Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Rozdział 48

Kiedy Myron wrócił do swojego samochodu, stała przy nim Claire.

– Chodzi o Erika – powiedziała.

– Co z nim?

– Wybiegł z domu. Ze starym pistoletem ojca.

– Dzwoniłaś na jego komórkę?

– Nie odbiera – powiedziała Claire.

– Domyślasz się, dokąd pojechał?

– Kilka lat temu reprezentowałam firmę KnowWhere – odparła Claire. – Słyszałeś o niej?

– Nie.

– Są jak OnStar lub LoJack- Instalują w twoim samochodzie GPS na wypadek jakichś nieprzewidzianych wypadków. Mamy je w obu samochodach. Przed chwilą zadzwoniłam do właściciela firmy i ubłagałam go, żeby podał mi lokalizację.

– I co?

– Erik zaparkował wóz przed domem Harry’ego Davisa.

– Jezu.

Myron wskoczył do samochodu. Claire wślizgnęła się na siedzenie obok. Miał ochotę się spierać, ale nie było na to czasu.

– Zadzwoń do domu Harry’ego Davisa – polecił.

– Próbowałam – odparła. – Nikt nie odbiera.

Samochód Erika istotnie stał zaparkowany przed domem Davisa. Jeśli Erik chciał niespodziewanie podejść nauczyciela, to niespecjalnie się postarał.

Myron zgasił silnik. Wyjął broń.

– A po co ci to, do diabła? – zapytała Claire.

– Zostań tutaj.

– Pytałam…

– Nie teraz, Claire. Zostań tutaj. Zadzwonię, jeśli będę cię potrzebował.

Ton jego głosu nie pozostawiał miejsca na żadne spory i tym razem Claire usłuchała. Ruszył ścieżką, nisko pochylony. Frontowe drzwi były uchylone. Nie podobało mu się to. Przykucnął i nasłuchiwał.

Słyszał jakieś odgłosy, ale nie mógł ustalić, skąd dochodzą.

Lufą pistoletu pchnął drzwi, otwierając je szerzej. W przedpokoju nie było nikogo. Dźwięki dobiegały gdzieś z lewej. Myron podkradł się tam. Wyjrzał zza rogu i zobaczył leżącą na podłodze kobietę. Domyślił się, że to pani Davis.

Była zakneblowana. Ręce miała związane na plecach. Oczy szeroko otwarte ze strachu. Myron przyłożył palec do warg. Spojrzała w prawo, potem znów na Myrona i znowu na prawo.

Usłyszał głosy.

W pokoju byli inni ludzie. Po jej prawej.

Myron zastanowił się nad następnym posunięciem. Mógł wycofać się i wezwać policję. Otoczyliby dom i zaczęli negocjować z Erikiem. Tylko że wtedy mogłoby być już za późno.

Usłyszał klaśnięcie policzka. Ktoś krzyknął. Pani Davis zacisnęła powieki.

Nie miał innego wyjścia. Musiał to zrobić. Mocniej ścisnął kolbę pistoletu. Już miał skoczyć i wycelować broń w tym kierunku, w którym spoglądała pani Davis. Ugiął kolana. Nagle znieruchomiał.

Wskakiwanie tam z bronią. Czy to było rozsądne posunięcie?

Erik był uzbrojony. Oczywiście, może by się poddał. Albo mógł spanikować i strzelić.

Pół na pół.

Myron spróbował czegoś innego.

– Eriku?

Cisza.

– Eriku, to ja. Myron.

– Wejdź, Myron.

Głos był spokojny. Niemal rozbawiony. Myron wyszedł zza rogu. Erik stał z bronią w ręku. Miał na sobie białą koszulę bez krawata. Jej przód był poplamiony krwią.

Na widok Myrona Erik się uśmiechnął.

– Pan Davis jest już gotów mówić.

– Odłóż broń, Erik.

– Nie mam zamiaru.

– Powiedziałem…

– Bo co? Zastrzelisz mnie?

– Nikt tu nikogo nie zastrzeli. Po prostu odłóż broń. Erik pokręcił głową. Nie przestawał się uśmiechać.

– Wejdź dalej. Proszę.

Myron wszedł do pokoju, nadal trzymając uniesioną broń. Teraz widział pana Davisa. Nauczyciel siedział na krześle, plecami do niego. Ręce miał związane nylonową żyłką. Głowę zwieszoną, opartą o pierś.

Myron obszedł go i spojrzał.

– O rany.

Davis został pobity. Miał zakrwawioną twarz. Wybity ząb leżał na podłodze. Myron odwrócił się i spojrzał na Erika. Ten był teraz innym człowiekiem. Nie był tak sztywny jak zawsze. Nie sprawiał wrażenia zdenerwowanego czy poruszonego. Prawdę mówiąc, Myron jeszcze nigdy nie widział go tak rozluźnionego.

– On potrzebuje lekarza – powiedział Myron.

– Nic mu nie będzie.

Myron spojrzał Erikowi w oczy. Były spokojne jak dwa jeziora.

– To nie jest sposób, Eriku.

– Ależ jest.

– Posłuchaj mnie…

– Ani myślę. Jesteś w tym dobry, Myronie, bez dwóch zdań. Jednak musisz przestrzegać zasad. Pewnych reguł. A kiedy twojemu dziecku grozi niebezpieczeństwo, wszystkie zasady wyrzuca się przez okno.

Myron pomyślał o Dominicku Rochesterze, który powiedział coś podobnego w domu Seidenów. Trudno byłoby znaleźć dwóch ludzi bardziej różniących się niż Erik Biel i Dominick Rochester. Rozpacz i strach sprawiły, że stali się niemal identyczni.

Harry Davis podniósł zakrwawioną twarz.

– Nie wiem, gdzie jest Aimee, przysięgam.

Zanim Myron zdążył zareagować, Erik skierował lufę pistoletu w dół i strzelił. W niewielkim pomieszczeniu huk wystrzału był ogłuszający. Harry Davis wrzasnął. Zakneblowana pani Davis jęknęła.

Myron z niedowierzaniem spojrzał na but Davisa.

Była w nim dziura.

Tuż przy dużym palcu. Z otworu zaczęła sączyć się krew. Myron wycelował w głowę Erika.

– Odłóż broń, natychmiast!

– Nie.

Erik powiedział to zupełnie spokojnie. Spoglądał na Harry’ego Davisa. Ten mimo bólu miał podniesioną głowę i trzeźwe spojrzenie.

– Spałeś z moją córką?

– Nigdy!

– On mówi prawdę, Eriku.

Erik obrócił się do Myrona.

– Skąd wiesz?

– To był inny nauczyciel. Niejaki Drew Van Dyne. Pracuje w sklepie muzycznym, w którym przesiadywała.

Erik był zbity z tropu.

– Jednak kiedy podwiozłeś Aimee, przyszła tutaj, prawda?

– Tak.

– Dlaczego?

Obaj spojrzeli na Harry’ego Davisa. Teraz krew spływała mu już po bucie. Sączyła się leniwie. Myron zastanawiał się, czy sąsiedzi słyszeli huk wystrzału i czy wezwali policję. Wątpił w to. Mieszkający tu ludzie z pewnością zakładali, że to przedwczesny zapłon w gaźniku albo fajerwerki, coś zwyczajnego i niegroźnego.

– To nie tak, jak myślicie – powiedział Harry Davis.

– A jak?

W tym momencie Harry Davis zerknął na swoją żonę. Myron zrozumiał. Odciągnął Erika na bok.

– Złamałeś go – rzekł. – Jest gotowy mówić.

– I co?

– To, że nic nie powie przy swojej żonie. A jeśli naprawdę coś zrobił Aimee, to nie przyzna się przy tobie.

Erik wciąż lekko się uśmiechał,

– Chcesz przejąć kontrolę

– Tu nie chodzi o przejmowanie kontroli – odparł Myron – ale o uzyskanie informacji.

Wtedy Erik go zaskoczył. Skinął głową.

– Masz rację.

Myron spoglądał na niego, jakby czekał na puentę.

– Myślisz, że chodzi o mnie – rzekł Erik. – Nie. Chodzi o moją córkę. O to, co bym zrobił, żeby ją uratować. Zabiłbym tego człowieka bez wahania. Zabiłbym jego żonę. Do diabła, Myron, zabiłbym ciebie. Jednak to nic by nie dało. Masz rację. Złamałem go. Jeśli jednak chcemy, żeby zaczął mówić, jego żona i ja powinniśmy opuścić ten pokój.

Podszedł do pani Davis. Skuliła się.

– Zostaw ją w spokoju! – krzyknął Harry Davis.

Erik zignorował go. Złapał panią Davis i pomógł jej wstać. Potem spojrzał na Harry’ego.

– Twoja żona i ja zaczekamy obok.

Wyszli do kuchni i zamknęli za sobą drzwi. Myron chciał rozwiązać Davisa, ale nylonowych więzów nie dało się rozplatać. Wziął koc i zatamował nim krew płynącą ze zranionej stopy.

– Prawie nie boli – rzekł Davis.

Mówił jak w transie. Dziwne, ale sprawiał wrażenie odprężonego. Myron widywał już taką reakcję. Spowiedź istotnie jest balsamem dla duszy. Ten człowiek dźwigał ciężkie brzemię tajemnic. Poczuje się lepiej, przynajmniej chwilowo, kiedy wyrzuci je z siebie.

– Uczę w liceum od dwudziestu dwóch lat – zaczął bez zachęcania Davis. – Kocham tę pracę. Wiem, że nie jest dobrze płatna. Wiem, że nie jest prestiżowa. Jednak uwielbiam uczniów. Kocham uczyć. Lubię pomagać młodym w odnajdywaniu własnej drogi. Lubię, kiedy przychodzą, by mnie odwiedzić. Davis umilkł.

– Dlaczego Aimee przyszła tutaj tamtej nocy? – zapytał Myron.

Davis jakby go nie słyszał.

– Niech pan pomyśli, panie Bolitar. Ponad dwadzieścia lat. Wśród uczniów szkoły średniej. Nie mówię „wśród dzieci”. Ponieważ wiele z nich już nie jest dziećmi. Mają po szesnaście, siedemnaście, nawet osiemnaście lat. Są wystarczająco dorosłe, żeby służyć w wojsku i głosować. I jeśli nie jesteś ślepy, widzisz, że to są kobiety, nie dziewczynki. Oglądał pan kiedyś dodatek z kostiumami kąpielowymi „Sports Illustrated”? Albo pokaz najlepszych demów mody? Te modelki są w tym samym wieku co te śliczne, świeże dziewczyny, z którymi przebywam przez pięć dni w tygodniu i dziesięć miesięcy w roku. To kobiety, panie Bolitar. Nie dziewczynki. Nie jest to jakiś niezdrowy pociąg czy pedofilia.

– Mam nadzieję, że nie próbuje pan usprawiedliwić pożycia seksualnego z uczennicami – powiedział Myron.

Davis pokręcił głową.

– Chciałem tylko umieścić w odpowiednim kontekście to, co zaraz powiem.

– Niepotrzebny mi kontekst, Harry. Tamten prawie się roześmiał.

– Myślę, że rozumie pan, co mówię, lepiej, niż chciałby pan przyznać. Rzecz w tym, że jestem normalnym mężczyzną – rozumiem przez to normalnego heteroseksualnego samca z jego odruchami i potrzebami. Rok po roku otaczają mnie oszałamiająco piękne kobiety w obcisłych spódniczkach i spodniach, pokazujące głębokie dekolty i gołe brzuchy. Codziennie, panie Bolitar. Uśmiechają się do mnie. Flirtują ze mną. A my, nauczyciele, mamy być silni i opierać się temu co dnia.

– Niech zgadnę – rzekł Myron. – Przestał się pan opierać?

– Nie szukam pańskiego współczucia. Mówię tylko, że to nienormalna sytuacja. Kiedy widzi pan siedemnastolatkę idącą ulicą, przygląda się jej pan. Pożąda jej. Może nawet fantazjuje.

– Ale nie zaczepia – odparł Myron.

– A dlaczego nie? Ponieważ to byłoby niewłaściwe czy ponieważ nie miałby pan szans? Teraz niech pan sobie wyobrazi setki takich dziewczyn widywanych codziennie, przez długie lata. Od najdawniejszych czasów mężczyzna chciał być potężny i bogaty. Dlaczego? Większość antropologów odpowie, że po to, żeby zdobyć więcej kobiet. To leży w ludzkiej naturze. Nie patrzeć, nie pożądać, nie pragnąć – to byłoby nienormalne, nie sądzi pan?

77
{"b":"97734","o":1}