposób nie mogła jej utrzymać. Erin i Jack potrzebowali jej w domu. Wzięła długi urlop, a potem została wolnym strzelcem i przeważnie pisała do gazet. Z początku miała mnóstwo ofert pracy. Odrzuciła je z dumy, którą teraz uważała za głupią. Nienawidziła tych propozycji składanych z litości. Uważała, że jest ponad to. Teraz tego żałowała.

Kaligula odkaszlnął, robiąc z tego cały spektakl, po czym głośno przeczytał akapit:

– Najbliższym miastem jest Pahrump. Wyobraźcie sobie Pahrump jako coś, co zostałoby na drodze, gdyby jakiś sęp zżarł Las Vegas i wypluł niestrawne kawałki. Tandeta podniesiona do rangi sztuki. Burdel wyglądający jak restauracja White Castle – kiepski żart. Billboardy z gigantycznymi kowbojami, rywalizujące z reklamami hurtowni fajerwerków, kasyn, parkingów dla przyczep mieszkalnych i suszonej wołowiny. Z serów wyłącznie amerykański.

Po znaczącej chwili ciszy Kaligula powiedział:

– Zacznijmy od ostatniego zdania.

– Uhm.

– Piszesz, że w tym mieście sprzedaje się tylko amerykański ser?

– Tak – odparła Ali.

– Jesteś pewna?

– Przepraszam?

– Chodzi mi o to, czy byłaś w supermarkecie?

– Nie. – Ali zaczęła ogryzać paznokieć. – To nie jest stwierdzenie faktu. Próbuję oddać klimat miasteczka.

– Pisząc nieprawdę?

Ali wiedziała, do czego to zmierza. Czekała. Kaligula jej nie rozczarował.

– Skąd wiesz, Ali, że w tym mieście nie mają innego rodzaju sera? Sprawdziłaś wszystkie półki w supermarkecie? A nawet gdyby, czy wzięłaś pod uwagę fakt, że ktoś może robić zakupy w sąsiednim miasteczku i przywozić do Pahrump inne gatunki sera? Albo zamawiać je pocztą? Rozumiesz, co chcę powiedzieć?

Ali zamknęła oczy.

– Wydrukujemy ten kawałek o tym, że w tym miasteczku jest wyłącznie amerykański ser, a potem nagle zadzwoni do nas burmistrz i powie: „Hej, to nieprawda. Mamy tu mnóstwo innych gatunków. Mamy goudę i szwajcarski, cheddar i provolone…”.

– Rozumiem, o co ci chodzi, Craig.

– A także roquefort i mozzarellę…

– Craig…

– … No i co z topionym, do licha?

– Topionym?

– Serem topionym, o tym mówię. To rodzaj sera, prawda? Topiony. Nawet na takim zadupiu mają sery topione. Rozumiesz?

– Tak, yhm. – Znów przygryzła paznokieć. – Rozumiem.

– To zdanie musi wypaść. – Usłyszała pisk długopisu. – Teraz porozmawiajmy o wcześniejszym zdaniu, tym o parkingach przyczep mieszkalnych i suszonej wołowinie.

Kaligula był tępakiem. Ali nienawidziła tępych redaktorów. Kiedyś żartowali sobie z tego z Kevinem. On zawsze był jej pierwszym czytelnikiem. Miał za zadanie mówić jej, że cokolwiek napisała, jest wspaniałe. Ali, jak większość pisarzy, brakowało pewności siebie. Ktoś musiał ją pochwalić. Paraliżowała ją wszelka krytyka. Kevin to rozumiał. Tak więc zachwycał się. A kiedy walczyła z redaktorami, szczególnie takimi, którym brakowało polotu i wzrostu, tak jak Kaliguli, Kevin zawsze stawał po jej stronie.

Zastanawiała się, czy Myronowi spodoba się jej pisanina. Prosił, żeby pokazała mu kilka swoich tekstów, ale odwlekała to. Ten człowiek chodził z Jessicą Culver, jedną z czołowych powieściopisarek w kraju. Wywiad z Jessicą Culver pojawił się na pierwszej stronie „New York Times Book Review”. Jej książki były nominowane do wszystkich najważniejszych nagród literackich. Mało tego, że Jessicą Culver przewyższała Ali Wilder w dziedzinie literatury, to na dodatek była niewiarygodnie ładna.

Jak Ali mogła się z nią mierzyć?

Ktoś zadzwonił do drzwi. Spojrzała na zegarek. Za wcześnie na Myrona.

– Craig, mogę zadzwonić do ciebie za chwilę? Kaligula westchnął.

– Dobrze, w porządku. W międzyczasie trochę poprawię twój artykuł.

Skrzywiła się, kiedy to powiedział. Jest taki stary kawał o tym, jak to jest być na bezludnej wyspie z redaktorem. Głodujecie. Macie tylko szklankę soku pomarańczowego. Mijają dni. Jesteście bliscy śmierci. Już masz napić się soku, gdy redaktor wyrywa ci szklankę z ręki i sika do niej. Patrzysz na niego ze zdumieniem. Masz – mówi redaktor, oddając ci szklankę. – Trzeba tylko było trochę poprawić smak.

Dzwonek znów zadzwonił. Erin pogalopowała schodami na dół, wołając:

– Ja otworzę!

Ali odłożyła słuchawkę. Erin otworzyła drzwi. Ali zobaczyła, że córka zesztywniała. Przyspieszyła kroku.

W drzwiach stali dwaj mężczyźni. Obaj trzymali w rękach policyjne odznaki.

– W czym mogę pomóc? – zapytała Ali.

– Panie Ali i Erin Wilder?

Pod Ali ugięły się kolana. To nie była powtórka chwili, gdy dowiedziała się o śmierci Kevina. A jednak ta sytuacja wywołała pewne deja vu. Ali odwróciła się do córki. Erin była blada jak ściana.

– Jestem detektyw Lance Banner z policji w Livingston. To detektyw John Greenhall z Kasselton.

– O co chodzi?

– Chcemy zadać paniom kilka pytań, jeśli można.

– Na temat…?

– Możemy wejść?

– Najpierw chciałabym wiedzieć, o co chodzi.

– Przyszliśmy zapytać o Myrona Bolitara – powiedział Banner.

Ali skinęła głową. Odwróciła się do córki.

– Erin, idź na chwilę na górę, a ja porozmawiam z detektywami, dobrze?

– Hm, właściwie, proszę pani… Mówił Banner.

– Tak?

– Te pytania – powiedział, przechodząc przez próg i ruchem głowy wskazując Erin – chcemy zadać pani córce.

Myron stał w sypialni Aimee.

Dom Bielów znajdował się kilka kroków od jego domu. Claire i Erik pojechali tam. Myron porozmawiał chwilę z Winem i zapytał, czy Win mógłby ustalić, co policja wie o zniknięciu Katie Rochester i Aimee. Potem poszedł do Bielów.

Kiedy tam dotarł, Erika już nie było.

– Jeździ po mieście – powiedziała Claire, prowadząc go korytarzem. – Erik sądzi, że jeśli będzie krążył po tych miejscach, w których bywała, zdoła ją odnaleźć.

Przystanęli przed drzwiami pokoju Aimee. Claire je otworzyła.

– Czego zamierzasz szukać? – spytała.

– Niech mnie licho, jeśli wiem – odparł Myron. – Czy Aimee znała niejaką Katie Rochester?

– To ta druga zaginiona dziewczyna, prawda?

– Tak.

– Nie sądzę. Wiesz co, nawet zapytałam ją o to, kiedy pokazali Katie Rochester w wiadomościach.

– I co?

– Aimee powiedziała, że czasem ją widuje, ale nie znają się. Katie chodziła do Mount Pleasant. Aimee do Heritage. Pamiętasz, jak to jest.

Pamiętał. Zanim oboje poszli do college’u, mieli już zamknięty krąg przyjaciół.

– Chcesz, żebym podzwonił i popytał jej koleżanki?

– To mogłoby coś dać.

Przez chwilę oboje nie ruszali się.

– Może powinnam cię zostawić tu samego?

– Tak, na chwilę.

Zrobiła to. Zamknęła za sobą drzwi. Myron rozejrzał się wokół. Powiedział prawdę – nie miał pojęcia, czego tu szukać – ale doszedł do wniosku, że będzie to dobry początek. Chodziło o nastolatkę. Na pewno skrywała w tym pokoju jakieś tajemnice, prawda?

Ponadto był rad z tego, że tu jest. Od chwili gdy złożył obietnicę Claire, zaczął inaczej patrzeć na to wszystko. Zmysły dziwnie mu się wyostrzyły. Minęło sporo czasu, od kiedy prowadził śledztwo, ale siła przyzwyczajenia zadziałała i zrobiła swoje. Gdy tylko znalazł się w tym pokoju, poczuł się jak ryba w wodzie. Przy grze w koszykówkę musisz znaleźć się pod koszem, żeby dać z siebie wszystko. Teraz miał podobne uczucie. Doznał go, gdy znalazł się tutaj, w pokoju ofiary. Znów był w polu.

W pokoju były dwie gitary. Myron nie znał się na instrumentach muzycznych, ale jedna była elektryczna, a druga akustyczna. Na ścianie wisiał plakat z Jimim Hendriksem. Zobaczył kostki gitarowe zatopione w przezroczystym plastiku. Przyjrzał się im. Kolekcjonerskie egzemplarze. Jedna należała do Keitha Richardsa, inne do Nilsa Lofgrena, Erica Claptona, Bucka Dharmy’ego.

Myron prawie się uśmiechnął. Dziewczyna miała dobry gust.

Komputer był już włączony, monitor wyświetlał tapetę chroniącą ekran – obraz akwarium z leniwie pływającymi rybami. Myron nie był ekspertem od komputerów, ale wiedział o nich dostatecznie dużo, żeby zacząć. Claire podała mu hasło Aimee i powiedziała, że Erik próbował już przejrzeć jej pocztę. Myron mimo to też sprawdził skrzynkę. Wywołał AOL i zalogował się.

Wszystkie listy zostały skasowane.

Uruchomił Windows Explorer i uszeregował pliki w porządku chronologicznym, żeby zobaczyć, nad czym ostatnio pracowała. Aimee pisała piosenki. Zamyślił się nad tym, nad tą zdolną młodą dziewczyną i tym, gdzie się podziała. Przejrzał ostatnie dokumenty obrabiane procesorem tekstu. Nic specjalnego. Spróbował sprawdzić, co ściągała. Znalazł kilka niedawno zrobionych zdjęć. Obejrzał je. Aimee z kilkoma dziewczętami – zapewne koleżankami szkolnymi. Nic szczególnego, ale może powinien pokazać je Claire.

Wiedział, że nastolatki uwielbiają pogawędki internetowe. Korzystając z względnego zacisza swoich komputerów, prowadzą rozmowy z dziesiątkami osób jednocześnie. Myron znał wielu rodziców, którzy na to utyskiwali, lecz za jego czasów nastolatki godzinami blokowały telefony, plotkując. Czy czatowanie naprawdę jest gorsze?

Wywołał listę jej rozmówców. Było na niej co najmniej pięćdziesiąt osób o takich ksywkach jak SpazaManiacJackll, MSGWatkins czy YoungThangBlaine742. Wydrukował je wszystkie. Poprosi, żeby Claire i Erik przejrzeli je z jedną z przyjaciółek Aimee i sprawdzili, czy jest tam ktoś, kto nie powinien być, o kim nic nie wiedzą. Daleki strzał, ale przynajmniej będą mieli jakieś zajęcie.

Puścił mysz komputerową i zaczął szukać w tradycyjny sposób. Najpierw biurko. Zaczął przeglądać zawartość szuflad. Długopisy, kartki, notatniki, zapasowe baterie, mnóstwo CD-ROM-ów z oprogramowaniem. Nic osobistego. Kilka kwitów ze sklepu Planet Music. Myron obejrzał gitary. Miały z tyłu naklejki Planet Music.

33
{"b":"97734","o":1}