Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Czarnoskóry przycisnął dłoń do ucha. Ktoś do niego mówił. Położył dłoń na ramieniu Myrona.

– Czym mogę panu służyć?

Myron postanowił rozegrać to jak najprościej.

– Szukam kobiety, która nazywa się Katie Rochester.

– Nie ma tu nikogo takiego.

– Ależ jest – rzekł Myron. – Weszła przez te drzwi dwadzieścia minut temu.

Czarnoskóry mężczyzna zrobił krok w jego kierunku.

– Nazywasz mnie kłamcą?

Myron miał ochotę kopnąć go kolanem w krocze, ale to nic by mu nie dało.

– Posłuchaj, możemy odegrać tu cały spektakl pod tytułem „dwaj macho”, ale jaki miałoby to sens? Ja wiem, że ona tu weszła. Wiem, dlaczego się ukrywa. Nie chcę zrobić jej krzywdy. Możemy to rozegrać na dwa sposoby. Pierwszy, ona porozmawia ze mną przez chwilę i na tym koniec. Nikomu nie powiem, gdzie się ukryła. Drugi sposób… No cóż, na zewnątrz mam kilku ludzi. Wyrzucicie mnie stąd, to zadzwonię do jej ojca. On sprowadzi tu jeszcze kilku. Zrobi się nieprzyjemnie. Nikt z nas tego nie potrzebuje. Chcę tylko porozmawiać.

Czarnoskóry nie odzywał się.

– Jeszcze jedno – dodał Myron. – Jeśli ona się obawia, że pracuję dla jej ojca, zapytajcie ją, czy gdyby jej ojciec wiedział, że ona tu jest, czy byłby taki subtelny?

Bramkarz nadal się zastanawiał.

Myron rozłożył ręce.

– Jestem na waszym terenie. Jestem nieuzbrojony. Co mogę wam zrobić?

Tamten czekał jeszcze przez sekundę. Potem powiedział:

– Skończył pan?

– Ponadto może będziemy również zainteresowani zabawą we troje – wtrąciła Wielka Cyndi.

Myron uciszył ją spojrzeniem. Wzruszyła ramionami i zamilkła.

– Zaczekajcie tu.

Mężczyzna skierował się do stalowych drzwi. Zapiszczały. Facet otworzył je i wszedł do środka. Nie było go około pięciu minut. Do pokoju wszedł jakiś łysol w okularach. Był wyraźnie nieswój. Wielka Cyndi spojrzała na niego kokieteryjnie. Oblizała wargi. Wypięła piersi jak balony. Myron potrząsnął głową, obawiając się, że Wielka Cyndi zaraz padnie na kolana i odegra nie wiadomo co, ale na szczęście drzwi znów się otworzyły. Czarnoskóry w okularach wystawił głowę.

– Niech pan idzie ze mną – rzekł, wskazując na Myrona. Obrócił się do Wielkiej Cyndi. – Sam.

Nie spodobało jej się to. Myron posłał jej uspokajające spojrzenie i wszedł do drugiego pokoju. Stalowe drzwi zamknęły się za nim. Myron rozejrzał się i mruknął:

– Oho.

Było ich czterech. Różnego wzrostu. Z mnóstwem tatuaży. Jedni się uśmiechali. Inni się krzywili. Wszyscy nosili dżinsy i czarne koszulki. Żaden nie był dobrze ogolony. Myron starał się domyślić, który z nich jest przywódcą. Większość ludzi mylnie uważa, że w starciu z przeważającym liczebnie przeciwnikiem należy szukać najsłabszego ogniwa. To błąd. Ponadto, jeśli faceci są naprawdę dobrzy, nie ma to żadnego znaczenia.

Czterech na jednego w niewielkiej przestrzeni. Jesteś załatwiony.

Myron wybrał tego, który stał bliżej niż pozostali. Facet był ciemnowłosy i mniej więcej pasował do opisu chłoptasia Katie Rochester, podanego przez Wina i Ednę Skylar. Myron spojrzał mu w oczy.

– Zgłupiałeś czy co? – zapytał

Ciemnowłosy zmarszczył brwi, zaskoczony i urażony.

– Do mnie mówisz?

– Jeśli powiem: „Tak, do ciebie” to będzie koniec dyskusji, czy też powtórzysz to albo powiesz: „Lepiej, żebyś tak do mnie nie mówił”? Ponieważ naprawdę obaj nie mamy czasu na takie głupoty.

Ciemnowłosy uśmiechnął się.

– Kiedy rozmawiałeś z moim przyjacielem przed drzwiami, zapomniałeś o trzeciej możliwości.

– Jakiej?

– Trzecia możliwość. – Pokazał mu trzy palce, na wypadek gdyby Myron nie znał słowa „trzy”. – Możemy zadbać o to, żebyś nic nie powiedział jej ojcu.

Uśmiechnął się. Pozostali trzej też się uśmiechnęli. Myron rozłożył ręce.

– Jak?

Tamten znów zmarszczył brwi.

– Co jak?

– Jak chcecie to zrobić? – Myron rozejrzał się. – Chcecie się na mnie rzucić, taki macie plan? No i co dalej? Żeby mnie uciszyć, musielibyście mnie zabić. Chcecie posunąć się tak daleko? A co z moją śliczną partnerką za drzwiami? Ją również chcecie zabić? A co z moimi pozostałymi współpracownikami – Myron pozwolił sobie na lekką przesadę, używając liczby mnogiej – którzy czekają na zewnątrz? Ich też zamierzacie pozabijać? A może chcecie, sam nie wiem, pobić mnie, żeby dać mi nauczkę? Jeśli tak, to jestem kiepskim uczniem. Takie podejście na mnie nie działa. Poza tym patrzę teraz na was i zapamiętuję wasze twarze, więc jeśli mnie zaatakujecie, to lepiej postarajcie się mnie zabić, bo jeśli nie, to dopadnę was, kiedy będziecie spali, jednego po drugim, zwiążę, obleję naftą krocza i podpalę.

Myron Bolitar, Mistrz Melodramatu. Mierzył ich wzrokiem, przenosząc spojrzenie od jednej twarzy do drugiej.

– I to ma być ta trzecia możliwość? – zapytał.

Jeden z nich niespokojnie szurnął nogą. Dobry znak. Drugi zerknął na trzeciego. Ciemnowłosy miał na ustach coś w rodzaju uśmiechu. Ktoś zapukał do drzwi na drugim końcu pokoju. Ciemnowłosy uchylił je, zamienił z kimś kilka słów, zamknął drzwi i znów odwrócił się do Myrona.

– Dobry jesteś – powiedział.

Myron nie odzywał się.

– Tędy.

Ciemnowłosy otworzył drzwi i wskazał mu drogę. Myron przeszedł przez nie do pokoju o czerwonych ścianach. Wisiały na nich zdjęcia pornograficzne i plakaty filmów dla dorosłych. Była tam kanapa obita czarną skórą, dwa składane krzesła i lampa. A na kanapie, przestraszona, lecz cała i zdrowa, siedziała Katie Rochester we własnej osobie.

68
{"b":"97734","o":1}