Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Rozdział 31

Myrona bolała głowa i szybko pojął dlaczego. Jeszcze nie pił dziś kawy. Tak więc skierował się do Starbucksa, myśląc o dwóch rzeczach – dawce kofeiny i budce telefonicznej. Dawkę kofeiny dostał od barmana reprezentującego styl grunge, z kozią bródką i długimi włosami nad czołem, wyglądającymi jak wielka sztuczna rzęsa. Problem telefonu wymagał nieco więcej wysiłku.

Myron siedział przy stoliku na zewnątrz i spoglądał na irytującą budkę. Była okropnie publiczna. Podszedł do niej. Na aparacie dostrzegł nalepki reklamujące numery zaczynające się od 800, które umożliwiały tańsze połączenia. Najbardziej rzucające się w oczy obiecywało „darmowe nocne rozmowy” i pokazywało zdjęcie księżyca w pierwszej kwadrze, na wypadek gdyby ktoś nie wiedział, co to takiego noc.

Myron zmarszczył brwi. Miał ochotę zapytać ten telefon, kto wybrał jego numer, nazwał go skurwielem i groził, że zapłaci za to, co zrobił. Tylko że telefon by mu nie odpowiedział. Pechowy dzień.

Myron siedział i zastanawiał się, co powinien zrobić. Nadal chciał porozmawiać z Randym Wolfem i Harrym Davisem. Prawdopodobnie niewiele mu powiedzą – a może w ogóle nie będą chcieli z nim gadać – ale wymyśli jakiś sposób, żeby zamienić z nimi słowo. Ponadto powinien przeprowadzić rozmowę z tą lekarką, która pracuje w szpitalu Świętego Barnaby, Edną Skylar. Podobno widziała Katie Rochester w Nowym Jorku. Chciał poznać szczegóły tego spotkania.

Zadzwonił na centralkę szpitala Świętego Barnaby i po dwóch szybkich przekierowaniach słuchawkę podniosła Edna Skylar. Myron wyjaśnił jej, czego chce.

Sprawiała wrażenie rozgniewanej.

– Prosiłam policjantów, żeby nie pochwali nikomu mojego nazwiska.

– Nie podali.

– Zatem skąd je pan zna?

– Mam dobre kontakty.

Zastanowiła się nad tym.

– Jaka jest pańska rola w tym wszystkim, panie Bolitar?

– Zaginęła jeszcze jedna dziewczyna. Żadnej reakcji.

– Sądzę, że może istnieć jakieś powiązanie między tą dziewczyną a Katie Rochester.

– Jakie?

– Możemy się spotkać? Wtedy wszystko mógłbym wyjaśnić.

– Ja naprawdę nic nie wiem.

– Proszę. – Chwila ciszy. – Doktor Skylar?

– Kiedy widziałam tę dziewczynę Rochesterów, pokazała mi, że nie chce zostać znaleziona.

– Rozumiem. Zajmę pani tylko kilka minut.

– Mam teraz umówionych pacjentów. Mogę się z panem zobaczyć w południe.

– Dziękuję – powiedział, ale Edna Skylar już się rozłączyła.

Litowy Lany Kidwell i Kwintet Leczonych przywlekli się do Starbucksa. Lany skierował się prosto do jego stolika.

– Tysiąc czterysta osiemdziesiąt osiem planet w dniu stworzenia świata, Myronie. Tysiąc czterysta osiemdziesiąt osiem. A ja nie zobaczyłem ani pensa. Wiesz, o czym mówię?

Lany wyglądał okropnie jak zawsze. Byli teraz tak blisko ich starej szkoły, ale co jego ulubiony restaurator Peter Chin powiedział o tym, że lata płyną, lecz serce pozostaje niezmienione? No cóż, tutaj tylko serce.

– Dobrze wiedzieć – rzekł Myron. Znów spojrzał na telefon i nagle coś przyszło mu do głowy. – Poczekaj.

– Hm?

– Kiedy widziałem cię ostatnio, było tysiąc czterysta osiemdziesiąt siedem planet, prawda?

Larry zmieszał się.

– Jesteś pewien?

– Jestem. – Mózg Myrona pracował na najwyższych obrotach. – I jeśli się nie mylę, powiedziałeś, że następna planeta będzie moja. Mówiłeś, że ktoś chce mnie dopaść i coś o głaskaniu księżyca.

Larry miał błysk w oku.

– Głaskał sierp księżyca. Bardzo cię nienawidzi.

– Gdzie jest ten sierp księżyca?

– W układzie słonecznym Aerolis. Nieopodal Guanchomitis.

– Jesteś pewien, Larry? Jesteś pewien, że nie… Myron wstał i zaprowadził go do telefonu. Larry kulił się.

Myron wskazał nalepkę ze zdjęciem sierpa księżyca, obiecującą darmowe nocne rozmowy. Larry jęknął.

– Czy to jest ten sierp księżyca?

– Och proszę, o Boże, proszę…

– Uspokój się, Larry. Kto jeszcze chce tej planety? Kto tak mnie nienawidzi, że głaszcze sierp księżyca?

Dwadzieścia minut później Myron wszedł do pralni chemicznej Changów. W kolejce czekały trzy osoby. Klientów obsługiwała Maxine Chang. Myron nie ustawił się za nimi. Stanął z boku i założył ręce na piersi. Maxine co chwilę na niego zerkała. Myron zaczekał, aż klienci wyjdą. Potem podszedł do niej.

– Gdzie Roger? – zapytał.

– Ma zajęcia.

Myron spojrzał jej w oczy.

– Czy pani wie, że do mnie dzwonił?

– Dlaczego miałby dzwonić do pana?

– Niech pani mi to powie.

– Nie wiem, o czym pan mówi.

– Mam przyjaciela w firmie telefonicznej. Roger dzwonił do mnie z budki w restauracji. Mam wiarygodnych świadków, którzy widzieli go tam w tym czasie. – To była co najmniej przesada, ale Myron ciągnął bez zmrużenia oka: – Groził mi. Wyzwał mnie od skurwieli.

– Roger by tego nie zrobił.

– Nie chcę narobić mu kłopotów, Maxine. O co chodzi? Wszedł następny klient. Maxine zawołała coś po chińsku.

Jakaś staruszka wyszła z zaplecza i zajęła się klientem. Maxine skinęła na Myrona, żeby poszedł za nią. Zrobił to. Minęli rzędy ruchomych wieszaków. Kiedy był mały, te przesuwające się metalowe wieszaki zawsze go zdumiewały, niczym rekwizyty z jakiegoś fajnego filmu science fiction. Maxine szła dalej, aż znaleźli się na tyłach pralni.

– Roger to dobry chłopiec – powiedziała. – Tak ciężko pracuje.

– Co się dzieje, Maxine? Kiedy byłem tu poprzednio, zachowywałaś się dziwnie.

– Pan nie rozumie, jak jest ciężko. Żyć w takim miasteczku. Rozumiał, bo mieszkał tu całe życie, ale zatrzymał to dla siebie.

– Roger tak ciężko pracował. Dostawał dobre stopnie. Był czwarty w swojej klasie. Te inne dzieci. Są rozpieszczone. Wszystkie chodzą na korepetycje. Nie pracują. A Roger pracuje codziennie po szkole. Uczy się w pokoju na zapleczu. Nie chodzi na prywatki. Nie ma dziewczyny.

– A co to ma ze mną wspólnego?

– Inni rodzice wynajmują ludzi, żeby pisali wypracowania za ich dzieci. Posyłają je na kursy, żeby poprawić ich wyniki. Sponsorują szkoły. Robią inne rzeczy, o których nawet nie wiem. To takie ważne, do którego pójdzie się college’u. To może zaważyć na całym dalszym życiu. Wszyscy tak się boją, że zrobiliby wszystko, absolutnie wszystko, żeby ich dziecko dostało się do odpowiedniej szkoły. W tym miasteczku doskonale to widać. Może to dobrzy ludzie, ale każde zło można usprawiedliwić, mówiąc: „To dla mojego dziecka”. Rozumie pan?

– Rozumiem, ale nie wiem, co to ma wspólnego ze mną.

– Chcę, żeby pan zrozumiał. Z tym właśnie musimy walczyć. Z ich pieniędzmi i władzą. Z ludźmi, którzy oszukują, kradną i są gotowi na wszystko.

– Jeśli chce mi pani powiedzieć, że w tym mieście trwa ostra walka o przyjęcie do college’u to dobrze o tym wiem. Również brałem w niej udział.

– Pan był koszykarzem.

– Tak.

– Roger jest takim dobrym uczniem. Tak ciężko pracuje. Jego marzeniem jest dostać się do Duke. Mówił panu o tym. Pewnie pan nie pamięta.

– Wspominał, że złoży tam podanie. Nie pamiętam, że mówił, że to jego marzenie. Po prostu wymienił kilka szkół.

– Ta była na pierwszym miejscu – oświadczyła stanowczo Maxine Chang. – I gdyby Roger został przyjęty, dostałby stypendium. Wystarczyłoby na czesne. To było dla nas bardzo ważne. Jednak nie dostał się. Mimo że był czwarty w swojej klasie. Chociaż miał bardzo dobre wyniki. Lepsze niż Aimee Biel.

Maxine Chang popatrzyła na Myrona ponuro.

– Chwileczkę. Winicie mnie za to, że Roger nie dostał się do Duke?

– Niewiele wiem, Myronie. Jestem tylko praczką. Jednak taka szkoła jak Duke niemal nigdy nie przyjmuje więcej niż jednego ucznia z konkretnego liceum w New Jersey. Aimee Biel została przyjęta. Roger miał lepsze stopnie i doskonałą opinię. Żadne z nich dwojga nie jest wybitnym sportowcem. Roger gra na skrzypcach, Aimee na gitarze.

Maxine Chang wzruszyła ramionami.

– Zatem niech mi pan powie. Dlaczego to ona się dostała, a nie Roger?

Chciał zaprotestować, ale nagle zrozumiał. Napisał list polecający. Nawet zadzwonił do swojego kolegi. Ludzie wciąż robią takie rzeczy. Przecież z tego nie wynikało, że Roger Chang nie zostanie przyjęty. Jednak zadziałała prosta matematyka: kiedy ktoś zajmie jedyne miejsce, ktoś inny musi odpaść.

Maxine powiedziała błagalnie:

– Roger był taki zły.

– To nie jest usprawiedliwienie.

– Nie, nie jest. Porozmawiam z nim. Przeprosi pana, obiecuję.

Jednak Myronowi znów coś przyszło do głowy.

– Czy Roger był zły tylko na mnie?

– Nie rozumiem.

– Czy był zły także na Aimee?

Maxine Chang zmarszczyła brwi.

– Dlaczego pan pyta?

– Ponieważ zaraz potem z tej budki telefonicznej dzwoniono na komórkę Aimee Biel. Czy Roger był na nią zły? Chciał się odegrać?

– Nie, nie Roger. On nie jest taki.

– Racja, on tylko grozi mi przez telefon.

– To była zwykła dziecinada. Nie wiedział, co robi.

– Muszę porozmawiać z Rogerem.

– Co? Nie, zabraniam panu.

– Świetnie, więc pójdę na policję. Powiem o groźbach przez telefon.

Zrobiła wielkie oczy.

– Nie zrobiłby pan tego.

Zrobiłby. Może nawet powinien to zrobić. Jednak jeszcze nie teraz.

– Chcę z nim porozmawiać.

– Będzie tu po szkole.

– Zatem wrócę o trzeciej. Jeśli go nie zastanę, pójdą na policję.

53
{"b":"97734","o":1}