Przykrywką był salon manicure Nail-R-Us w jeszcze nieprzebudowanej części Queens. Budynek sprawiał wrażenie rudery, która zawali się, jeśli ktoś nieopatrznie oprze się o ścianę. Schody przeciwpożarowe pokrywała tak gruba warstwa rdzy, że ryzyko zakażenia tężcem wydawało się znacznie większe niż groźba uduszenia dymem. Wszystkie okna były zamknięte grubymi żaluzjami albo zabite deskami. Budynek był trzypiętrowy i zajmował prawie cały kwartał.
– Litera R w szyldzie jest przekreślona – powiedział Myron do Wina.
– Celowo.
– Jak to?
Win spojrzał na niego, czekając. Myron pomyślał. Napis Nail-R-Us zmienił się w Nail Us.* [Nail us – złap nas.]
– Och – mruknął Myron. – Sprytne.
– Przy oknach stoją dwaj strażnicy – rzekł Win.
– Muszą tu robić kiepski manicure – zauważył Myron.
Win zmarszczył brwi.
– Co więcej, ci dwaj strażnicy zajęli pozycje dopiero wtedy, kiedy wróciła tu ta twoja panna Rochester i jej chłoptaś.
– Boją się jej ojca – rzekł Myron.
– To logiczne wyjaśnienie.
– Wiesz coś o tym lokalu?
– Jego klientela jest poniżej mojego poziomu. – Win ruchem głowy wskazał coś za plecami Myrona. – Ale nie jej.
Myron odwrócił się. Zachodzące słońce przesłonił jakiś obiekt, powodując zaćmienie. To nadchodziła Wielka Cyndi. Była ubrana w kostium z białej lycry. Bardzo obcisły biały kostium, pod którym nie nosiła bielizny. Czysta tragedia. Dla siedemnastoletniej modelki taki strój byłby bardzo ryzykowny. Na czterdziestoletniej kobiecie, która ważyła ponad sto pięćdziesiąt kilogramów… No cóż, żeby włożyć coś takiego, trzeba mieć sporo… No ale można rzec, że Wielkiej Cyndi niczego nie brakowało. I wszystko to trzęsło się, gdy szła w ich kierunku. Rozmaite części jej ciała sprawiały wrażenie obdarzonych własnym życiem i poruszały się samodzielnie, jakby tuzin zwierząt uwięzionych w białym balonie usiłowało wyrwać się na wolność.
Wielka Cyndi cmoknęła Wina w policzek. Potem odwróciła się i powiedziała:
– Witam, panie Bolitar.
Uścisnęła go, chwyciwszy w ramiona. Miał wrażenie, że spowiła go warstwa wilgotnej waty szklanej.
– Cześć, Wielka Cyndi – powiedział Myron, kiedy postawiła go na ziemi. – Dziękuję, że zjawiłaś się tu tak szybko.
– Kiedy pan wzywa, panie Bolitar, biegnę co tchu. Miała nieprzeniknioną minę. Myron nigdy nie wiedział, czy Wielka Cyndi kpi sobie z niego czy nie.
– Znasz ten lokal? – zapytał.
– Och tak.
Westchnęła. Jelenie w promieniu stu kilometrów rozpoczęły gody. Wielka Cyndi miała wargi pomalowane białą szminką, jak z filmu dokumentalnego o Elvisie. Błyszczący brokat na policzkach. Paznokcie pomalowane na kolor, który – jak mu kiedyś powiedziała – nazywa się Pinot Noir. Wielka Cyndi była kiedyś zawodową zapaśniczką, występującą jako czarny charakter. Pasowała do tej roli. Dla tych, którzy nigdy nie oglądali zawodowych zapasów, to tylko ukartowana zabawa, w której dobro walczy ze złem. Przez całe lata Wielka Cyndi była złą wojowniczką zwaną Ludzkim Wulkanem. Aż pewnej nocy, po szczególnie zaciętym pojedynku, podczas którego Wielka Cyndi „poturbowała” śliczną i zgrabną Esperanzę „Małą Pocahontas” Diaz stołkiem – tak ciężko, że przyjechała fałszywa karetka z noszami i wszystkim, co trzeba – tłum rozwścieczonych fanów czekał na nią przed lokalem.
Kiedy Wielka Cyndi wyszła, tłum zaatakował.
O mało nie zginęła. Tłum był pijany, wściekły i nie w nastroju do rozróżniania prawdy od fikcji. Wielka Cyndi próbowała uciec, ale nie mogła. Walczyła zaciekle i dobrze, ale żądnych jej krwi przeciwników były dziesiątki. Ktoś uderzył ją aparatem fotograficznym, laską, butem. Rzucili się na nią hurmem. Przewrócili. Zaczęli kopać.
Widząc to zamieszanie, Esperanza próbowała interweniować. Tłum nie chciał jej słuchać. Nawet ich ulubiona zapaśniczka nie mogła powstrzymać żądnych krwi napastników. I wtedy Esperanza zrobiła coś naprawdę natchnionego.
Wskoczyła na dach samochodu i „wyjawiła”, że Wielka Cyndi tylko udawała czarny charakter, żeby zdobyć informacje. Tłum znieruchomiał. Co więcej, oznajmiła Esperanza, Wielka Cyndi w rzeczywistości jest dawno zaginioną siostrą Małej Pocahontas, Wielką Szefową. Dość niezgrabny przydomek, ale – do licha – Esperanza musiała błyskawicznie improwizować. Zapowiedziała, że Mała Pocahontas oraz jej siostra połączą siły i od tej pory będą występować razem.
Tłum zaczął wiwatować. Potem pomógł Wielkiej Cyndi wstać.
Wielka Szefowa i Mała Pocahontas szybko stały się najbardziej popularną parą zapaśniczek. Co tydzień odgrywały ten sam scenariusz: Esperanza rozpoczynała pojedynek, wygrywając dzięki swojej zręczności, strona przeciwna robiła coś zabronionego jak sypanie piaskiem w oczy albo uderzanie jakimś ciężkim przedmiotem i korzystając z chwilowej nieuwagi Wielkiej Szefowej, dwa czarne charaktery rzucały się na biedną, bezradną Pocahontas, okładając ponętną zapaśniczkę, dopóki nie pękł jej pasek zamszowego bikini, a wtedy Wielka Szefowa z bojowym okrzykiem ruszała jej na ratunek.
Niesamowita zabawa.
Po zakończeniu zapaśniczej kariery Wielka Cyndi stała na bramce, a czasem występowała w kilku podrzędnych klubach towarzyskich. Znała ciemne strony życia. Teraz właśnie na to liczyli.
– Co to za lokal? – zapytał Myron.
Wielka Cyndi zmarszczyła brwi, upodabniając się do indiańskiego totemu.
– Robią tu różne rzeczy, panie Bolitar. Trochę narkotyków, trochę przestępstw internetowych, ale głównie agencje towarzyskie.
– Agencje – powtórzył Myron. – Liczba mnoga? Wielka Cyndi skinęła głową.
– Chyba sześć lub siedem różnych. Pamięta pan, że kilka lat temu przy Czterdziestej Drugiej Ulicy było pełno burdeli?
– Tak.
– Jak pan myśli, gdzie się podziały, kiedy je stamtąd wyrzucili?
Myron spojrzał na salon manicure.
– Tutaj?
– Tu, tam, wszędzie. Nie można zlikwidować bajzli, panie Bolitar. One zawsze przenoszą się w inne miejsce.
– I to jest to nowe miejsce?
– Jedno z wielu. Tu, w tym budynku, mieszczą się wyspecjalizowane kluby zaspokajające najrozmaitsze upodobania.
– Takie jak…?
– Niech pomyślę. Jeśli lubi pan blond piękności, idzie pan do Złotowłosej. Na pierwszym piętrze, na końcu po prawej. Jeżeli woli pan czarnoskórych mężczyzn, wchodzi pan na ostatnie piętro, do lokalu o nazwie – pewnie się to panu spodoba, panie Bolitar – Malcolm Sex.
Myron spojrzał na Wina. Ten wzruszył ramionami. Wielka Cyndi kontynuowała z werwą dobrego przewodnika:
– Ludzie o azjatyckich upodobaniach zaspokoją je w Klubie Wesołego Ssania, a…
– Taak – przerwał Myron – chyba już mam pełny obraz. Zatem jak mam tam wejść i znaleźć Katie Rochester?
Wielka Cyndi zastanawiała się chwilę.
– Mogę udawać kandydatkę do pracy.
– Przepraszam?
Wielka Cyndi oparła swe potężne pięści na biodrach. To oznaczało, że znalazły się w sporej odległości od siebie.
– Nie wszystkich mężczyzn pociągają małe kobietki, panie Bolitar.
Myron zamknął oczy i pomasował nasadę nosa.
– No tak, w porządku, być może. Jeszcze jakieś pomysły? Win cierpliwie czekał. Myron zawsze sądził, że Win nie będzie tolerował Wielkiej Cyndi, lecz przyjaciel już przed laty zaskoczył go. „Jednym z naszych najgorszych i najbardziej rozpowszechnionych uprzedzeń jest niechęć do dużych kobiet. Nigdy, przenigdy, nie potrafimy dostrzec przez to uprzedzenie prawdy”. Miał rację. Myron był głęboko zawstydzony, kiedy Win mu to uzmysłowił. Od tej chwili zaczął traktować Wielką Cyndi tak jak powinien – jak wszystkich innych. A to strasznie ją wkurzało. Pewnego razu, kiedy uśmiechnął się do niej, klepnęła go w ramię – tak mocno, że przez dwa dni nie mógł ruszyć ręką – i krzyknęła: „Niech pan przestanie!”.
– Może powinniście spróbować prostszego sposobu – rzekł Win. – Ja zostanę tutaj. Miej włączony telefon. Razem z Wielką Cyndi spróbuj dostać się do środka.
Wielka Cyndi skinęła głową.
– Możemy udawać parę szukającą zabawy we troje. Myron już miał coś powiedzieć, gdy Wielka Cyndi dodała:
– Żartowałam.
– Wiedziałem.
Uniosła lśniącą brew i pochyliła się nad nim. Góra przyszła do Mahometa.
– Teraz jednak, gdy zasiałam ziarno erotycznego zwątpienia, panie Bolitar, może małe kobietki panu nie wystarczą.
– Jakoś się z tym pogodzę. Chodźmy.
Myron pierwszy przeszedł przez drzwi. Stojący przy nich czarny mężczyzna w supermodnych okularach zatrzymał go. Miał słuchawkę w uchu, jak agent Secret Service. Pobieżnie obszukał Myrona.
– Człowieku – powiedział Myron – tyle zachodu z powodu manicure’u?
Bramkarz zabrał mu telefon komórkowy.
– Nie pozwalamy robić zdjęć – powiedział.
– Ta komórka nie ma takiej opcji.
Czarny uśmiechnął się.
– Dostanie ją pan przy wyjściu.
Uśmiechał się, gdy Wielka Cyndi wypełniła drzwi. Wtedy uśmiech zgasł, przechodząc w coś, co przypominało grymas przerażenia. Wielka Cyndi weszła, nisko pochylając głowę, jak olbrzym wkraczający do domku dla lalek. Wyprostowała się, przeciągnęła i stanęła w lekkim rozkroku. Biała lycra zapiszczała z bólu. Wielka Cyndi mrugnęła do czarnoskórego.
– Obszukaj mnie, chłopcze – powiedziała. – Mam broń. Kostium przylegał do niej jak druga skóra. Jeśli Wielka Cyndi rzeczywiście miała broń, to bramkarz nie chciał wiedzieć gdzie.
– W porządku, proszę pani. Proszę wejść.
Myron znów pomyślał o tym, co powiedział Win o tym bardzo rozpowszechnionym uprzedzeniu. W tych słowach było coś osobistego, ale kiedy Myron próbował go pociągnąć za język, Win zamknął dyskusję. Jednak, mniej więcej przed czterema laty, Esperanza chciała, żeby Wielka Cyndi poprowadziła sprawy kilku klientów. Poza Myronem i Esperanzą była w Rep MB najdłużej. Tak więc wydawało się, że ma to sens. Jednak Myron wiedział, że to będzie katastrofa. I była. Żaden z klientów Wielkiej Cyndi nie był zadowolony. Składali to na karb jej dziwacznego ubioru, makijażu i sposobu mówienia (lubiła powarkiwać), ale nawet gdyby wyzbyła się tego wszystkiego, czy to by coś zmieniło?